W idealnej rzeczywistości zimowe okienko transferowe w polskich klubach wyglądałoby tak, że kluby walczące o mistrzostwo zachowałby w kadrach swoich najważniejszych zawodników i ściągnęły wartościowe uzupełnienia składu, te ze środka tabeli sięgnęłyby po solidne wzmocnienia, które pozwoliłyby im na wiosnę powalczyć o coś więcej, a te walczące o utrzymanie sprzedałby cały swój kadrowy szrot i wymieniły go na porządniejszych graczy. Ale w Polsce nie można liczyć na idealne scenariusze. Bilans transferowej zimy, na chwilę przed starem ligi, jest dla polskich klubów bolesny – choć oczywiście okno trwa do końca miesiąca, więc wciąż można spodziewać się ruchów kadrowych. Póki co większość się osłabiła, część zachowała wątpliwy status quo, a zespoły, które się wzmocniły pozostają w mniejszości. Przyglądamy się temu bliżej.
Podzieliśmy polskie kluby na trzy kategorie i do każdej z nich dopasowaliśmy kluby z PKO Bank Polski Ekstraklasy według naszej oceny ich zimowych ruchów transferowych:
Drużyny, które przystępują do rundy wiosennej w lepszej sytuacji względem jesieni: Wisła Płock, Cracovia, Wisła Kraków, Raków Częstochowa, Górnik Zabrze
Cracovii zimą sprzyjał fakt, że nie ma w swoim składzie ani jednego zawodnika, który swoim poziomem znacznie wyróżniałby się ponad ligę i byłby łakomym kąskiem transferowym dla zachodnich klubów. Poza tym wszystkich najważniejszych piłkarzy obowiązywały jeszcze długoletnie kontrakty i władze Pasów miały ten komfort, że nie musiały sprzedawać absolutnie nikogo. Ponadto Michał Probierz to inteligentny facet, który połączył ze sobą rynkowe kropki i zrozumiał, że we współczesnych warunkach ciężko sklecić zespół tylko z utalentowanych Polaków, więc trzeba stawiać na niezłych obcokrajowców. W ten sposób do Krakowa zawitali Florian Loshaj (przyzwoity i niestary gracz z ligi rumuńskiej), Thiago (wyróżniający się pomocnik w I lidze), Ivan Fiolić (doświadczenie w Lidze Mistrzów, swojego czasu duży potencjał, ostatnio średniawo w lidze cypryjskiej). Każdy z nich to wzmocnienie na tu i teraz.
Na wypożyczenie poszli Cecarić i Piszczek, obaj pełnili w drużynie role rezerwowych, ale nikt za nimi przez najbliższe pół roku płakać nie będzie.
Pod Wawelem nie próżnowała też Wisła, która nie miała wyboru – musiała wzmacniać zespół. Właściwie, za wyjątkiem bramki, potrzeba transferów dotyczyła każdej pozycji. Na środek obrony przyszedł Hebert i jest to najlepsza informacja, jaka mogła spotkać Białą Gwiazdę. Już nikt przy Reymonta nie będzie musiał modlić się błagalnie za każdym razem, kiedy piłka zbliżać się będzie do Rafała Janickiego. W końcu w jego miejsce przyszedł ktoś solidny, doświadczony i raczej unikający głupich błędów. Ofensywa wzbogaciła się zaś o Żukowa, Turgemana, Kuveljicia i Tuptę. Żadne z tych nazwisk na kolana nie rzuca, ale żadne z nich nie można też sklasyfikować jako szrot. Jeśli któryś z nich wypali, absolutnie nie będziemy zdziwieni. Jeśli wszyscy – tak samo.
Raków Częstochowa jedzie na kolektywie, nie opiera swojej gry na dyspozycji pojedynczych piłkarzy, a taki układ w polskich warunkach sprzyja przy prowadzeniu polityki transferowej. W konsekwencji klubu spod Jasnej Góry nie opuścił żaden zawodnik, którego nie da się zastąpić, a za to do miasta, którego obronę barwnie opisywał niegdyś Henryk Sienkiewicz, zawitało kilku całkiem ciekawych obcokrajowców. Mowa tu o Davidzie Tijaniciu (młody, ale doświadczony pomocnik ze Słowenii), Marko Poletanoviciu (nie wypalił w Jagiellonii, ale potencjał ma) i przede wszystkim Franie Tudorze, który stanowi niebagatelne wzmocnienie ekipy Marka Papszuna. 24-letni Chorwat, po debiucie w reprezentacji, jeszcze do niedawna regularnie grający w Hajduku Split, tylko szkoda, że ostatnie pół roku spędził bez klubu. Ale spokojnie: jest zdrowy i jakoś wydaje nam się, że może tutaj błysnąć.
Znajdujący się w podobnej sytuacji do Rakowa Górnik Zabrze również w żaden sposób się nie osłabił, a za to do walki o utrzymanie zaprzągł sobie dwóch interesujących piłkarzy. Tak, jak Erik Jirka jest relatywnie młody, po niezłej rundzie w lidze serbskiej (16 meczów, 4 gole, 4 asyst) i to raczej ligowy dżemik nie będzie, tak Roman Prochazka robi jeszcze większe wrażenie. Do Zabrza przyjeżdża bowiem bardzo doświadczony Słowak z Victorii Pilzno, który dopiero co regularnie grał w bardzo silnym klubie z silniejszej ligi niż polska, strzelał w niej bramki i grywał w Lidze Mistrzów. Takie transfery bronią się same w sobie.
Mieliśmy mały problem ze sklasyfikowaniem Wisły Płock, bo jednak na Mazowszu zdecydowano się oddać Ricardinho na Bliski Wschód. Może w tym sezonie nie jest jakoś szczególnie wyśmienity, miewał już lepsze okresy, najmłodszy też już nie jest, ale dalej momentami był to zawodnik, który potrafił zrobić różnicę. Dziurę po jego odejściu załatać ma jednak duet Cillian Sheridan-Torgil Gjertsen i nie jest to szczególnie nieatrakcyjne zastępstwo. Pierwszy zna Polskę, radził tu sobie i choć nie jest szczególnie bramkostrzelny, to swoje potrafi i praktycznie wszędzie, gdzie grał, miał miejsce w pierwszym składzie. Typ zawsze pożytecznego pracującego napastnika. Gjertsen to dryblujący skrzydłowy, dobrze czujący się w grze jeden na jeden, z niezłymi statystykami w lidze norweskiej i przeszłością reprezentacyjną w… futsalu. Generalnie bilans okienka w Płocku wychodziłby na zero, gdyby nie transfer Krzysztofa Kamińskiego. Polski bramkarz był uwielbiany w Japonii, grał tam długo i regularnie, jest fachowcem niezłej klasy i powinien być wyraźnym wzmocnieniem ponad dotychczasową obsadę bramki Wisły, która momentami – dobra, długimi momentami – wołała o pomstę do nieba.
Drużyny, które przystępują do rundy wiosennej w niezmiennej sytuacji względem jesieni: Piast Gliwice, Korona Kielce, Zagłębie Lubin
Nie da się stać w miejscu bardziej niż Zagłębie Lubin. Tam bilans okienka wynosi zero absolutne, choć, jeśli dobrze się nad tym zastanowimy, to do tego zera jednak można dopisać mały minus, jakkolwiek po wałęsowsku by to nie brzmiało. Dlaczego? Ano dlatego, że chociaż skład zupełnie się nie zmienia, bo udało się zatrzymać Starzyńskiego, a Kopacz i Czerwiński odejdą dopiero latem, to nie sposób nie odnieść wrażenie, że Miedziowi po prostu nie będą lepsi. A już jakoś tak w tym sporcie jest, że kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Choć w sumie to powiedzenie może nie jest najbardziej zasadne w przypadku naszej ligi, gdzie każdy kolejny zespół zdaje się cofać…
W miejscu stoi też Korona Kielce i Piast Gliwice, ale to dwa zespoły, które są na dwóch przeciwnych biegunach. Problemów i patologii w Kielcach nie sposób zliczyć, klub podupada, stracił jakąkolwiek tożsamość i charakter, a ostatnio rok do roku zjeżdża się do stolicy świętokrzyskiego taczkowy szrot, który potem weryfikuje się na boiskach Ekstraklasy. Teraz sytuacja nie wygląda inaczej nie jesienią, skład dalej jest słaby, wzmocnienia nieimponujące (gość z szóstej ligi angielskiej i Cecarić z Cracovii), a pomysłu na obudowę, jak nie było, tak nie ma.
W Gliwicach status quo, ale z goła inny. Piast sporo wzmocnień poczynił latem, a teraz za zawodzącego Daniego Aquino przyszedł młodszy i zdolniejszy Tymoteusz Klupś.
Drużyny, które przystępują do rundy wiosennej w gorszej sytuacji względem jesieni: Jagiellonia Białystok, Pogoń Szczecin, Legia Warszawa, Śląsk Wrocław, Arka Gdynia, Lechia Gdańsk, Lech Poznań, ŁKS Łódź,
Jagiellonia Białystok? Strata najlepszego napastnika (Klimala), solidnego obrońcy (Guilherme). Transfery niezłego obrońcy z ligi rumuńskiej (Tiru) i napastnika, który swojego czasu potrafił walną parę bramek w lidze chorwackiej (Puljić). To może wypalić, ale może też runąć.
Pogoń Szczecin? Odejście Adama Buksy. Jednego z najlepszych napastników ligi, najlepszego strzelca Pogoni. W jego miejsce przyszedł Paweł Cibicki, który talent ma, ale klasyczną dziewiątkę nie jest. Lubi pokiwać, lubi podryblować, ale wielkiego drygu do strzelania bramek nie ma. Co więcej, w sparingach wypadał słabo.
Legia Warszawa? Odejście Jarosława Niezgody. Brak jakiegokolwiek następcy. Poza tym Warszawę opuścił Nagy i Cafu, przyszli Pyrdoł i Cholewiak. Ruch, który można zapisać na plus to sprzedanie Radosława Majeckiego za grube pieniądze do Monaco i wypożyczenie go na wiosnę.
Śląsk Wrocław? Mocniejszy wiosną nie będzie, choć na dwóch odchodzących Polaków sprowadził do Wrocławia dwóch relatywnie nie najgorszych obcokrajowców.
Arka Gdynia? No, nie, nie, nie, po prostu, nie.
Lechia Gdańsk? Adam Mandziara i spółka postanowili drastycznie przewietrzyć szatnię i niekoniecznie wpompowywać w nią świeżą krew. Klub wypchnął lub wypycha taki zestaw piłkarzy: Sobiech, Haraslin, Peszko, Augustyn, Łukasik, Wolski. Nie wygląda to specjalnie kolorowo. Do Trójmiasta zawitał za to Conrado, który ma obstawiać kilka pozycji i Tobers, młodzieniaszek z Łotwy, który w sparingach wypadał naprawdę całkiem sympatycznie. Tak czy inaczej, nie jest to drużyna, która się wzmocniła.
Lech Poznań? Najbardziej bolesne są odejścia Jevticia i Amarala. W ich miejsce przychodzi jeden Dani Ramirez, nie wygląda to fatalnie, ale nie wygląda to też szczególnie imponująco. Lech lepszy wiosną nie będzie i kropka.
ŁKS Łódź? Dani Ramirez, Dani Ramirez, Dani Ramirez, Dani Ramirez i jeszcze kilkaset razy Dani Ramirez.
***
Często chlipiemy nad losem PKO Bank Polski Ekstraklasy. Nie podoba nam się to, że po jej boiskach biega aż tylu patałachów, że poziom kolejnych kolejek zmusza nas do coraz częstszych wizyt u okulisty, że takie mecze, jak Wisły Płock z Cracovią powinny być puszczane, jako straszaki dla niegrzecznych dzieci, które nie idą spać po dobranocce, że jeden Wasilewski z drugim Janickim urządzają sobie spektakle upośledzonej tiki-taki, że no, generalnie nie jest dobrze. Ale najbardziej denerwuje nas, że nie zanosi się, żeby było lepiej.
Polskie kluby są zarządzone w taki sposób, że mimo wcale niezłej koniunktury, dużych wpływów z praw telewizyjnych, przyzwoitych frekwencji na stadionach nie są w stanie utrzymywać swoich najlepszych zawodników i wyprzedają na wszystkie kierunki świata praktycznie każdego zawodnika, który kilka razy prosto kopnie piłkę. Najdobitniej pokazało to trwające jeszcze zimowe okno transferowe, w którym realnie wzmocniło się pięć klubów, kolejne trzy zachowały relatywny status quo (z tego jeden chwilowy, jeden do zweryfikowania wiosną, a jeden badziewny), a kolejne osiem zwyczajnie się osłabiło. To nie wygląda dobrze. I to nie jest dobry prognostyk na jakąkolwiek zmianę w lepszym kierunku niż w dół.
Polskie kluby zamiast uczyć się, jak budować, przeszły szybki rynkowy kurs burzenia. I są w tym coraz lepsze.
Fot. Newspix