Mariusz Piekarski w „Stanie Futbolu” wspominał ostatnio o tym, że podczas zimowego okna transferowego często uaktywniają się na rynku kluby z gatunku „desperados”. Czyli takie, które chcą dosłownie za wszelką cenę osiągnąć w rundzie wiosennej jakiś cel, najczęściej uratować się przed spadkiem. MKE Ankaragücü to jeden z najbardziej spektakularnych przykładów tego zjawiska. Turecka ekipa zajmuje obecnie przedostatnią lokatę w ekstraklasie. Działacze poszli więc na całość. W ostatnim dniu okienka transferowego zakontraktowali… piętnastu nowych zawodników.
Tak, zdjęcie główne przedstawia wyłącznie nowe nabytki Ankaragücü, ich przedstawicieli oraz klubowych działaczy.
Zanim przejdziemy do konkretnych nazwisk, wypada przedstawić krótkie wyjaśnienie tej zdumiewającej ofensywy. Drużyna, w której od stycznia 2019 roku występuje Michał Pazdan, była przez jakiś czas obłożona zakazem transferowym. Ankaragücü – jak wiele innych tureckich klubów – boryka się bowiem z poważnymi kłopotami finansowymi, ma olbrzymie długi. Dziwnym jednak trafem złożyło się tak, że zakaz został zdjęty tuż przed zamknięciem okienka transferowego. A wiecie, co jest jeszcze dziwniejsze?! Działacze Ankaragücü musieli się jakimś cudem domyślić, że zapadnie taka decyzja, ponieważ gdy tylko dotarła do nich szczęśliwa nowina, natychmiast przed siedzibą klubu zameldowali się przedstawiciele rozmaitych zawodników z konkretnymi papierami w rękach. Co za przypadek, niesłychane!
No dobra, na poważnie – żaden to przypadek. W zeszłym roku Ankaragücü zmontowało niemal dokładnie taką samą akcję. Niby zakaz transferowy ich dotyka, ale jak przychodzi co do czego, to wagon piłkarzy i tak trafia na Eryaman Stadium.
Na czym polega ten fenomen?
Zakaz transferowy nakłada turecka federacja, a nie UEFA. Dlatego kluby zdają sobie sprawę, kiedy mogą oczekiwać zdjęcia bana. Zwykle wydarzenia układają się mniej więcej tak. Etap pierwszy – klub nie jest w stanie przedstawić wymaganych dokumentów, świadczących o wypłacalności, albo po prostu zalega już zawodnikom z płacami. Etap drugi – federacja nakłada zakaz transferowy. Etap trzeci – klub zaczyna ubiegać się o kolejny kredyt, bądź w inny sposób reguluje zobowiązania. Etap czwarty – w federacji przedstawione są wymagane zapewnienia odnośnie finansów. Na tyle szybko, by procedura odwoławcza zakończyła się w odpowiednim momencie. Pojawiają się zatem podstawy, by zdjąć zakaz transferowy.
Etap piąty, najważniejszy – zakaz zostaje zdjęty. Przed finiszem okienka, ma się rozumieć. Jak zapewnia nas Filip Cieśliński, miłośnik tureckiego futbolu, nie tylko Ankaragücü umie sobie z tymi procedurami tak sprytnie radzić. Ale rzecz jasna nie każdy klub moment zdjęcia zakazu transferowego uświetnia podpisaniem piętnastu nowych zawodników.
Tabela tureckiej ekstraklasy po 19. kolejkach sezonu 2019/20.
Prezydent Ankaragücü, Fatih Mert, skomentował temat w dość stonowany sposób: – Dzięki błyskawicznej i perfekcyjnie zorganizowanej pracy zarządowi udało się dokonać tych transferów w bardzo krótkim czasie. Nasz zespół jest teraz wyraźnie mocniejszy. Dzięki tym wzmocnieniom zdołamy wspiąć się w tabeli wyżej. Naszym celem jest utrzymanie w lidze.
No to kogo udało się rzutem na taśmę zatrudnić?
Zacznijmy od polskich akcentów. Do Michała Pazdana, który trafił do Ankary w ramach ubiegłorocznej ofensywy transferowej, tym razem dołączyli Daniel Łukasik i Konrad Michalak. Obaj wylądowali Ankaragücü na zasadzie wypożyczenia. Dla tego pierwszego jest to – nawet biorąc pod uwagę podły status klubu w tureckiej lidze – awans sportowy i szansa, żeby wypromować się nad Bosforem i latem znaleźć sobie tam jakiś poważniejszy zespół. Dla Michalaka natomiast kubeł zimnej wody. 22-letni skrzydłowy kompletnie nie odnalazł się w lidze rosyjskiej, w Achmacie Grozny albo dostawał ogony, albo w ogóle nie pojawiał się na murawie. Wypożyczenie do Ankaragücü to dla skrzydłowego kroczek wstecz w karierze, choć jednocześnie szansa, by złapać trochę więcej minut, więc może zmiana otoczenia koniec końców wyjdzie Michalakowi na zdrowie.
Kolejny z nowych nabytków tureckiego klubu to Gerson Rodrigues, który jesień spędził w Dynamie Kijów. Rodrigues to w ogóle ciekawy przypadek – urodził się w Portugalii, lecz reprezentuje barwy Luksemburga. Jako junior szkolił się we francuskim Metz, potem przez lata grał w luksemburskich klubach, by wreszcie ruszyć na podbój świata. Holandia, Mołdawia, Japonia, Ukraina, no i teraz Turcja – to kolejne przystanki jego podróży.
A 24-latek ostatniego słowa jeszcze nie powiedział, bo także i on jest do Ankaragücü wypożyczony.
Interesującym wzmocnieniem na pewno będzie Gruzin, Saba Lobjanidze. Lewoskrzydłowy najpierw był wyróżniającą się postacią rodzimego Dinama Tbilisi, a później trafił do duńskiego Randers FC i tam również robił niezłą robotę. W bieżącym sezonie – piętnaście występów, dziesięć goli. Fajne liczby. Dlatego trochę zaskakujące, że zmienił barwy klubowe. Tym bardziej, iż w jego przypadku mówimy nie o wypożyczeniu, o transferze definitywnym.
Kolejne wzmocnienie Ankaragücü to 30-letni reprezentant Wenezueli, Gelmin Rivas. Napadzior, który znaczną część swojej kariery spędził na zwiedzaniu krajów arabskich. Grał w Katarze, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Potem kręte koleje losu zbliżyły go do ojczyzny, ponieważ wylądował w Urugwaju, a teraz znowu stawia na daleką podróż. Jeśli wierzyć Transfermarktowi, chłop przez jakiś czas był bez klubu, więc jego zatrudnienie było stosunkowo najprostsze. Inny obieżyświat to Ricardo Friedrich – bramkarz o niemieckich korzeniach, który ostatnio stał między słupkami norweskiego Bodø/Glimt, gdzie był podstawowym golkiperem i pomógł klubowi najpierw w awansie, a potem w utrzymaniu się w ekstraklasie. W 2019 roku jego drużyna zajęła nawet sensacyjnie drugie miejsce w lidze.
Być może Friedrich uznał z tego względu, że jego misja w Norwegii została już zakończona i cyk, przeprowadził się do Ankary. Wcześniej grał w Finlandii i Brazylii, gdzie się zresztą urodził.
Uwagę zwraca również zatrudnienie gościa nazwiskiem Nduka Ozokwo. Urodzony w Nigerii 31-latek od maja 2019 roku pozostawał bez klubu. Rozstał się wtedy z… Ankaragücü. Teraz wraca do zespołu, uzupełniając tę swoistą Wieżę Babel. Wśród piętnastu nowych zawodników klubu znajdziemy jeszcze Milosa Stanojevica z Serbii, a już wcześniej w kadrze znajdowali się Chorwat, Portugalczyk, Grek, Argentyńczyk, Kongijczyk i Senegalczyk z francuskimi paszportami, a także rodzynek z Jamajki. Prawdziwa armia zaciężna. Co wcale nie oznacza, że działacze Ankaragücü wzmocnień last minute szukali tylko poza granicami kraju. Piętnastkę nowych nabytków uzupełnia też szereg zawodników tureckich, niekiedy powyciąganych z drugiej i trzeciej ligi.
Żeby nie było za stabilnie, zmieniono też trenera. 21 stycznia z robotą pożegnał się Mustafa Kaplan, jego posadę przejął kilka dni później Mustafa Resit Akcay. Jak nietrudno się domyślić, działania zarządu spotkały się z – delikatnie rzecz ujmując – głosami zaniepokojenia ze strony niektórych kibiców Ankaragücü. – W mediach społecznościowych atakują nas fałszywe, anonimowe konta – uspokaja Fatih Mert. – Prosimy, żeby nie zakłócać naszej pracy.
Co tu dużo mówić – jeżeli w tym absurdalnym pierdolniku uda się zmontować drużynę, która utrzyma się w lidze, to wszelkie bajania o wartości jaką stanowi w futbolu stabilizacja można spalić w kominku.
fot. oficjalna strona Ankaragücü