Reklama

Co za dzień! W styczniu spadł śnieg, Liverpool wygrał mecz!

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2020, 23:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Same niespodzianki – rano śnieg w styczniu w Polsce, wieczorem kolejne trzy punkty Liverpoolu w Premier League. Bardziej zaskoczyło nas chyba jedynie to, że David Moyes nie zdołał zatrzymać Jurgena Kloppa. Ale bez zbytków: mimo wszystko mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną. West Ham United był bowiem ostatnim klubem ligi angielskiej, który w tym sezonie nie przegrał z liderem. Nie musimy chyba dodawać, że nie przegrał, bo… jeszcze się z nim nie mierzył? 

Co za dzień! W styczniu spadł śnieg, Liverpool wygrał mecz!

„Młoty” dzisiaj z Liverpoolem zagrały porządny mecz, naprawdę. Byli całkiem poukładani w tyłach, bardzo przytomnie podwajający, zwłaszcza Salaha, który przez to miał olbrzymie problemy, by dojść do pozycji strzeleckiej. W przodzie nie dysponowali może jakimiś wyjątkowo wyrafinowanymi środkami, ale te kąśliwe, płaskie dośrodkowania miały sens – wystarczy spojrzeć na obie sytuacje Lanziniego, który przynajmniej raz powinien bez trudu pokonać Alissona. Nieźle próbował Declan Rice, odrobinę dokładności i przyjęcia brakowało Snodgrassowi, bardzo bliski swojaka po groźnej akcji West Hamu był Alexander-Arnold, który obił słupek własnej bramki. Jak zwykle na swoim poziomie grał Łukasz Fabiański, który nie tylko udowodnił, że jest niezniszczalny, ale też że potrafi z marszu wejść między słupki i zagwarantować sporo jakości.

Kto jednak ogląda w tym sezonie Premier League, ten puentę już doskonale zna. Fabiański może sobie bronić uderzenia Firmino i Origiego, z przodu West Ham może śmiało tworzyć te trzy czy cztery przyzwoite sytuacje. Na Liverpool to za mało. Na tak rozpędzony Liverpool leku, który byłby skuteczny przez pełne 90 minut po prostu nie ma. Wystarczył moment nieuwagi przed przerwą, faul we własnej szesnastce i potem bezbłędne uderzenie Salaha, by The Reds schodzili po pierwszej połowie z prowadzeniem. Wystarczył jeden błysk geniuszu Egipcjanina w drugiej odsłonie, jedno genialne podanie zewniakiem pomiędzy trzema obrońcami, by chwilę później Oxlade-Chamberlain zamknął mecz.

To nie było żadne walcowanie, mimo potężnej przewagi w posiadaniu piłki. Strzały oddawane właściwie z rzadka, akcje zaczepne nieco niemrawe, bez większego szaleństwa. Ale Liverpool 2020 to drużyna tak pewna siebie, tak świadoma, tak pełna wiary we własne możliwości, że naprawdę, wystarczyło czekać. Ile The Reds stworzyli tak naprawdę okazji? Poza bramkowymi, dwa uderzenia Origiego, jeden strzał Salaha tuż obok słupka, może jeszcze ten rzut wolny w pierwszej połowie po „żółtku” Noble’a. To nie jest dowód na ten słynny, tropiony przez nas w meczach topowych drużyn, minimalizm. Raczej metodyczność, przekonanie, że nawet najlepiej zorganizowana linia defensywna będzie musiała w końcu oszaleć, gdy Salah sunie prawym skrzydłem, a Firmino czai się w „szesnastce”.

Można chyba już powoli nazywać takie spotkania „typowymi” dla Liverpoolu. Niby ten rywal nie jest rozjechany, niby nie dochodzi do egzekucji, a jednak: ani przez moment, od pierwszej do ostatniej minuty, nie ulega wątpliwości, kto skończy mecz z kompletem punktów.

Reklama

23 zwycięstwo w 24. rozegranym meczu. 70 punktów po 24. kolejce. Dziewiętnaście „oczek” przewagi nad wiceliderem, przecież równie genialnym przed rokiem Manchesterem City. Liverpool mistrzostwa już nie ma jak wypuścić, jest na ścieżce po wieczną chwałę. Walczy już przede wszystkim o pobicie kolejnych rekordów, bo aktualne tempo punktowania byłoby nieosiągalne nawet dla pamiętnego Arsenalu z sezonu „The Invincibles”. Mecze jak z West Hamem to po prostu kolejne małe szczebelki na tej drabinie, pokonywane może nie bez trudu, ale pewnie, bez zawahania i chwili zatrzymania.

West Ham United nie ma nad czym rozpaczać – jego sytuacji w dole tabeli to spotkanie nijak nie zmieniło. The Reds i tak przecież opędzlują całą strefę spadkową. I w ogóle dolną połowę tabeli. I górną pewnie też. Do Aston Villi i Brighton nadal tracą dwa punkty, z pozostającym w strefie spadkowym Bournemouth mają po 23 oczka. Walka o utrzymanie zapewne będzie ciężka, ale też nikt nie ma wątpliwości – utrzymania nie ugrywa się w meczach z Liverpoolem. A na pewno już nie w tym sezonie.

West Ham United 0:2 Liverpool 

Salah 35′, Oxlade-Chamberlain 52′

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...