Oczywiście, teoretycznie moglibyśmy wyobrazić sobie lepszy scenariusz konkursu indywidualnego Pucharu Świata w Zakopanem. Moglibyśmy wymarzyć sobie trzech Polaków na podium, nowy rekord Wielkiej Krokwi i tak dalej. Ale szczerze? To była magiczna niedziela ze skokami narciarskimi, w czasie której biało-czerwoni zgarnęli niemal całą pulę.
Wczoraj było średnio i w sumie nie ma co więcej pisać. Tłumy kibiców w biało-czerwonych barwach zdecydowanie liczyły na więcej w zawodach drużynowych. Miało być podium, skończyło się znacznie słabiej. Ale co tu dużo gadać – jeśli podnosić się po słabszym występie, to najlepiej tak, jak dzisiaj!
Po pierwszej serii już było pięknie. Trzeci był Kamil Stoch, a prowadził Dawid Kubacki, który pod koniec roku ewidentnie wpadł do jakiegoś kociołka z napojem, dającym magiczną moc. Ta moc pozwoliła mu wygrać Turniej Czterech Skoczni i przykuć się do podium zawodów Pucharu Świata. Serię ma – trzeba przyznać – epicką. Jego kolejne miejsca w zawodach to trzecie, trzecie, drugie, pierwsze, trzecie, trzecie, pierwsze, pierwsze. Osiem kolejnych podiów to już najlepsza seria w historii polskich skoków i jedna z najlepszych na świecie. Dziś Kubacki stanął przed szansą na przedłużenie oraz na trzecie zwycięstwo z kolei.
Trzeci po pierwszej serii był Kamil Stoch. Mistrz olimpijski w drugim skoku odpalił prawdziwą rakietę, w wielkim stylu skoczył 140 metrów i objął prowadzenie. Już wtedy jasne było, że będzie na podium. Zasłużył na to, jak nikt. Chwilę później już było wiadomo, że wygra Polak, bo Leyhe spisał się poniżej oczekiwań. Jedyne pytanie brzmiało: Stoch, czy Kubacki. Zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni zasiadł na belce, ale szansa przedłużenia serii podiów do 9 i wygrania w „Grand Prix Polski” chyba odrobinę go spięła. Skok na 133 metry przesądził o tym, że zwycięstwo trafiło w ręce Stocha.
A Kubacki? Przez kilka ciągnących się w nieskończoność sekund czekał na to, jaka cyfra wyświetli się przy jego nazwisku. Wyglądał, jakby był pogodzony z tym, że kolejnego podium tym razem nie będzie. Było! O 1,1 punktu wyprzedził Stephana Leyhe, zapewniając sobie trzecie miejsce.
– Fajnie, udało się. Kolejne podium, do tego w doborowym towarzystwie. Drugi skok? Wydawało mi się, że dobrze wyszedłem z progu, ale w trakcie lotu mnie trochę odkręciło. Tego zabrakło, żeby polecieć parę metrów dalej – komentował na gorąco w TVP Sport.
Dla Kubackiego to ważne z jeszcze jednego powodu. Po konkursie w Zakopanem jego strata do Karla Geigera stopniała do 107 punktów. Walka o Puchar Świata nabiera coraz bardziej realnych kształtów. Trudno zresztą, żeby było inaczej w przypadku gościa, który ma tak kosmiczną serię.
A propos kosmicznych serii, nie wypada nie wspomnieć o Kamilu Stochu. Zajmując dzisiaj pierwsze miejsce nie tylko sprawił wspaniały prezent polskim kibicom, ale przede wszystkim – przeszedł do historii swojej dyscypliny sportu. Wygrywając w 2020 roku, został pierwszym skoczkiem w dziejach, który ma na koncie wygrane w Pucharze Świata w 10 różnych latach kalendarzowych! Czegoś takiego nie dokonał ani Adam Małysz, ani Matti Nykanen, ani żadna z innych legend tego sportu.
– Przez cały sezon czegoś szukam, ciągle mi coś uciekało. Nie mógłbym sobie wyśnić lepszego wieczoru niż dzisiaj. Dostałem wszystko w najlepszym miejscu, jakim mogłem. Nie wiem, co mogę więcej powiedzieć. To spełnienie marzeń – mówił ewidentnie wzruszony Stoch.
Co tu dużo gadać – Zakopane wciąż jest magiczne. Szkoda tylko, że tym razem mieliśmy tylko jeden konkurs indywidualny, bo czujemy, że w kolejnym naprawdę całe podium by było biało-czerwone. Może uda się w kolejnych zawodach – za tydzień w Sapporo?
foto: newspix.pl