Piłkarz klasy światowej, ale w Football Managerze. Piłkarz, który chwalił się, że Steven Pienaar wybił mu zęby. Piłkarz, który powiedział, że ze wszystkich zawodników Ekstraklasy to on robi największe wrażenie, a potem dostawał wędkę w rezerwach. Do tego agresywny wychowanek Barcelony, szkodnik za 60 tysięcy złotych miesięcznie i inni.
Zapraszamy was na szrotową jedenastkę Śląska Wrocław, czyli najgorszych obcokrajowców jacy przewinęli się przez WKS.
***
LUBOS KAMENAR (SEZON 16/17)
Źródło: Transfermarkt.pl
Przyznać się: kto zna Kamenara ze starych wersji FM-a, gdzie był wonderkidem bramki?
W Śląsku widać menadżery piłkarskie były obcykane i Słowak trafił do Wrocławia. W papierach miał Sivasspor, Spartę Praga, Nantes czy Celtic, do tego mistrzostwa Słowacji – kiedyś naprawdę się zapowiadał, mówiono, że będzie drugim Petrem Cechem.
Ale coś po drodze bardzo poszło nie tak bo w Śląsku Kamenar notował SAME ZŁE MECZE.
Miał być nowym Kelemenem, a przegrał rywalizację z wyjątkowo wówczas łapczywym na błędy Pawełkiem. Zawalał gole – samobój Dankowskiego, bramki Badii – miał żenujący współczynnik obronionych strzałów (65%) i przyjmował bagaż goli nawet w meczach rezerw.
Zabawne z perspektywy, że o tego ogórka we Wrocławiu podobno zabiegano miesiącami. Po Śląsku już nikt poważny się na Kamenara nie nabrał, dziś gra w słowackiej II lidze.
LUBOS ADAMEC (SEZON 13/14)
Byli piłkarze Śląska opowiadali, że Adamec wyglądał jak Pan Piłkarz.
Sęk w tym, że chodzi o dosłowne znaczenie – cały w złocie, łańcuch, bransoleta, czyli pasja wspólna z Levym, który Adamca sprowadzał.
Adamec był młodym graczem, perspektywicznym, szkolonym w Sparcie, a wcześniej także w juniorskim Juventusie. Zapraszany na treningi pierwszego zespołu grał na Del Piero, czym lubił się szczycić.
No cóż, jak usiądzie przy kominku to będzie mógł o tym poopowiadać wnukom, bo o Śląsku niekoniecznie. Chyba, że ma dystans do siebie i opowie, że jak niby miał zrobić karierę w sporcie, skoro w wieku 20 lat dorobił się nadwagi.
Jego bilans w Ekstraklasie jest wspaniały. Zagrał 3 minuty. Strzelił gola Ruchowi. I tyle go widziano.
Po Śląsku grał w takich potęgach jak Lupa Cast Rom, Leonidas, FCO Neugersdorf i Xewkija Tigers. Obecnie na Malcie.
ODED GAVISH (SEZON 13/14)
Skauting? Panie, jaki skauting, zobaczmy z jakiego kraju w ostatnich miesiącach jakiś piłkarz w ESA się wyróżniał i tam ruszmy na zakupy. Nigdy nie było to wyraźniejsze niż po świetnym wejściu Meliksona – nigdy nie braliśmy piłkarzy z Izraela, a wtedy nagle, w krótkim czasie, co drugi klub miał u siebie gracza z tego kraju.
Śląskowi przypadł ociężały obrońca z zauważalną nadwagą. Michał Wyrwa, autor książki “W cieniu Śląska” wspomina: – Po jednym z meczów, bodajże porażce z Ruchem, spytałem Levego na konferencji czy zamierza znów wystawić ten szrot w obronie. Zaatakował mnie:
– Jakim prawem nazywa pan moich piłkarzy szrotem?
– “Piłkarz”? Trochę za dużego słowa pan użył.
Dziś, Gavish choć ma dopiero trzydziestkę na karku, już nie gra w piłkę. W ESA zagrał osiem meczów, a Śląsk z Gavishem na murawie punktował ze średnią 0.88.
JUAN CALAHORRO (2014-2015)
We Wrocławiu pieszczotliwie nazywany “CALAHORROR”.
Miał w papierach spotkania w La Liga2, co na nasze warunki jest obiecującą perspektywą. Facet ewidentnie czuł się zagubiony, tak na boisku, jak poza nim – był to transfer jeszcze przed iberyjskim zaciągiem Mariusza Rumaka. Dostał wiele szans, żadnej nie wykorzystał, choć Pawłowski szukał mu pozycji. Mówiło się o nim, że nie trzyma presji, później przypałętały się też kontuzje. Pawłowski bardzo w niego wierzył, gdy Calahorro naderwał więzadła chciał nowego kontraktu dla Hiszpana, ale Śląsk się nie zgodził.
Łącznie w lidze przez półtora roku 17 meczów, ale przekładających się na 453 minuty. Ostatnio widziany w ostatniej drużynie Segunda B Grupo II. Dziś pozostaje bez klubu.
IGORS TARASOVS (2017-2019)
Ach, Tarasovs. To materiał na epopeję z elementami archiwum X. Piłkarz, który dostał od kibiców zakaz grania. Piłkarz, któremu trybuny zabrały koszulkę, a potem kazały mu ją… odkupić. Pamiętacie to kuriozum?
Chłopaku, raz się wygrywa raz się przegrywa. Nie będziemy kopać leżącego. Niestety, sam pewnie zdajesz sobie sprawę, że to nie twój czas. I już dawno nie jest to twój czas. My mamy dosyć, musimy dbać o ten klub i jesteś pierwszą kłodą, ktora leży pod nogami Śląska. Propozycję mamy jasną, albo w rezerwach odbudujesz formę i wrócisz do składu w przyszłości, albo niestety twój czas w tym klubie dobiegł końca. Piłkarz w rezerwach z takim kontraktem, raczej nie będzie się opłacał klubowi. Wiesz co wczoraj odjebałeś. Zabraliśmy Ci wczoraj koszulkę symbolicznie. Twoja koszulka zostanie przekazana na licytację. Mielibyśmy problem ze sprzedażą jej z takim nazwiskiem, bo masz wielu wrogów u nas w mieście. Dlatego mamy nadzieję, że cel zmobilizuje wszystkich. PIENIĄDZE ZE SPRZEDAZY KOSZULKI IGORSA TARASOVSA, ZOSTANĄ PRZEKAZANE NA MŁODZIEŻOWE SEKCJE ŚLĄSKA I NA SZKOLENIE MLODYCH PIŁKARZY NASZEGO WOJSKOWEGO KLUBU SPORTOWEGO. Akademia sobie radzi, gorzej z wojskowymi. Prywatnie do Ciebie Igors, może zamkniesz mordy wszystkim hejterom i pokażesz słowiański charakter? Propozycja jest jasna. Zanim wystawimy ją na licytację, damy Ci szanse naprawić to co zrobiłeś złego. Kupujesz od nas swoją koszulkę za 2 tysiące złotych i wspierasz tymi pieniędzmi młodych wojskowych. Dostajesz koszulkę z powrotem i wystawiasz ją na licytację ponownie, cel wybierzesz sam. Możemy Cię nie szanować jako piłkarza, ale jeśli przystaniesz na propozycje, będziemy Cię szanować jako człowieka. Do Ciebie należy wybór.
Jest to oczywiście patologia nad patologie, wyjechanie za wszelkie bandy, ale co tu kryć – i wśród normalnych kibiców Tarasovs ma opinię jednej z największych pomyłek.
Podstawowy zarzut jest oczywisty: koszmarna gra, regularne kompromitacje, błędy podwórkowe, zawalone w absurdalny sposób mecze, by wspomnieć rękę z Legią jako jaskrawy przykład.
Przegląd Sportowy nazwał go w Śląsku tym, kim dla kadry był przez lata Wawrzyniak – czyli jak coś może się nie udać, to się nie uda, i to przez Tarasovsa. Byłoby to jakoś na kursie z prawdą, gdyby nie to, że zbyt obraźliwe dla “Dziadka”. Tarasovs to taki symbol przeciętności – gra, bo nie ma komu grać, gra, bo nie ma nikogo lepszego, bo chociaż posiada “doświadczenie”.
Jakże wymowne jednak: od momentu, w którym Lavicka go odstawił, Śląsk finiszował remisem i czterema zwycięstwami, zapewniając sobie utrzymanie.
Dziś gra na Węgrzech.
MARCEL GECOV (SEZON 15/16)
Gecov to 104060101 ekstraklasowy transfer, w którym przychodzi odcinać kupony ktoś, kto kiedyś się dobrze zapowiadał – ten akurat grał w czeskiej młodzieżówce, był wicemistrzem świata U20, a jeszcze na kanadyjskim mundialu, na którym grali Polacy. W 2011 wybrano go do jedenastki turnieju młodzieżowych mistrzostw Europy. Był transfer do Fulham, szansa w kuźni talentów Gent, potem Slavia, Rapid.
Sam Zdenek Grygera mówił Grzegorzowi Rudynkowi z “PS”, że Gecov będzie wyróżniającym się piłkarzem całej ligi.
Ostatecznie Gecov okazał się 4110506 piłkarzem Śląska, który miał problemy z nadwagą.
Jego legendarna mierność dotarła nawet do Romualda Szukiełowicza, który zapytany o niego przez nas odparł tylko przerażeniem „to ten złotowłosy?”. Pod koniec przygody z Wrocławiem nawet nie przyjeżdżał już do klubu.
Po Śląsku skończył karierę, choć nie miał wtedy nawet trzydziestki na karku. Tak wybrał – w wolnych chwilach zajmował się… projektowaniem wnętrz, po prostu uznał, że tam czeka go przyszłość i zajął się swoją firmą na pełny etat.
ANDRAS GOSZTONYI (2016)
Kolejny z gatunku “Kiedyś to było”. Brąz na mundialu U20, transfer do Bari, mistrzostwo kraju z Videotonem.
A w Polsce?
Klasyczny przykład defensywnego skrzydłowego. Minął się z powołaniem, dobry do faulowania, niekoniecznie do grania.
Ulubiony piłkarz Ślęzy Wrocław. Jesienią 2016 zagrał w 4:5 dla Ślęzy, gdzie Ślęza odrobiła czterobramkową stratę. Wiosną 2016 złapał na Ślęzie czerwoną kartkę i Ślęza wygrała mecz. Kuriozalna przygoda, nawet na poziomie III ligi osłabiał zespół.
Po Śląsku wrócił na Węgry i kopie się w tamtejszej lidze.
SITO RIERA (2016-2018)
Najbardziej zapamiętany z tego, że jego bratem jest Albert Riera, że zgolił czuprynę i że po czerwonej kartce zaatakował Lasyka z byka. Jeśli chodzi o elegancję w grze, to było tak:
Gwoli przypomnienia nawet jakieś wideo znalazłem pic.twitter.com/fwk6BGUu6b
— Wojciech Górski (@Woj_Gorski) April 15, 2018
Miał być metrononem w środku pola, jako wychowanek Barcy – wszystkie szczeble aż do Barcy B – miał uspokajać grę, czarować podaniami, decyzjami. Niestety dla niego, jedyny moment, kiedy trochę obudził się z asystami i miał całe trzy w rundzie, zaraz skończył się zawieszeniem, bo akurat trafił się najbardziej agresywny wychowanek Barcy w dziejach.
45 meczów, ani jednego gola, a przecież grał wysoko, niejednokrotnie jako podwieszony za napastnikiem. Biorąc to pod uwagę, jego gra ociera się o sabotaż.
Dziś kopie się na Cyprze.
KAMIL VACEK (SEZON 17/18)
Ależ się Śląsk przejechał. Myśleli, że ściągają gwiazdę, myśleli, że ściągają kogoś, wokół kogo będzie można budować niezły zespół, tak jak w Piaście, gdzie miał kapitalny sezon. Ale wtedy, gdy Vacek czarował w Gliwicach, zadawaliśmy sobie pytanie:
Co z nim jest nie tak?
Coś być musi, skoro trafił do Polski, a tak gra.
No i wyszło, że Vacek ma umiejętności, ale nie zawsze lubi się nimi dzielić. Transfer za dwa miliony do Chievo przeplata jakąś partaninką. To super sezon w Piaście, to koniec ławki w Maccabi. Śląsk akurat załapał się na tego gorszego Vacka. Czech co miesiąc kasował 60 tysięcy złotych, a potem raczył wszystkich człapaniną. Był piłkarz, nie ma piłkarza. Vacek nie miał żadnego wpływu na zespół, praktycznie każdy jego występ był żartem.
Pawłowski zdegradował go do rezerw. I tam jakiś czas Vacek pograł, bo nie chciał tak łatwo zejść z kontraktu. Radził sobie nieźle – dwa gole w IV lidze ze Zjednoczonymi! – ale w końcu rozwiązano kontrakt.
ANDREI CIOLACU (2015)
Przyszedł gość z Rumunii, dostał siedemnaście tysięcy na rękę, nie zagrał przez rok ani minuty, czarując tylko w rezerwach.
Śląsk podpisał z nim półtoraroczny kontrakt, a nie dał żadnej szansy w pierwszej drużynie. Okej, widać uznali, że jest pomyłką i się nie nadaje – bywa i tak. Z przecieków jednak wynikało, że przez kilka miesięcy nikt ze sztabu z nim nawet nie rozmawiał. Że zabraniano mu trenować, że organizowano Klub Kokosa, że facet biegał po parku, żeby utrzymać się w formie.
Jego menadżer prosił prezesa, by ten chociaż zechciał przejrzeć nagrania z monitoringu na siłowni, by ktoś zobaczył jak Rumun pracuje – takie odchodziły akcje.
Gdy Ciolacu w końcu wyszedł z propozycją polubownego rozwiązania kontraktu, w klubie powiedziano, że ma oddać pieniądze.
Śląsk zrobił fatalny interes, w klubie się nie przelewa, ale choćby zasugerować takie rozwiązanie – cios poniżej pasa, w dodatku cios mocny. Transfer, który nie tylko nic nie dał sportowo, który nie tylko nadwyrężał po próżnicy budżet, ale jeszcze ostatecznie rzutował na Śląsk wizerunkowo (Więcej o sprawie pisaliśmy TU). Wszystkim ulżyło, gdy za porozumieniem stron wreszcie udało się rozwiązać kontrakt.
Obecnie Rumun gra we włoskiej Serie D.
MILOS LACNY (wiosna 2015)
Złotousty Milos na pytanie „który zawodnik Ekstraklasy robi na nim największe wrażenie” odpowiedział „ja”.
Co ciekawe, ponoć naprawdę umiał grać w piłkę. Była słowacka młodzieżówka, transfer do Sparty, testy w Celtiku Glasgow, w jego barwach meczyk sparingowy z Evertonem, podczas którego Pienaar wybił mu cztery zęby. Michał Wyrwa wspomina: – Pamiętam, że na pierwszych treningach zrobił na mnie ogromne wrażenie. Miał wypełnić lukę po Marco Paixao i na pierwszy rzut oka wyglądał lepiej – świetne wykończenie, bardzo dobra technika. Zdawało się, że 15-20 goli w lidze to jego zasięg. Sęk w tym, że przyszedł po rekonstrukcji więzadeł. Nie sprostał fizycznie lidze, bał się wchodzenia w kontakt. Na treningu, gdzie tej walki jest mniej, to wyglądało, ale na meczu, gdzie nikt nogi nie cofał, było o wiele gorzej.
Niemniej Lacny chyba myślał, że tutaj wejdzie z marszu i będzie rozdawał karty. Tymczasem siedział na ławce, grywał w rezerwach. Jak dostał kwadrans z Podbeskidziem, to złapał dwie kartki w dziesięć minut. Udała mu się sztuka rzadka: zdjęty w przerwie z Lechem Poznań, a także w następnym spotkaniu w meczu rezerw Śląska z Formacją Port 2000 Mostki. Na koniec nie nie wykazywał zainteresowania grą, był obrażony na wszystkich.
Dziś Lacny siedzi na ławce w lidze RPA.
Fot. FotoPyK