Reklama

“Mój transfer ma być sygnałem, że w Chorzowie idzie ku lepszemu”

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2020, 14:42 • 11 min czytania 0 komentarzy

Łukasz Janoszka jesienią rozegrał 14 meczów w walczącej o Ekstraklasę Stali Mielec, a teraz zjechał aż do III ligi, decydując się na powrót do Ruchu Chorzów. Czy to oznacza, że kończy z poważniejszym graniem? Czy długi kontrakt był najważniejszym warunkiem porozumienia? Czy ma pewność, że demony przeszłości nie wrócą na Cichą? Dlaczego nie mógł już wytrzymać w Mielcu i kto z kogo tak naprawdę zrezygnował? Rozmawialiśmy też o letnich zawirowaniach w Stali. Jak szatnia zareagowała na zwolnienie Artura Skowronka i nietypowe tłumaczenia działaczy oraz czy to prawda, że trener zdążył się wcześniej pożegnać przed spodziewanym przejściem do Zagłębia Lubin? Zapraszamy.

“Mój transfer ma być sygnałem, że w Chorzowie idzie ku lepszemu”
***

Transfer zawodnika z czołowego klubu I ligi do klubu trzecioligowego jest niecodzienny, ale czytając wcześniej pana słowa od razu dało się wyczuć, że jest pan nastawiony na powrót. Można w ogóle mówić o zaskoczeniu?

Na pewno opcję z Ruchem najmocniej brałem pod uwagę. Chciałem być na miejscu i już nigdzie nie jeździć, dlatego był to kierunek najbardziej realny i na ten moment po prostu najlepszy dla mnie. Tęsknota za rodziną się nasilała, w Mielcu mieszkałem sam i zaczęło to doskwierać. Wcześniej najbliżsi zawsze byli przy mnie. Szczerze mówiąc, i tak długo wytrzymałem w takim układzie. Nie mogłem się do niego przyzwyczaić.

Co było najtrudniejszego w takim życiu?

Reklama

Z pewnością nie chodziło o to, że musiałem samemu zadbać o obiad (śmiech). Tęsknota, zwyczajna tęsknota za dzieckiem i partnerką. Przez lata byliśmy razem, a tu nagle nie ma się do kogo w domu odezwać. Kontakt przez telefon to nie to samo. Jak na chwilę wracałem do Chorzowa, pojawiały się ciągłe pytania od syna, na ile jestem i kiedy znów przyjadę. Gdzieś to się we mnie nawarstwiało i stawało się coraz bardziej męczące.

Jak często się widywaliście?

Gdy tylko miałem wolne, od razu jechałem do rodziny, więc nie było tak, że przez pół roku siedziałem w Mielcu. Wracałem nawet na jeden dzień, ale to wszystko nie wystarczało i trzeba było to zmienić. Syn ma już dziewięć lat, niedługo powoli zacznie wychodzić z okresu, kiedy buduje się najsilniejsze więzi z rodzicami. Nie chcę tego czasu zmarnować.

Co stało na przeszkodzie, żeby rodzina wybrała się z panem do Mielca?

Syn zaczął chodzić do szkoły w Lubinie, gdzie nawiązał już pierwsze przyjaźnie i znajomości. Nie chcieliśmy fundować mu serii zmian. Kontrakt ze Stalą podpisałem na półtora roku, a potem znów syn musiałby się przenosić – do Chorzowa lub gdzieś indziej. Ustaliliśmy z partnerką, że zostają już na stałe w domu w Chorzowie, gdzie i tak mieszkalibyśmy po mojej karierze.

Trzyletni kontrakt był kluczową kwestią w rozmowach z Ruchem?

Reklama

Można tak powiedzieć, fajnie, że się udało. Zależało mi na stabilizacji. Klub aktualnie jest w III lidze, ale wierzę, że to się będzie zmieniało. Wiadomo, że w pierwszej kolejności nie mogłem patrzeć na zarobki i musiałem z nich zejść, decydowały inne kwestie.

Lukasz Janoszka pilkarzem Ruchu Chorzow

Z prezesem Siemianowskim odbył pan dwie rozmowy – jedną luźną, drugą już finalizującą transfer.

W grudniu spotkaliśmy się na kawie. Znaliśmy się, prezes od dłuższego czasu działał w akademii Ruchu. Wtedy pogadaliśmy niezobowiązująco, następna rozmowa to już były konkrety.

Decyzję musiał ułatwić fakt, że wszyscy pana tu chcieli: prezes, trener, kibice, a kapitanem jest wieloletni kumpel Tomasz Foszmańczyk.

Dokładnie. “Fosa” jak tylko się dowiedział o sprawie, od razu się ze mną skontaktował. Na pewno to wszystko sprawiło, że łatwiej było się zdecydować i również dlatego tak szybko się dogadaliśmy. Razem jedziemy na jednym wózku.

Trener Łukasz Bereta przyznał w rozmowie ze “Sportem”, że zaczął wątpić w ten transfer, bo spokojnie mógłby pan pozostać na wyższych szczeblach, a za pół roku czy rok i tak by przecież pana chcieli. 

Nie byłem pod ścianą, nie musiałem wracać tak szybko, ale po prostu tego chciałem. Czuję, że przychodzę w dobrym momencie. Wierzę, że powoli klub będzie się podnosił po złych wydarzeniach z ostatnich lat. Poprzez swoją osobę chcę dać sygnał, że w Chorzowie zaczyna się dobrze dziać i idzie ku lepszemu.

W klubie zresztą nie ukrywają, że pana przyjście ma również ważny aspekt wizerunkowy. 

Na zewnątrz ten transfer pewnie robi wrażenie. Jakby nie było, przychodzę do trzecioligowca z zespołu walczącego o Ekstraklasę. O Ruchu zaczęło się mówić w cieplejszych słowach i cieszę się, że mogę do tego dołożyć swoją cegiełkę.

Z drugiej strony odbiór może być taki, że Łukasz Janoszka kończy z poważnym graniem.

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą tak patrzeć na moją decyzję. Ale jestem przekonany, że gdy porozmawiamy za 2-3 lata, to zdążę udowodnić, że nie skończyłem z poważnym graniem i Ruch jeszcze ze mną w składzie będzie rywalizował wyżej.

Ma pan wkalkulowane, że wiosną będzie ciężko o awans?

Oczywiście, że tak. Mamy świadomość, że w tym roku może się nie udać, bo ktoś po prostu okaże się lepszy. Przyjście Janoszki nie daje gwarancji, że od razu będzie awans. Rezerwy Śląska Wrocław mają sześć punktów przewagi i cały czas mogą posiłkować się piłkarzami z Ekstraklasy, przepisy im na to pozwalają. Co nie znaczy, że składamy broń. Postaramy się zdobyć jak najwięcej punktów do końca sezonu i zobaczymy, jaki będzie tego efekt.

Jeszcze pół roku temu wydawało się, że Ruch zostanie zmuszony zaczynać wszystko od zera, sytuacja była dramatyczna. Ma pan pewność, że długoterminowo będzie w klubie spokojnie?

Mam nadzieję, że będzie, ale widziałem już różne przypadki. Dany klub przez długi czas może super funkcjonować, jest eldorado, a mija kilka miesięcy i robi się nieciekawie. Nie myślę o tym, że w Ruchu może być gorzej. W klubie jest wielu ludzi pracujących na to, żeby podnoszenie się z kolan nie zostało zatrzymane. Na ten moment nie chce mi się wierzyć, żeby coś się wydarzyło i ten kontrakt nie był pewny.

Foszmańczyk stwierdził nawet, że gdyby wiedział o jakichś problemach, nie namawiałby pana do transferu i nie ryzykował wieloletniej znajomości.

Dlatego też podczas spotkań z prezesem rozmawialiśmy szczerze na wiele tematów. Interesowały mnie szczegóły, jak to ma wyglądać w dłuższej perspektywie, jakie są relacje między udziałowcami i klubu z miastem. Nie zadowoliłbym się samym “będzie dobrze, jakoś damy radę”. Nikt nie miał nic do ukrycia, wszystko zostało klarownie przekazane. Plany na papierze wyglądają bardzo ciekawie, teraz trzeba je zrealizować. I ja w to wierzę. Mam poczucie, że za sterami Ruchu stoją dziś wiarygodne osoby i mogą pchnąć klub do przodu.

Pana przyjście sprawi, że trener będzie miał dylemat, komu powierzyć funkcję kapitana?

Myślę, że takiego problemu nie będzie. Gdzieś ten wątek się przewijał, pytano mnie, czy chciałbym dostać opaskę, więc od razu powiedziałem, że nie mam tu żadnego ciśnienia. Sądzę, że “Fosa” dalej będzie kapitanem, a na co dzień będziemy sobie wzajemnie pomagać.

Wracając do kwestii transferowych – gdyby pan chciał, mógłby pozostać w I lidze.

Zapewne tak. Dochodziły do mnie słuchy o Odrze Opole, jeden z agentów proponował ten wariant. Powiedziałem wprost, że jak coś możemy rozmawiać, ale uprzedziłem, że spotykam się w Chorzowie z prezesem. Bezpośrednio do mnie zadzwonili jeszcze z innego klubu. Tam jednak chodziłoby znów o dalszy wyjazd, dlatego powiedziałem, że nastawiam się na pozostanie na Śląsku.

Z której ligi ten klub?

Zostawię to dla siebie.

Z tego co pan mówi, wynika, że chciałby odejść ze Stali, nawet gdyby ta nie wystawiła pana na listę transferową.

No właśnie muszę tu pewne kwestie zdementować. Nie znalazłem się na liście dlatego, że zostałem skreślony przez trenera. Inicjatywa wyszła ode mnie. Poszedłem do trenera Dariusza Marca i powiedziałem jak wygląda sytuacja, że wolałbym wrócić do domu i chciałbym rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. Następnego dnia klub opublikował listę transferową, na której też się znalazłem i mogło się wydawać, że Stal postawiła krzyżyk na Janoszce. Nie chciało mi się tego tłumaczyć każdemu po kolei, więc mówię teraz.

Jesień miał pan wyraźnie słabszą niż wiosnę, ale mimo wszystko rozegrał 14 meczów na 20, nie był postacią z tylnego szeregu. 

To prawda, jeżeli byłem do gry, to tylko trzy razy w ogóle nie wszedłem na boisko, ale nie znajdowałem się w optymalnej dyspozycji. Przez większość rundy borykałem się z kontuzją mięśnia dwugłowego uda. W wielu meczach grałem z bólem, zaciskałem zęby, było to “łatane” na szybko. Za mną dużo słabsze półrocze niż to pierwsze w Stali, nie ma co gadać.

Rozwiązał pan kontrakt z winy Stali. Klub nie chciał się porozumieć?

Ciężko mówić o jakiejkolwiek woli porozumienia ze strony działaczy. Trudno było się z kimkolwiek w klubie skontaktować, żebyśmy mogli siąść do rozmów i się dogadać. Zbywano mnie, a każdy telefon był głuchym telefonem. Postanowiłem więc skorzystać z możliwości, którą miałem ze względu na zaległości płacowe Stali.

Od kiedy te zaległości się pojawiały?

Nie chciałbym drążyć tematu. W każdym razie nie płacono mi na tyle długo, że mogłem rozstać się z klubem inaczej i tak postanowiłem zrobić.

Czyli chyba się pan rozczarował. Stal raczej miała w ostatnim czasie dobrą opinię jeżeli chodzi o kwestie finansowo-organizacyjne.

I do pewnego momentu wszystko było dobrze, ale potem zaczynało się rozmywać i sytuacja przestała wyglądać jak powinna.

Szefowie klubu jakoś to tłumaczyli?

W każdym klubie z problemami mówi się wtedy to samo: są środki, które powinny być na klubowym koncie, ale ktoś nie wcisnął entera i pieniędzy póki co nie ma.

Stal teraz musi panu opłacać różnicę w zarobkach do końca obowiązywania waszego kontraktu, czyli jeszcze przez pół roku?

Tak to powinno wyglądać, ale znając życie, pewnie nie okaże się takie proste i oczywiste. Zapewne trzeba będzie kilka chwil poświęcić i trochę prawniczych batalii stoczyć.

Czysto sportowo przejście do Stali się opłacało?

Generalnie tak. Pierwsze pół roku miałem bardzo udane, pod koniec rundy wiosennej osiągnąłem wysoką formę. W ostatnich czterech meczach strzeliłem pięć goli i zaliczyłem dwie asysty, łącznie bramek zdobyłem siedem. Mogłem być zadowolony i podziękować trenerowi Arturowi Skowronkowi za zaufanie. Cieszę się, że zacząłem je spłacać.

Pilka nozna. Fortuna I liga. GKS Tychy - Stal Mielec. 15.03.2019

Trzecie miejsce oznaczające brak awansu stanowiło duże rozczarowanie czy jednak ŁKS i Raków były nie do zatrzymania?

Dopóki sprawa nie była przesądzona, mieliśmy nadzieję. Wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie odrobić straty. To był bardzo dobry sezon w naszym wykonaniu, ale ta dwójka okazała się ponadprzeciętnie dobra. W większości sezonów 64 punkty dałyby awans. W dwóch wcześniejszych latach wygrywające I ligę Miedź i Sandecja zdobyły mniej punktów niż my. Po raz ostatni tak mocna trójka w I lidze była wtedy, gdy wchodziłem do Ekstraklasy z Zagłębiem Lubin. Trzecia Wisła Płock mogła czuć to samo co my latem.

Czyli bardziej czuliście, że to nie wy przegraliście, tylko konkurenci wygrali?

Wiadomo, że mogło być jeszcze lepiej. Potem podczas analizy żałowaliśmy kilku meczów, na przykład u siebie wiosną z ŁKS-em przegraliśmy. Ale trzeba przyznać, że ta dwójka cały czas prezentowała równą formę i większych wpadek nie notowała.

Jak letnie zawirowania ze zmianą trenera wpłynęły na zespół?

Początkowo je odczuwaliśmy, bez dwóch zdań. Drużyna była mocno związana z trenerem Skowronkiem. Ufaliśmy mu, wierzyliśmy, że pracując według jego koncepcji idziemy w dobrym kierunku. Wszyscy byliśmy zaskoczeni jego odejściem i potrzebowaliśmy czasu, żeby się z tym oswoić.

O zwolnieniu Skowronka dowiedzieliście się z internetu?

Tak. Ktoś wysłał link do jakiejś strony na naszej grupie i zapytał “o co chodzi?”. Każdy zaczął drążyć, telefonować. Dopiero następnego dnia, gdy zjawiliśmy się w klubie, oficjalnie nam powiedziano, że żegnają trenera.

Był pan w stanie zrozumieć argumentację działaczy, którzy tłumaczyli, że nie mogli czekać jak na szpilkach, aż znów ktoś z Ekstraklasy zainteresuje się Skowronkiem i go podbierze?

Nie, do dziś jej nie rozumiem. W zasadzie wyszło, że Skowronek był za dobry. W takiej sytuacji raczej robi się wszystko, żeby trenera zatrzymać. Można siąść do rozmów, jasno zakomunikować swoje stanowisko, że nie chcemy jego odejścia, że nie chcemy kolejnych historii. Można zaoferować nowy kontrakt i podwyżkę. Są różne sposoby. Nie wiemy dokładnie, jakie były kulisy, ale na pewno argumentacja, że “zwalniamy trenera, bo zastanawia się czy nie iść do Ekstraklasy” do nas nie trafiła.

To prawda, że Artur Skowronek mając ofertę z Zagłębia Lubin zdążył się już z wami pożegnać w szatni?

Trener grał z nami w otwarte karty, byliśmy na bieżąco i w temacie Wisły Płock, i w temacie Zagłębia. W zasadzie wiedzieliśmy o wszystkim, jeśli coś się działo. Wtedy powiedział nam, że jest możliwość, że wkrótce dogada się z Zagłębiem i nawet jutro może go już w klubie nie być. Normalna sprawa. Jak się rozmawia i znajduje porozumienie, no to w każdej chwili można wyjechać. Najwyraźniej zostało to zinterpretowane, że trener się żegna, ale to tak nie wyglądało. Nie podawał nam rąk na pożegnanie, nie dziękował za współpracę.

Rozumiem, że piłkarze wolą taki sposób komunikacji niż postawienie przed faktem dokonanym?

Zdecydowanie. Wiedzieliśmy, na czym stoimy i nie moglibyśmy być zaskoczeni. To znacznie lepszy sposób niż dowiadywanie się o pewnych rzeczach z internetu.

Następcą Skowronka został Dariusz Marzec, który mimo 50 lat na karku miał symboliczne doświadczenie w samodzielnej pracy. Trudno było nie być zaskoczonym.

Wejście do szatni siłą rzeczy miał trudne. Długo współpracowaliśmy z trenerem Skowronkiem, od dłuższego czasu budował ten zespół. Wszystko odbywało się w nienormalnej rzeczywistości. Trener Marzec stanął przed dużym wyzwaniem, żeby drużynę na nowo scalić. Nie da się ukryć, że początkowo byliśmy niepewni tego, co będzie.

Okazało się jednak, że chyba daje radę.

Oczywiście, mogę mówić wyłącznie pozytywnie na jego temat. Mieliśmy bardzo dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy o drużynie i innych sprawach, chyba z racji mojego doświadczenia. Wynikowo, mimo nie najlepszego początku, trener też się obronił.

No to na koniec. Powrót do Ekstraklasy z Ruchem: cel czy marzenie?

Zdecydowanie marzenie. Na stawianie sobie takich celów jest o wiele za wcześnie. Tak jak mówiłem, w Chorzowie powoli zaczyna dziać się coś dobrego, ale musimy iść do przodu małymi kroczkami. Nie ma co gadać o Ekstraklasie na tym etapie, choć oczywiście zagranie w niej jeszcze w barwach Ruchu byłoby czymś niesamowitym.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. 400mm.pl/newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...