Dawid Abramowicz przyznaje, że przez złe nawyki żywieniowe stracił cztery lub pięć lat kariery. Dziś jest czołowym lewym obrońcą pierwszej ligi, a swoją dietę układa sam. „Dbać o talerz” zaczął, kiedy lekarze wykryli u niego anemię. Usłyszał wtedy, że ma mniej hemoglobiny we krwi niż kobieta w ciąży i wziął się za siebie, dzięki czemu może teraz marzyć o występach w Ekstraklasie.
Czy piłkarze mogą pić piwo w trakcie sezonu? Dlaczego burger czy nawet kebab nie muszą być największym wrogiem sportowca? Czy pierwszoligowy zawodnik powinien trenować dodatkowo indywidualnie? Obrońca Radomiaka łamie stereotypy przypisywane piłkarzom – interesuje się historią, po karierze chce zostać dietetykiem, a w szatni puszcza kolegom „Edzia Smoka”, bo to ulubiona bajka jego córki.
Zapraszamy.
Dlaczego przed meczem warto pić sok z buraków?
(śmiech) Może zacznę od definicji – zwiększa azotany we krwi, co przekłada się na wydolność, więcej tlenu jest dostarczane do mięśni. Udowodniono naukowo, że regularnie picie soku z buraków podnosi zdolności wydolnościowe przed wysiłkiem. Trzeba jednak zachować umiar, bo dostarcza też dużo cukru, nie można przesadzić z wyrzutami insuliny. Ja stosuję to przed meczem czy treningiem, to taki zastrzyk, po którym czuję się lepiej, przekłada się to na boisko. Znalazłem tłocznię niedaleko Radomia, która taki sok produkuje i zrobiłem zapasy.
Nie zdziwili się, jak przyjechałeś po paletę soku z buraków?
Paletę to może nie! Sok musi być świeży, data przydatności to pół roku. Poza tym musi być przechowywany w chłodnym miejscu, ale na szczęście mam piwnicę.
To niecodzienny przykład, wśród piłkarzy modna jest np. yerba mate. Koledzy nie pytali, co ty w ogóle pijesz?
To nie tak, że jadę tylko na tym soku, próbowałem też yerby czy kawy. Podwójne espresso też lubię wypić. Nie wiem, czy ktoś się na mnie wzorował, ale na początku była niesamowita szydera. „Gościu, co ty odwalasz, jakie soki?” Ale jak zobaczyli, ile biegam na boisku, to machnęli ręką. A pij sobie co chcesz.
Skąd bierzesz na to pomysły? Bo zakładam, że ten sok to nie jedyna rzecz, którą wprowadzasz do diety.
Jedzenie to nasze paliwo, powinniśmy przykuwać do tego bardzo dużą uwagę, ale też nie zwariować. Jeżeli przez całe życie mieliśmy nawyk niezdrowego jedzenia, nie pilnowaliśmy zapotrzebowania energetycznego, to ciężko to zmienić. Nie ukrywam, że ja będąc młodszym zawodnikiem tak funkcjonowałem. Myślałem, że jak zjem kromkę chleba z pasztetem, to na tym pociągnę. No nie. Z wiekiem moja świadomość się pogłębiała, widzę po sobie, że dzięki temu można dużo osiągnąć. Wchodząc do szatni seniorskiej w Śląsku Wrocław miałem anemię. Hemoglobinę miałem na niższym poziomie niż kobieta w ciąży. Żelazo w ogóle się nie przyswajało, a jego magazyn był kompletnie wyczerpany. Zastanawiałem się, skąd się to bierze i okazało się, że ze słabych nawyków żywieniowych. Zmieniłem to i trwam w tym do dzisiaj, lubię dodawać do podstawowej bazy nowe rzeczy, eksperymentować.
Cały czas monitoruję morfologię i inne parametry, żeby sprawdzać, czy to idzie ku poprawie. Jeśli nie, próbuję czegoś innego, jeśli tak, to staram się tego nie zmieniać. Jak wracam pamięcią do występów w młodej ekstraklasie, to brakowało mi sił, żeby zagrać mecz do końca. Teraz mógłbym zagrać zaraz drugi, może nie na takiej samej intensywności, ale bym sobie poradził.
Anemia u sportowca – drastyczny przypadek. Był jakiś konkretny powód?
Nie wiem, czy miałbym zacząć od obwiniania kogoś, czy szukać przyczyn u siebie. Jestem prostym chłopakiem z mniejszej miejscowości, wychowałem się na chlebie. Rodzice starali się, żeby mi i bratu nie brakowało jedzenia, ale nie byli profesjonalnymi sportowcami, a dostęp do informacji nie był taki, jak dzisiaj. Nie można było czegoś podpatrzeć, byłem zdany na siebie. Wtedy w mediach popularna była dieta „na Małysza”, czyli bułka i banan. W sportach wytrzymałościowych to jednak nie wystarczy.
Sportowcy często korzystają z cateringów dietetycznych. Myślisz, że to dobre rozwiązanie, czy lepiej samemu modyfikować i układać sobie dietę?
Nie jestem zwolennikiem pudełek. Wolę mieć wgląd i kontrolę nad tym, jak jedzenie jest przygotowywane. Przygotowując posiłki samemu, masz kontrolę nad tym, co jesz. W cateringu nie wiemy np. jakiej obróbce zostało to jedzenie poddane, czy było robione na parze czy jak bigos – wszystko do kotła i dzielimy na porcje. Nie mówię nie, jeśli ktoś chce iść na skróty, to proszę bardzo. Może nie wszyscy mają na tyle czasu, żeby przygotować sobie posiłki. Mnie wystarczy godzina, żeby zrobić trzy najbliższe posiłki.
Czyli gotujesz sobie sam, żona ci nie pomaga?
Mam swój kącik w kuchni. Waga, wszystko odmierzone co do grama, gotuję sobie sam. Zakupy zawsze robię wcześniej, żeby być gotowym na tip-top, a nie że wychodzę głodny na trening albo wracam i zastanawiam się, co zjem. Dla sportowca najważniejsze jest śniadanie i to, co zje po treningu, te dwa posiłki mam przygotowane wcześniej. Nie chcę wracać do dawnych problemów i być wyśmiewanym przez lekarzy, że podejrzewają u mnie ciążę (śmiech).
To musisz umieć coś więcej niż ryż z kurczakiem. Jakieś popisowe danie?
Popisowe może nie, bo uważam, że siła tkwi w prostocie. Może nie wygląda to pięknie na talerzu, ale ma się zgadzać bilans kaloryczny. Czasami tylko, jak robię coś dla żony, to narzeka, żebym jej czymś to przyozdobił, a nie tak rzucił na talerz i masz i jedz.
Masz jeszcze jakieś nawyki żywieniowe? Dostosowujesz pod mecz cały tydzień, czy może tylko ostatnie dni?
Cały rok jest ważny. Jeśli zjesz normalny posiłek dzień przed meczem, a przez cały tydzień nie zwracasz na to uwagi, nic to nie da. Prędzej czy później zabraknie ci pary, nie przeskoczysz tego. Trzeba dbać o siebie przez cały czas, staram się funkcjonować tak, żeby codziennie zwracać uwagę, co jem. Żeby nie dać się zwariować, po meczu pozwalam sobie na jakieś syfiaste jedzenie, żeby organizm nie wykorkował. Cheat day zawsze robię po meczu, a ostatni posiłek wieczorem, dzień przed grą, mam dowolny. Najczęściej to surowe mięso albo wołowina. Tatar, burger, na takim schemacie jestem od kilku lat i to się sprawdza.
Mówisz o burgerach, czyli jak ktoś przyłapie piłkarza w McDonaldzie, to nie robiłbyś z tego afery?
Wszystko jest dla ludzi. Przed chwilą pytałeś o szczególny posiłek przedmeczowy, a ja powiedziałem, że jedno zdrowe danie nic nie zmieni. Tak samo jest w drugą stronę, jeśli cały tydzień jesz dobrze i raz pozwolisz sobie na coś gorszego, to nie zaważy na twojej dyspozycji, dopóki zachowujesz rozsądek. Bo jak już przyjmiesz 10 cheeseburgerów z maka wieczorem, to rano żołądek dostanie takiego stresu, że sam będziesz wiedział, że przesadziłeś.
Ale zdjęcie piłkarzy na kebabie w środku nocy, jak to kiedyś było w Śląsku, może kibica wkurzyć.
Po meczu? Nie robiłbym z tym problemu. Może jest tak, że chłopaki cały tydzień trzymają dietę, a po intensywnym wysiłku pozwolą sobie na coś niezdrowego?
Problem jest wtedy, kiedy od tych kebabów zaczyna ci zwisać brzuch, jak van der Hartowi z Lecha.
Wtedy tak. Coś za coś, jeżeli pozwalasz sobie na syfiaste jedzenie i nie odbija się to na twojej dyspozycji – śmiało. Jak już jest problem wizualny, to trzeba sobie takie przyjemności darować.
Mariusz Stępiński powiedział kiedyś w wywiadzie, że w Polsce czasami przywiązujemy do jedzenia taką uwagę, że zapominamy, że liczy się to, co na boisku. Mówił, że na zachodzie zdarza się piłkarzom jeść co popadnie, a potem wychodzą i grają jak z nut.
Po części to prawda, tylko nie możemy porównać naszych poziomów. Musimy gonić zachód, oni trenują na innych intensywnościach, ich organizmy są przyzwyczajone do tytanicznej pracy. Widać to doskonale po nieudanych wojażach tych, którzy wyjechali z naszej ligi na zachód. Poza tym to kwestie indywidualne, ja ci powiedziałem, że zwracam na to uwagę, bo miałem problemy zdrowotne i dzięki temu, że zacząłem dbać o swój talerz, się ich pozbyłem. Komuś innemu może służyć pizza i spaghetti, Włosi po croissancie i espresso wychodzą na trening, dwie godziny harówy i jakoś funkcjonują. Nie powinniśmy też zamykać kogoś w jakimś schemacie. Jeśli ktoś przez lata miał swoje nawyki, a ty mu nagle rozpiszesz nową dietę, to organizm dostanie szoku i zacznie się buntować. Jeżeli ktoś chce jeść niezdrowo i to mu nie przeszkadza na boisku, niech je.
No tak, Petteri Forsell z brzuszkiem zamiatał ligę jako piłkarz Miedzi Legnica.
Miałem okazję przeciwko niemu grać, świetny zawodnik. Kapitalne umiejętności, jeszcze lepsze uderzenie. A może właśnie gdyby on zmienił swoje nawyki, schudłby, nie wyglądałby już tak świetnie?
Słuchałem twojego wywiadu z telewizją GKS-u Tychy i słyszałem, że jesteś #TeamLewandowski i nie jesz glutenu.
Tak, ale to zaczęło się jeszcze przed tą modą! Czułem się ospały na treningach i meczach, szukałem rozwiązania. Wyrzuciłem z diety nabiał, ciężej było się odzwyczaić od pszennych rzeczy, ale większość z nich też wyeliminowałem. Nie ukrywam, czasami kromkę chleba zjem, bo zapach pieczywa prosto z piekarni jest piękny. Żona bardzo je lubi, czasami jej coś podkradnę. Ale od kiedy wyeliminowałem większość glutenu z diety czuje się świetnie.
Tam padło też pytanie o gluten w wersji płynnej. Jak rozumiem miało ono drugie dno?
Chodziło o piwo. Lubię wypić piwko, tylko trzeba wiedzieć, kiedy jest na to czas i zachować umiar. Dajmy na to, że wygrywasz trudny mecz, wtedy to taka nagroda za dobrze wykonaną pracę i przepracowany tydzień.
To ciekawe, bo większość piłkarz w ankiecie „Weszło z butami” twierdzi, że alkoholu w sezonie nigdy nie piją. Myślisz, że kitują?
Nie wiem, gorzej by było, gdyby potem ktoś ich zobaczył z piwem w ręku. Ja uważam, że wypicie piwa w domu, po meczu, to nic złego. Też jesteśmy ludźmi, potrzebujemy odreagować. Wolę powiedzieć otwarcie, że lubię tak zrobić, niż potem mieć zdjęcie z browarem z ukrycia. W Anglii np. to normalne, że po meczu czeka na zawodników piwo.
Antonio Conte wprost przyznawał, że w Chelsea dawał na to przyzwolenie.
Lubiłem słuchać opowieści osób, które grały na zachodzie. Nie zdradzę nazwisk, ale mówili, że po meczu było to naturalne. Jakie jest najlepsze miejsce, żeby porozmawiać o tym, co nam wyszło, albo nie wyszło? Szatnia. Nie jestem zwolennikiem podejścia, że kończy się mecz, prysznic i do domu. Trzeba ze sobą spędzić trochę czasu i rozwiać wątpliwości.
Mocno łamiesz stereotypy, więc może obalimy jeszcze jeden. Kiedy przyjechałeś do Radomia i rozmawialiśmy pierwszy raz, mówiłeś, że odwiedziłeś już miejsce, w którym w naszym mieście było getto i że interesuje cię historia. Rzadko spotyka się piłkarzy z takimi zainteresowaniami.
Lubię historię, byłem w wielu miejscach i starałem się o nich zasięgnąć języka. To szacunek do miejsca, w którym jesteś. W hotelu, po treningu, miałem mnóstwo czasu, więc zamiast leżeć bezczynnie i grać w gry, wpisałem w wikipedię „historia Radomia”, poczytałem i poszedłem na spacer. Zacząłem od skrzyżowania na Żeromskiego, gdzie jest graffiti upamiętniające wydarzenia z Radomskiego Czerwca 1976. Poszedłem na rynek i przypadkowo usłyszałem, jak jakaś pani opowiadała swojej przyjaciółce, która najwidoczniej ją odwiedziła, o historii, że tu były dwa getta. Zapytałem, czy również mogę posłuchać, postałem z nimi 20 minut, dowiedziałem się, jak tu było wcześniej. To miasto ma bogatą historię, w czasach wojny i po niej działały tu zakłady jak Łucznik czy Radoskór, Fabryka Broni funkcjonuje do dziś.
Skąd to się u ciebie wzięło? Rozumiem, że w szkole wolałeś historię od wf-u.
Interesują mnie różne ciekawostki. Mamy trochę wolnego czasu, czy to w drodze na mecz, czy nawet wieczorem. Lubię się „zgubić” na Wikipedii czy Youtubie, posłuchać ciekawych historii. To taka moja odskocznia, ale nie tyczy się to tylko historii. Po prostu jeśli coś mnie zainteresuje, czytam, nie odkładam tego na potem. To, czego się dowiem nie zginie, zostanie mi w głowie.
Skoro tak mówisz, to mogę cię sprawdzić jakimś małym testem…
Może lepiej aż tak się w to nie zagłębiajmy!
Masz może tak, że lubisz książki historyczne, może jakiś okres historii czy po prostu chodzi o miejsca, w których jesteś?
Najbardziej lubię tematykę II Wojny Światowej i wątków z nią związanych, to są fajne rzeczy. Jesteśmy teraz w okresie, w którym historia naszego kraju jest przez zagraniczne media zakłamywana. Powinniśmy – jako nowe pokolenie – wiedzieć, co spotkało nasz kraj, nie wstydzić się tego i bronić dobrego imienia naszej ojczyzny. Nasi przodkowie przelewali krew za to, żeby było tak, jak jest teraz.
To prawda, mieszałem przez jakiś czas w Anglii, akurat w okresie, kiedy trwała m.in. walka z z określeniem „polskie obozy koncentracyjne”. Ludzie często pytali mnie, jak to było naprawdę, bo nie mieli o tym pojęcia. Dla nas jest to oczywiste, oni myśleli, że jest tak, jak mówią media i tych obozów wcale nie prowadzili Niemcy.
Boli mnie to, jako Polaka. Ludzie przez to, że media nakręcają nieprawdziwe informacje, tak nas postrzegają, powstają nieprawdziwe stereotypy. Młodsze ode mnie pokolenie nie przykuwa do tego uwagi, a nie chcę, żeby za 30-40 lat doszło do sytuacji, w której ludzie zapominają o historii i patriotyzmie.
Jakiś czas temu wysłałem ci dokument o Luisie Felipe, akurat również lewym obrońcy. Mówił w nim m.in., że wyznaje zasadę 10 tys. godzin pracy – im dłużej coś robisz, tym jesteś lepszy, nawet jeśli wcześniej nie robiłeś tego wcale. Można powiedzieć, że masz podobnie, bo poza treningami z drużyną organizujesz sobie zajęcia indywidualne. Myślisz, że piłkarze z pierwszej ligi potrzebują dodatkowych treningów?
Zależy czego oczekujesz. Powinniśmy naśladować najlepszych, nie dysponujemy może takimi środkami, żeby wziąć na urlop trenera personalnego, ale to ważna kwestia. Funkcjonuję na tym poziomie, chciałbym być wyżej, może kiedyś się uda, ale przede wszystkim nie chciałbym dopuścić, żeby z tego poziomu spaść. Talent to jedno, a praca wykonana dodatkowo, to ważny aspekt. Kiedyś przeczytałem fajny artykuł o tym, dlaczego mamy bramkarzy na światowym poziomie. Szczęsny, Fabiański, Boruc, u nich to się brało z powtarzalności. Powtarzali pewne schematy po kilkadziesiąt razy. Nie ma lepszej nauki niż praktyka. Poprzez to, co robię, chciałbym wydłużyć swoją karierę, żebym jako 40-letni chłop mógł zawstydzić niejednego młokosa. Trenuję dodatkowo 2-3 jednostki w tygodniu, nie będę tego zmieniał.
Tylko 40-letni? W Japonii jest piłkarz, który przekroczył 50-tkę.
Z ciekawości sprawdzałem kiedyś, jak sobie radzi. Daje radę!
Przedstawiłeś nam się tutaj jako profesjonalista w stu procentach…
No może nie w stu, dziewięćdziesięciu… (śmiech). Reprezentuję barwy klubu. Poprzez to, jak ja funkcjonuję, odbierany jest klub. Chcę, żeby mówili, że pracują w nim profesjonaliści, a nie ludzie, którzy przechodzą obok zawodu. A zawód mamy piękny, bo płacą nam za coś, co kochamy. Dlatego musimy prezentować się jak najlepiej.
Jak ty znajdujesz na to wszystko czas? Gotujesz, dbasz o dietę, masz dodatkowe treningi, czytasz, interesujesz się historią… Kiedy? Znów przytoczę stereotyp – sportowcy nie mają przecież czasu.
Dajmy na to czytanie – nie jest tak, że spędzam na tym godzinę dziennie, robię to regularnie. Bardziej wyrywkowo. Mamy podróż, 4-5 godzin, to co mi zaszkodzi przez pół godziny poczytać? Czasu mam dużo. Chociaż… Teraz przy małym dziecku mamy go z żoną trochę mniej, bo nasza córka wymaga uwagi. To pierwsze dziecko. Chuchamy na nią i dmuchamy, więc muszę czekać, aż pójdzie spać.
Czyli pewnie przerzuciłeś się już z seriali na bajki.
Nawet jak nie oglądamy bajek, to zaczynamy z żoną podśpiewywać pewne rzeczy. Najbardziej popularne na naszym telewizorze? Seria Masza i Niedźwiedź na Netfliksie i Edzio Smok na Youtubie. Wkręciliśmy się w kilka repertuarów!
Dobrze, że się tego nie wypierasz.
Czasami prosili mnie w szatni, żebym coś włączył przed meczem i puszczałem Edzia Smoka. Kazali mi to zaraz przełączyć, no ale…
Skoro już przy tym jesteśmy – mówiłeś wcześniej, że nie marnujesz czasu na granie w gry w hotelu, czyli konsoli raczej unikasz?
Mam konsolę, która jest nieużywana od dwóch lat. Powoli zbiera się na niej kurz.
Chcesz zamieścić ogłoszenie „sprzedam konsolę”? Śmiało!
(śmiech) Nie sprzedam, czasami włączamy na niej płyty. Nie oglądam natomiast zbyt wielu filmów czy seriali. Bardziej właśnie lubię gry, ale nie mam na nie czasu, żona zawsze mi to przypomina, jak się zasiedzę przy komputerze. Ostatnie, co oglądałem, to serial Narcos Mexico, bo byłem dwa razy w tym kraju i interesowało mnie, jak to wygląda w filmie, kartele od środka. Na miejscu słyszałem, że to bardzo skorumpowany kraj i faktycznie, pokrywa się to z opowieściami. Na ulicach rzucało się w oczy, że policja ciągle jeździła na sygnale, a na porządku dziennym były ogromne karabiny.
Nie żałujesz, że tak późno stałeś się świadomym piłkarzem?
Na pewno tak, kiedy trafiłem do Młodej Ekstraklasy Śląska Wrocław, mogłem wycisnąć z siebie więcej. Straciłem cztery, pięć lat. Robi się już późno…
Jak ktoś to przeczyta i sprawdzi ile masz lat, to pewnie powie, że szkoda, że 28, a nie 18, bo byśmy go wzięli wyżej.
No niestety. Może jakiś młodszy zawodnik się na to natknie i uzmysłowi sobie, jak ważne są w pewne rzeczy? Nie ukrywam, że w Katowicach próbowałem nawet podjąć studia na kierunku dietetyki, ale nie byłem w stanie tego pogodzić z treningami. Była taka sytuacja, że wróciłem z meczu z Suwałk o godz. 6, a na godz. 7:30 miałem egzamin. Zdałem, ale potem zasnąłem na wykładzie (śmiech). Mijało się, to z celem, kierunek medyczny jest wymagający, a ja jak coś robię, to na 100%. Zrezygnowałem, jak wyjechałem na obóz do Turcji, a po powrocie musiałem zaliczyć sesję. Jak zobaczyłem, ile mam zaległości, wiedziałem, że to nie ma sensu. Szacunek dla tych, którym udało się pogodzić naukę z grą. Ja chcę do tego wrócić, kiedy już skończę karierę.
Warto było się tak poświęcać? Masz 28 lat, grasz w pierwszej lidze. Ekstraklasa jest może w zasięgu, ale zachód już raczej nie.
Tak. Może gdybym nie obrał takiej ścieżki, dawno bym już zrezygnował, bo organizm by nie wytrzymał? Nie chciałbym mieć kiedyś do siebie pretensji, zarzutów, że mogłem coś zrobić lepiej. Po co mi wyrzuty sumienia? Mogę się tylko cieszyć, że doszedłem do takiego poziomu.
Skoro już nawiązałeś do tego, co chcesz robić po zakończeniu kariery, to może zdradzisz, jaki masz plan na siebie?
Chciałbym skończyć dietetykę, bo przyglądając się kolegom z szatni…
Oj, nie zrobimy im dobrej reklamy…
Nie chcę mówić, że mają złe nawyki, bo mają dużą świadomość. Nie tylko ja przynoszę jedzenie w pojemnika. Chodzi o to, że gdyby udało mi się skończyć studia, to chciałbym, żeby piłkarze mieli do kogo przyjść po radę. Nie, żebym ja komuś coś narzucał. Myślałem też nad przygotowaniem motorycznym, bo to mój konik, mogę bazować na sobie. Jestem na tym punkcie wyczulony, dużo o tym czytam. Chwała, że mamy Instagrama, ludzie tam dzielą się wiedzą, to taka moja Wikipedia motoryki, bo mogę podpatrywać jak trenują najlepsi!
Dużo o tym czytasz, ale przede wszystkim to dużo biegasz. Jesteś chyba najlepszym wydolnościowo piłkarzem w lidze.
Dziękuję, ale trzeba byłoby to porównać. W ekstraklasie mają takie urządzenia i bardzo mnie ciekawi, jakby to wypadło u mnie. Ale trzeba pamiętać, że można biegać dużo i szybko, a czasami więcej da mądre ustawienie się. Akurat przygotowanie motoryczne jest moją mocną stroną, Bozia mnie tym obdarzyła, a przenosi się to na liczby. Chociaż, na chłodno patrząc, mój dorobek po jesieni powinien być lepszy. Nie pamiętam, żebym kiedyś oddawał w rundzie po 2-3 strzały na mecz, a stanąłem na dwóch bramkach. Z drugiej strony, jakbym zakręcił się koło ośmiu, to pewnie byśmy teraz nie rozmawiali… (śmiech).
Skoro o liczbach, to warto zakończyć tym, że twoje pomagają nie tylko drużynie. Nie wiem, czy słyszałeś, że Sergiu Hanca z Cracovii za każdego gola, albo asystę pomaga potrzebującej rodzinie. Ty natomiast pomogłeś dzięki Fantasy I Lidze.
Nie słyszałem o tym. Co do Fantasy I Ligi – śledzę to, a jako piłkarz GKS-u Katowie byłem bodajże w pierwszej trójce punktujących. W nagrodę miałem możliwość kupienia sobie butów sportowych, ale wolałem kupić kilka par dla potrzebujących chłopaków z akademii. Mnie jedna para nie zbawi, a może dla kogoś, komu w domu się nie przelewa, te buty będą bodźcem do jeszcze cięższej pracy i nagrodą za wytrwałość w treningu. Tej jesieni byłem już niżej, ale jeśli jeszcze kiedyś się uda, to zrobię tak samo.
rozmawiał SZYMON JANCZYK
fot. 400mm.pl