Przed sezonem nikt nie zakładał, że Warta Poznań zakończy jesień w I lidze na szczycie tabeli, ale skoro drużyna gra lepiej niż oczekiwano, w klubie podchodzą do sprawy poważnie. Świadczy o tym zakontraktowanie Mateusza Szczepaniaka, który niespodziewanie po zaledwie jednej rundzie rozstał się z cypryjskim Enosis Paralimni. Co poszło nie tak i dlaczego to sam piłkarz chciał odejść? Który mecz nadawałby się na filmowy scenariusz? Czemu zmiana trenera była przełomem na gorsze? Za co Szczepaniak chwali Henninga Berga? Czy Warta nie jest opcją tylko na chwilę? Zapraszamy.
Twój powrót do Polski jest dość zaskakujący. Nastawiałeś się na niego od pewnego czasu czy wyszedł nagle i niespodziewanie?
Nagle nie. Powiedzmy, że gdzieś tak od początku grudnia zacząłem dojrzewać do tego, żeby zimą szukać zmiany. W moim klubie zaczęło się źle dziać względem wszystkich zawodników, nie tylko mnie. Wiedziałem, że trzeba coś zmienić. Do tego dochodziły sprawy rodzinne, chcę teraz być jak najbliżej niej, a na Cyprze mieszkałem sam.
Chodzi o zwyczajną tęsknotę?
O coś więcej, pojawiły się okoliczności ułatwiające podjęcie decyzji o powrocie, ale to sprawy prywatne, nie chcę rozwijać szczegółów. W każdym razie, zadzwonił trener Piotr Tworek i od razu usłyszałem, że chce mnie w Warcie Poznań, więc pomyślałem, że będzie to fajna opcja na najbliższy czas.
Trener dzwonił w ciemno, nie znając twojej sytuacji?
Nie do końca. Współpracowaliśmy ze sobą w Miedzi Legnica, od czasu do czasu byliśmy w kontakcie. Tu coś powiedziałem czy wysłałem smsa, pewien obraz mojej sytuacji miał. No i wyszło tak, że będę teraz jego piłkarzem.
Co masz na myśli mówiąc, że w Enosis Paralimni pojawiły się problemy w stosunku do piłkarzy?
Długa historia, nie ma co tego roztrząsać. Nie tyle działacze źle się zachowywali, co po prostu źle zaczęło się dziać względem drużyny.
Opóźnienia płacowe?
Tak jak mówię, nie chcę rozwijać wątku, zostawmy go.
W lipcu mówiłeś u nas, że klub miał być poważny i profesjonalny.
I tak było do momentu, w którym zwolniono trenera Giorgosa Kosmę. Później zaszły zmiany w pewnych sprawach. Nie było wyników i to miało duży wpływ na zachowanie zarządu.
Czyli nowy trener Gustavo Siviero był w porządku?
W tych kwestiach tak, wiadomo, że to nie on inspirował zarząd. Ale zaczął kombinować, ja i druga “dziewiątka” siedzieliśmy na ławce, a w ataku grał skrzydłowy. Wiedziałem, że Siviero ma zostać na kolejną rundę, więc decyzja była prosta, zwłaszcza gdy pojawiła się oferta z Warty.
Kontrakt rozwiązałeś bez problemów?
Zupełnie bez problemów może nie, ale bez dziwnych ekscesów. Były rozmowy, pytania, dlaczego chcę odejść, klub chciał mnie zatrzymać. Drużyna walczy o utrzymanie, meczów coraz mniej, to nie był dobry moment na tracenie zawodnika, zwłaszcza że mają jakieś limity odnośnie transferów i nie będzie łatwo im kogoś zimą sprowadzić. Wcześniej odszedł już podstawowy stoper Risto Mitrevski i chyba ktoś jeszcze, do tego asystent trenera i trener bramkarzy. Nie tylko ja uważałem, że pora na zmiany. A terminarz jest ciężki. W poniedziałek Enosis gra u siebie z Doxą, to mecz za sześć punktów, od którego bardzo dużo zależy.
Finansowo jesteście rozliczeni?
Wkrótce mamy być.
Nadal mnie intryguje, o co chodziło w kwestii zachowania zarządu. Opisz to najkrócej jak możesz.
Klub ogólnie jest bardzo fajny, z rodzinną atmosferą. Ale gdy pojawiła się seria porażek, zaczęły się dziać rzeczy, których nie rozumieliśmy. Żeby nie powiedzieć za dużo: klub stał się mniej profesjonalny niż wcześniej.
Czytając między wierszami: działacze uznali, że skoro nie ma wyników, to oni nie muszą się już tak przykładać do prowadzenia klubu.
Nie wiem, to już ich trzeba byłoby zapytać. Nie chcę tu nikogo obrzucać błotem, bo koniec końców klub zachował się w porządku. Pozwolił mi odejść, mimo że była to wyłącznie moja inicjatywa.
Czyli mimo wszystko o pobycie na Cyprze będziesz mówił lepiej niż Sasza Żivec, który wspominając Omonię Nikozja stwierdził, że poza pieniędzmi wszystko było tam do dupy?
Cypryjczycy mają specyficzną mentalność i albo się do tego przyzwyczaisz, albo nie i zawsze będziesz miał problem. Ich podejście do życia jest bardzo luźne, ale wydawało mi się, że w tych największych klubach typu APOEL, Anorthosis czy właśnie Omonia wszystko funkcjonuje w stu procentach profesjonalne. Tak też koledzy mi opowiadali w szatni. Pozostaje tylko ta mentalność, dla nas trochę dziwna, ale naprawdę można się z nią oswoić. Ona w żaden sposób nie wpływała na to, że chciałem odejść. Życie na Cyprze jest bardzo fajne, doskwierała jedynie tęsknota za rodziną. Może nie jest to miejsce do zamieszkania na stałe, ale na 2-3 lata to dla zawodnika bardzo ciekawa opcja, zwłaszcza że poziom piłkarski uważam za bardzo dobry, szczególnie w przypadku walorów ofensywnych. Jest wielu klasowych skrzydłowych, napastnik grający w tych lepszych klubach może liczyć na mnóstwo dobrych podań i dośrodkowań. Ogólnie nie przez przypadek rotacja zawodników między Cyprem a Polską jest dość duża. Trickovski był w Legii, Kaczarawa w Koronie, a to pierwsze z brzegu przykłady. Sporo cennych detali z tego pobytu wyniosłem.
Z twojego opisu wyłania się liga przyjemniejsza do grania niż nasza.
Na pewno inna. Jest wiele akcji jeden na jeden w bocznych sektorach, w środku pola niektórzy grają dość nonszalancko, nie boją się odważnych i trudnych rozwiązań. Co nie znaczy, że taki luz taktyczny dotyczy wszystkich. Omonię trenuje Henning Berg i robi bardzo dobrą robotę. Moim zdaniem to aktualnie najlepszy zespół na Cyprze. Plus Anorthosis, ale w jego przypadku często dzieje się tak, że jesień jest fajna, a wiosną z piłkarzy schodzi powietrze. Zobaczymy, czy tym razem będzie tak samo. Kibice wywierają tam sporą presję, choć i tak trochę się to różni od presji znanej u nas, tu też widzę różnicę.
APOEL dołuje, przestał być hegemonem?
Ma kilka meczów zaległych, ale Anorthosis też. Dopiero co Enosis przegrał z APOEL-em 0:4, nie było tematu, ale na początku sezonu graliśmy z nim u siebie i moim zdaniem wypadł bardzo słabo. Jak na taką markę spodziewałem się znacznie więcej. Do 89. minuty prowadziliśmy 2:0, a… przegraliśmy 2:3! Historia na jakiś filmowy scenariusz.
Debiut miałeś niezwykle obiecujący, strzeliłeś dwa gole, tyle że przegraliście z Ethnikosem 3:4. Kolejny szalony mecz.
Na początku rozgrywaliśmy głównie takie, powinniśmy wywalczyć co najmniej kilka punktów. Mieliśmy ciekawy okres przygotowawczy, trwający prawie dwa miesiące. Przepracowałem cały, zdobywałem sporo bramek w sparingach. Do zwolnienia trenera Kosmy graliśmy naprawdę nieźle. Lubił futbol odważny i takiego od nas wymagał. Mieliśmy grać ofensywnie, z wysokim pressingiem, jego treningi mi się podobały. Szkoda, że go zwolnili. Nie było wyników, ta absurdalna porażka z APOEL-em była czwartą z rzędu, zero punktów. Działaczom trochę zabrakło cierpliwości, ale to norma na Cyprze.
Już nawet u nas mamy przykłady, że można zachować spokój przy znacznie gorszej passie, że wspomnę o ŁKS-ie.
Tak jak mówię, na Cyprze nikogo to nie dziwiło. Apollon Limassol zwolnił trenera, żeby po miesiącu znów go zatrudnić, nawet takie rzeczy się dzieją. To zakulisowe sprawy, piłkarze nie mają na nie wpływu. Ale żałuję, że Kosma odszedł. Dużo goli traciliśmy, dużo strzelaliśmy. Zabrakło jednego zwycięstwa na rozruszanie zespołu, wtedy poszlibyśmy w dobrą stronę.
Czuliście w kościach, że tak szybko go zwolnią?
W szoku nie byliśmy, ale każdy tego żałował. Rozmawiałem z chłopakami i patrzyli na to tak samo jak ja. Nowy trener przyszedł dopiero po iluś dniach, zaczął od wygranej i… na tym się skończyło. Z nim nie ma ani ładnej gry, ani wyników, nie widać jakiegoś pozytywnego punktu zaczepienia.
Szefowie Enosis chyba nie zakładali czegoś innego niż walka o utrzymanie?
Nikt się nie oszukiwał, wiedzieliśmy, jak liga cypryjska wygląda. To nie Ekstraklasa, gdzie raz mistrzem może być Legia, a raz Raków Częstochowa. Piast Gliwice w jednym sezonie ledwo się utrzymuje, w następnym jest pierwszy. Na Cyprze takie rzeczy się nie dzieją. Jest grupa 5-6 klubów walczących o czołowe lokaty i cała reszta, w której znajduje się też Enosis. Założenie było więc takie, żeby zdobywać jak najwięcej punktów i spokojnie się utrzymać, a wtedy można myśleć o kolejnym sezonie.
W Enosis grałeś z Sito Rierą i Nico Varelą, którzy do niedawna kopali w Polsce. Z tego względu bardziej z nimi trzymałeś?
Tak, szczególnie z Nico. Właściciel klubu ma z 45 hoteli na całym świecie, drużyna mieszkała w jednym z nich. Zawodnicy z rodzinami zajmowali domki, pozostali apartamenty. Również po treningach żyliśmy koło siebie i nieraz się spotykaliśmy. Nico miał dobre relacje z Sito, ja do nich dołączałem.
Byliście w stanie porozmawiać po polsku?
Ciężko, znali pojedyncze słowa.
Warta była teraz jedyną opcją transferową?
Jak już poszło w eter, że rozwiązałem kontrakt, dzwonili też z innych klubów. Tak jak mówiłeś na początku, moje odejście było pewnym zaskoczeniem, wcześniej poza Wartą nikt nie sondował tematu. Ale po rozmowie z trenerem Tworkiem od razu byłem zdecydowany na przeprowadzkę do Poznania.
Ustaliłeś z trenerem, że będziesz grał na “dziewiątce”? Dla ciebie to zawsze był ważny aspekt.
Zgadza się, na Cyprze na szczęście jeśli już grałem, to tylko w ataku, w tym względzie było jak należy. Co do rozmowy z trenerem – tak, wstępne założenia są takie, że mam być ustawiany na szpicy, ale wiadomo, że na przestrzeni wielu tygodni mogą zajść nowe okoliczności i będą potrzebny w innej roli. Jestem na to gotowy.
Twój transfer zdaje się pokazywać, że Warta poważnie myśli o awansie, nie ma tu asekuracyjnego podejścia.
Taki jest plan. Już teraz zajmujemy pierwsze miejsce, więc żal byłoby nie skorzystać, zwłaszcza przy poszerzonych możliwościach dotyczących awansu. Na treningu zdążyłem zaobserwować, że to ciekawa drużyna i nie ma przypadku, że osiągała takie wyniki.
Na wstępie powiedziałeś, że uznałeś Wartę za fajną opcję w najbliższej perspektywie. Latem dopiero się określicie, co dalej?
Mogło to zabrzmieć niefortunnie, więc precyzuję: mam podpisany kontrakt na półtora roku, bez żadnych klauzul, że w razie braku awansu odchodzę czy coś takiego. Jak nie uda się wiosną, powalczymy w następnym sezonie.
Masz poczucie, że przejście do Warty może być ostatnią szansą, żeby mocniej zaistnieć w krajowej piłce? Po kilku latach w Ekstraklasie zszedłeś do I ligi i gdyby, odpukać, poszło źle, nie byłby to zachęcający sygnał dla innych.
Zbytnio się nad tym nie zastanawiałem. Należę do osób, które mało przejmują się takimi opiniami, nie ruszają mnie. Ale wiadomo, że mam swoje ambicje i to oczywiste, że chciałbym wejść z Wartą do Ekstraklasy i mieć w tym znaczący udział. To byłby taki mini-sukces, który można wpisać sobie do CV.
Przez ostatnie trzy lata miałeś jedynie chwile radości będące oderwaniem od pasma rozczarowań. Przyczyn zapewne jest wiele, ale jakie są najważniejsze, że od drugiej rundy w Cracovii zaczął się twój zjazd? Kiedyś mówiłeś, że w Krakowie po niezłych pierwszych miesiącach zaczęto cię wystawiać na skrzydle i z tego powodu obniżyłeś loty. Coś jeszcze?
Przestałem już analizować tamte etapy. Swoje wiem, niekoniecznie chcę o tym powiedzieć. W piłce czasem masz szczęście, czasem nie. Czasem robisz coś dobrze, czasem źle. Najlepiej człowiek uczy się na swoich błędach, na czyichś jest trudniej. Niczego jednak nie żałuję. Uważam, że to co robiłem, robiłem dobrze. Mógłbym znaleźć 2-3 kwestie do poprawy, ale nie wiem, czy one by coś znacząco zmieniły w kontekście tych trzech lat. Nigdy nie lubiłem rozważań, co by było, gdyby. Trzeba iść z falą całe życie.
Krótko mówiąc, nie skreślać jeszcze Mateusza Szczepaniaka?
Jak tam wolisz. Możesz skreślić, dać krzyżyk, nie będę się tym przejmował (śmiech).
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Piotr Leśniowski/Warta Poznań/Accredito