Reklama

Smutny koniec gladiatora. Daniele De Rossi kończy karierę

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2020, 16:08 • 11 min czytania 0 komentarzy

Daniele De Rossi zakończył piłkarską karierę. Wiadomo: nie siadaliśmy co tydzień jak do telenoweli, żeby oglądać bajeczną grę Włocha, ale każdy, kto lubi w futbolu romantyzm, docenia jego historię. Z drugiej strony na tej historii pojawiły się ostatnio dwie poważne skazy. Defensywny pomocnik ze sceny schodzi w przykrych okolicznościach: najpierw przegoniono go z ukochanej Romy, a teraz z Boca Juniors. Nie jest to styl, w którym karierę powinien kończyć przedostatni aktywny mistrz świata z 2006 roku. W grze pozostał już tylko Gigi Buffon.

Smutny koniec gladiatora. Daniele De Rossi kończy karierę

***

Jeśli kochasz futbol i wielkie stadiony wypełnione pasją, nie oprzesz się chęci gry dla Boca. Żyję futbolem 24 godziny na dobę, więc chciałem trafić do miejsca, które non-stop będzie mnie pobudzało do walki. Chcę wygrać z Boca wszystko, co możliwe – zapowiadał Włoch, który dla gry na La Bombonerze odrzucił wielomilionowe oferty z USA, Chin czy PSG.

Włoch marzył o tym, żeby zagrać dla takiej publiki, jaka przychodzi na mecze jednego z dwóch największych argentyńskich klubów. Marzył też o tym, żeby znaleźć się w tym samym miejscu, w którym grał jeden z jego idoli, Diego Maradona. W tym przypadku sprawę miał ułatwioną o tyle, że dyrektorem sportowym Los Xeneizes był jego kumpel z szatni Romy, Nicolas Burdisso.

Piękny sen De Rossiego szybko stał się ogromnym rozczarowaniem, choć początek był wymarzony. Defensywny pomocnik z golem w debiucie? Mało oczekiwany scenariusz. A jednak, były mistrz świata właśnie w ten sposób przedstawił się przed własną publicznością w Pucharze Argentyny. Problem w tym, że debiut zepsuli mu klubowi koledzy. Chwilę po zejściu z boiska rywale wyrównali, a potem wyrzucili Bocę z rozgrywek. Może i byłoby to do przełknięcia, gdyby nie fakt, że przeciwnikiem 26-krotnego mistrza kraju był… drugoligowy Club Almagro.

Reklama

Potem było już tylko gorzej. Legenda Romy zdołała zagrać trzy mecze w lidze i zaliczyć krótki debiut w Copa Libertadores, kiedy przyplątała się kontuzja. Na kolejny występ De Rossi czekał blisko dwa miesiące i zapewne nie spodziewał się, że będzie to jego pożegnanie z klubem. Problemy nasiliły się, kiedy fotel prezydenta klubu ponownie objął Jorge Ameal, a z posadą pożegnał się Burdisso. W dodatku w grudniu z rezygnację z funkcji trenera złożył Gustavo Alfaro. Włoskie media szybko zaczęły spekulować, że zbliża się koniec De Rossiego w Argentynie. Tym bardziej że Ameal nie gryzł się w język. – Jeszcze nie wiemy, co zrobimy z De Rossim. To, czy zostanie w klubie, zależy od wielu czynników. Ktoś go tu ściągnął, a my nie wiemy, czy wszystko z nim jest w porządku. Przyjrzymy się jego umowie z klubem – mówił „Corriere dello Sport”.

W obliczu takiej narracji ze strony Boca, De Rossi postanowił zejść ze sceny. Podczas oficjalnej konferencji prasowej ogłosił, że kończy karierę i wraca do Włoch. Oficjalnie z powodu tęsknoty za rodziną, nieoficjalnie można się domyślać, że w Argentynie był piątym kołem u wozu. Zresztą wymowne są reakcje tamtejszych kibiców. Co prawda na lotnisku pojawiły się osoby, które chciały pożegnać pomocnika przed powrotem do ojczyzny, ale na Twitterze popularność zyskują pstryczki w nos byłego kapitana Romy. Oczywiście głównie ze strony fanów River Plate, które wyeliminowało Boca z Copa Libertadores:

Największe osiągnięcia De Rossiego w Boca: puchar za najczęściej retweetowany wpis i poznanie z bliska Enzo Pereza (jego vis a vis z River Plate – przyp.)”, „De Rossiemu wystarczyło pół roku treningów u Alfaro, żeby stwierdzić, że ma już dość piłki”, „Przygoda De Rossiego z Boca: powiedział „questo e Boca”, poznał klubową maskotkę, odpadł z River Plate”, „Porównajmy De Rossiego i Trezegueta. Jeden przyszedł do klubu z miłości, żeby grać dla River w drugiej lidze, drugi wpadł sobie pogrillować na półrocznych wakacjach” – to niektóre wpisy z gorącej dyskusji na argentyńskim Twitterze.

Oczywiście fani Boca doceniają, że De Rossi wybrał ich zamiast pieniędzy, deklarował pasję czy sam wykładał pieniądze na swoje leczenie. Ale i oni wiedzą, że nie tak miało to wyglądać. Dla jednej z legend calcio pożegnanie z boiskiem było wyjątkowo okrutne. W ciągu roku pokazano mu drzwi w obydwu klubach, które miał w sercu.

Trzeba przecież pamiętać, że Włoch przeniósł się do Argentyny tylko dlatego, że nie pozwolono mu skończyć kariery w swojej ukochanej Romie. – Oni wybrali takie rozwiązanie, ja na to przystałem, bo jestem tylko pracownikiem. To nie jest koniec, o jakim marzyłem, ale mógłbym zrobić nic przeciwko temu klubowi – mówił żegnając stolicę Italii i dolewając kanister benzyny do nienawiści kibiców Giallorossich do ich obecnych władz.

Reklama

Najpierw zabrali im Tottiego, a teraz De Rossiego.

Były kapitan pożegnał się wtedy z przytupem. Wywołał ogromną dyskusję, bo w jasny i bezpośredni sposób oskarżył klub o pozbycie się legendy. Wiedział, jak odbiorą to kibice, dlatego dla wielu osób był to swego rodzaju akt zemsty. Nie daliście mi szansy na pożegnanie się tak, jak należy? I tak postawię na swoim.

Z drugiej strony nie można powiedzieć, że mu się to nie należało. Zwykły 36-latek nie mógłby oczekiwać ustępstwa, ale Daniele De Rossi mógł. Ktoś, kogo na kapitana Romy namaścił sam Francesco Totti. Ktoś, kto w Trigorii spędził 20 lat, a na liście występów dla rzymskiego klubu ustępuje tylko wspomnianemu Tottiemu.

Pożegnanie mistrza świata z futbolem było tymczasem zupełnie niemistrzowskie. Celnie ujął to Marco Jurić, dziennikarz GianlucaDiMarzio.com. „Przyszedłeś do Argentyny jako kapitan i żywy symbol Romy. To wiązało się też z tym, że z rozczarowaniami spotykałeś się na każdym kroku. Zdarzały ci się od lat, więc czy mogło się to zmienić po drugiej stronie świata? No właśnie”.

Opinia bolesna, ale prawdziwa. W końcu klubowa kariera tego bulteriera środka pola wygląda jak lustrzane odbicie Adasia Miauczyńskiego. Zero tituli aż razi w oczy. Totti zdołał załapać się na Scudetto, a jego następca nie dość, że wiecznie żył w jego cieniu, to jeszcze świętował najwyżej krajowy puchar. Chociaż De Rossi kochał Tottiego, to pewnie sam nie raz myślał o tym, jakiego ma pecha. Dlaczego opaskę kapitana przejął niejako z polecenia. O tym, że pomocnik zawsze był krok za idolem Rzymu, mówił nawet Wojciech Szczęsny. – Dla mnie zawsze to on był kapitanem w szatni, bo Totti był legendą klubu, kimś większym niż cały zespół. Daniele był dobrym duchem i kapitanem szatni, miał świetny charakter – opowiadał w „Foot Trucku”.

Trudną rolę młodszego kolegi w klubie na łamach autobiografii opisywał też sam Totti. – Bardzo kocham Daniele. Jego absolutna, obsesyjna, niemal schizofreniczna miłość do Romy legła u podstaw naszego porozumienia od pierwszego momentu jego zjawienia się w Trigorii. Myślę, że z trudem, choć w milczeniu, przychodziło mu znosić stopniowe starzenie się jego przydomka 'Przyszły Kapitan’, ale oglądając nagranie z mojego pożegnania, możecie zobaczyć jego najprawdziwsze wzruszenie, które jest najlepszym dowodem szczerości uczuć. Nie mógłbym przekazać opaski w bardziej godne tego ręce.

Lojalność to rzecz, z której De Rossiego zapamiętamy najbardziej. Już po zakończeniu przygody z Romą mógł zostać w kraju. Mówiło się, że widzi go u siebie Milan czy Fiorentina, ale on nawet o tym nie myślał. Tak jak wtedy, kiedy odrzucał kolejne oferty europejskich gigantów, bo co by o nim nie mówić, był to jeden z najwybitniejszych defensywnych pomocników w dziejach futbolu. Dostawał nagrody dla najlepszego piłkarza Serie A i odkrycia całych rozgrywek, więc kolejka chętnych ustawiała się niemal rokrocznie. Podobnie jak Totti odrzucił zaloty Realu Madryt, ale najsłynniejsze „nie” powiedział obydwu Manchesterom. Najpierw nie zgodził się na transfer do rosnącego w siłę City. – Zostaję w Romie dla kibiców, dlatego że jestem rzymianinem i że wierzę w ten projekt. Jeśli kiedykolwiek będę chciał opuścić ten klub, żeby wygrać Ligę Mistrzów, albo zarobić więcej pieniędzy, obiecuję, że powiem to publicznie – odpowiedział na zapytanie Anglików.

Mniej gracji miał w stosunku do czerwonej strony Manchesteru. W rozmowie z Corriere dello Sport powiedział, że gdyby zaakceptował ich ofertę, zapewne popełniłby samobójstwo, widząc, co stało się z tym zespołem. Może brzmi to dziwnie, bo mowa o kimś, kto otwarcie przyznawał, że zapewne nie byłby kibicem Romy, gdyby nie urodził się w stolicy Italii, bo postronnym osobom zapewne ciężko identyfikować się z klubem, który nie ma gabloty pełnej trofeów. Może brzmi to dziwnie, bo w ostatniej dekadzie United zdobyli więcej trofeów niż De Rossi w całej swojej karierze.

Bo jakie jest w zasadzie największe klubowe osiągnięcie Daniele? Bycie katem Interu Mediolan, któremu wbił sześć goli, w tym jednego w pamiętnym 6:2 w finale Coppa Italia? To już bardziej ogromna zasługa w wyeliminowaniu Barcelony po porażce 1:4, gdy w rewanżu De Rossi najpierw asystował Edinowi Dżeko, a potem podwyższył wynik z rzutu karnego. Sami widzicie, że za bardzo nie ma z czego wybierać.

Zupełnie inaczej było w przypadku międzynarodowej kariery włoskiego przecinaka. Młody De Rossi rozpoczął przygodę ze Squadra Azzurra na początku jej drogi do finału w Berlinie. Już na starcie eliminacji był podstawowym piłkarzem tej reprezentacji i do Niemiec pojechał jako filar drużyny. A tam… o mały włos nie przekreśliłby wszystkich dotychczasowych zasług.

27 minuta meczu z USA, Włosi remisują 1:1. Przed chwilą samobója strzelił Cristian Zaccardo, więc zrobiło się trochę nerwowo. Atmosferę dodatkowo podgrzał De Rossi, który właśnie trzasnął łokciem McBride’a. Amerykanin zalał się krwią, choć Włoch zapewnia, że wcale go nie trafił. Sędzia wyrzucił pomocnika z boiska i ekipa Lippiego wpadła w spore tarapaty. Zażarta walka romanisty o niewinność przerodziła się potem w żarty o tym, w jakim stanie byłby rywal, gdyby naprawdę został trafiony, ale wtedy nikomu nie było do śmiechu. Zwłaszcza De Rossiemu, który przeżył poważne załamanie.

Oddajmy głos Tottiemu. – Kiedy wracamy do szatni, Lippi jest bardzo zły na De Rossiego. Rozpoznaję to po tym, że ani razu o nim nie wspomina. Daniele siedzi przebrany, ze spuszczoną głową. Już w meczu towarzyskim ze Szwajcarią nadepnął na przeciwnika leżącego na ziemi, a trener zrobił nam wykład o konieczności unikania głupich zachowań. W każdym razie trener nie mówi do niego ani słowa. Dwie szybkie uwagi na temat meczu i tego, że przed meczem z Czechami mamy większe szanse na awans. Zbieramy się do wyjścia, kiedy Daniele wstaje i z oczami wlepionymi w podłogę przeprasza i wychodzi pierwszy. Potem De Rossi niechętnie uśmiecha się po naszych żartach, ale nie śmieje się, kiedy okazuje się, że zawieszono go na cztery kolejki. Oznacza to praktycznie koniec mundialu. Daniele zagrałby dopiero, gdybyśmy weszli do finału, a wtedy nikt jeszcze o tym nie myślał. Najchętniej jeszcze tego samego dnia wróciłby do domu i wtedy interweniowałem, pocieszając go. Spory wpływ na Daniele miał też Alessandro Nesta, który doznał kontuzji w trzecim meczu i wiedział, że już nie zagra, ale ani przez chwilę nie chciał nas opuścić. Został i przekonał do tego Daniele, od teraz mecze oglądali razem, a my mówiliśmy na nich Chip i Dale.

De Rossi został w Niemczech, a koledzy zgodnie z obietnicą dotarli do finału tak, żeby mógł ponownie pojawić się na boisku. On sam wprawdzie nie zakładał, że Lippi aż tak szybko mu przebaczy, ale kiedy stało się jasne, że Włochów czeka mecz o złoto, zasuwał na treningach za dwóch. Marzył o odkupieniu i… spełnił te marzenia. W finale zastąpił na boisku Tottiego, a potem w serii jedenastek pewnym strzałem pokonał Bartheza.

Tego, co wtedy czuł, nie da się zapewne opisać słowami. Niewykluczone jednak, że wspomnienie berlińskiego odkupienia nabrało mocy po latach, kiedy Włosi z De Rossim w składzie notorycznie zawodzili na mundialach. Pomocnik Romy wywalczył jeszcze ze Squadra Azzurra srebro mistrzostw Europy, ale przygodę z kadrą zakończył kolejnym wielkim rozczarowaniem. Słynnym dwumeczem o awans na mundial ze Szwecją, jedna z największych porażek Italii w futbolowej historii.

Przeklęty Ventura zabrał mu i Buffonowi szansę na ostatni piękny akt międzynarodowej kariery. Do De Rossiego nikt nie miał jednak pretensji. Wręcz przeciwnie, stał się on… bohaterem. Kiedy wykłócał się z trenerem o to, że nie powinien wchodzić na boisko. – Dlaczego do cholery ja mam wchodzić na boisko? Musimy wygrać, a nie zremisować – krzyczał do członka sztabu szkoleniowego, wskazując, żeby za niego na boisku pojawił się Lorenzo Insigne. Nagranie szybko stało się klasykiem.

Kapitan Romy pokazał wtedy jedno: że ma jaja. Z drugiej strony każdy, kto go znał, wiedział o tym już wcześniej. Kiedyś przyznał, że widząc młodych piłkarzy siedzących przed meczem z telefonami w ręku i przeglądających Instagrama, ma ochotę powybijać im zęby bejsbolem. Świat De Rossiego to twarda, męska gra, calcio w swojej brutalnej, ale i pięknej postaci. Był jednym z tych zawodników, którzy sprawili, że wślizg potrafi być dziełem sztuki. Nie było zawodnika w Serie A, który nie poznałby, co znaczy wejście w nogi od Daniele. Nic dziwnego, że wytatuował sobie znak ostrzegawczy.

Ale czasami ten waleczny rzymianin przesadzał. Tak było, kiedy podczas derbów Wiecznego Miasta wypłacił sztukę Stefano Mauriemu. Cios, którego nie powstydziłby się nawet zawodowy bokser. Nieco delikatniej potraktował natomiast Gianlucę Lapadulę, którego strzelił z liścia. Litości nie okazał za to Giorgio Chielliniemu, którego wykosił równo z ziemią. Ograniczymy się do trzech najbardziej radykalnych przykładów, ale De Rossi w całej karierze uzbierał 14 czerwonych kartek i ponad 150 żółtek.

Jaka przyszłość czeka wieloletniego kapitana Romy po zakończeniu kariery? La Gazzetta dello Sport informuje, że Daniele wkrótce wróci do stolicy i ukochanego klubu, ale już w nowej roli. Sam zainteresowany przyznał, że nie zamierza rozstawać się z futbolem, a marzy mu się kariera trenerska. Niewykluczone, że wkrótce obejmie młodzieżowe drużyny Giallorossich, ale możliwe też, że zajmie gabinet dyrektorski. Oczywiście De Rossi nie zapomniał o tym, kto wykopał go z Romy. Jego powrót możliwy jest tylko wtedy, gdy klub kupi Dan Friedkin, który ma zastąpić znienawidzonego przez kibiców Jamesa Pallottę. Negocjacje między biznesmenami są już ponoć w finałowej fazie, więc przyszłość Daniele powinna wyjaśnić się w najbliższych miesiącach. Jedno jest pewne – jeśli Friedkin przywita Rzym wspólnie z De Rossim, to z miejsca kupi sobie sympatię trybun.

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...