– Ludzie mówią, że zapłaciliśmy za Lukaku 65 milionów euro i że to są gigantyczne pieniądze. Po pierwsze, to te 65 milionów są rozłożone na pięć lat. Po drugie, to spójrzcie na boisko i zapytajcie sami siebie, czy było warto – mówi Antonio Conte, trener Interu. Wykupienie Belga z Manchesteru United urasta powoli do miana jednego z najlepszych transferów sezonu, a Lukaku wygląda jak bestia, która jednym zgrabnym ruchem strząsa z barków demony poprzedniego sezonu.
– Czy byłem zadowolony z zeszłego roku w Manchesterze? Oczywiście, że nie. Nie grałem zbyt dobrze jak na siebie. Ale wielu piłkarzy nie grało na tyle, na ile ich było stać. Ludzie potrzebowali kozłów ofiarnych, więc dostawało się tylko mi, Pogbie i Alexisowi. W mediach czytałem „trener nie chce Romelu”, później „klub nie chce Romelu”. Ja tych przecieków nie puszczałem, więc musiał to robić ktoś z klubu. Nie chciałem tam zostawać, zadzwonił trener Conte i wiedziałem, że chce iść do Mediolanu – mówi sam piłkarz.
[etoto league=”ita”]
I jeśli ktoś chce zobaczyć ilustrację hasła „wejście do nowego klubu z buta”, to niech włączy sobie skróty najlepszych zagrań belgijskiego snajpera z pierwszych spotkań w Interze. W jedenastu meczach strzelił dziewięć goli i stał się pierwszym piłkarzem w XXI wieku, który zanotował taki start w Nerazzurri. Ostatni raz z takim przytupem do szatni Interu wszedł Ronaldo – ten brazylijski, ponad dwadzieścia lat temu.
Po osiemnastu kolejkach w Serie A ma na koncie czternaście trafień – więcej od całej drużyny SPAL, tyle samo co Udinese i Sampdoria, zaledwie dwa mniej od Milanu. Jedynie Ciro Immobile częściej pokonywał bramkarzy rywali. Dwie sztuki dorzucił w Lidze Mistrzów – jedną na stadionie Slavii, jedną przeciwko Barcelonie. – Czuję się szczęśliwy. Conte to trener, którego najbardziej cenię. Do tego gram z Lautaro, z którym od razu złapałem świetny kontakt i znakomicie nam się współpracuje. Strzelam tak, jak w swoich najlepszych latach. Czego mogę chcieć więcej? – pyta Belg.
– Lukaku? Gra gównianie. Słyszę, że wielu ekspertów tak mówi i to nadal działa, więc dołączam do ich chóru – śmieje się Conte: – On zawsze twierdziłem, że on i Lautaro to nieoszlifowane diamenty. Poświęcamy im dużo czasu, pracujemy nad wieloma aspektami, zwłaszcza nad pracą w duecie. Coraz lepiej to wygląda, idą w dobrym kierunku.
Duet Lukaku-Martinez odpowiada w tym sezonie za 36 goli Interu (14+3 Lautaro, 16+3 Lukaku). W TOP5 najlepszych lig Europy tylko James Vardy, Timo Werner, Robert Lewandowski i wspomniany Immobile są skuteczniejsi od byłego napastnika Manchesteru United czy Evertonu. Belg wczoraj przebił swój dorobek z poprzedniego sezonu, gdy dla Czerwonych Diabłów zdobył piętnaście bramek. Wtedy potrzebował do tego jednak aż 45 meczów. Wczoraj z Napoli w barwach Interu zagrał po raz 23.
Ten poprzedni sezon w Anglii był bodaj najtrudniejszym dla niego od momentu wejścia do seniorskiej piłki. Brakowało mu wsparcia ze strony trenera, był nieskuteczny, często odcięty od gry i nieobecny w modelu grania Czerwonych Diabłów. Z czasem – tak jak sam mówi – frustracja kibiców skupiała się na zawodnikach najdroższych i najlepiej opłacanych. Dostawało się jemu, Alexisowi Sanchezowi i Paulowi Pogbie. Czy słusznie? Pewnie tak. Zmiana środowiska była konieczna.
W Interze wrócił do normalności. Bo dla niego „normalnością” jest strzelanie gola w co drugim meczu. W Evertonie zagrał 166 meczów, strzelił 87 goli. W Anderlechcie 98 meczów, 41 goli. W West Bromwich Albion 38 meczów, 17 goli. W kadrze 84 mecze, 52 gole. Teraz w Interze 16 trafień w 23 meczach. Maszyna wróciła do swojego rytmu.
Ale czy to nie było do przewidzenia? Trafił na Conte, jednego z najlepszych trenerów na świecie, zdolnego do wyciągania piłkarzy z kryzysów. Trafił do drużyny, która jest na fali wznoszącej, a nie – jak Manchester – w poważnym dołku, z którego trudno jej wyjść. No i przede wszystkim Lukaku nie tylko wygląda jak potwór, ale jest też potworem mentalnym. Za puentę niech służy fragment jego wspomnień z The Players Tribune.
– Dokładnie pamiętam moment, w którym zdałem sobie sprawę, że jesteśmy spłukani. Miałem sześć lat i wróciłem do domu w trakcie przerwy, żeby coś zjeść. Mama robiła nam na lunch to samo każdego dnia – chleb i mleko. Za dzieciaka nawet o tym nie myślałem, ale to było tak naprawdę jedyne żarcie, na które mogliśmy sobie wtedy pozwolić. Pamiętam ten dzień, gdy wróciłem do domu, mama stała przy lodówce z kartonem mleka. Jak zawsze. Ale zauważyłem, że je z czymś miesza. Nie wiedziałem o co chodzi, a ona jak zwykle podeszła, przyniosła mi jedzenie i uśmiechnęła się. Jak zawsze.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co się stało. On mieszała mleko z wodą, bo nie mieliśmy tyle kasy, żeby mleka wystarczyło na cały tydzień. Byliśmy totalnie spłukani. Nie biedni, spłukani do zera.
Wieczorem wróciłem do domu, ale nie było światła. Nie mieliśmy prądu przez dwa-trzy tygodnie. Poszedłem się wykąpać, ale nie było ciepłej wody. Bywały dni, gdy mama szła „pożyczyć” chleb z piekarni.
Wiedziałem, że jesteśmy w poważnych tarapatach. Ale gdy mama mieszała wodę z mlekiem, wtedy postanowiłem, że to koniec. Koniec. To jest nasze życie i coś trzeba z tym zrobić. Powiedziałem sobie, że już nigdy nie będziemy biedni.
fot. NewsPix