Ten mecz miał tyle fajnych smaczków, że z przyjemnością do niego siadaliśmy. Trzech Polaków od pierwszej minuty, Zlatan Ibrahimović na ławce, potencjalne starcie Fabio Quagliarelli ze Szwedem… Ale niestety później przypomnieliśmy sobie, że będziemy oglądać w akcji Milan. Drużynę, którą dzisiaj realnie wzmocniłby Grzegorz Bonin. I to wybudzony o piątej rano i wypchnięty siłą na boisko.
Mało tego – mamy wrażenie, że gdyby ktoś zaproponował Stefano Piolemu skrzydła Grzegorz Bonin – Lumir Sedlacek, to trener Rossonerich uściskałby kontrahenta i grałby nimi do końca sezonu. Dzisiaj na San Siro oglądaliśmy niesamowity pojedynek na nieudolność. W szranki stanęli Hakan Calhanoglu i Suso.
O ile Turek rzadko myślał o kolegach, to Suso nie myślał wcale. Nie tylko o kolegach, on naprawdę nie myślał w ogóle.
Nie potrafilibyśmy zliczyć tych jego kretyńskich dośrodkowań. Gość potrafił w starciu z Sampdorią pięć dośrodkowań z rzędu posłać prosto w przeciwnika, który stał trzy metry od niego. Gdy już jakaś wrzutka przeszła atakującego go rywala, to do jakiekolwiek napastnika Milanu docierała na wysokości jaj. Ani z tego huknąć z woleja, ani zaatakować głową. Powiało optymizmem, gdy wreszcie jednej z akcji nie złamał do środka i spróbował dośrodkować prawą nogą. Piłka przeszła pierwszego obrońcę, minęła kolegę ustawionego przed bramką, minęła linię boczną, minęła plany, marzenia i pragnienia wszystkich kibiców Milanu.
Urocze były te ujęcia na Zlatana, który pojawił się na boisku w 55 minucie (zmienił Piątka). Po każdej idiotycznej centrze Calhanoglu i Suso bił im brawo. Jakby próbował ich pokrzepić swoim autorytetem. Ale żeby któryś z nich zaczął grać lepiej, to Szwed musiałby przeprowadzić ich przez trzyletni kurs gry w piłkę nożną.
Tak jak współczuliśmy Zlatanowi w drugiej połowie, tak serce nam się krajało przed przerwą, gdy z tym duetem musiał współpracować Piątek. Polak na tym etapie poprzedniego sezonu miał dziewięć goli więcej na koncie. Dzisiaj nawet nie otarł się o to, by trafić do siatki. Wybiegał z pola karnego, pracował dla drużyny, próbował rozgrywać, walczył z Colleyem, ale trudno grać w pojedynkę przeciwko całej obronie. I trochę żal oczywiście, że zjechał do bazy jeszcze przed upływem godziny grania, ale z drugiej strony – Pioli przynajmniej oszczędził mu kolejnych nerwów. Co do polskiej dwójki z Sampdorii – obaj zagrali poprawnie, może nawet lepiej niż poprawnie. Bereszyński dorzucił swoją cegiełkę do zachowania czystego konta, w samej końcówce świetnie zatrzymał Leao, przytomnie załatał swoją flankę przed rywalami. A miał chyba najtrudniejsze zadanie, bo to jego stroną atakował bodaj najlepszy ofensywny pomocnik Milanu. Czyli lewy obrońca – Theo Hernandez.
Linetty był bodaj najjaśniejszą postacią drugiej linii Sampdorii, powinien mieć też asystę po przytomnym zgraniu piłki głową do Gabbiadiniego. Niestety – Włoch był dziś w takiej formie, że dyrektorzy Milanu podkreślili jego nazwisko dwiema kreskami w notesie “do ściągnięcia”. Wolny, ślamazarny, ospały. Na domiar złego nie potrafił zmieścić piłki w pustej bramce.
Co z tego meczu zapamiętamy? Atmosferę na San Siro po wejściu Ibrahimovicia. Szał, krzyk radości, ale nieokraszony tanim gwiazdorstwem i piskiem rodem z koncertów gwiazd k-popu. Raczej takie niskie, głębokie “Ibra!” wykrzyczane przez trybuny. Szwed wszedł na boisko z pełnym pakietem piłkarstwa. Wycisnął maksimum z dwóch miernych wrzutek i oddał dwa celne strzały, dwukrotnie też obsługiwał kolegów przy sytuacjach strzeleckich. Zastanawiamy się, czy nie lepiej byłoby, gdyby Pioli zostawił na boisku Piątka, a do duetu dokooptował mu Ibrahimovicia. Odpuścić sobie pseudoskrzydłowych, zdjąć z boiska Bennacera (dzisiaj jedno kluczowe podanie – na kontrę do Gabbiadiniego) i dać wykazać się przez półtorej godzinie duetowi polsko-szwedzkiemu.
Wstrząsające są statystyki strzeleckie Milanu. Więcej goli na koncie od mediolańczyków ma Ciro Immobile. 31 (!!!!!) trafień więcej zaliczyli piłkarze Atalanty Bergamo. Szesnaście goli w osiemnastu kolejkach.
Milan to Korona Kielce ligi włoskiej.
A Sampdoria? Przyjechała z nastawieniem na wyciśnięcie punktu z San Siro i plan zrealizowała. Świetnie zagrał Colley, cieszyć może powrót Bereszyńskiego po kontuzji, ale martwić kibiców Sampy może skuteczność napastników. Quagliarella coraz mocniej odczuwa trudy wieku, Gabbiadini przegrałby sprint z Magdą Gessler (w obcasach) i głównie przez to dziś Sampdoria z Mediolanu nie wywiozła pełnej puli.
Milan – Sampdoria 0:0
fot. NewsPix