Robimy to co roku już od paru dobrych lat, zatem siadamy i tym razem do tekstu z cyklu „make or break”. Czyli sporządzamy listę polskich zawodników, dla których poprzedni rok był średni i ten obecny może być decydujący. Albo takich, którzy stoją przed ważnymi decyzjami w swoim piłkarskim życiu i następne miesiące będą dla nich przełomowe.
Trochę zatrważa nas liczba zawodników w tym zestawieniu, dla których ratunkiem dla kariery pozostaje właściwie jedynie powrót do Ekstraklasy i poszukiwanie dawno zgubionej formy w kraju. Ale też są przykłady krzepiące.
***
Jesienią w rubryce „gole i asysty” miał okrąglutkie zero, w notach Kickera cieniował, ale trener nie tracił do niego cierpliwości. Nawet mimo tego, że był przecież najdroższym transferem w historii Fortuny Dusseldorf. W nowym klubie zaimponował całkiem przyzwoitym wejściem jeszcze jesienią, gdy był tylko wypożyczony z Sampdorii i pewnie władze Fortuny myślały, że zainwestowane pieniądze lada moment się zwrócą. No i cały problem Kownackiego polega na tym, że wydana na niego kasa może mu ciążyć jeszcze bardziej. A cierpliwość lada moment może się skończyć. Zresztą Kownacki właśnie dostał konkurenta do gry – z Schalke wypożyczono Stevena Skrzybskiego, gościa na pozycji Polaka. Ten sygnał można odczytywać dwojako – albo to po prostu facet, który ma nacisnąć Kownackiego i zmotywować do lepszej gry, albo Fortuna szuka chłopa na „tu i teraz”, bo wychowanek Lecha jest rozczarowaniem.
Dla Dawida nadchodzi rok przełomowy, bez dwóch zdań. To gość z dużą pewnością siebie i z papierami na granie, ale też niestety ze szklanym zdrowiem. Napiszemy tak – jeśli zdrowie dopisze, to wszystko zależy od niego i wreszcie dostaniemy odpowiedź na pytanie, czy nadal wierzyć w to, że jest jednym z najzdolniejszych zawodników roczników 1996, 1997, 1998. Jeśli znowu się rozsypie na kilka (kilkanaście?) tygodni, to wrócimy do punktu wyjścia.
WERDYKT: Będzie zdrowie, będzie granko.
Bartosz Kapustka
Który to już rok z cyklu „make or break” dla Kapustki? W zeszłym rozegrał dziewięć meczów w Leuven i zero w Leicester. Na jego miejscu zimą zaspamowalibyśmy skrzynkę agentowi z prośbami, by ogarnął mu jak najszybciej jakiś klub na wypożyczenie. W Leicester ma teraz takie szanse na granie, jak my na poderwanie Jennifer Lawrence. A kolejne pół roku (albo i więcej) wegetacji na trybunach ma taki sens, jak smażenie kotleta nad zapalniczką.
Właściwie od sezonu 2016/17, gdy odszedł z Cracovii, Kaputka gra niewiele. A prawda stara jak świat mówi – nie grasz, to się nie rozwijasz. Dobre wejście do ligi, niezłe Euro, symptomy dużego talentu – to było trzy, cztery, a nawet pięć lat temu. Dzisiaj przydałoby się pokazać, że Bartosz Kapustka nie był tylko nosicielem talentu, ale że po prostu potrafi grać w piłkę.
WERDYKT: Wszystko zależy od menadżera i chęci samego Kapustki do zrobienia kroku wstecz, ale pomni doświadczeń – break.
Kamil Jóźwiak
To już ten moment, gdy Karol Klimczak powinien otwierać odpowiedni plik z Excelem, a Piotr Rutkowski szykować kolejną antyramę na koszulkę Jóźwiaka do wywieszenia w swoim gabinecie. Wychowanek Kolejorza to dziś najlepszy drybler ligi, bierze na swoje barki odpowiedzialność za drużynę (chociaż należy do grupy najmłodszych zawodników w zespole), zadebiutował już w reprezentacji Polski, a w młodzieżówce wygląda jak chłopak z 6b, który przyszedł pograć z czwartoklasistami.
Tak, to już moment na transfer. Oby w dobre miejsce.
WERDYKT: Będzie dobrze. Make.
Patryk Dziczek
Jeszcze miesiąc temu napisalibyśmy, że ma za sobą fatalne pół roku, bo nawet po wypożyczeniu do Serie B nie grał wcale. Ale wreszcie wskoczył do składu Salernitany, rozegrał pięć meczów z rzędu, zaliczył dwie asysty. Nic nie wskazuje na to, by nagle miał usiąść na ławce. Mamy w głowie, że to nadal zamienienie mistrza Polski na zespół z drugiej ligi włoskiej, ale od czegoś trzeba zacząć – na pewno lepsze to niż grzanie ławy w Lazio.
WERDYKT: Skoro już zaczął grać, to make.
Jakub Piotrowski
Od września do grudnia rozegrał tylko jeden mecz w lidze, w Lidze Mistrzów tylko raz na sześć meczów znalazł się w ogóle w kadrze. Jeśli nie grał w okresie największego natężenia spotkań, to trudno oczekiwać, że nagle zacznie grać, gdy Genk będzie grał raz w tygodniu.
Miał być wprowadzany do drużyny stopniowo i jeszcze w poprzednim sezonie wyglądało to całkiem rozsądnie. W tym sezonie – o ile zaliczałby progres – grałby jeszcze więcej. Ale nie gra. Nawet po tym, jak Genk przeszło dużą przebudowę i sprzedało kilku zawodników. Chyba czas na to, by spróbować skakać z nieco niższej belki.
WERDYKT: Wypożyczenie na pół roku na pomoc Pogoni w walce o TOP3.
Mariusz Stępiński
Tylko trzy gole i jedna asysta w mijającym roku. A przecież nie grzał ławy w Chievo i Hellasie, tylko grał regularnie – zaliczył aż 31 spotkań. Problemem nie jest zatem to, że nie potrafi wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie, ale po prostu nie prezentuje takiego poziomu, jaki prezentował chociażby wcześniej w Chievo czy Nantes.
On sam mówi o sobie, że właściwie od Krzysztofa Piątka gorszy się nie czuje i sufit ma znacznie wyżej niż w Weronie. Jeśli tak twierdzi, to czas strzelić więcej niż trzy gole przez dwanaście miesięcy.
WERDYKT: Będzie lepiej, ale Milan nie zadzwoni.
Robert Gumny
Myśleliśmy, że krok naprzód wykona latem i przejdzie do mocniejszej ligi. Ale Lech nie dostał za niego satysfakcjonującej oferty, nie pomagała fama o problemach z kolanem, która poniosła się po Europie przy nieudanym transferze do Gladbach.
Późniejsze perypetie Gumnego znamy zbyt dobrze – przeciętna jesień, kontuzja i diagnoza, która brzmiała jak dźwięk kija wkładanego w szprychy. Do gry wróci najwcześniej pod koniec sezonu, ale to przy optymistycznym wariancie. Latem szanse na transfer są nikłe, bo kto weźmie gościa, który pół roku nie kopał piłki? Jesienią spróbuje się odbudować, a później można rozważać ewentualne scenariusze z wyjazdem.
WERDYKT: Jeśli make, to najwcześniej za pół roku.
Sebastian Walukiewicz
Jesienią jeden mecz w Pucharze Włoch (całkiem przyzwoity), a poza tym ławka. Gdyby chodziło tu o gwiazdę Ekstraklasy wyjeżdżającą na zachód – bylibyśmy poważnie rozczarowani. Ale w przypadku Walukiewicza taki scenariusz był aż nadto prawdopodobny. Dlatego nie załamujemy rąk, nie stawiamy krzyżyka – akurat on ma jeszcze trochę czasu, by okrzepnąć w silniejszym otoczeniu. Zresztą Włosi piszą, że wkrótce może dostać kolejną szansę.
WERDYKT: Bez przełomu, bez ciśnienia, ale z perspektywą na make.
Jan Sobociński
Drugi z członków „elektrycznych gitar”, jak Czesław Michniewicz określił dwójkę stoperów młodzieżówki. Spodziewaliśmy się po nim dużo, dużo więcej po awansie ŁKS-u do Ekstraklasy. Właściwie jakiekolwiek oczekiwania byśmy mieli, to i tak pierwszą rundą by je zawiódł, bo grał po prostu żenująco. Ścisła czołówka najgorszych stoperów ligi w tej pierwszej rundzie.
Pukamy się w czoło, gdy słyszymy, że niektórzy sugerują mu rychły wyjazd z Ekstraklasy. Najpierw niech nauczy się bronić (będzie miał okazję przy Macieju Dąbrowskim), później niech zagra pięć meczów z rzędu bez babola skutkującego golem dla rywala, a dopiero w dalszej kolejności niech myśli o transferze.
WERDYKT: Dużo pracy przed nim, żeby zakręcić się wokół make.
Szymon Żurkowski
Po nim akurat spodziewaliśmy się, że porozpycha się łokciami po wyjeździe do Serie A. To nie był Walukiewicz brany po dobrym początku w Pogoni, to nie był hit jednej rundy – Żurkowski był gwiazdą ligi, jednym z najlepszych środkowych pomocników ostatnich sezonów. A w pierwszej rundzie we Włoszech zagrał raptem dziesięć minut. Gorzej być nie może, ale obawiamy się, że Szymon może zostać zakładnikiem myśli „jestem na tyle blisko, że powalczę o skład, wypożyczenie to ostateczność”.
Chociaż z poszukiwaniem słabszego klubu w Serie A może być problem, bo Fiorentina jest ledwo nad kreską.
WERDYKT: Duży znak zapytania.
Rafał Kurzawa
Krótko – chłopie, wracaj do Polski. Pół ligi cię chce. Czas wznowić karierę w zawodzie piłkarza i zapomnieć o epizodzie w roli testera jakości francuskich trybun.
WERDYKT: Albo męska decyzja, albo totalny break.
Krzysztof Piątek
2018 był dla niego jak grania na kodach. 2019 już jak pobudka w poniedziałek po miesięcznym urlopie. A jaki będzie 2020? Też chcielibyśmy to wiedzieć. Sprowadzenie Zlatana Ibrahimovicia do Mediolanu to nie tylko kapitalny ruch PR-owy Milanu, ale też wypowiedzenie zaufania klubu dla Piątka. Nie ściągasz Ibry, żeby sadzać go na ławce, tak jak nie kupujesz Hummera, żeby jeździć nim na ogródki działkowe. Znak zapytania jest zatem już przy regularnej grze. Do tego dochodzi możliwa zmiana na stanowisku trenera w Milanie, bo Bild twierdzi, że stery w klubie ma objąć Ralf Rangnick. Będzie chciał grać na dwóch napastników? Czy jednego? Tym drugim obok Ibry będzie Piątek czy Leao?
A jeśli Piątek, to jako ten od strzelania czy ten od pomagania?
Sami widzicie, że znaków zapytania jest mnóstwo, a dochodzą kolejne, bo czym będzie „make” przy gościu, który przed chwilą bił się o koronę króla strzelców Serie A?
WERDYKT: 2020 będzie nie tak dobry, jak 2018, ale i nie tak zły, jak 2019.
Filip Jagiełło
Problematyczne w jego kontekście jest to, że Genoa radzi sobie jeszcze gorzej od niego. Pograł więcej niż Żurkowski, ale w jeszcze słabszej drużynie, która szoruje po dnie tabeli. To dla trenerów trudny czas, by stawiać na wciąż nieopierzonego Polaka, który dopiero uczy się tej ligi.
Nie wykluczamy, że latem trafi do Serie B i tak już o grę będzie łatwiej. Pytanie – czy nie lepiej byłoby trafić tam już teraz na półroczne wypożyczenie? Właściwie taki sam casus, co rzeczony Żurkowski. Klasyka młodych Polaków wyjeżdżających na Półwysep Apeniński.
WERDKT: Wiosną bez zmian, jesienią potencjał na make.
Radosław Majecki
Powiedzmy sobie wprost – Majecki jesień w Legii miał po prostu średniawą. Nie wyróżniał się procentem skutecznych interwencji, siłą rzeczy nie obronił tylu strzałów co czołówka bramkarzy ze słabszych klubów, trudno też wyciągnąć jakiś mecz, który wybroniłby Legii (na siłę można wskazać ten ze Śląskiem we Wrocławiu).
Niemniej doskonale zdajemy sobie sprawę, że to chłopak o dużych możliwościach. W Europie niewielu bramkarzy w jego wieku broni regularnie w klubie walczącym o mistrzostwo kraju. I przypuszczamy, że od przyszłego sezonu w Warszawie go już nie będzie. Wyjazd ze złotym medalem na szyi i pobicie rekordu transferowego bramkarza z polskiej ligi? To nie brzmi jak science-fiction.
WERDKT: Make, idzie dobrą drogą.
fot. FotoPyk.pl