Nie jest najpilniej strzeżoną tajemnicą fakt, że ŁKS ma problemy ze środkiem obrony. Prawdę mówiąc, to taki sam sekret jak to, że Szymon Marciniak jest łysy, Zbigniew Boniek rudy, a polska piłka klubowa cienka niczym sik pająka. O słabości łodzian w tyłach wiedzą wszyscy i też sami łodzianie zdają sobie sprawę, iż do utrzymania w Ekstraklasie potrzebują posiłków w to miejsce. Stąd transfer Macieja Dąbrowskiego, który rozwiązał kontrakt z Zagłębiem Lubin.
Ustalmy dwie rzeczy. Czy Dąbrowski jest obecnie w szczytowym punkcie swojej kariery? Oczywiście, że nie. W tym sezonie spędził na ligowych boiskach ledwie 111 minut, do tego dostał dwa i pół spotkania w Pucharze Polski. Ponadto, cóż, jakoś nie kojarzymy tego stopera z dobrą i pewną grą w bieżących rozgrywkach, gdy swoje okazje już dostawał. Prosty przykład – Zagłębie z Guldanem prowadzi do przerwy w Gdańsku 2:0, może się właściwie czuć ćwierćfinalistą Pucharu Polski. No, ale Guldan schodzi, wchodzi Dąbrowski i kończy się na 2:3.
Jasne: nie było tak, że to nowy stoper ŁKS-u zawalił dwa gole i dołożył samobója, ale Miedziowi z Dąbrowskim, a Miedziowi z Guldanem to były dwie różne drużyny i raczej nie mówimy o przypadku.
Zresztą kłopoty Dąbrowskiego nie trwają od wczoraj, bo i poprzedni sezon stoper miał mocno przeciętny. W jego końcówce siedział już na ławce, nie znajdując uznania w oczach Bena van Daela, a gdy grał, szału nie było, finiszował ze średnią not 4,60. Dla porównania wspomniany Guldan miał 4,91.
No dobrze, czyli ŁKS bierze wrak piłkarza i żadne to wzmocnienie? Absolutnie tak sprawy stawiać nie można. Dąbrowski najmłodszy nie jest, ale też o lasce nie chodzi, ma 32 lata. Doprowadzony do dobrej formy potrafi być niezwykle użyteczny, co udowadniał wcześniej w Zagłębiu, kiedy był czołowym stoperem ligi, zrobił puchary i zasłużył na transfer do Legii. Tam nie do końca się sprawdził, ale też nie mówiliśmy o jakiejś katastrofie transferowej w typie Mauricio. Dopiero po jakimś czasie uznano, że to nie to, natomiast wcześniej Dąbrowski był długo podstawowym i niezwykle solidnym obrońcą, robiąc z Wojskowymi mistrzostwo – wiosną 2017 roku Legia z nim w składzie przegrała jeden mecz.
Drogi się rozeszły, ale przez jakiś czas Dąbrowski odgrywał swoją rolę. Choć ostatecznie nie wyszedł z tego transfer w typie Lewczuka, czyli dobra gra i jeszcze wyjazd za granicę z trzydziestką na karku, nie było większych powodów do szyderki.
I teraz, po tych wszystkich przygodach, Dąbrowski chce odnaleźć swoją formę w ŁKS-ie. To może wypalić, bo nie mamy wątpliwości, że Maciek będzie w Łodzi podstawowym obrońcą, a więc złapie rytm regularnego grania. Zyskać może więc on i naturalnie ŁKS, bo istnieje szansa, że kogoś doświadczonego obok siebie potrzebuje Sobociński. Dużo z tego chłopaka jest ostatnio śmiechu i słusznie, skoro gra gorzej niż przyzwoitość nakazuje, ale ostatecznie nie mówimy o gościu, który został granatem oderwany od płotu i nagle jakimś cudem miałby grać w piłkę. Nie, Sobociński mimo wszystko talent ma, doceniano go w pierwszej lidze, doceniał Magiera, biorąc na mundial U20, docenia Michniewicz, robiąc z niego podstawowego stopera swojej kadry.
Obecnie mu nie idzie, ale być może, gdy będzie miał obok siebie kogoś lepszego niż Rozwandowicza, i jego potencjał w końcu zostanie zaprezentowany szerszej publiczności? Gwarancji nie ma i nie będzie, natomiast, przynajmniej teoretycznie, ten plan może wypalić.
Zresztą – Dąbrowski to nie jest jedyne wzmocnienie kulejącej defensywy ŁKS-u.
Do drużyny dołączył także Carlos Moros Gracia. 26-letni obrońca, który podpisał kontrakt z klubem do czerwca 2021 roku. Hiszpan z niejednego pieca chleb jadł – ostatnio występował w szwedzkiej ekstraklasie, broniąc barw GIF Sundsvall, a jeszcze wcześniej pykał sobie za oceanem w barwach uniwersyteckiej ekipy Temple Owls. Piłkarskiego rzemiosła uczył się natomiast w akademii Valencii CF. Na Mestalla miejsca rzecz jasna nie zagrzał, ale w Szwecji szło mu w sumie całkiem nieźle – bywał nawet indywidualnie wyróżniany jako jeden z czołowych stoperów ligi. Zakładał też w Sundsvall kapitańską opaskę, występując zwykle w ramach trzyosobowego bloku defensywnego. Żeby nie było jednak zbyt różowo – zespół Hiszpana sezon zakończył spadkiem z ligi.
Czy któreś z tych wzmocnień okaże się strzałem w dziesiątkę? Próżno zgadywać. Niemniej – jeżeli ŁKS marzy jeszcze o utrzymaniu w ekstraklasie, to posiłki były niezbędne. I trener Moskal na pewno może być zadowolony, że trafiają one do klubu już teraz.
Fot. FotoPyk