Reklama

Arteta spróbuje nie utonąć w bagnie Arsenalu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 grudnia 2019, 16:25 • 8 min czytania 0 komentarzy

Ten człowiek zawsze ma racje. Zawsze i w każdym przypadku, a przynajmniej tak twierdzi Leroy Sane, który współpracował z Mikelem Artetą w Manchesterze City, gdzie Hiszpan od 2016 roku pełnił funkcję asystenta Pepa Guardioli. Uczył się tam od genialnego Katalończyka, pomagał mu, podpowiadał, dzielił się swoim doświadczeniem, ale ten czas bycia w drugim szeregu właśnie mija, bo Arteta przejmuje stery pogrążonego w kryzysie Arsenalu i zaczyna budować własną legendę. Czego się po nim spodziewać i co on sam zastanie w Londynie? 

Arteta spróbuje nie utonąć w bagnie Arsenalu

***

Moja filozofia będzie prosta. Moi piłkarze muszą umieć zaangażować się w coś w maksymalnym stopniu. Obsesyjnie. Na 120%. Jeśli przychodzi czas na pracę, mają myśleć tylko o wykonaniu pracy i o niczym innym. Ale jeśli jest luźniej i można pozwolić sobie na relaks, to ja będę pierwszym gościem, który da im sygnał do zabawy – Mikel Arteta.

***

Już jako piłkarz wiedział, że po karierze chce być trenerem. Chłonął każde polecenie swoich szkoleniowców, robił notatki z treningów, starał się udoskonalać ćwiczenia i schematy, które rozrysowywały mu sztaby szkoleniowe, z którymi akurat mógł pracować. Wiedział, że piłkarska kariera na boisku to tylko przystanek przed czymś większym. Inna sprawa, że wielkim zawodnikiem też nigdy nie był.

Reklama

Nie przebił się do największych hiszpańskich klubów, nie udało mu się zadebiutować w reprezentacji Hiszpanii i musiał żyć w świadomości, że pochodzi z kraju, w którym bycie kreatywnym środkowym pomocnikiem nie predestynuje cię absolutnie do niczego. Musisz mieć coś jeszcze. Jakiś magiczny element. Coś, czego nie da się tak łatwo zdefiniować. Żył więc w cieniu Andresa Iniesty, Xaviego, Xabiego Alonso, Sergio Busquetsa, Cesca Fabregasa, a i młodsze pokolenia też były wyżej cenione przez kolejnych selekcjonerów La Roja.

A jednak wszędzie, gdzie się pojawił, spotykał się z podziwem. W PSG, mając siedemnaście lat, bardzo imponował Mauricio Pochettino, pełniącemu wówczas rolę kapitana paryskiej drużyny.

– Gość był artystą. Po samym tym, jak obserwował rzeczywistość wokół siebie, wiedziałem, że to nie jest pierwszy lepszy dzieciak. Był po prosty mądrzejszy i dojrzalszy niż reszta – komplementował go były trener Tottenhamu.

Arteta nie pozostawał mu dłużny.

– Wiedziałem, że zostanie trenerem. Czerpał bardzo dużo od Marcelo Bielsy, który trenował Argentynę. Rozmawiali bardzo dużo o niuansach taktycznych i teraz to widać w ich zespołach – agresywne, atakujące i zajadłe w szybkich próbach odbioru jeszcze na połowie rywali – opowiadał Arteta.

Potem trafił do Anglii, gdzie spędził dwanaście sezonów, przywdziewając barwy Evertonu i Arsenalu. Nie robił wielkiej furory, nie był aktorem pierwszego planu, nie miał wybitnych statystyk, ale przez wiele lat absolutnie nie musiał martwić się o miejsce w pierwszym składzie swoich zespołów. Nobliwy, spokojny, nie zaliczający głupich strat, rozrzucający futbolówkę z prawej na lewą, nadający rytm, zwalniający i przyspieszający, kiedy trzeba. Widać było, że on ten sport zwyczajnie rozumie lepiej niż inni.

Reklama

Wiadomo, miał swoje ograniczenia. Niski, bez wybitnego strzału, bez oszałamiającego dryblingu, wolny, apatyczny w defensywie, ale przecież gdyby to wszystko opanował, mówilibyśmy o nim w kontekście większych klubów. A on zrobił taką karierę, na jaką pozwalała mu wykonana praca i talent. Na nic więcej pozwolić sobie nie mógł.

Buty na kołku zawiesił w 2016 roku i automatycznie dostał pracę u Pepa Guardioli w Manchesterze City. I tu zaczyna się nowa historia.

***

Nie mogę myśleć o futbolu w kategoriach ciągłego bycia w opozycji. Musimy prowadzić grę, organizować ją, narzucać swój styl i to w każdym meczu. Zwycięstwo poprzez zabicie funkcjonowania systemu przeciwników to zwycięstwo, po którym można się tylko smutno uśmiechnąć. Żadnej satysfakcji – Mikel Arteta.

***

Klasyczny obrazek z trzech ostatnich sezonów na Etihad Stadium. Pep Guardiola siada na ławce i zaczyna nawijać do czarnowłosego jegomościa o hiszpańskiej urodzie, siedzącego tuż obok niego. Zaraz przerwa, bo tamten ma już przygotowany cały monolog rewanżowy. To właśnie Mikel Arteta, który bardzo szybko został pierwszym i najważniejszym asystentem genialnego rodaka.

Zobaczcie, jak duże wrażenie na piłkarzach Manchesteru City robił:

Kevin de Bruyne: – Jak zaczyna mówić, to automatycznie cichniesz. On nie musi krzyczeć, żebyś sam wiedział, że wszystko, co powie, przyda się w meczu.

Raheem Sterling: – Nie znam nikogo, kto tak postrzega futbol, jak Arteta. Kiedy opowiada o tym piłce nożnej, czujesz dokładnie wszystkie uczucia, które towarzyszą ci na boisku. 

Leroy Sane: – Czasami ktoś pyta mnie, jak wyglądają treningi z Guardiolą. Wiecie, co wtedy odpowiadam? Żeby w końcu zainteresował się, jak wyglądają zajęcia z Artetą! Gość jest genialny. 

Sam Guardiola podkreślał, że jego hiszpański asystent nadawałby się na idealnego sukcesora jego schedy w City, bo choć sam był świetnym piłkarzem, to miał wrażenie, iż ten dużo lepiej rozumie zawodników. Piłkarze za to przyznawali, że przy wielu bramkach Obywateli główną rolę odegrały właśnie jego polecenia.

Benjamin Mendy: – Momentami czułem się tak, jakby naturalnie podróżował w czasie, wracał do nas i opowiadał nam o tym, co mamy zrobić, żeby osiągnąć dobre rezultaty. 

I faktycznie, do kanonu virali angielskich mediów przeszły obrazki, w których Guardiola, ciesząc się z kolejnych goli swoich podopiecznych, w pierwszej kolejności ściska swojego asystenta. Wymowne. Ich współpraca była dobra. Nie kłócili się, bo rozmawiali. Odkładali swoje wzajemne ambicje, żeby słuchać drugiej strony. Małżeństwo idealne. Razem budowali zespół, który stworzył swoją własną tożsamość, w ostatnich latach zdominował rozgrywki Premier League i toczył pasjonujące boje z Liverpoolem. Ale wspólny czas się skończył.

Arteta poszedł na swoje. Dostał w ręce Arsenal. I będzie musiał wydźwignąć go z dużego dołka.

***

Ma dobre kwalifikacje do tej roboty. Oj, bardzo dobre. Wątpicie? Przekonacie się już niedługo – Arsene Wenger.

***

37-letni nowy szkoleniowiec Arsenalu zna Emirates Stadium. Grał tu, rozumie ten klub, rozumie ten klimat i ma doskonałe pojęcie, z jak dużą presją wiąże się praca w ekipie Kanonierów. Teraz czeka go wielkie sprzątanie, bo zespół jest w największym kryzysie od lat. Dopiero co na całym stadionie wybrzmiewały pokrzykiwania ”Wenger Out”, a od dłuższego czasu całe rzesze kibiców Arsenalu modlą się o powrót legendarnego Francuza. To znamienne.

Stołeczny klub zajmuje dziesiąte miejsce w tabeli – choć traci zaledwie cztery punkty do miejsca premiowanego awansem do europejskich pucharów i przy tym w miarę spokojnie awansował do fazy pucharowej Ligi Europy, to absolutnie nikt nie może powiedzieć, że w Londynie jest dobrze. Wprost przeciwnie. Arsenalowi Unaia Emery’ego i Freddiego Ljunberga brakowało jakiegokolwiek stylu i stabilizacji.

Wystarczy spojrzeć na ostatnie wyniki:

0:3 z Manchesterem City, 2:2 ze Standardem Liege, 3:1 z West Hamem, 1:2 z Brighton, 2:2 z Norwich, 1:2 z Eintrachtem, 2:2 Southampton, 0:2 z Leicester, 1:1 z Vitorią Setubal.

Sześć ostatnich meczów w lidze i trzy w europejskich pucharach to jedno zwycięstwo, cztery remisy, cztery porażki. Beznadzieja. Jakie są więc największe problemy Arsenalu?

Przede wszystkim ogromna dziura w defensywie. Kanonierzy tracą mnóstwo bramek, obrońcy popełnią karygodne błędy i generalnie brakuje w tym ładu i składu. Problem w tym, że Arteta prawdopodobnie nic na to nie poradzi. Jedyne rozwiązania to poszukanie wzmocnień na rynku transferowym, bo na dzień dzisiejszy jakości w bloku obronnym jest, jak na lekarstwo. Sokratis najlepsze lata ma już za sobą. W niczym nie przypomina siebie z czasów Borussii Dortmund, kiedy potrafił być twardy, jak skała, nieustępliwy i tworzyć lepszy element swojego duetu z samym Matsem Hummelsem w swoim primie. Podobnie taki David Luiz, który w okolicach Mundialu z 2014 roku był defensorem wprost genialnym. Potrafiący wyprowadzić piłkę, agresywny, szybki, potrafiący się obrócić. A dziś? Całkowite zaprzeczenie swojego profilu ze swoich najlepszych dni.

Reszta? Calum Chambers i Sead Kolasinac to faktycznie klasa godna dziesiątej drużyny Premier League i chyba to wystarczy za komentarz. Powtórzymy: dziesiątej drużyny Premier League. Czy naprawdę tylko na to stać Arsenal? Za nimi stoi Bernd Leno, którego aktualnie trudno zakwalifikować nawet w pierwszej piątce najlepszych bramkarzy angielskiej ligi, ale to nie w nim leży największy problem, bo potrafi zaliczać dobre mecze. Cała defensywa musi organizować się dużo lepiej.

Najwięcej Arteta może zrobić w ofensywie, bo tam też Kanonierzy dysponują większym potencjałem. Najważniejsze zadanie, które przed nim stoi, to wniknięcie do głowy Mesuta Ozila, który od dłuższego czasu nie jest już samym sobą. Panowie powinni się porozumieć, bo na boisku legitymują się tymi samymi talentami. Obaj kreatywni, obaj używający bardziej mózgu niż ciała, obaj apatyczni i obaj potrafiący znajdować złote rozwiązania. Obudzenie Niemca powinno być prymarnym i celowym zadaniem nowego sternika. Bez dwóch zdań.

Zresztą podobnie, jak optymalne wykorzystanie talentu duetu Aubameyang-Lacazette. Teraz gra albo jeden, albo drugi i nie wychodzi z tego nic dobrego. Wiadomo, obaj są dalecy od optymalnej formy, obaj mają swoje ambicje i choć właściwie nie można powiedzieć o nich za wiele dobrego, to strzelać potrafią (Aubameyang – jedenaście goli, Lacazette – pięć). Z takim potencjałem w ataku świętokradztwem jest sytuacja, w której Arsenal nie potrafi ich skutecznie ze sobą sparować.

Nie brakuje też młodego talentu, ostatnio ze świetnej strony pokazał się taki Bukayo Saka, ale ich wszystkich trzeba po prostu sensownie poprowadzić. Czy to się uda Artecie? Zależy od wielu rzeczy – zaczynając od wzmocnień na rynku transferowym przez nadanie zespołowi tożsamości po trafienie do głów gwiazd.

Hiszpana czeka bardzo trudne zadanie. Wskakuje na galopującego rumaka. W najbliższych tygodniach czekają hitowe starcie z Manchesterem United, derby z Chelsea i właściwie żadnego spotkania nie może zlekceważyć, bo na tym etapie sezonu nie można już testować. Trzeba grać i trzeba wygrywać, póki czołówka nie uciekła jeszcze zbyt daleko. I tak, nie wątpimy, że zawsze może mieć racje, nie wątpimy, że ma swoją filozofię opartą na dominowaniu, nie wątpimy, że nie znosi partactwa, ale nie zdziwilibyśmy się, gdyby te jego wszystkie wspaniałomyślne koncepcje brutalnie utopiłby się w bagnie, jakim jest współczesny Arsenal…

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...