Reklama

Co czeka Buksę w MLS? „10 bramek to cel minimum”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 grudnia 2019, 19:13 • 11 min czytania 0 komentarzy

Co w praktyce oznacza, że Adam Buksa będzie Designated Playerem? Co konkretnie czeka go w MLS? Jaką drużyną jest New England Revolution? Na ile bramek go stać? Jaką rolę będzie pełnił w drużynie? Z kim przyjdzie mu grać? Czego Amerykanie spodziewają się po jego transferze? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada specjalizująca się w amerykańskiej piłce, Katarzyna Przepiórka. Zapraszamy.

Co czeka Buksę w MLS? „10 bramek to cel minimum”

***

W jaki sposób w Stanach Zjednoczonych przyjęto transfer Buksy i czy w ogóle tam się o tym wspomina? Rynek jest duży, napakowany pieniędzmi i sporym…
Na razie panuje spore zamieszenie, bo tego samego dnia w MLS ogłoszono inne, już oficjalnie potwierdzone, transfery piłkarzy z gatunku Designated Players. W skali całego kraju Buksa nie budzi więc większych emocji, ale spotyka się za to ze sporym zainteresowaniem ludzi bezpośrednio związanych z New England Revolution, bo w USA działa to w ten sposób, że niewielu jest dziennikarzy ogólnokrajowych. Mamy do czynienia z insiderami, skupionymi wokół jednego klubu, którzy informują o wszystkim, co dzieje się w danej organizacji na łamach oficjalnej strony MLS albo ewentualnie branżowego The Athletic.
I jak oni komentują ten ruch?
Bez zbędnego podniecania się. Uważają, że jest w porządku, ale właściwie jeszcze nie wiadomo, o co z nim w ogóle chodzi. Nikt tam nie wie, jaki to jest gracz, bo naturalnie trudno znaleźć tam jakiegoś zapaleńca, który interesowałby się polską ligą i miał silny głos w amerykańskich mediach.
Do MLS przychodzi wiele dużo bardziej znanych nazwisk niż Buksa. To już dawno nie jest liga, która zatrudnia weteranów w drodze na drugą stronę rzeki, a raczej taka, skupiające wiele talentów, mogących spokojnie poradzić sobie w Premier League, Bundeslidze czy jakichkolwiek innych topowych rozrywkach.
Samo nazwisko Buksy nie wzbudza wielkich emocji, ale już fakt, że mówi się, iż otrzyma kontrakt Designated Player już jak najbardziej robi pewne wrażenie. Z tym, że tu też jest wiele haczyków i niewiadomych.
Wytłumacz wszystko po kolei. Nie każdy w Polsce rozumie amerykański system piłkarskich rozgrywek.
MLS działa jak spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Pod ligą są wszystkie kluby, które nie wypłacają pensji zawodnikom. Zamiast nich robi to sama liga. Desginated Players to zaś piłkarze, którzy dostają większe pieniądze, opłacane przez operatorów-inwestorów, w Polsce nazywanych zwyczajnie właścicielami.
Takich zawodników może być trzech. 
Dokładnie, ale to wszystko nie takie proste, bo pojawiają się kolejne komplikacje związane z Buksą. Po pierwsze, aktualnie trwają protesty, prowadzone przez Amerykański Związek Piłkarzy, o podwyższenie salary cap, które wynosi marne cztery miliony dolarów na cały zespół (dokładnie $4 240 000). Naprawdę małe pieniądze. Po drugie, Buksa ma 23 lata, a to według prawa MLS oznacza, że łapie się on jeszcze do kategorii Young Designated Player. Jako ktoś taki nie możesz zarabiać dużych pieniędzy. Na rok 2020, przynajmniej do ukończenia 24 lat, mógłby zarabiać gdzieś w okolicach 200 tysięcy dolarów i taka suma nie robi już takiego wrażenia, jak kwota siedmiocyfrowa, o której początkowo się mówiło.
Trochę to zmienia postać rzeczy.
Dlatego też mnie to zdziwiło. Rozmowy dalej trwają i mówi się o ograniczaniu do dwóch Designated Players, trzecie miejsce będzie można ewentualnie wykupić od ligi. Do sezonu zostało jeszcze sporo czasu i wiele się może zmienić. Na ten moment wszyscy ci, którzy obracają się wokół New England Revolution, mówią, że Buksę czeka raczej kontrakt Young Designated Player i nie będzie mógł liczyć na tak wysokie zarobki, o jakich się w jego kontekście wspominało. Jednak warunki umowy po ukończeniu 24 lat mogą być już zupełnie inne.
Rodzaj umowy zmienia się automatycznie wraz z osiągnięciem 24 lat?
Zależy, co zawarliby w umowie. Wątpię, żeby dostał kontrakt podpisany od razu na trzy lata. Propozycja 2+1 wydaje się bardziej prawdopodobna. Z grona Young Desginated Players najwięcej zarabia Ezequiel Barco z Atlanty United, bo dostaje prawie półtora miliona dolarów rocznie. Dużo zarabia też Diego Rossi i Bryan Rodriguez z Los Angeles FC, bo ich pensję też mieszczą się w siedmiu cyferkach. To kolejne zasady MLS, które  da się obejść, więc, jeżeli to wszystko ładnie pospinają, to istnieje szansa wyższy kontrakt. W sezonie 2019 zawodnikom o statusie DP w wieku poniżej 20. przysługiwały zarobki maksymalnie na poziomie $150 000, w wieku 21-23 na poziomie 200 tysięcy dolarów, starsi piłkarze DP mogli w  tym roku zarabiać maksymalnie 530 tysięcy zielonych. Jak w takim razie niektórzy zarabiają po kilka milionów? Rekompensatę muszą uzupełnić właściciele, ale w przypadku młodych piłkarzy rzadko decydują się na przepłacanie, dlatego tylko trzech Young DP zarabia powyżej miliona dolarów rocznie. Zgranie tego wszystkiego w zgodzie z zasadami salary cap wymaga sporej gimnastyki od ludzi, którzy odpowiadają za finanse klubów MLS.
Jak można interpretować cenę, którą New England Revolution zapłacili za Buksę? Cztery miliony dolarów to kwota, która wydaje się mówić naprawdę niewiele we współczesnej rzeczywistości rynkowej.
Jeżeli chodzi o New England Revolution to kwota jest bardzo duża, ale to też wynika z tego, że każdy klub stara się już teraz nadążać za tym, co dzieje się w całej lidze. Wcześniej był taki moment, że LA Galaxy bardzo mocno dominowali w całych rozgrywkach, regularnie dochodzili do finałów albo się o nie ocierali, ale przy tym przegapili ten moment, kiedy wszyscy inni poszli do przodu. W Los Angeles myśleli, że skoro tak dobrze im idzie, to przecież nie muszą kombinować, nie muszą się rozwijać, nie muszą się wzmacniać, a to nie była dobra ścieżka, bo wszyscy inni przeprowadzili transfery i mocno stawiali na akademie, które stały się wręcz wymogiem. Wiele klubów MLS ma siatki skautów rozsiane po całej Ameryce Południowej i Europie, kasa jest dużo wyższa, jeżeli chodzi o kluby i ligę, więc to wszystko poszło w taką stronę, że piłkarze chcą tu przychodzić, nawet jeśli wiedzą, że nie zarobią jakichś nieprawdopodobnych kokosów. Gra się tu w coraz mocniejszych klubach, z coraz lepszymi piłkarzami i wzrost czysto piłkarskiego poziomu jest widoczny gołym okiem. Nawet w tym okienku transferowym trzy kluby pobiły swoje rekordy – taki Sporting Kansas City ściągnął gościa za prawie dziesięć milionów dolarów, a do tej pory, w historii całej franczyzy, nigdy nie wydali nawet takiej sumy na wszystkich sprowadzanych piłkarzy. Wszystko idzie do przodu. Vancouver Whitecaps po weekendzie sprowadzili sobie Lucasa Cavalliniego i to o nim mówiło się najwięcej, a nie o Buksie.
Za tym trendem idzie też New England Revolution, które od momentu, kiedy zespół przejął Bruce Arena, działają w zupełnie innym stylu na boisku, i poza nim. Diametralna zmiana filozofii. Ktoś tam po prostu stwierdził, że trzeba gonić lepsze kluby. W ten sposób trafił tam Gustavo Bou za sześć-siedem milionów dolarów.

September 29, 2019, Foxborough, MA, USA: FOXBOROUGH, MA - SEPTEMBER 29: New England Revolution forward Gustavo Bou (7) passes past New York City FC midfielder Maximiliano Moralez(10) during a match between the New England Revolution and New York City FC on September 29, 2019, at Gillette Stadium in Foxborough, Massachusetts. (Photo by Fred Kfoury III/Icon Sportswire) (Credit Image: © Fred Kfoury Iii/Icon SMI via ZUMA Press) PILKA NOZNA FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Zresztą to też napastnik.
Dokładnie, Buksa jest drugim najwyższym transferem w historii klubu, a nie tak dawno ściągnęli też Gila za dwa miliony, więc trzy największe ruchy transferowe w ciągu roku, to chyba wystarczający dowód na nomen omen rewolucję. Sami Revolution to nieco zaniedbane dziecko Kraftów, którzy prowadzą też New England Patriots w futbolu amerykańskim. To raczej im wszyscy kibicują, tam skupia się zainteresowanie, a piłka jest trochę na dokładkę. Teraz powoli ma to się zmienić.
Skoro mówisz, że to się zmienia, New England Revolution stara się równać do najlepszych w lidze, to porozmawiajmy trochę o sprawach kadrowych. Wspomniałaś Gustavo Bou. Grał już w poprzednim sezonie. To będzie największy rywal do miejsca w składzie dla Buksy?
Nie, absolutnie, wprost przeciwnie. Wrócę trochę do tego, co działo się wcześniej. Przyszedł tutaj Brad Friedel, była to dla niego pierwsza styczność z trenerką, i dostał dowolność na działanie. Właściciele pozwolili mu na wszystko, mocno przetrzebił skład, wyrzucił wszystkich, którzy mu się sprzeciwiali, ale to wszystko skończyło się tym, że konflikt był już tak duży, i tak skumulowany ze złymi wynikami, że Friedel musiał wylecieć. Otwarcie mówił o tym, że jeśli nie będzie transferów, to nie będzie wyników, że w systemie, gdzie nie ma spadków i awansów, zawodnicy po prostu się nie starają. Wojenna ścieżka, która wprost prowadziła do zwolnienia. Kiedy to się stało, zespół przejął Bruce Arena, pod którego okiem wielu piłkarzy rozkwitło. Nagle okazało się, że nie jest tak fatalnie, że można było zmienić ustawienie i to wszystko jakoś sensowniej funkcjonowało.

October 6, 2019, Atlanta, GA, USA: ATLANTA, GA Ð OCTOBER 06: New England head coach Bruce Arena (right) and assistant coach Dave van den Bergh (left) on the bench during the MLS match between the New England Revolution and Atlanta United FC on October 6th, 2019 at Mercedes-Benz Stadium in Atlanta, GA. (Photo by Rich von Biberstein/Icon Sportswire) (Credit Image: © Rich Von Biberstein/Icon SMI via ZUMA Press) FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Arena to bardzo doświadczony amerykański szkoleniowiec. 
Trochę taki nieśmiertelny strażak. Śmieję się, że nie wiem, co musiałoby się stać, żeby przestał trenować. Liga na tyle poszła do przodu, że raczej nie znalazłby zatrudnienia w żadnej silniejszej drużynie. Revolution byli jednak w dołku i potrzebowali doświadczonego gościa, który umiejętną ręką wyciągnie ich z dołka. Udało mu się to, awansowali do play-offów, co jest dużym osiągnięciem, bo na Wschodzie mieli naprawdę mocną i wyrównaną rywalizację. W szczególności w niższych rejonach. Trzeba to klasyfikować w kategoriach sukcesu. Generalnie Revolution choć nie przyciągają wielu kibiców, to wcale nie są zespołem z przypadku: 2002 – finał, 2005, 2006, 2007 – finał, w 2014 też walka o mistrzostwo ligi. Straszliwi pechowcy, bo oni razu nie sięgnęli po końcowy triumf, a aż pięć razy byli tego bardzo blisko. Potem jednak bardzo długo nie byli w stanie awansować do play-off, a wszystko zmieniło przyjście gościa, który dawno powinien udać się na trenerską emeryturę. To pewien paradoks. Arena zmienił ustawienie na 4-4-2 i dlatego też Bou nie będzie bezpośrednim konkurentem dla Buksy.
Czemu?
Bo będą grali w duecie. Bou dostanie rolę cofniętego napastnika. Kogoś takiego, jak Robbie Keane w Los Angeles Galaxy. Pojawiały się pierwsze fachowe analizy ludzi, którzy bardzo mocno w tym siedzą, i według nich właśnie na ten wzór będzie kreowana rola przyszłego partnera z ataku Buksy. O co chodzi? Ano o bieganie za plecami Polaka i bycie łącznikiem między nim a Charlesem Gilem.
Czyli od Buksy będzie de facto wymagało się właściwie tylko egzekucji?
Bramek, bramek i jeszcze raz bramek. Mając za plecami dwóch takich gości, jak Gil i Bou, to jest dla niego wymarzona sytuacja. To, jakim magikiem, jest Gil przy dobrym dniu, to trudno nawet opisać. Nieprawdopodobny. Nie sprawdził się w Europie, ale w MLS dostał takie zaufanie od Areny i tak dużo przestrzeni do kreacji, że aż sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądała jego współpraca z Buksą. Polak będzie dostawał tak dużo dobrych piłek i tak dużo wykreowanych już okazji do strzelenia gola, że byłabym zdziwiona, jeśli szybko piłkarsko się nie zaaklimatyzuje.
Wygląda więc na to, że nie grozi mu bezczynne czekanie, jak jego koledzy cokolwiek w pomocy wykreują. A jak wygląda jego bezpośrednia konkurencja do miejsca w składzie?
Teal Bunbury to żadna rywalizacja dla Buksy, ale przy tym to jest facet, który potrafi wejść na boisko w końcówce i zdecydować o losach meczu. A reszta to raczej młokosi, potrzebujący ogrania, a nie bezpośredni konkurenci dla Polaka.
Jak New England Revolution sytuuje się w klasyfikacji najlepszych drużyn MLS z tym składem, dodając do tego Buksę?
To jedna ze słabszych drużyn ligi. I nie zmienia tego przyjście Buksy.
Jak porównałabyś go do Chicago Fire z Przemysławem Frankowskim w składzie?
New England są lepsi, ale tylko dlatego, że Fire to absolutnie najgorszy zespół w lidze. Myślę, że dosyć znamienne jest to, iż Polacy trafiają do drużyn z dołu tabeli MLS. Chicago Fire to najbardziej patologiczny klub w rozgrywkach, pełen wewnętrznych problemów i jeśli tam nie naprostuje się sytuacja, to nie wróżę im niczego dobrego. Frankowski trafił na o tyle trudny teren, że pracował ze szkoleniowcem niskiej klasy, który często zmieniał mu pozycję, często kombinował w dziwny sposób i jeśli wygrywasz zaledwie dwa mecze na wyjeździe, to nie masz szans na play-off.
No właśnie, New England Revolution w poprzednim sezonie awansowali do play-off, więc w tym roku chyba celują w to samo, prawda?
W USA słychać, że New England niedługo ściągną jakiegoś wartościowego środkowego obrońcę i bardzo im się ktoś taki przyda. Siłą tego zespołu jest kolektyw. Do tej pory gwiazdą był Gil i Bou. I w zasadzie tyle. Tu nie ma wielu gwiazd, nie ma wyróżniających się piłkarzy, a skład roi się od młodzieży i zawodników z pewnego rodzaju odrzutu. Inna sprawa, że właściciele, Robert Kraft i jego syn wreszcie stwierdzili, że może wypada bardziej zainteresować się losem tego klubu.
Dopiero co oddali do użytku nowe centrum treningowe za trzydzieści pięć milionów dolarów. Trzy boiska pełnowymiarowe, dwa na naturalnej murawie i jeden turfowy. Intensyfikują się treningi w akademii i pojawia się w końcu drużyna rezerw, w której ogrywać się będą zawodnicy, dla których nie ma miejsca w pierwszym składzie. W ten sposób zaistniał przecież przykładowo Kacper Przybyłko, który z rezerw przebił się do pierwszej drużyny.
Wspomniałaś o Przybyłko, który robi furorę w MLS, swojego czasu dużo strzelał też Nikolić, więc czy możemy liczyć, że Buksa też zacznie strzelać regularnie?
Wszystko zależy od tego, jak będzie dogadywał się z największymi gwiazdami drużyny. Nikolić trafił na Davida Accama. Nie przepadali za sobą poza boiskiem, ale na murawie to był duet idealny. Nikolić zdobył Złotego Buta tylko dlatego, że Accam wypracował mu mnóstwo bramek. Może nawet pięćdziesiąt procent. Przybyłko zaś trafił na dobry moment w swoim zespole. Trener przebudowywał drużynę, stawiał na świeżą krew i Polak tylko na tym korzystał.
Jeżeli Buksa umie być dobrym egzekutorem, odnajduje się w polu karnym i nie panikuje w sytuacjach podbramkowych, to czeka go przyjemny sezon. Będzie miał mu kto wypracowywać pozycje strzeleckie. Oprócz wspomnianych Gila i Bou, tam jest jeszcze Cristian Penilla i Diego Fagundez.
Penilla nie jest przypadkiem napastnikiem?
Nie, występuje na pozycji skrzydłowego albo wahadłowego. Fagundez zaś to gość, który trochę zasiedział się w MLS, pewnie nie zrobi już kariery w Europie, ale potrafi prezentować naprawdę dobry poziom. Wychowanek klubu, najmłodszy piłkarz, który rozegrał dwieście meczów w sezonie regularnym MLS, gra tam od zawsze i trochę się go nie docenienia. Może grać na wielu pozycjach i wszędzie gwarantuje skuteczne wykorzystywanie swojego świetnego przeglądu pola. Myślę, że może dać Buksie sporo dobrych asyst. Polak nie będzie się musiał cofać, nie będzie musiał szukać sobie pozycji. Będzie za to musiał strzelać. Dziewiątka z krwi i kości.
Ile goli będzie musiał strzelić Buksa, żeby spełnić oczekiwania?
Minimum dziesięć. I to minimum minimum. Dziesięć tylko dlatego, że będzie grał w słabszym zespole i nie wiadomo, czego się po nich na dobrą sprawę spodziewać. Przy tym będzie Designated Playerem, więc oczekiwania będą spore. Na pewno Buksa nie jest uznawany za żadną gwiazdę ligi, żeby nie było. Jak patrzę na transfery innych klubów MLS, to rywalizacja będzie bardzo duża. Jest się czego bać i będzie co oglądać.

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK 

Fot. Fotopyk/400mm.pl/Newspix

Reklama

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...