Gdy myślimy o drużynach, których przepis mówiący o obowiązkowym młodzieżowcu w składzie uwiera jak kamyk w bucie, Arka Gdynia znajduje się w ścisłym TOP1. Okej, w paru innych miejscach – i wcale nie chodzi nam tu o łazarski rejon – też nie jest kolorowo, więc już w pierwszym zdaniu trochę przesadziliśmy, ale celowo, bo gdynianie w poszukiwaniu gościa, który sobie poradzi, miotają się bodaj najmocniej. W takim ŁKS-ie widzą, że Sobociński zawala, ale cierpliwie czekają na moment, w którym przestanie (powodzonka!), a nad morzem przyjęli inną taktykę.
Dlaczego w ogóle się nad tym rozwodzimy? Ano dlatego, że pojawiło się światełko w tunelu – w końcu doczekali się tam spotkania, w którym młodzieżowiec nie tyle dał radę, co był najważniejszą postacią na placu. No, jedną z dwóch najważniejszych.
Na plus: Mateusz Spychała (Korona), Michał Karbownik (Legia), Przemysław Płacheta (Śląsk), Sebastian Milewski (Piast), Bartosz Bida (Jagiellonia)
Mowa rzecz jasna o Mateuszu Młyńskim, który do spółki z Maciejem Jankowskim rozmontował defensywę Zagłębia Lubin i chyba wyleczył Damiana Oko z gry na lewej obronie (a raczej jego trenera z wystawiania tam tego piłkarza). Najpierw bardziej doświadczony zawodnik obsłużył młodego, a ten ze spokojem posłał piłkę obok Forenca, a następnie – w ramach rewanżu – gołowąs wyłożył futbolówkę do pustka starszemu koledze z zespołu. Wszystko to w fajnym tempie i z takim charakterystycznym błyskiem, który widzieliśmy u Młyńskiego jesienią poprzedniego sezonu, gdy stawiał w lidze pierwsze kroki.
No właśnie – o ile Arka czekała na taki mecz przez cały sezon, próbując coś wykrzesać z niego, Antonika, Wawszczyka czy – w znacznie mniejszym stopniu – z Łosia i Stępnia (o kilku minutach Wilczyńskiego nie wspominając), tak sam skrzydłowy pewnie był jeszcze bardziej zniecierpliwiony. Przedstawił się nam bardzo fajnie, wydawało się, iż gdyńskiemu klubowi trafiła się perełka, nawet można było mieć pretensje do Zbigniewa Smółki, że jest tak zachowawczy w stawianiu na chłopaka. No ale potem były kłopoty ze zdrowiem – w styczniu kontuzja stopy, w sierpniu uszkodzone więzadła poboczne kolana – dlatego cały rok jest w przypadku Młyńskiego trochę jak kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy.
Ale fajnie, że przypomniał o swoim talencie. I oby nie był to tylko jednorazowy wystrzał.
Na minus: Dominik Steczyk (Piast), Sylwester Lusiusz (Cracovia), Jan Sobociński (ŁKS), Kamil Piątkowski (Raków), Patryk Szysz (Zagłębie), Sebastian Kowalczyk (Pogoń), Tomasz Makowski (Lechia), Przemysław Wiśniewski (Górnik), Kamil Pestka (Cracovia), Bartosz Slisz (Zagłębie), Damian Michalski (Wisła P.), Patryk Klimala (Jagiellonia)
Przy wyborze Szczawika rozwiązywaliśmy podobny dylemat co kilka tygodni temu – Kopacz czy Steczyk? Okej, tym razem do rywalizacji włączył się też Lusiusz, który od razu po najlepszym występie w Ekstraklasie zaliczył najgorszy, no ale on przynajmniej zazwyczaj prezentuje jako taki poziom. A w przypadku tej dwójki ciągle tego powiedzieć nie możemy. Jasne, po drodze był jeszcze mecz, w którym Kopacz wywalczył rzut karny, więc w sumie doczekaliśmy się jakiegoś konkretu, ale też bez przesady – trudno chwalić ofensywnego pomocnika za to, że ktoś go kopnął w nogę.
Tym bardziej, że jego bilans jest coraz bardziej żenujący: 894 minuty w Ekstraklasie, 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań.
Koniec końców stawiamy właśnie na jego, choć napastnik Piasta konkurencją był mocną.
W Lidze Minus wybraliśmy zresztą najgorszego młodzieżowca w rundzie. No nie zgadniecie, kto wygrał.
Fot. FotoPyK