19:10 – Dinamo Zagrzeb strzela bramkę Manchesterowi City i na ten moment jest w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
20:50 – Dinamo Zagrzeb przegrywa z Manchesterem City 1:4, Atalanta wygrywa w równolegle rozgrywanym meczu z Szachtarem, Chorwatom nie przysługuje nawet miejsce w Lidze Europy.
Dla Damiana Kądziora mógł to być wielki wieczór. Dotąd rozegrał w Lidze Mistrzów jedną minutę, nic nieznaczący epizod z Szachtarem, a na ten kluczowy mecz, decydujący o być albo nie być Dinama w pucharach, wyszedł w pierwszym składzie. I w dziesiątej minucie zaprezentował najlepszą wersję samego siebie. Akcję firmówkę. Znak rozpoznawczy. Zejście na skrzydle do lewej nogi i błyskawiczna centra – taka w punkt, idealna, w wolną strefę, w którą akurat wbiegał Dani Olmo. Mimo świetnej asysty, Hiszpan wciąż miał trudne zadanie – to nie była piłka na dołożenie nogi, a efektownego woleja. Którego oczywiście wykonał, udowadniając, że nie bez powodu biją się o niego wielkie, światowe marki. 1:0, wielka feta wisi w powietrzu.
Przecież dopiero co Nenad Bjelica awansował po 49 latach do fazy pucharowej Ligi Europy, a teraz mógł po roku przebić swój sukces i wyjść z grupy Ligi Mistrzów. Jeśli utrzymałby się ten wynik, a Szachtar nie pogoniłby Atalanty, byłby wśród światowej elity. I w pierwszej połowie wiele znaków na niebie, ziemi i zwłaszcza boisku wskazywało, że to może się wydarzyć. Dinamo grało tak, jak powinno się grać z City – bez obrony Częstochowy, z odważnie zakładanym pressingiem i atakami, którymi co jakiś czas nękali obronę Anglików. Żadnych klarownych akcji z tego nie było, najbliżej czegoś groźnego był Olmo, ale wychodząc na czystą pozycję niepotrzebnie spowolnił tempo. Wyglądało to jednak więcej niż obiecująco.
I się zesrało.
Nieco ponad pół godziny Dinamo mogło cieszyć się z dobrego wyniku, a później wyszła różnica klas, budżetów, jakości, wszystkiego. Dinamo mądrze się broniło, ale doszło do nieporozumienia – na murawie leżał Dilaver, nikt nie przerwał akcji i w polu karnym powstała wielka luka, bo żaden z piłkarzy w porę nie wpadł na to, by zaasekurować pozycję swojego kolegi. Spróbował zrobić to ostatecznie Kądzior, ale raz – był spóźniony, dwa – to nie jest gość, który może myśleć o wygrywaniu główek z napastnikami City. Wrzutka, Gabriel Jesus po prostu wyskakuje do główki i nie spotyka się z żadnym oporem. Remis.
Od tego momentu Dinamo zgasło. Już nie przeszkadzało tak skutecznie, jak w początkowych fazach meczu, już nie podchodziło tak wysoko, piłkę miało przy nodze coraz bardziej od święta. City nie musiało forsować tempa, w końcu nawet porażka gwarantowała im lajtowe wyjście z grupy z pierwszego miejsca i faktycznie – szaleńczych ataków nie widzieliśmy, raczej pełną kontrolę meczu i spokojne dobieranie się do skóry przeciwnika, który prędzej czy później musiał dać się złamać. I tak w rzeczywistości było. Drugi gol? Klepka w polu karnym, Gabriel Jesus kładzie na glebie Dilavera i daje po długim. Trzeci? Wrzutka z lewej strony przechodzi wszystkich obrońców, także bramkarza, Jesus daje do pustaka. Czwarta? Piłka wyłożona po ziemi Fodenowi, który tylko dokłada nogę. Masakra dokonana.
Od pewnego momentu chorwaccy piłkarze mogli bardziej niż swoimi poczynaniami interesować się tym, co dzieje się w Charkowie, gdzie Szachtar grał z Atalantą. Gdyby Ukraińcy wygrali albo zremisowali, podopiecznym Bjelicy zostałaby chociaż Liga Europy. Zawsze to jakieś pocieszenie.
Ale Atlanta wygrała 3:0 i… cholera, trzeba ją mocno za ten awans docenić. Nie dlatego, że pokonanie Szachtara to jakaś wielka sztuka – po prostu pierwsze kolejki w grupie, bardzo delikatnie ujmując, nie ułożyły się dla nich najlepiej. Bilans po trzech kolejkach? Zero punktów, w bramkach 1:11. Samo Dinamo załadowało im cztery sztuki. A mimo to się podnieśli i dziś świętują awans.
A więc faza grupowa bez Kądziora, Bjelicy, Dilavera. Szkoda, zwłaszcza, że były widoki na inny finisz grupy C.
Dinamo Zagrzeb – Manchester City 1:4
Olmo 10′ – Jesus 34′, 50′, 54′, Foden 84′
Szachtar Donieck – Atalanta Bergamo 0:3
Castagne 66′, Pasalic 80′, Gosens 90’+4′
Fot. Newspix.pl