Reklama

Latka lecą, ale Diego Maradona nie przestaje dokazywać

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

09 grudnia 2019, 13:20 • 6 min czytania 0 komentarzy

5 września 2019 roku Diego Armando Maradona został ogłoszony nowym trenerem argentyńskiego Club de Gimnasia y Esgrima La Plata, znanego szerzej po prostu jako Gimnasia. Nie oszukujmy się – eksperyment z powrotem Maradony na ławkę trenerską od początku zapowiadał się po prostu na kompletny niewypał. To było posunięcie skazane na porażkę. A jednak miesiące mijają i klub z La Platy nadal nie eksplodował od nadmiaru kontrowersyjnych pomysłów i gestów w wykonaniu lubującego się we wszelakich skandalach Diego. Gimnasia punktuje marnie, to fakt, lecz eks-gwiazdor Napoli i reprezentacji Argentyny dzielnie trzyma się na stanowisku szkoleniowca, choć zdążył już raz rzucić tę robotę do wszystkich diabłów, żeby po paru dniach wrócić do pracy.

Latka lecą, ale Diego Maradona nie przestaje dokazywać

Kiedy podczas mundialu w Rosji czujne oko realizatora przyłapało na trybunach półprzytomnego Maradonę, który pół stadionu umorusał paluchami lepkimi od “mąki”, nie zanosiło się na to, że ten gość jeszcze kiedykolwiek pojawi się w jakiejkolwiek roli w profesjonalnym klubie piłkarskim. A tu proszę.

Początki Maradony w Gimnasii były poruszające. Kiedy na początku września klub zorganizował huczną prezentację szkoleniowca, stadion niemalże pękał w szwach. Na obiekt zwany El Bosque (w wolnym tłumaczeniu: “Stadion Leśny”, z racji na położenie wewnątrz miejskiego parku) pofatygowało się aż 25 tysięcy kibiców. Tylko po to, żeby zobaczyć i posłuchać Maradony. Całą ceremonię transmitowano nawet w telewizji. Diego pojawił się na murawie, wychodząc prosto z paszczy wielkiego, dmuchanego wielka, co nawiązuje do klubowego przydomka (El Lobo, czyli “Wilk”). Poruszającego się z niemałym trudem Maradonę przewieziono po boisku meleksem, żeby nie musiał człapać samemu, taszcząc przed sobą pokaźnych rozmiarów bęben.

Dla podkręcenia atmosfery puszczono też z głośników kultowy przebój zespołu Opus: “Live is life”. To oczywiście nawiązanie do sytuacji sprzed lat, gdy Maradona w tanecznym stylu rozgrzewał się przed meczem Pucharu UEFA z Bayernem Monachium w rytm tej właśnie melodii. Historię  ze wszystkimi jej kontekstami opisywaliśmy TUTAJ.

Reklama

– Nie jestem czarodziejem, ale lubię pracować. Lubię po prostu zarabiać pieniądze biegając za piłką, robię to przez całe moje życie – oświadczył Maradona. Wyraźnie wzruszony ciepłym powitaniem. Paru kibiców próbowało nawet wedrzeć się na murawę, lecz zostali spacyfikowani przez ochronę. – Teraz mam pewne kłopoty z kolanem, ale nie miałem żadnego problemu, żeby się tutaj dziś z wami spotkać. (…) Doświadczyłem w trakcie swojego życia wielu pięknych rzeczy. Narodziny moich córek, dzieci. Myślałem wtedy, że moje serce pęknie. Dzisiaj, kiedy wyszedłem na murawę, przytrafiło mi się to samo uczucie. Jesteście tymi, którzy dadzą nam zwycięstwa. Będziemy wygrywać. Wygramy! – żarliwie grzmiał Diego w stronę trybun. – Niech nikt nie wątpi – w każdą niedzielę będziemy grać o życie. (…) Tutaj czuję się jak w domu. A kto nie skacze, ten jest Anglikiem!

Maradona do klubu trafił w trudnym momencie. Po pięciu ligowych kolejkach Gimnasia miała na koncie zaledwie jeden punkt. – Wszyscy na świecie wiedzą, że Maradona to człowiek zdolny do pokonywania największych barier – uspokajał Gabriel Pellegrino, prezes klubu. Argentyńskie media zaczęły pisać o “revolución maradoniana”.

Wokół klubu rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Maradona, jako dobro narodowe, do równe prawa roszczą sobie wszyscy Argentyńczycy, swoim powrotem na ławkę trenerską zelektryzował nie tylko La Platę, nie tylko Buenos Aires, ale najzwyczajniej w świecie cały kraj. Przykładem choćby wyjazdowe starcie Gimnasii z Newell’s Old Boys w Rosario. Pod hotelem, w którym nocowała ekipa przyjezdnych zgromadziły się tłumy miejscowych kibiców. Ale nie po to, by zakłócić sen rywalom. To był tylko efekt uboczny – sympatycy futbolu z Rosario chcieli po prostu złożyć hołd Maradonie. Podczas spotkania działacze Newell’s zorganizowali zresztą dla boskiego Diego… tron.

Ze spotkania piłkarskiego zrobił się wielki festiwal uprzejmości dla Maradony. Do którego włączyli się piłkarze, bo Gimnasia wygrała aż 4:0.

Sportowo Maradona cudów rzeczywiście nie zdziałał, choć trzeba zaznaczyć, że jego przyjście poprawiło pozycję klubu. Jego podopieczni najpierw kontynuowali wstydliwą serię porażek – trzy pierwsze mecze z Diego w roli szkoleniowca zakończyły się dla Gimnasii zerowym dorobkiem punktowym. Ale potem było już lepiej, udało się wygrać kilka spotkań i to w całkiem niezłym stylu. Choć wyłącznie na wyjeździe. Aż do wczoraj, gdy Gimnasia pokonała przed własną publicznością ekipę Central Cordoba. Na ten moment drużyna “Wilków” zajmuje 21. miejsce w argentyńskiej ekstraklasie (na 24 drużyny).

Reklama

Maradona – trzeba mu to oddać – wygląda na człowieka w stu procentach poświęconego klubowi, przynajmniej emocjonalnie. Podczas meczów szaleje. Żyje razem z trybunami, zalicza wywrotki, każdą bramkę swoich zawodników świętuje niczym triumf w mistrzostwach świata 1986.

Po zwycięstwie nad Cordobą słynny Argentyńczyk kompletnie się rozkleił. Pomeczowego wywiadu udzielał łkając. – Złamaliśmy klątwę tej leśnej dziwki! – ekscytował się. To było pierwsze domowe zwycięstwo klubu od początku kwietnia.

Jeżeli ktoś ma ochotę, może sobie dokładnie obejrzeć zachowanie Maradony podczas tego spotkania. TUTAJ 2,5 godziny nagrania z kamery, która śledziła każdy ruch charyzmatycznego Argentyńczyka.

Niewiele jednak brakowało, a do tych niesamowitych scen w ogóle by nie doszło. W połowie listopada głęboko zasmucony Maradona spotkał się z drużyną i ogłosił, że jest zmuszony do rezygnacji ze stanowiska. Nie chodziło o niezadowalające wyniki – zadecydowały rozgrywki gabinetowe. Diego dowiedział się, że człowiek, który ściągnął go do Gimnasii – cytowany już prezydent Gabriel Pellegrino – nie będzie kandydował na kolejną kadencję. Maradona uznał, że lojalność wobec przyjaciela jest dla niego ważniejsza niż posada. – Nie jestem zdrajcą, tak jak nie jestem Anglikiem. Ja nie będę zatrzymywać w klubie zawodników na siłę, żeby tylko się wzmocnić – oznajmił. – Zostaję w klubie, jeśli Pellegrino wygra wybory. Tylko wtedy. Z nikim innym nie mam zamiaru nawet siąść do rozmów.

O co chodzi z tym “zatrzymywaniem na siłę”? Maradona wbija w ten sposób szpilki lokalnemu rywalowi. Juan Sebastian Veron – największa legenda Estudiantes La Plata, a obecnie prezydent tego klubu – jest celem tych przytyków.

Veron i Maradona od dawna mają ze sobą na pieńku, o czym pisaliśmy między innymi TUTAJ. Młodszy z Argentyńczyków udaje jednak, że nie słyszy jak Diego szuka zaczepki. – Te wszystkie przyśpiewki, komentarze… Odwołują się do historii. Mnie to nie rusza. Właściwie uważam nawet, że to wszystko jest trochę zabawne. Można nawet powiedzieć, że jest mi miło. Czuję się ważny i zauważony – mówił Veron. Maradona dopytywany o swoje kontrowersyjne zachowanie po prostu palił głupa: – Veron? Nie słyszałem, żeby się na cokolwiek uskarżał.

Podczas derbów La Platy Maradona obraził też jedną z gwiazd ekipy Estudiantes, Gastona “Gata” Fernandeza. Blondyn zwany “Kotem” pozostał jednak głuchy na zaczepki legendy. – Trudno jest się z nim dogadać. Nie interesowała mnie kłótnia z nim. Nie chcę w ten sposób rozmawiać o piłce nożnej.

Cóż, krótko mówiąc – z Maradoną nie można się nudzić.

Na razie nie zanosi się na jego odejście z Gimnasii. Żywiołowe protesty kibiców zmusiły działaczy klubu do zawiązania pewnych porozumień ponad podziałami i złożenia obietnic, które tymczasowo udobruchały Diego. Trudno oczywiście uwierzyć, by sielanka miała potrwać długo. Temperament Argentyńczyka niebawem z pewnością znowu da o sobie znać i dojdzie do ostatecznego już rozstania. Na razie jednak leśny stadion w La Placie ma swojego idola na miejscu. Święto futbolu trwa, niezależnie od boiskowych wzlotów i upadków klubu. I samego Maradony.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Ogłoszono listę najlepszych piłkarzy w XXI wieku. Robert Lewandowski poza pierwszą dziesiątką

Aleksander Rachwał
26
Ogłoszono listę najlepszych piłkarzy w XXI wieku. Robert Lewandowski poza pierwszą dziesiątką

Komentarze

0 komentarzy

Loading...