„Po październikowej przerwie na spotkania reprezentacji trener zdecydowanie ograniczył zmiany – w ośmiu ostatnich spotkaniach zagrało tylko 18 zawodników, ale występy pięciu można policzyć na palcach jednej ręki. Niektórym przestał dawać szansę. Mówiąc krótko: oddzielił ziarno od plew i wskazał kierunek zimowych zmian. Łatwo dziś wymienić nazwiska piłkarzy, których Legia chętnie by się pozbyła” – czytamy w czwartkowym „Przeglądzie Sportowym”.
GAZETA WYBORCZA
Mniej niż rok temu zachwycał wszystkich, dziś Krzysztof Piątek ma kłopoty w Milanie.
Włosi powoli zapominają, jaki zachwyt wzbudzał w minionym, debiutanckim sezonie, gdy w pół roku zasłużył na transfer z Genoi do klubu z San Siro, wywołując skojarzenia z największymi goleadorami w przeszłości. Z piłkarza, który wiosną ratował Milan w beznadziejnych meczach drużyny, zmalał Piątek do piłkarza, który trwoni wysiłek Milanu w meczach przyzwoitych. Nie przegapia żadnej okazji, by zawalić.
A wszystko dzieje się pomimo zaufania, jakim obdarzają go kolejni trenerzy – w tym sezonie jako jedyny w Milanie oprócz Alessio Romagnolego wystąpił na razie we wszystkich ligowych kolejkach. Jego gra składa się jednak z prawie samych niedoróbek. Nie doskoczy, nie dosięgnie, nie dobiegnie, nie poda zbyt dokładnie, nie całkiem przyjmie piłkę, spóźni się ze strzałem i zostanie zablokowany… Nie ma już niezawodnego rewolweru, jest jak rozregulowana pukawka.
Stąd wziął się pomysł, by wezwać na ratunek Ibrahimovicia, który również operuje na środku ataku i prawie na pewno zepchnąłby Piątka do rezerwy.
SUPER EXPRESS
Wstyd rozgrywać Puchar Polski na takiej murawie! Arena w Boguchwale nie była gotowa na przyjęcie Lecha Poznań.
– Nawet jako małolat nie grałem na takich boiskach. Nie wiem, kto do tego dopuścił, ale dla mnie to jest skandal! – grzmiał tuż po meczu przed kamerą Polsatu Sport Tymoteusz Puchacz (20 l.).
Ponieważ Stal wciąż nie może grać na nowym stadionie, mecz z Lechem rozegrano w podrzeszowskiej Boguchwale. Zmarznięte, oblodzone, a miejscami błotniste boisko było w takim stanie, że goście z Poznania domagali się przełożenia spotkania na wiosnę albo… do Poznania. Nic z tego.
PZPN wybrał dwie kandydatki na bazę reprezentacji Polski na Euro 2020. Wśród nich luksusowy irlandzki pałac, który ma za sobą kilka… hmm… ciekawych historii.
W 2006 r. Steve Staunton, ówczesny trener Irlandczyków, wracając z wieczornego treningu, został zatrzymany przez mężczyznę, który wymierzył do niego z przedmiotu przypominającego broń uzi. Na szczęście selekcjoner zdołał umknąć do hotelu. Napastnika aresztowano na pobliskiej plaży, okazało się, że ma problemy psychiczne.
O wiele groźniej było trzy lata wcześniej, również podczas zgrupowania Irlandczyków. Do hotelowego lobby wpadło dwóch zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Przebywało tam wtedy wiele dzieci, które czekały na autografy od jedzących niedaleko kolację reprezentantów Irlandii. W lobby byli również dziennikarze czekający na spotkanie z piłkarzami. Po zrabowaniu około tysiąca euro z kasy recepcji napastnicy uciekli, oddając jeden strzał w sufit.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia wietrzy szatnię. Na wylocie: Nagy, Obradović, Rocha, Remy i Agra. Największym przegranym „PS” obwołuje Węgra.
Ze skrzydłowego Vuković ostatecznie zrezygnował po wspomnianej porażce z Lechią. Zdjął wtedy Dominika Nagya po pierwszej połowie i od tamtej pory Węgier nie gra. Zimą odejdzie, prawdopodobnie wróci do ojczyzny, by odbudować formę i pomóc narodowej reprezentacji awansować do finałów mistrzostw Europy.
Na kolejną szansę w stolicy raczej nie może liczyć. Jedną już zmarnował. Wiosnę 2018 roku spędził na wypożyczeniu do Ferencvarosu i wydawało się, że do Warszawy wrócił odmieniony. Początek poprzednich rozgrywek miał dobry, wystąpił w 38 spotkaniach, aż 28 rozpoczynał w wyjściowej jedenastce. Ale wymiernych efektów nie było – pięć goli, z których tylko jedno trafienie padło w rundzie finałowej, to mało. W obecnych rozgrywkach lepiej nie jest, jeden gol wbity ŁKS nie przekonał Vukovicia, który ostatnio przestał nawet zabierać 24-letniego skrzydłowego na mecze. Nagy mógł odejść z Legii już latem, bo dostawał sygnały, że nie będzie zawodnikiem pierwszego wyboru, ale wolał wygodne i przyjemne życie w Warszawie, w której czasem czuł się chyba aż za dobrze. Legia powinna na nim zarobić.
W meczu Legii II z Piastem można było zobaczyć, czemu Ivan Obradović nie gra w Legii.
Trener rezerw Piotr Kobierecki podczas pomeczowej konferencji prasowej nazwał jego sposób poruszania się na boisku dyskretnym. To delikatne określenie. Serb zagrał słabo, bardzo rzadko podłączał się do akcji ofensywnych. Zarzucił kotwicę na własnej połowie, grał zachowawczo. – Miał duży spokój, widać było u niego piłkarską jakość. A jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to potrzebuje czasu – stwierdził szkoleniowiec „dwójki”. Tylko że czasu Obradović dostał już bardzo wiele. Zbyt wiele, by tłumaczyć to faktem, że przed przyjściem na Łazienkowską ostatni mecz rozegrał 17 marca. – Trafił do Legii po dłuższej przerwie w grze, byliśmy tego świadomi. Nie stanowi dla mnie problemu, by pracować nad zawodnikiem dwa miesiące, by dać mu czas, aby doszedł do formy. Kłopot pojawia się, gdy pracuje się nad nim cztery i pół miesiąca, a on nadal nie jest gotowy – mówił podczas programu Vuković.
Michał Nalepa miał poważny problem ze wzrokiem. Do tego stopnia, że mógł on zakończyć jego karierę.
– Niczego nie żałuję, doceniam to, co mam. To, że w ogóle dalej mogę grać w piłkę.
Co się stało?
– Nagle pojawił się problem ze wzrokiem. Gdybym wtedy patrzył na pana tak jak teraz, z metra, widziałbym dwie osoby. A gdy patrzyłem w bok lub w dół, było jeszcze gorzej.
Postawiono jakąś diagnozę?
– Długo nikt nie wiedział, co mi jest. W sumie do teraz nie do końca wiadomo, co się stało. Na początku brałem sterydy, ale one pogarszały sytuację, bo bardzo po nich tyłem. Zamiast konkretnych diagnoz były domysły lekarzy, w dodatku trzy różne. Siedziałem w domu i nie mogłem nawet oglądać w telewizji. Byłem wściekły, bałem się, że to może być koniec gry w piłkę. Waliłem głową w ścianę. Później miałem naświetlania. Chodziłem na nie z osobami chorymi na raka. Dopiero po nich wszystko zaczęło wracać do normy. Wzrok się poprawiał.
Czy z Lubambo Musondy będzie dobry prawy obrońca? Kontuzja Łukasza Brozia sprawia, że może musieć odnaleźć się w nowej roli.
– Czy opcja z Musondą na obronie może być rozwiązaniem długofalowym? Będziemy się zastanawiać. Przede wszystkim on sam musi zaakceptować tę rolę. Nie chodzi tu w żadnym wypadku, że się opiera. Lubambo jest zawodnikiem, który współpracuje i wykonuje polecenia trenera, natomiast to bardziej kwestia tego, żeby on sam miał przekonanie, że w tej roli sobie poradzi. W jego grze brakuje jeszcze trochę bezczelności, ale jest tak szybki, że może odbierać piłkę bez wchodzenia w mocny fizyczny kontrakt z przeciwnikiem – ocenia jeden z asystentów Vitezslava Lavički Paweł Barylski. – To chłopak, który czuje moment, w którym trzeba zaasekurować i potrafi być odpowiedzialny – dodaje.
Od losowania „PS” przedstawia kolejnych naszych rywali na Euro – także tych możliwych, a więc zwycięzców baraży. Bośnia i Hercegowina płynie bez kapitana.
Robert Prosinečki żegnał się z posadą selekcjonera kadry Bośni i Hercegowiny dwa razy – za pierwszym jeszcze w trakcie eliminacji ME, ale działacze namówili go, by został i dokończył misję. Zrobił to, ale oczekiwań nie spełnił. Zmajevi (Smoki) zajęły dopiero czwarte miejsce w grupie, lepsze były nie tylko Włochy, ale także Finlandia oraz Grecja. Fiasko „misji EURO” nie jest jednak ostateczne i Bośniaków czekają w marcu baraże (…).
Kto podejmie wyzwanie i przejmie niestabilny zespół? W mediach w Bośni i Hercegowinie pojawiają się co rusz nazwiska kolejnych kandydatów, są i samozwańcy z Instagrama – za pośrednictwem tego portalu Ognjen Vranješ (młodszy brat znanego z naszej ekstraklasy Stojana), były reprezentacyjny obrońca, którego karierę w kadrze skończył w lutym Prosinečki, pozwolił sobie ostatnio zaproponować obiecującego kandydata na następcę Chorwata. Jest nim… Ognjen Vranješ, bo jakżeby inaczej.
O Słowakach z byłym gwiazdorem tej kadry, Lubomirem Moravcikiem, rozmawia z kolei Grzegorz Rudynek.
Kiedy rozmawialiśmy w listopadzie 2013 roku przed meczem Polska – Słowacja we Wrocławiu, był pan bardzo krytyczny wobec swojej reprezentacji. Nie poprawiła się od tamtego czasu?
– Nie uważam, żeby obecna kadra była mocniejsza od tamtej. Odeszli doświadczeni obrońcy, Marek Hamšik wciąż jest dobrym piłkarzem, ale już nie tak klasowym jak za najlepszych czasów w Napoli. A młodzi jeszcze muszą się rozwinąć.
Ale Słowacy muszą mieć jakieś silne strony?
– Już teraz mocnym punktem jest Milan Škriniar z Interu Mediolan, musi mieć jednak solidnego partnera w obronie. Nie można mieć żadnych zarzutów wobec Martina Dubravki z Newcastle. Bardzo ładnie rozwija się młodziutki, 20-letni napastnik Robert Boženik z MŠK Žilina, do niego należy przyszłość. Ale moim faworytem jest grający w Celcie Vigo Stanislav Lobotka. On chyba jako jedyny gwarantuje wysoki poziom w reprezentacji, w zasadzie nia ma wahań formy. Generalnie jestem jednak optymistą, jeśli chodzi o przyszłość naszej reprezentacji. W kilku klubach dobrze się szkoli młodzież, pojawiają się utalentowani gracze, ale potrzebujemy czasu.
SPORT
Reprezentacja Polski – zgodnie z życzeniem Wojciecha Szczęsnego – wraca na Stadion Śląski.
Kadra wraca na Stadion Śląski! 31 marca (tj. wtorek) zmierzy się tam z Ukrainą w ramach jednego z dwóch meczów towarzyskich przed startem w Euro 2020. Ten drugi, 2 czerwca, rozegra z Rosją. Tu o lokalizacji jeszcze głośno się nie mówi, ale wiadomo, że zgodnie z polityką PZPN nie będzie to PGE Narodowy.
Jutro odbędzie się posiedzenie zarządu Śląskiego ZPN, na którym zatwierdzona zostanie oficjalnie decyzja o organizacji spotkania Polska – Ukraina w Chorzowie. – Bardzo się cieszę, że znowu kadra zagości na Stadionie Śląskim. Jako związek, jako Ślązacy, jako kibice, jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. Nie tylko my, ale i władze wojewódzkie cały czas zabiegają o to, by ten obiekt żył. Nic nie jest dane na wieki, o swoje trzeba się starać, skoro mamy PGE Narodowy i trzy stadiony powyżej 30 tysięcy, w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu. Za nami od lat przemawia gościnność, znakomita murawa czy charakterystyczne echo. Krzyk publiczności nie jest tu tu tłumiony, a roznosi się po całej okolicy – uśmiecha się Henryk Kula, prezes Śląskiego ZPN.
Znamy już format eliminacji MŚ 2022. Awansują tylko zwycięzcy grup, oprócz tego będą trzy barażowe ścieżki.
Bezpośrednio awansują zwycięzcy dziesięciu grup, a wszystkie zespoły z drugich lokat zagrają w barażach z dwoma ekipami z Ligi Narodów edycji 2020/21 – zostaną podzielone na trzy ścieżki, z półfinałem i finałem (obie bez rewanżu) w każdej z nich. Zwycięzcy tych ścieżek wywalczą awans na mistrzostwa świata 2022.
Nowe zasady oznaczają, że nie będzie porównywania wyników drużyn z drugich miejsc.
Emmanuel Sarki deklaruje, że jest w stanie grać w Wiśle za darmo, by jej pomóc w trudnym czasie.
Póki co ma jednak ważny kontrakt z wodzisławskim klubem, który podpisał na dwa lata. Piłkarze trzeciego zespołu IV ligi śląskiej, drugiej grupy, kończą w tym tygodniu treningi i mają kilkutygodniową przerwę. Sarki wraca do domu, do Krakowa, gdzie mieszka i gdzie obserwuje to, co dzieje się w Wiśle.
– Kuba Błaszczykowski, Maciej Sadlok, Rafał Boguski czy Paweł Brożek nie są w stanie sami wiele zdziałać. Kiedy jeszcze grałem w Wiśle, na lewym skrzydle był Guerrier, a na prawym ja. Wtedy Paweł Brożek z przodu dostawał dwadzieścia piłek w meczu po naszych dośrodkowaniach z jednej i drugiej strony. Teraz tego brakuje – ocenia Emmanuel Sarki.
Piotr Tomalski rozmawia z Jakubem Szumskim, który na powrót do bramki w ekstraklasie czekał aż sześć lat.
Wrócił pan do bramki w ekstraklasie po prawie sześciu latach. Ostatni mecz rozegrał pan w wieku 21 lat, teraz ma pan ich 27 i zupełnie inne doświadczenie życiowe. Jak bardzo zmieniła się nasza liga w tym czasie i jak pan na nią teraz patrzy?
– Dużo się zmieniło. Te lata byłyby dobrą lekcją dla każdego. Gdyby wtedy – w autokarze, którym wracaliśmy z Piastem z Gdańska – ktoś powiedział mi, że kolejny raz w ekstraklasie zagram za pięć i pół roku, to uznałbym to za fatalną przepowiednię i totalną katastrofę. Życie napisało taki scenariusz i trzeba było to przyjąć. Może sam potrzebowałem tego czasu, było go bardzo dużo. Na pewno zdecydowanie za dużo dla profesjonalnego sportowca, dla kogoś kto już zaznał smaku ekstraklasy. Poziom pierwszej ligi, wbrew pozorom, nie jest zdecydowanie gorszy od ekstraklasy, jednak cała otoczka jest zupełnie inna. To wielka przyjemność móc co tydzień występować w najwyższej lidze. Kiedy się tego posmakuje, a później straci, to po prostu boli.
Jego posada w Miedzi wydawała się nie do ruszenia, ale po słabej jesieni Dominik Nowak dostał ultimatum.
Przed meczem z Chrobrym Głogów klub wydał specjalne oświadczenie, w którym postawił sprawę jasno: jeżeli Miedź nie wróci w tym sezonie do ekstraklasy, kontrakt Nowaka zostanie rozwiązany bez konsekwencji finansowych dla klubu. To nic innego, jak ultimatum.
– To zrozumiałe, że ja i kibice jesteśmy sfrustrowani słabą grą i ostatnimi wynikami Miedzi. Mimo to cel na ten sezon pozostaje niezmienny. Każdy popełnia błędy, trener także ich nie uniknął, a w przerwie zimowej trzeba je naprawić. Ze wszystkich trenerów, których zatrudniałem w Miedzi, drużyna pod wodzą Nowaka, w pierwszym sezonie, prezentowała się najlepiej. Do tego musimy wrócić, nawet jeśli zimą będą potrzebne zmiany kadrowe – uzasadnił swoją decyzję Andrzej Dadełło.
Milan chce się pozbyć Krzysztofa Piątka…
Piątek ma być na liście życzeń topowych zagranicznych klubów, co budzi pewne zdumienie przy tym, co teraz gra. Jest wymieniane Atletico, które ma ogromne problemy ze zdobywaniem goli, co pokazały też ostatnie mecze z Juventusem i Barceloną. Oba przegrane 0:1. Miałby być wypożyczony na pół roku, a takie mini-przeprowadzki dla załatwienia bieżących problemów zwykle nie wychodzą na dobre ani piłkarzowi, ani nowemu klubowi. Zainteresowana nim jest Borussia Dortmund. Liga o innej specyfice, gdzie napastnicy mają więcej wolnego miejsca niż w Serie A, miałaby bardziej odpowiadać Polakowi. Jak napisał „Bild”, BVB poszukuje „fizycznej alternatywy dla smukłego Paco Alcacera” i początkowo kandydatem był Mario Mandżukić, ale odmówił. W przypadku Piątka chodziłoby o transfer definitywny. Borussia w ramach rozliczeń gotowa jest przekazać pomocnika Mahmouda Dahuda, który w tym sezonie zagrał zaledwie 5 spotkań. Piątek w przeszłości był już łączony z Dortmundem, w niemieckiej prasie nazywano go „nowym Robertem Lewandowskim”. Teraz takich porównań nie uświadczysz.
… a Fiorentinie niepotrzebny jest Szymon Żurkowski.
Puchar jest zwykle szansą dla rezerwowych i w bramce Fiorentiny nie zagrał Bartłomiej Drągowski, ale Pietro Terraciano. Jednak zaskoczeniem było to, że trener Vincenzo Montella nie dał też szansy Szymonowi Żurkowskiemu. W lidze przesiaduje na ławce, zagrał w dwóch meczach w sumie 12 minut, więc puchar był okazją do pokazania się. Tak się nie stało i to ostatni sygnał, że jeśli chce grać, to powinien jak najszybciej opuścić Fiorentinę. Gdy w styczniu tego roku podpisał z nią kontrakt wart 3,5 miliona euro, w polskich mediach nie brakowało optymizmu. Miał być podobno bardzo potrzebny nowemu klubowi, ale jednocześnie „violi” się do niego nie spieszyło i jeszcze pół roku pozostał w Górniku. Zaczął się nowy sezon i jest jednym wielkim rozczarowaniem.
fot. FotoPyK