Reklama

Piłkarz epokowy

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 grudnia 2019, 21:57 • 9 min czytania 0 komentarzy

Pisanie o Messim to sprawa beznadziejna. Pep Guardiola nakazywał wręcz, żeby nie więzić go w ramach słów i zdań, a zamiast tego zwyczajnie go oglądać. Argentyńczyk ze swojej piłkarskiej wielkości uczynił codzienność. W zachwycie, którym obdarza go cały świat, porusza się z gracją godną piłkarza epokowego. Nie utonął w byciu żywym pomnikiem i legendą współczesnego futbolu. Tego wieczoru znów wygrał. Tym razem Złotą Piłkę. Po raz szósty. 

Piłkarz epokowy

Czy Leo Messi naprawdę był najlepszym piłkarzem na świecie w 2019 roku?

Nie da się tego powiedzieć i postawić przy tym kropkę. Ten wybór na pewno nie mógł być jednoznaczny. Bycie najlepszym to pojęcie niezwykle subiektywne. Na każdym poziomie. Liczy się walor statystyczny, estetyczny, marketingowy i pewnie jeszcze tysiąc innych, o których istnieniu nie mamy najmniejszego pojęcia. Ilu ludzi na świecie, tyle opinii, tyle impresji, tyle przemyśleń.

W tym roku oklaskiwać można było szalenie angielską przebojowość duetu Salah-Mane, bramkowe uzależnienie Lewandowskiego, nieustępliwość Van Dijka, który był pierwszy stoperem od czasów Cannavaro, mającym wielką szansę na Złotą Piłkę i dywagować, kto z nich najbardziej zasługuje na możliwość położenia na swojej półce statuetki piłki w szczerozłotym kolorze, ale już wiemy, że żaden z nich. Świat znów wybrał Messiego.

Można się krzywić, można załamywać ręce, można się pieklić, ale tak już jest i tyle. A przy tym wszystkim nie można zapominać, że gwiazdor Barcelony również – zresztą podobnie jak jego konkurenci – na tę nagrodę zasłużył. Był wielki. I tego podważyć się nie da.

Reklama

Złota Piłka dla Argentyńczyka pokazuje jednak coś innego. To piłkarzem epokowy.

***

Nie traktuję tego gościa w ludzkich kategoriach. Dawno już zwątpiłem, że jest człowiekiem. Śmieszy mnie tylko, że on sam dalej uważa się za postać pochodzącą z naszej planety – Javier Mascherano.

***

On już dawno wymknął się kategoriom zwykłego piłkarza i człowieka. Żeby to zrozumieć wystarczy przyjrzeć się reakcjom trybun Camp Nou. Na mecze Barcelony przyjeżdżają setki tysięcy ludzi z całego świata. I przyjeżdżają głównie na niego. Z każdym rokiem zyskiwał w ich oczach, aż w którymś, nieuchwytnym, niezauważalnym momencie, Messi stał się nadczłowiekiem. Kiedy jest przy piłce – stadion wstrzymuje oddech. Kiedy zrobi cokolwiek ze swojego szerokiego wachlarza genialnych zagrań – stadion reaguje wrzeniem. Kiedy w końcu strzeli gola – podczas skandowania jego nazwiska zaczyna się masowa modlitwa na jego cześć.

Budzi podziw. Olbrzymi. Każdego.

Reklama

***

W futbolu elegancja, klasa, talent, naturalny dar nie znaczy absolutnie nie, jeśli każdego dnia nie zaczynasz wcześnie i nie kończysz późno – Leo Messi.

***

32-latek na dobrym poziomie gra od czternastu sezonów, a na wybitnym od dwunastu. Przełomem w przejściu od statusu wielkiego talentu do światowej gwiazdy pierwszego sortu była kampania 2008/09, kiedy poprowadził Barcelonę do zwycięstw na wszystkich frontach i pierwszy raz sięgnął po Złotą Piłkę. Od tego momentu był zabójczo regularny.

Oto jego klubowe statystyki z kolejnych sezonów:

2008/09: 51 meczów, 38 goli

2009/10: 53 meczów, 47 goli

2010/11: 55 mecze, 53 gole

2011/12: 60 meczów, 73 goli

2012/13: 50 meczów, 60 goli

2013/14: 46 mecze, 41 goli

2014/15: 57 meczów, 58 goli

2015/16: 49 meczów, 41 goli, 16 asyst

2016/17: 52 meczów, 54 gole, 16 asyst

2017/18: 54 mecze, 44 gole, 18 asyst

2018/19: 50 meczów, 51 goli, 22 asysty

2019/20: 14 meczów, 11 goli, 8 asyst (stan na 2 grudnia)

Więcej, więcej, więcej, więcej, jeszcze raz więcej. I do tego konsekwentnie. Liczby mówią same za siebie.

***

Oglądanie tego faceta mogę porównać tylko do przeżywania orgazmu – Luis Figo.

***

Messi nie używa prawej nogi. Gra tylko lewą. Uwierzcie mi, że gdyby zaczął kopać również prawą, świat nie dałby rady utrzymać się w orbicie – Zlatan Ibrahimović.

***

Rzecz w tym, że Messi właśnie od kilku lat używa rzeczonej prawej nogi, choć przecież, jako zawodnik wyjątkowo jednonożny mógł pozwolić sobie na komfortowe poruszanie się tylko w granicach naturalnie przyznanego talentu. Repertuar jego zagrań z każdym kolejnym sezonem się powiększał.

Zarzucano mu, że za mało asystuje?

Został mistrzem przecinających linię obrony podań.

Zarzucano mu, że trzyma się prawej flanki?

Zaczął schodzić do środka.

Obawiano się, że ograniczy go brak walorów fizycznych?

Jednego z najważniejszych goli w życiu, w finale z Manchesterem United w 2009 roku, zdobył głową.

Miał dołożyć gole ze stałych fragmentów gry?

Dołożył i z każdym rokiem strzela ich coraz więcej.

Wyrobił sobie swój styl, który pozwolił mu grać w swoim rytmie. Co roku wyczyniał cuda. Kręcił defensorami drużyny przeciwnej, ogrywał ich, rozpędzał się na pustej przestrzeni, kiwał, dryblował, podawał, strzelał i często wszystkie te akcje są bliźniaczo do siebie podobne, ale od lat nie sposób, żeby się znudziły.

Tak jak jemu samemu nie nudzi się Barcelona. Całe życie wierny jednemu klubowi. Można mówić, że też nie jest przecież na tym stratny, bo zarabia horrendalnie dużo, gra w lidze, gdzie ma niepodważalny status, wybiera komfortową Katalonię bez prób spróbowania swoich sił w innej lidze, ale przy tym wszystkim powstaje pytanie, kto bardziej kreuje kogo – Barcelona Messiego czy Messi Barcelonę?

[etoto league=”spa”]

W pierwszych latach jego gry na seniorskim poziomie w katalońskim klubie był elementem układanki. W obronie rządził Puyol, w środku pola kreowali Xavi i Iniesta, a w każdym kolejnym roku Messi dostawał również topowego snajpera do pomocy przy strzelaniu bramek. On sam miał dawać element ekstra. Błyszczeć. Mieć przestrzeń do odprawiania swoich boiskowych rytuałów. I był w tym najlepszy na świecie.

Za implementowanie swojej niezwykłości w genialny system tiki-taki dostał cztery Złote Piłki pod rząd. Lata 2009-2012 należały do niego. Wszystkie te nagrody były hołdem dla jego indywidualności. Hołdem dla jego wygranych pucharów, epokowych walk z Cristiano Ronaldo o miano tego lepszego i wszystkich swoich wielkich osiągnięć.

Ale nigdy nie mówilibyśmy o Messim tak dobrze, jak mówimy, gdyby pozostał na tym poziomie. Takich samych, jak on wtedy, w historii futbolu było niewielu, ale sam fakt, że w ogóle byli nieco mu ujmował. Argentyńczyk do urośnięcia do miana piłkarza całej generacji potrzebował przede wszystkim czasu.

Messi stawał się coraz starszy, przekroczył już umowny przedział wieku, kiedy większość piłkarzy osiąga swój szczyt, ale on nie zatrzymał się ani na chwilę. Nigdy nie opierał swojej gry na walorach fizycznych, bo i też natura nigdy mu na to nie pozwoliła. I to był jego wielki atut. Nie musiał być wielkim atletą, nie musiał być wielkim siłaczem, nie musiał być kolejnym cyborgiem w świecie coraz bardziej zrobotyzowanego sportu, żeby być najlepszym.

Od 2012 roku do dziś tylko raz sięgnął po Złotą Piłkę. W roku 2015, kiedy wraz z Suarezem i Neymarem, poprowadził Dumę Katalonii do potrójnej korony. Już wtedy widzieliśmy w nim innego piłkarza. Mniej eksplozywnego, bardziej nobliwego, dojrzałego, prowadzącego. Nie był już genialnym chłopcem. Zmienił ufryzowanie, urosła mu broda, zmężniał.

Wraz ze starzeniem się Iniesty i Xaviego, przejmował od nich pałeczkę głównego organizującego ofensywne poczynania swojej ekipy. Częściej głęboko schodził po piłkę, częściej akcje zaczynał jeszcze na własnej połowie i częściej dostrzegał lepiej ustawionych kolegów. I choć przy tym wszystkim zdarzały mu się mecze gorsze – takie, kiedy dreptał, głupio tracił piłkę i nie miał najmniejszej ambicji, żeby za nią gonić – to nie sposób było nie mieć wrażenia, że wszystko to nadrabia z milionowym bonusem w tych wszystkich swoich akcjach, po którym nie pozostawało nic innego, jak tylko katowanie przycisku pozwalającego odtworzyć to zagranie jeszcze raz.

***

W międzyczasie na najwyższym stopniu podium klasyfikacji plebiscytu na najlepszego piłkarza świata stawał czterokrotnie stawał Ronaldo i raz Luka Modrić. Obaj to wielcy piłkarze, choć wiadomo, że Chorwat chodzi w innej kategorii.

Za to CR7 w przyszłości wymieniać się będzie nawet w jednym szeregu z Messim. Ich rywalizacja na dobre określiła współczesny piłkarski świat. I nie da się wskazać, który z nich jest lepszy. Każdy ma swoje argumenty. Każdy ma swoich wyznawców. Nauczyli się ze sobą koegzystować. Żeby zrozumieć geniusz jednego z nich, naturalnie trzeba zainteresować się wielkością drugiego. Zwyczajnie. Ta rywalizacja długo ich napędzała, czyniła lepszymi piłkarzami, ale wydaje się, że teraz nie idą już łeb w łeb. Każdy wybrał inną ścieżkę, ale obie prowadzą w to samo miejsce – na pomnik historii.

– Chyba trochę nie doceniamy, że obaj żyliśmy w tych samych czasach. To musi być dla nas zaszczyt – mówił podczas jednej z gal Cristiano Ronaldo.

W tym roku Messi pozostawił swojego konkurenta daleko w tyle.

***

Oddajmy głos jego kolegom z boiska.

Lucas Digne: – Kiedyś myślałem, że do zatrzymania Messiego nie wystarczy jeden zawodnik, ale już dwóch jak najbardziej. W każdym kolejnym meczu, w którym go widzę, przekonują się, jak bardzo się myliłem. Kiedy wejdzie w swój rytm nie zatrzyma go żadna plejada przeciwników.

Kevin Prince-Boateng: – Jeśli ktoś każdego dnia robi rzeczy, których nie umie nikt inny, oprócz jego samego, to oczywistym jest, że ma się do czynienia z kimś więcej niż piłkarzem wybitnym. Oj, kimś znacznie większym.

Arturo Vidal: – Jakiego nie miałbyś charakteru, musisz słuchać, jak mówi do ciebie Leo. Inaczej byłbyś głupcem. Jest najlepszym piłkarzem w dziejach. Kogoś takiego się nie ignoruje.

Gerard Pique: – Za każdym razem, jak ktoś mówi, że Messi jest w najlepszej formie w historii, tylko się uśmiecham. Naprawdę. On jutro będzie jeszcze lepszy, a pojutrze wyprzedzi i jedną, i drugą wersję. 

Thierry Henry: – Z trudem powstrzymywałem się, że na boisku nie stanąć i nie zacząć go po prostu podziwiać. 

Arda Turan: – Nie wierzycie, że Bóg niektórych ludzi obdarza nieprzeciętnymi zdolnościami? Spójrzcie na Messiego. Jest cudem podarowanym nam przez niebo.

Wyobraźcie sobie, że mówicie tak o koledze z pracy. Przecież to nie są przypadkowi piłkarze. Utytułowani, zasłużeni, doświadczeni. A i tak każdy z nich dokłada się do hagiograficznego obrazu Messiego.

***

Messi to piłkarski Mozart. Komponuje sztukę znaną tylko jemu – Radomir Antić.

***

Początek 2019 rok był w jego wykonaniu rewelacyjny. Trafiał w prawie każdym ligowym spotkaniu, prowadził Barcelonę przez kolejne fazy rundy pucharowej w Lidze Mistrzów, aż trafił na Liverpool. Tam w pierwszym meczu dał show. Strzelił dwie bramki. On i koledzy wygrali 3:0. Już witali się z gąską, już się cieszyli, już czekali na finał, już Messi mógł czuć, że nikt nie zabierze mu chwały i glorii, kiedy w rewanżu stało się coś nieprawdopodobnego. Każdy pamięta tamten mecz. 0:4 na Anfield. Niemoc. Bezradność. Upokorzenie.

Wtedy też urodził się mit Mane, Van Dijka i Salaha. Pokonali przecież najlepszego piłkarza świata. Dla wielu już wtedy to był argument, że powinni zdobyć Złotą Piłkę. Tym bardziej, że później wygrali całe rozgrywki.

Los chciał jednak inaczej. Plebiscyt wygrał przegrany tamtego wieczoru na Anfield. I powtórzymy to jeszcze raz: zasłużył.

Jego trzeba traktować w innych kategoriach. Sam Jurgen Klopp przyznał, że gdyby oceniać tylko walory piłkarskie Messi zdobywałby ten tytuł w każdym roku. To człowiek, który zwyczajnie najlepiej gra w piłkę ze wszystkich kilku miliardów ludzi na planecie.

I tak, teraz moglibyśmy wymienić wszystkiego jego ważne gole, asysty, zagrania. Moglibyśmy spróbować pokazywać jego piłkarską ewolucję. Moglibyśmy wymieniać plejadę jego kolegów z drużyny, których uczynił lepszymi piłkarzami. Moglibyśmy wspominać wszystkiego jego zagrania. I pewnie dałoby to szeroki obraz jego wpływu, jaki 32-letni gwiazdor ma na światową piłkę, ale wydaje się, że to wszystko za mało. Że wciąż ten obraz byłby niepełny, nieskończony, niewystarczający, bo on swój obraz maluje dalej.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...