Ciągle młodzi Polacy, którzy przychodzą do Ekstraklasy z zagranicznych klubów, to temat rzeka. Chciałoby się powiedzieć również, że gotowy przepis na sukces, no ale niestety – ich losy zazwyczaj pokazują, że nie ma przypadku w tym, iż w poważniejszych miejscach nikt nie zatrzymywał ich siłą. Niepokojąco pod tym względem wygląda też ostatnie okienko. Paweł Żuk wciąż nie zadebiutował w Lechii Gdańsk, a Przemysław Bargiel nie dostał ani jednej szansy w Śląsku Wrocław. Takich problemów nie mają z kolei Dominik Steczyk i David Kopacz. Sęk tylko w tym, że liczba ich solidnych występów na poziomie Ekstraklasy to… jeden.
Tak, łącznie.
Na minus: David Kopacz (Górnik), Karol Fila (Lechia), Mateusz Młyński (Arka), Przemysław Wiśniewski (Górnik), Daniel Ściślak (Górnik), Sebastian Milewski (Piast)
Po 17. serii gier między nimi rozstrzygało się to, kto przytuli tytuł Szczawika. Obaj byli beznadziejni, od poprawienia wyżej wymienionej statystyki dzieliło ich mniej więcej tyle, co od medalu na mundialu do lat 20. Sporo. Nie negujemy tego, że czegoś się w tych niemieckich klubach nauczyli, ale ich umiejętności w żaden sposób nie przekładają się na ekstraklasowe boiska. Jeśli mają talent, to skrzętnie ukryli go między zmarnowanymi setkami, prostymi stratami i innymi oznakami nieudolności.
Poza tym, obaj chyba mają alergię na wypracowywanie bramek, co w przypadku napastnika i ofensywnego pomocnika jest dość niepokojące. Zobaczcie…
Dominik Steczyk: 11 występów w lidze plus 2 w eliminacjach pucharów (279 minut): 0 goli, 0 asyst
David Kopacz: 15 występów w lidze plus 2 w Pucharze Polski (844 minuty): 0 goli, 0 asyst
Ostatecznie stawiamy na Steczyka, ponieważ dla Kopacza beznadziejny mecz z Zagłębiem to w zasadzie dzień jak co dzień. A gracz wypożyczony do Piasta z Norymbergi w końcu doczekał się szansy w wyjściowym składzie, mógł wbić się w hierarchii napastników przed Tuszyńskiego, a wśród młodzieżowców przed Milewskiego, ale spartolił po całości – Waldemar Fornalik zdjął go po godzinie.
I jeśli uważacie, że choć szans ma sporo, to minut tak mało, że trudno się pokazać, musimy przypomnieć wam przypadek Tomczyka, który w trakcie mistrzowskiej wiosny grał jeszcze mniej, a dawał dużo.
Albo spójrzmy na to, co dziś robi…
Na plus: Przemysław Płacheta (Śląsk), Tymoteusz Puchacz (Lech), Bartosz Slisz (Zagłębie), Bartosz Bida (Jagiellonia), Radosław Majecki (Legia), Miłosz Szczepański (Raków)
Bartosz Białek, czyli Bąbelek Kolejki. Trzy występy, dwa wyróżnienia. Jasne, po bardzo udanym debiucie z Rakowem (gol i asysta) nie poszedł za ciosem i na Cracovii wyglądał bardzo przeciętnie. Jednak w kolejnym występie pokazał, że warto dawać mu kolejne szanse, bo przeciwko Górnikowi strzelił swoją drugą bramkę, zaliczył kluczowe podanie przy golu Bohara i generalnie męczył obrońców Górnika swoją grą. Gołym okiem widać, że ma mnóstwo mankamentów, ale z drugiej strony nie trzeba mieć też dyplomu potwierdzającego wygranie Kangura, żeby policzyć, iż w trakcie tych trzech meczów Białek sam zrobił lepsze cyferki niż Szysz (2 gole, 0 asyst, o kluczowych podań) i Sirk (0 goli, o asyst, 1 kluczowe podanie) przez cały sezon ligowy wspólnie.
Fot. FotoPyK/newspix.pl