Konia z rzędem temu, który wskaże klub Ekstraklasy, nie mający żadnych problemów. Ile drużyn, tyle kryzysów, narzekań, kłopotów. I tak to już w tej lidze leci. Dobrym przykładem jest i Wisła Płock, i Lech Poznań. Pierwsi dopiero wygrywali mecz za meczem, byli na fali, żeby teraz znaleźć się pod nią i płynąć z nurtem przeciętności, a drudzy, choć powszechnie chwaleni za wprowadzanie młodzieżowców, to cały czas lawirują między pierwszą ósemką a drugą. Największym pozytywem ekipy Żurawia jest forma ich najlepszego snajpera, a największą bolączką drużyny Sobolewskiego problemy w defensywie.
Wieczorem przekonamy się, czy jedni lepiej wykorzystają swój atut, czy może jednak tym drugim uda się go zneutralizować.
Christian Gytkjaer indywidualnie rozgrywa najlepszy sezon w swojej przygodzie z Ekstraklasą. Nigdy jeszcze nie strzelił dziesięciu bramek przed przerwą zimową i wydaje się, że jest jednym doświadczonym piłkarzem Lecha, o którym nie można powiedzieć, że zawodzi. Niedawno został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii poznańskiego klubu, strzelając dla niego bramki w co drugim ligowym meczu. Trafia więc regularnie, często efektownie, jego gole decydują o losach meczów, a przy okazji zasłużenie dostaje powołania do silnej reprezentacji Danii. I przy tym udowadnia, że w Polsce jest trochę niedoceniany.
Jego statystyki z trzech dotychczasowych sezonów nad Wisłą prezentują się tak:
2017/18: 37 meczów, 19 goli
2018/19: 31 meczów, 12 goli
2019/20: 14 meczów, 10 goli (stan na 17 kolejkę)
Nie mamy wątpliwości, że to jeszcze nie koniec jego strzeleckich podbojów. Wystarczy wspomnieć, że Lech dopiero pokonał Piasta, właściwie głównie za sprawą jego dwóch goli. I nie, nie zamierzamy teraz twierdzić, że to wybitny napastnik, przed którym klękać powinni wszyscy stoperzy Ekstraklasy, ale jak na Polskę, to bardzo solidna marka. Zwyczajnie robi przewagę.
Gytkjaera obawiać się mogą w Płocku. Obrona ekipy Radosława Sobolewskiego jest bowiem daleka od formy z minionych tygodni. W trzech ostatnich meczach straciła pięć bramek, a mogło być ich więcej, gdyby nie wyjątkowo any-ofensywny styl Cracovii, która jakiś czas temu postawiała nadać sobie tożsamość drużyny, zajmującej się kompulsywnym zabijaniem kolejnych ligowych widowisk. To pasjonujące starcie skończyło się bezbramkowym rezultatem, z którego nie można było wyciągnąć żadnych konkretnych wniosków, ale już spotkania z Górnikiem Zabrze i Śląskiem Wrocław mogły przynieść kilka ciekawych wniosków.
Przede wszystkim rzuca się w oczy brak jednej postaci – Jakuba Rzeźniczaka. Doświadczony stoper w czasie największej tegorocznej hossy Wisły Płock tworzył żelazny duet stoperów z Alanem Urygą. I radzili sobie naprawdę nieźle. Obaj twardzi, wygrywający pojedynki i nie panikujący z piłką przy nodze, ale tak to już w życiu bywa, że wszystko co dobre szybko się kończy i były stoper Legii stracił ostatni miesiąc na rehabilitacji po zapaleniu opon mózgowych.
Nie zamierzamy mącić spokojnej już wody, ale jakiekolwiek mecze Lecha Poznań, z udziałem Jakuba Rzeźniczaka, zawsze budzić będą spore emocje. 33-letni defensor może przepraszać, kajać się i wyciągać wnioski, ale tekst o preferowaniu sprzątania kibli ponad grę w Kolejorzu zostanie mu zapamiętany do końca jego barwnej kariery. Do tego to legionista z krwi i kości, więc mało kto w piłkarskiej stolicy Wielkopolski wykazuje do niego pozytywny stosunek. Tym razem jednak nie zagra. Dopiero niedawno wrócił do treningów i istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie pojawi się już na boisku do końca roku.
W jego miejsce wskoczył Michał Marcjanik, który jest stoperem tak zdolnym, jak nierównym. Ma tendencję do zaprzepaszczania swoich całkiem przyzwoitych występów za pomocą dyskwalifikujących błędów. W tym sezonie zagrał osiem razy i ocenialiśmy go szeroką gamą ocen – 5, 2, 5, 4, 3, 2, 5, 6. Lawiruje między występami fatalnymi i niezłymi. I choć ostatnie dwa mecze można mu zaliczyć, jako solidne, to tak naprawdę nie wiadomo, czy nagle czegoś nie odwali. Na pewno zapowiadał się dużo bardziej obiecująco. Lepiej przy Rzeźniczaku wyglądał też Alan Uryga, który w meczu z Górnikiem Zabrze zaliczył jeden z najsłabszych występów w sezonie.
Żeby zobaczyć, jak duże szkody obronie Wisły uczynić może Gytkjear, wystarczy przeanalizować właśnie ostatnie spotkanie ekipy ze stadionu im. Kazimierza Górskiego. Igor Angulo, którego tegoroczna forma pozostawia sporo do życzenia, wpakował płocczanom dwie bramki, wykorzystując niezdecydowanie i niefrasobliwość bloku obronnego. Wystarczyło do remisu. Dobry snajper nigdy nie będzie zastanawiał się, dlaczego w ogóle ma możliwość na strzelanie bramek. Po prostu je strzeli. A Duńczyk, jak na polskie warunki, to napastnik bardzo dobrej klasy.
I właściwie chyba pojedynki 29 latka ze wspomnianym duetem stoperów będą kluczowe dla wyniku tego spotkania. Obie ekipy potrzebują zwycięstwa. Lech, żeby podtrzymać pozytywne wrażenie po wygranej z Piastem, a Wisła, żeby znów nawiązać do formy sprzed kilku kolejek.
PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!
[etoto league=”pol”]
Fot. 400mm.pl