– Dziś gramy bez ataku, bez pomocy, z dziurawą obroną. Mamy jednego Steinborsa. Nie widać zespołu. Poszczególni zawodnicy przeprowadzają pojedyncze akcje, ale najczęściej gramy do boku albo do tyłu. Brakuje strzałów z dalszej odległości, takie jest moje zdanie, a czego można szukać bez strzałów w piłce? Niczego. Ludzie przychodzą oglądać uderzenia, a tutaj nic, cisza, najlepiej podać do tyłu i się ukryć, schować za kogoś, żeby nie dostać znowu piłki – mówił w audycji „Trójmiasto Jest Nasze” Czesław Boguszewicz, były trener Arki, zdobywca z nią Pucharu Polski w 1979 roku. Gorzki, ale szczery opis żółto-niebieskiego krajobrazu. Zapraszamy.
Po co Arka pojechała do Białegostoku, chyba nie po to, żeby grać w piłkę, skoro nie udało się nawet oddać celnego strzału przy dwóch próbach w ogóle?
Drużyna zaprezentowała się blado. Z futbolem ekstraklasowym nie miało to wiele wspólnego, tak w piłkę po prostu grać nie można. Chyba już gorzej być nie może, liczę na coś lepszego w meczu z Pogonią.
Jeżeli jedynym pocieszeniem jest to, że gorzej grać nie da już rady, to trudno być optymistą.
Patrząc z wysokości trybun, nie wygląda to dobrze. Zadajemy sobie razem z kolegami-byłymi piłkarzami pytanie, dlaczego tak jest? Wygląda to smutno. Pozostaje wierzyć, że przyjdzie moment przełamania, obudzenia się. Tyle.
Zwolnienie Zielińskiego było argumentowane przez dyrektora Łukasiewicza tak, że Arka ma od razu lepiej punktować, a nie punktuje lepiej.
Czy to powiedziałby dyrektor Łukasiewicz, czy ktokolwiek inny, to mówienie, że Arka musi lepiej punktować, jest jak strzelenie z papierowej torby. Zrobi się huk, ale dzieje się niewiele. Pytanie, kto ma prowadzić tę grę w Arce, żeby myśleć o punktach? Ja widzę wielkie braki w uzupełnieniu składu konkretnymi zawodnikami po odejściu Janoty i Zarandii. Na szczęście jest Steinbors, gdyby go nie było, mielibyśmy sytuację pierwszoligową. Bylibyśmy daleko z tyłu, a tak chłop się dwoi i troi, broni rewelacyjnie, ale przy tylu interwencjach i tak czasem coś wpuści.
Nie widać zespołu. Poszczególni zawodnicy przeprowadzają pojedyncze akcje, ale najczęściej gramy do boku albo do tyłu. Brakuje strzałów z dalszej odległości, takie jest moje zdanie, a czego można szukać bez strzałów w piłce? Niczego. Ludzie przychodzą oglądać uderzenia, a tutaj nic, cisza, najlepiej podać do tyłu i się ukryć, schować za kogoś, żeby nie dostać znowu piłki. Słabo to wygląda. Oczywiście pójdę w sobotę na mecz z Pogonią, to dwa moje kluby, w których spędziłem seniorską karierę, będę ściskał kciuki za Arkę, ale poza serduchem trzeba w to włożyć choć trochę jakości. Dziś gramy bez ataku, bez pomocy, z dziurawą obroną. Mamy jednego Steinborsa.
[etoto league=”pol”]
Chciałem pana spytać o wzmocnienia, ale wygląda na to, że każda formacja wymaga po dwóch piłkarzy.
Patrzę na listę zawodników, którzy w Arce są i nie zostali pokazani. Może tam jakiś dynamit siedzi? Ale skoro jeszcze nie grają, to dlaczego tutaj są, skąd się wzięli? Nie jest też przecież tak, że ci zawodnicy, którzy są tutaj dłużej, nie potrafią grać w piłkę. Nie raz pokazywali, że potrafią. Gdyby się rozeszli po innych zespołach ligowych, znaleźliby sobie miejsce. Natomiast tutaj nie tworzą zespołu. Gdzie jest pies pogrzebany, czy wśród właścicieli, czy w szatni, może potworzyły się grupy? Gdzieś te przyczyny są. Równia pochyła zaczęła się dawno, doszło do zmian, były roszady w sztabie szkoleniowym, także wśród trenerów przygotowania fizycznego. Ci ludzie muszą znaleźć rozwiązanie, bo inaczej będzie smutna zima.
Pan też przeprowadził niejeden transfer w swoim życiu i zastanawiam się, czy wpadłby pan na to, o czym się mówi, że Busuladzić ma drugi kontrakt w zespole po Vejinoviciu?
Nie wiem, na podstawie czego on był oceniany, czy ktoś w niego wierzył, czy ktoś go widział wielokrotnie, ocenił, że pociągnie zespół. To jest słaby… bardzo przeciętny zawodnik. Zagubiony. Od momentu jego przyjścia nie widziałem ani jednego porządnego meczu w jego wykonaniu. A Vejinović? Wiosną Arce dał tak wiele, że między innymi dzięki niemu Arka się utrzymała i żałowałem po wiośnie, że odchodzi. Natomiast teraz przyszedł tutaj na duży kontrakt, a gra słabo, przy małym zaangażowaniu. Być może to też jest przyczyna, że zespół w ten sposób zareagował. Nie ma spójności. Nie ma koleżeństwa, by jeden za drugiego walczył. Każdy dla siebie popyka i to wygląda amatorsko. Czekaliśmy na Vejinovicia i niech sobie zarabia, ale jeśli się snuje po boisku, w czasie meczu nie wykona sprintu, tylko przyjmie piłkę, rozrzuci… Leniuch.
Musimy pamiętać, że on tutaj przyjechał się wybić, nie wybił się, dostał trzyletni kontrakt i motywacja może być inna.
Co sobie mogą pomyśleć inni zawodnicy, którzy zarabiają trzy razy mniej, a on się snuje? To nie poprawia harmonii w zespole. To jest krecie robota od wewnątrz. Nie jestem blisko, ale gdybym był, widziałbym, co jest nie tak, żeby znaleźć antidotum i pogodzić tych chłopaków. Tymczasem widzę, że nie chodzą razem, tylko obok siebie. Dobra atmosfera to jest 50% wyniku i każdy o tym wie. Mnie się zdaje, że tej atmosfery nie ma.
Jak ma się czuć taki Michał Nalepa, który jest być może i najlepszy z pola, a raczej mało doceniany?
Odpowiedź jest jasna. Trzeba zwrócić uwagę na to, że jest tylu obcokrajowców, jak w prawie każdym klubie Ekstraklasy i podejrzewam, że relacje między nimi a Polakami nie idą w kierunku bojowym, optymistycznym. Ja za ciebie, ty za mnie. Coś jest w psychice i w sytuacji, jaka panuje w szatni. Mi nie chodzi o to, że ktoś baluje i tak dalej. Ale czuję, że w zakresie szatni i życia zawodników pies jest pogrzebany. Trenerzy muszą z tego wyjść. Na razie jednak nie będzie transferów, może pomogą powroty po kontuzjach Helstrupa i Schirtladze? Smutne to jest, ale trzeba być dobrej myśli.
Coraz trudniej te dobre myśli znajdować. Pan się boi spadku coraz bardziej?
Nie. Ja się boję, żeby nie zachorować, żeby dzieci i wnuki były zdrowe. Ciągle ktoś spada i ciągle ktoś wchodzi. Życzę Arce, żeby nie spadła, bo może być ciężko wejść. Chodzę na mecze z nadzieją, że coś się ruszy.
Ale podejrzewam, że to jest bardziej kibicowska myśl niż taka racjonalna.
W polskiej lidze jest wszystko możliwe, były przypadki najrozmaitsze. Termalica potrafiła z Legią wygrywać. Kiedyś była pierwsza liga, druga, trzecia. Komuś przyszło do głowy podnieść rangę i zrobić z tego Ekstraklasę. Co w tej naszej lidze jest ekstra? Mistrz Polski traci w sezonie 30 punktów i jest pierwszy. To są bardzo, bardzo przeciętne rozgrywki. Dlatego wszystkiego się można spodziewać. Dlatego też liczę na przełamanie z Pogonią i danie jakiejkolwiek nadziei kibicom.
PP
Fot. 400mm.pl