O rety, ależ to był ciężki w odbiorze mecz. Irlandia przyjęła u siebie Duńczyków, którzy miewali w tych eliminacjach potknięcia. Remis u siebie z dzisiejszym rywalem, utrata punktów z Gruzinami – to plus całkiem solidna gra Zielonej Armii sprawiła, że starcie w Dublinie miało bardzo konkretną stawkę. Wygrywają gospodarze? Jadą na Euro 2020. Remis lub porażka? Na turniej wybiorą się podopieczni Age Hareide.
Spodziewaliśmy się, że w meczu, w którym Irlandia musi, a Dania tylko może zaatakować, trudno będzie o jakieś fajerwerki. Ale takiego miksu rugby z kibolską ustawką nie mógł oczekiwać żaden fan futbolu. Agresja, brutalność, długa piłka i brak pomysłu na jakiekolwiek kreatywne zagranie – powiedzmy, że mogliśmy się tego spodziewać po ekipie, w której biega Glenn Whelan. Problem polega na tym, że i Duńczycy utracili praktycznie wszystkie swoje atuty, a nie jest wcale tak, że jedyną przyczyną ich nieudolności był twardy opór Irlandii.
Wręcz przeciwnie – byliśmy świadkami takiej liczby niewymuszonych błędów reprezentacji Danii, że to wręcz wykraczało poza ramy wyobrażeń miłośników talentu Christiana Eriksena. Taka ekipa – z Eriksenem, ale też z Schone, Dolbergiem czy Braithwaitem – powinna coś pokazać. Cokolwiek. Tymczasem w pierwszej połowie nie oddali właściwie strzału, nie stworzyli jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką Randolpha. Naturalnie, pewną przeszkodą musiał być fakt, że dwóch piłkarzy Danii zeszło z boiska z urazami (Cornelius próbował jeszcze trochę pograć z bandażem na głowie), ale mimo wszystko – Irlandia wyglądała na gości do rozklepania, wystarczyło wymienić 3-4 celne podania. Dania miała problem z dwoma.
A gospodarzom w to graj – im dalej w mecz, tym odważniejsze były ich ataki. Zarówno te na bramkę Schmeichela, który musiał się pogimnastykować przy strzałach Hourihane’a czy Browne’a; jak i na nogi rywala – te saneczki, które zafundował przeciwnikowi Whelan były na czerwoną kartkę i dłuższe zawieszenie. I gość jeszcze ruszył z pretensjami do arbitra, który wynagrodził jego efektowny wślizg obunóż żółtą kartką! Taki to był mecz – Irlandczycy nie przebierali w środkach, wykonali zresztą ponad 30 dośrodkowań, a Duńczycy kompletnie nie potrafili się w tych warunkach odnaleźć.
Nie mogli zresztą swojego miejsca znaleźć również widzowie, którzy byli skazani na tę niezbyt sympatyczną kopaninę. Do czasu. Wszystko zaczęło się zmieniać mniej więcej na 25 minut przed końcem, gdy Irlandczycy dostali komendę: teraz. To było widać jak na dłoni, do tej pory atakujący w dość statyczny i niezbyt dynamiczny sposób piłkarze w zieleni przesunęli się gremialnie pod pole karne Danii. Stało się jasne: albo oni Duńczyków, albo Dania ich.
Wystarczyła jedna piłka od Daalsgarda. Jedna dobrze dokręcona centra, jedno zawieszenie podania za plecy irlandzkich stoperów. Braithwaite nie miał problemów, sieknął do siatki, a gospodarze stanęli przed właściwie niewykonalnym zadaniem – dwukrotnie pokonać Schmeichela na przestrzeni dwudziestu minut. Sposób mieli jasno zdefiniowany – napchać w pole karne jak najwięcej zieleni, a potem w tą plątaninę zapuścić długą piłkę. Paradoksalnie – mecz nabrał rumieńców! Choć więcej niż piłki nożnej było w tym po prostu czystych emocji, przepychania się w “szesnastce”, rosnącej wrzawy przy każdej kolejnej centrze, to trudno było tym Irlandczykom nie kibicować. Gdy w końcu udało im się wepchnąć wyrównującego gola…
Może najpierw w sumie go opiszmy, bo to naprawdę było wepchnięcie. Centra z jednej strony, nieudana. Centra z prawej strony, przeciągnięta. Centra z lewej strony, też trochę za mocna, ale akcję domknął Doherty, który nie dał szans duńskiemu bramkarzowi. 83. minuta i 1:1, znów Irlandczycy o jedną bramkę od awansu. Świadomi, że Schmeichela da się pokonać. Świadomi, że strategia “laga na Dawidka” to dobra strategia. Ile razy próbowali w ostatnich dziesięciu minutach zaskoczyć Duńczyków taką lagą? Chyba ze dwadzieścia, za każdym razem przy bulgoczących trybunach. Chyba każdy neutralny widz czekał, aż stadion wreszcie wykipi, ale tak się nie stało.
Dania dowiozła. Bez stylu, bez pokazania jakiegokolwiek atutu, z jednym celnym strzałem w całym meczu, ale dowiozła. Warto tu zresztą wspomnieć, że jeszcze przy stanie 1:1 idealną piłkę dostał Poulsen, na 2:0 mógł trafić Dolberg, ale obaj zrobili to, co Danii w tym meczu wychodziło najlepiej: położyli się na trawie. Serio, jeszcze u Dolberga można się było doszukiwać kontaktu, ale Poulsen zwyczajnie się poślizgnął przed przyjęciem. Wyszło z tego zgranie piłki klatką piersiową (a następnie strzał z dystansu), ale nie oszukujmy się – w normalnych warunkach to powinien być gol.
Irlandczykom zostały play-offy. I choćby za tę wiarę w ostatnich minutach, za tę determinację i wolę walki, fajnie byłoby jeszcze ich zobaczyć. Zwłaszcza, że i tak na turniej jedzie jakieś 87% kontynentu.
Irlandia – Dania 1:1 (0:0)
Doherty 85′ – Braithwaite 73′
POZOSTAŁE WYNIKI:
Włochy – Armenia 9:1 (4:0)
Immobile 8′, 33′, Zaniolo 9′, 64′, Barella 29′, Romagnoli 72′, Jorginho 75′, Orsolini 78′, Chiesa 81′ – Babayan 79′
Szwecja – Wyspy Owcze 3:0 (1:0)
Andersson 29′, Svanberg 72′, Guidetti 80′
Malta – Norwegia 1:2 (1:1)
Fenech 40′ – King 7′, Sorloth 62′
Liechtenstein – Bośnia i Hercegowina 0:3 (0:0)
Civić 57′, Hodzić 64′, 72′
Hiszpania – Rumunia 5:0 (4:0)
Ruiz 8′, Moreno 33′, 43′, Rus (s.) 45+1′, Oyarzabal 90+2′
Grecja – Finlandia 2:1 (0:1)
Mantalos 47′, Galanopoulos 70′ – Pukki 27′
Gibraltar – Szwajcaria 1:6 (0:1)
Styche 74′ – Itten 10′, 84′, Vargas 50, Fassnacht 57′, Benito 75′, Xhaka 86′
Fot.FotoPyK