Reklama

Vive zagrało jeden z meczów roku i rozniosło Vardar

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 listopada 2019, 20:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dokładnie tydzień temu Vive Kielce – choć było blisko zwycięstwa – zremisowało w Skopje z tamtejszy Vardarem. Dziś zwycięzca Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu przyjechał do Kielc. Wyjedzie bez punktów. Bo Vive nie tyle wygrało, co rozniosło Macedończyków. Aż 35:25. 

Vive zagrało jeden z meczów roku i rozniosło Vardar

Jeszcze przed meczem było nerwowo w gabinetach lekarskich. Krzysztof Lijewski, Angel Fernandez i Mariusz Jurkiewicz do samego końca walczyli o to, by pojawić się dziś na boisku. Udało się pierwszym dwóm, trzeci mógł dzisiejsze spotkanie oglądać jedynie z odległości. Z kolei u Macedończyków na mecz nie przyjechał Dainis Kristopans, a Christian Dissinger pojawił się w Polsce nie w pełni zdrowy. Innymi słowy: mecz miał być pojedynkiem osłabionych ekip. Ale na parkiecie tylko jedna na taką wyglądała.

Bo Vive dało prawdziwy pokaz swoich umiejętności i zagrało dokładnie taki mecz, jakiego po najlepszej w Polsce drużynie oczekujemy. Od samego początku wydawało się, że kielczanie po pierwsze wygrali w rozgrywce taktycznej. W zeszłym tygodniu Vardarowi udało się ich zaskoczyć, ale dziś byli gotowi na to, co przygotowali goście. Znakomicie kontrowali i szybko wyszli na pięciobramkowe prowadzenie. Kiedy jednak w bramce Vardaru stanął Khalif Ghedbane, zawodnicy gospodarzy zaczęli mieć problemy ze zdobywaniem bramek. Na przerwę schodzili jednak i tak w dobrej sytuacji – prowadzili 17:14.

Po niej nie pozostawili już rywalom żadnych wątpliwości co do tego, kto jest lepszą drużyną. Żeby opisać to, co działo się w Hali Legionów, zajrzeliśmy do słownika synonimów. Otóż “dominacja” to inaczej: czempionat, hegemonia, mistrzostwo, panowanie, prowadzenie, przewaga, przodownictwo, prymat i wyższość. Mniej więcej tylu słów potrzeba, by oddać grę Vive. Kielczanie naprawdę zaprezentowali się dziś absolutnie wspaniale i byli lepsi w każdym aspekcie gry. Wyglądało to nieco jak mecz 6c z 3a na szkolnym boisku.

Szczególne zasługi oddać musimy jednak kieleckim golkiperom, wyróżniając Andreasa Wolffa. Gość był dziś absolutnie fenomenalny, a rywalom będą się pewnie śnić koszmary, w której główną rolę odegra niemiecki bramkarz. Serio, bronił w sytuacjach, w których wielu jego kolegów po fachu nawet nie pomyślałoby o tym, że da się tę piłkę wyłapać. Zdarzało się, że ogarniał nie tylko pierwszy strzał, ale i dobitkę. Obroniony karny też się znalazł. Nawet Timur Dibirov, który wrzucił dziś dziewięć bramek, może mieć żal do Niemca, że wiele jego rzutów wyłapał. A gdy na chwilę między słupki wszedł Mateusz Kornecki, też ogarnął temat. Sławek Szmal, patrząc na ich wyczyny, śmiało mógł bić brawo.

Reklama

Z przodu zresztą też było dobrze. Igor Karacic, Artsem Karalek czy Blanz Janc regularnie rzucali kolejne trafienia. Zresztą Vive było dziś prawdziwą drużyną – niemal każdy, kto pojawił się na parkiecie, dorzucił od siebie jakieś trafienie. Z tyłu było podobnie, kielczanie grali i przesuwali się jak monolit, często nie dając rywalom nawet centymetrów wolnego miejsca. Jeśli mielibyśmy to jakoś podsumować, to pewnie najłatwiej byłoby napisać: tak, dokładnie tak to ma wyglądać!

Serio, Tałant Dujszebajew po dzisiejszym meczu może być po prostu dumny ze swoich podopiecznych. A kibice kielczan mają pełne prawo świętować. Ogranie triumfatora zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów to przecież nie byle jaka sprawa. Szczególnie, gdy robi się to z wynikiem 35:25.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Inne sporty

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...