Wczoraj rozmawialiśmy o najlepszych ligowych bramkarzach z XXI wieku (KLIK), dzisiaj pora na najlepszych prawych obrońców. Określilibyśmy to zestawienie jednym słowem: solidność. Mało który z tych piłkarzy zrobił naprawdę wielką karierę po odejściu z Polski (najwyżej był bodaj Wasilewski), ale na naszych boiskach za takich ludzi z boku dziś każdy klub dałby się pokroić. Zapraszamy.
Tomasz Kędziora
Jako 20-latek kluczowa postać w mistrzowskim Lechu Poznań Macieja Skorży. 3 gole i 5 asyst w 35 spotkaniach, dorobek jak na taki wiek naprawdę nielichy. Zresztą, o klasie Kędziory najlepiej mówi transfer do Dynama Kijów, klubu regularnie grającego w europejskich pucharach, gdzie Polak już trzeci sezon jest pewniakiem na prawej stronie bloku obronnego. Z Lechem mistrz, dwukrotny zwycięzca meczu o Superpuchar Polski, podstawowy zawodnik w ostatnim wielkim meczu Kolejorza w Europie – 2:1 we Florencji z Fiorentiną.
Kędziora dał się zapamiętać nie tylko jako prawy obrońca chętnie podłączający się do przodu, ale i bardzo niewygodny do krycia zawodnik przy ofensywnych stałych fragmentach gry. Boczni obrońcy rzadko zapuszczają się przy rzutach rożnych w pole karne rywala, on jednak był tam stałym bywalcem, a piłka szukała go jak zagubiony dzieciak mamy w supermarkecie.
– Docelowo to chłopak, który za chwilkę powinien rywalizować w kadrze z Piszczkiem. Jestem bardzo zadowolony z jego rozwoju – mówił o 20-letnim Kędziorze w połowie mistrzowskiego sezonu Maciej Skorża. Przeciwnikiem dla „Piszcza” się nie stał, ale gdy zwolniło się w reprezentacji miejsce na prawej obronie, natychmiast znalazł się w gronie faworytów do jego objęcia. W trwających eliminacjach Euro 2020 zagrał po 90 minut w 7 spotkaniach, mając udział przy zwycięskim golu z Austriakami i przy jednym z trafień z Izraelem.
Bartosz Bereszyński
Przesunięcie go na prawą stronę było kluczową decyzją w jego karierze, bez niej Bereszyński nie istniałby w polskiej i europejskiej piłce.
Sam mówił: – Pamiętam, że pół roku przed przeprowadzką do Warszawy, byłem w Piaście Gliwice i rozmawiałem z trenerem Broszem, mało brakowało, abym tam został. Kontuzji doznał jednak Vojo Ubiparip i dzięki temu mogłem pojechać na obóz z Lechem. Bez transferu do Legii widzę siebie w drugiej lidze zachodniej. Pewnie, nie jestem prorokiem i równie dobrze mógłbym być wyżej, ale patrząc z chłodną głową, raczej zwiedzałbym poziomy niższe niż Ekstraklasa i tam znalazł swoje miejsce.
To właśnie w Legii Jan Urban przestawił go na prawą obronę i zagrało. Mistrzostwo Polski 13/14? Bereszyński gra wszystkie mecze w rundzie finałowej. Bardzo udana przygoda w Lidze Mistrzów, skoro zakończyła się przejściem do Ligi Europy i remisem z Realem? Bereszyński gra wszystko od dechy do dechy, rezerwowy Broź nie wszedł nawet na minutę i swoje szanse w pucharach dostawał dopiero wtedy, gdy po Bartka sięgnęła Sampdoria.
Ostatecznie nie zagrał Bereszyński w Legii jakiejś masy meczów, bo mówimy o liczbie 108, natomiast na pewno zapisał się w jej historii. Sorry, ale jeśli piszemy o piłkarzu, który przyłożył rękę do tak wyczekiwanego awansu do Ligi Mistrzów i potem w niej nie przepadł, musi znaleźć tutaj swoje miejsce.
Marcin Wasilewski
Tak naprawdę jego poziom nabrał niezwykłego przyspieszenia dopiero po transferze z Ekstraklasy, ale trudno by w takim rankingu zabrakło Wasilewskiego, bo swoje w polskiej piłce jednak zrobił. Czy w Lechu, czy wcześniej w Amice i Wiśle Płock, imponował tym czym zwykle, a więc przede wszystkim charakterem.
– Nie sądziłem, że zrobi taką karierę. Natomiast co mu pomogło to fakt, że jego cechuje świetna adaptacja do różnych sytuacji. Czy to miały być testy, mecz, on cały czas robił swoją robotę. Byli zawodnicy, którzy grali świetnie, ale mieli problem z zaprezentowaniem tego na testach – bo jedziesz, jest stres, gdyż wiesz, że to może być jedyna szansa w twoim życiu. A on? Poleciał do Anderlechtu, zrobił swoje bez żadnego zawahania się i został. Potem dalej robił swoje i podejrzewam, że tak samo było w Leicester, choć wtedy nie mieliśmy już kontaktu. Nie jest Danim Alvesem i sam o tym wie. W piłkę grać umie, bo na poziomie Ligi Mistrzów i Premier League umiejętności musisz mieć, ale też przez charakter, inteligencję i mądrość wycisnął ze swojej kariery 100% albo i więcej – wspominał Marcin Kikut.
Co ciekawe, kariera Wasilewskiego mogła się potoczyć zupełnie inaczej, bo z Amiki miał trafić do Wisły Kraków i zostać najlepiej opłacanym piłkarzem w lidze w tamtym czasie. Wylądował jednak w „nowym” Lechu, grał właściwie wszystko od dechy do dechy, potrafił strzelić gola w trzech meczach z rzędu i zgłosił się Anderlecht. Reszta jest historią.
Tak jak ten filmik:
Paweł Skrzypek
Elektromonter z Makowa Podhalańskiego, który zapracował sobie na miano jednego z najlepszych i najrówniejszych – na wysokim poziomie grał przez ponad dekadę – prawych obrońców w najnowszej historii polskiej ligi. Nigdy nie był wielkim wirtuozem, ale drugiego takiego pracusia ze świecą szukać. Nie pękał, gdy naprzeciw biegał Szota Arweładze, mówiło się o nim nawet „człowiek, który zatrzymał Zolę”. Tak wspominał starcie z tym drugim na łamach portalu ligowiec.net:
– Trener Piechniczek nie mówił mi wcześniej, że zagram, zanosiło się na to, że wystąpi Jóźwiak. Dowiedziałem się na przedmeczowej odprawie, a potem podszedł do mnie i powiedział: Ty nie grasz i Zola ma nie grać. Chodziło o to, że mam nie bawić się w dryblingi, konstrukcje itp. a zająć tylko i wyłącznie Gianfranco Zolą.
Choć nie imponował wzrostem, zawsze nadrabiał zaangażowaniem, solidnością – zaprowadziło go to aż do reprezentacji Polski, gdzie rozegrał dziesięć spotkań.
Byłby pewnie i wyżej, ale najlepsze lata – te okraszone krajowym pucharem i superpucharem – to te jeszcze w XX wieku w Legii. Ale pary starczyło mu jeszcze na ładnych kilka lat w Pogoni i Amice Wronki. Gdzie zresztą przyszedł epizod mniej chlubny – zawieszenie za stosowanie dopingu, konkretnie – zawartej między innymi w środkach przeciwgrypowych pseudoefedryny.
Grzegorz Wojtkowiak
Sezon 09/10 zaczął od końcówki rehabilitacji po zerwaniu więzadeł krzyżowych, ale gdy wrócił do siebie, był już podstawowym ogniwem w mistrzowskim Lechu. Wojtkowiak-Arboleda-Bosacki-Gancarczyk. Tę linię obrony wymieni obudzony w środku nocy każdy fan Kolejorza.
Co więcej, jeśli mówimy o sukcesach Lecha w Europie, to patrzymy na sezon 08/09 i widzimy Wojtkowiaka jako absolutnie podstawowego piłkarza w tej układance. Ze wszystkich meczów – z Austrią, Nancy, Deportivo, CSKA, Feyenoordem i Udinese – Wojtkowiak opuścił ledwie siedem minut w rewanżu z Włochami. Zresztą: zmienił go Marcin Kikut i pamiętamy jak to się skończyło, gdy komentator wzywał imię pana Boga nadaremno.
– Lech miał swój styl, nie czekał na to, co zrobi rywal, tylko atakował. Nie można się nikogo bać, a trzeba grać w piłkę! Teraz zamartwiamy się, ponieważ mamy problem z wprowadzeniem polskiej drużyny do fazy grupowej Ligi Europy. Kiedyś analizowaliśmy, dlaczego Lech odpadł w 1/16 finału Pucharu UEFA z Udinese… Wtedy mieliśmy pecha, włoski zespół mógł zostać wyrzucony za burtę – wspominał tamte czasy Wojtkowiak w wywiadzie dla Łączy Nas Piłka.
Pewnie mógł więcej osiągnąć w kadrze, ale też 24 mecze z orłem na piersi to nie w kij dmuchał. Poza tym trafił na absolutną dominację Łukasza Piszczka, bo choć znalazł się na przykład w kadrze na Euro 2012, to nie mógł marzyć, że powącha murawę.
Wojciech Szala
Mieliśmy zgryz, czy klasyfikować go na prawej obronie, czy może na środku, ale baliśmy się, że na środku może wobec ogromnej rywalizacji zabraknąć dla niego miejsca. No i mniej więcej do 2005 roku to właśnie po prawej stronie defensywy występował najczęściej.
Legia Warszawa z Szalą jako stałym punktem programu regularnie była zespołem tracącym najmniej goli w lidze.
2001/02 – 24 bramki stracone, najmniej w lidze
2002/03 – 29 bramek straconych, 4. wynik w lidze
2003/04 – 19 bramek straconych, najmniej w lidze
2004/05 – 19 bramek straconych, najmniej w lidze
2005/06 – 17 bramek straconych, najmniej w lidze
2006/07 – 33 bramki stracone, 6. wynik w lidze
2007/08 – 17 bramek straconych, najmniej w lidze
2008/09 – 17 bramek straconych, najmniej w lidze
2009/10 – 22 bramki stracone, 3. wynik w lidze
Połowę legijnej kariery Szala był ofensywnie grającym prawym obrońcą, drugą połowę – stoperem. Jak widać po wynikach defensywy, ta zmiana nie zrobiła na nim większego wrażenia. Silny, waleczny, nazywany czasami „Łokietkiem”, bo właśnie łokciem często powstrzymywał rywali i obrzydzał im grę. Kawał historii ligi kawał historii Legii. Na początku wyśmiewany, daleko mu było do uwielbienia, jakim darzono bramkarzy, choć każdy kolejny musiał mu wielokrotnie być wdzięczny, za mniej roboty do wykonania. Ostatecznie udało mu się nawet zostać kapitanem stołecznej ekipy.
Radek Mynar
Myślisz Groclin z pamiętnej europejskiej przygody, bardzo szybko wymieniasz Radka Mynara. Charakterystyczny, rudowłosy prawy obrońca, który oczywiście nie wyróżniał się tylko kolorem włosów, bo na swojej stronie robił robotę. Solidny w tyłach, ale i umiejący dać coś z przodu, bo dysponował naprawdę solidną wydolnością, biegając często w te i wewte. Dość powiedzieć, że w tamtej pamiętnej kampanii Groclinu opuścił tylko 11 minut w rewanżu z Bordeaux.
Groclin wygrywa Puchar Polski w sezonie 06/07? Mynar gra wszystko bez kwadransa z Polkowicami.
Groclin robi Puchar wcześniej, w rozgrywkach 04/05? Nie może zabraknąć Mynara choćby w dwóch finałowych meczach.
Potem była Polonia, kiedy – mamy wrażenie – Mynar nie był już tak mocny, natomiast i tak udało się z warszawskim klubem przejść do trzeciej rundy w Europie, co dzisiaj – nie tylko w kontekście Polonii – brzmi jak ogromny sukces.
Cichy gość, wielu wywiadów z nim nie znajdziecie, ale jakże solidny. Jeśli ściągać obcokrajowców, to właśnie takich.
Paweł Golański
Naprawdę mało było w naszej lidze zawodników, którzy rzuty wolne biliby w sposób równie dobry, co „Golo”. Stałe fragmenty, jak sam mówił w jednym z wywiadów, trenował regularnie po 3-4 razy w tygodniu, aż doszedł do perfekcji.
W latach 2012-14 trudno było wskazać w lidze lepszego prawego obrońcę. W sezonie 2013/14 grając na prawej obronie, wykręcił w lidze 5. najlepszą liczbę asyst (12), ustępując tylko Brzyskiemu, Żyro, Akahoshiemu i Lovrencsicowi, jednocześnie grając w bijącej się o utrzymanie drużynie z Kielc. Dokładamy do tego 3 bramki i wychodzi, że z 47 goli aż 15 padło przy bezpośrednim jego udziale.
Jak sam jednak później mówił, żałował powrotu do Polski, nawet mimo tego, że stał się wtedy absolutną gwiazdą ligi.
– Po roku w Polsce powiedziałem wprost, że mój powrót był błędem. Podjąłem jednak taką decyzję i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Tak się potoczyło moje życie i dziękuję Bogu za to, że nadal jestem zdrowy i mogę grać w Ekstraklasie. Oczywiście, mogłem występować w lepszych europejskich klubach, ale teraz to takie gdybanie. Skoro tego nie zrobiłem, wina leży po mojej stronie (…). Zadecydowały sprawy rodzinne. Staraliśmy się o dziecko i walka o rodzinę była dla mnie najważniejsza. Z perspektywy czasu nie żałuję, rodzina się powiększyła, nadal gram w piłkę i muszę to doceniać. Pieniądze dają poczucie bezpieczeństwa, są mega ważne, ale nie najważniejsze. Pod kątem sportowym cieszę się, że prezentuję dobry poziom, ale czasem oglądając jakiś mecz ligi włoskiej łapie mnie taka refleksja, że gdybym bardziej się spiął albo klub podjął inną decyzję, to może bym tam grał. Życie.
Artur Jędrzejczyk
Owszem, obecnie występuje na środku obrony, ale jednak w swojej ekstraklasowej historii więcej meczów zaliczył z prawej strony. Stamtąd się też wybił do Krasnodaru, na prawą stronę ściągnął go też Bogusław Leśnodorski, proponując Jędrzejczykowi kosmiczną jak na polskie warunki pensje.
Były prezes Legii tłumaczy jednak: – Ryzyko jest minimalne, bo Jędrzejczyk to urodzony lider. Takiego potrzebujemy na boisku i poza murawą.
A Michał Żewłakow dodawał: – W takim zespole, jak Legia bardzo ważne są osobowości. Piłkarze, którzy w żadnym momencie nie pękają, niczego się nie boją. Taką postacią w walce o mistrzostwo Polski w 2016 roku był Jędrzejczyk. W szatni miał posłuch.
Wydaje się, że obaj panowie się nie pomylili, ściągając Jędzę z powrotem na Łazienkowską. Jasne, potem były cuda na linii Mioduski-Jędrzejczyk, ale też wiemy, że pan Darek na każdej płaszczyźnie może zagwarantować coś ciekawego. Prawda jest natomiast taka, że Jędrzejczyk to na polskie warunki piłkarz kozacki. Cztery mistrzostwa Polski, pięć Pucharów Polski. Jeśli po kogoś zwracają się selekcjonerzy z polskiej ligi, to Jędrzejczyk zawsze jest pierwszym albo drugim wyborem. Dość powiedzieć, że Jędza jechał na Euro po rundzie w Legii i dał radę, jak najbardziej, choć oczywiście na lewej obronie.
Marcin Baszczyński
Wisła miała taką pakę na początku XXI wieku, że jej zawodnicy będą w naszych rankingach pojawiali się regularnie. Tego na najlepszego w XXI wieku w ekstraklasie prawego obrońcę nie mógł wygrać nikt inny, jak tylko Baszczyński. Zaczynał w Wiśle źle – od samobója na 0:1 w meczu i 1:5 w dwumeczu z Realem Saragossa. Ale tak, jak Biała Gwiazda odwróciła losy tamtego spotkania – wygrywając po 4:1 u siebie i serii jedenastek – tak Baszczyński później stał się absolutnie niezbędną postacią krakowskiego zespołu.
Jest jedynką rankingu także dlatego, że grał dla Białej Gwiazdy przez bitych dziewięć sezonów. Wisła bowiem bardzo, bardzo długo robiła wszystko, byle tylko „Baszcza” nie sprzedać. Odrzucane były kolejne oferty, doszło wręcz do tego, że zawodnik żalił się w mediach: – Jak inni piłkarze mieli oferty, mogli odejść. Ze mną było inaczej nawet mimo tego, że od pół roku miałem zgodę na transfer. Prezes zapewniał mnie, że jak będzie dla mnie jakaś propozycja, zostanę sprzedany. Tymczasem wcześniej klub pozbył się Kuzery i Vidliczki, co bardzo mnie zdziwiło. Gdy nie mieli dla mnie następcy, Grzegorz Mielcarski musiał zostawić mnie w klubie. Ja też popadam powoli w monotonnię i ja też myślę już o wyjeździe.
Same nazwy klubów, które wtedy się po Baszczyńskiego zgłaszały, pokazują jak ceniono go nie tylko w granicach Polski. Był na testach w West Hamie, zainteresowany był Celtic, Zenit Sankt Petersburg, Dynamo Moskwa. Gdy pozostał w Londynie, by zrobić wszystko, aby otrzymać angaż w pierwszym z wymienionych klubów, wściekł się na niego Dan Petrescu twierdząc, że Baszczyński się nie szanuje. A jednak mając z powrotem swojego prawego obrońcę, regularnie na niego stawiał. Ich stosunki były chłodne, ale klasa piłkarska Baszczyńskiego górowała nad tym, co o nim jako człowieku myślał rumuński szkoleniowiec.
Z Wisłą pożegnał się dopiero w 2009 roku, swoim szóstym mistrzostwem Polski i dziesiątym trofeum w barwach Wisły. Po dziś dzień jest rekordzistą pod względem liczby występów dla Białej Gwiazdy w europejskich pucharach (52). Miał też udział w ustanowieniu innego rekordu – przez 73 spotkania Wisła z Baszczyńskim jako pewniakiem na prawej stronie defensywy była niepokonana przy Reymonta 22.
W jedenastce stulecia Wisły Kraków załapał się na ławkę – jako zmiennik legendarnego Antoniego Szymanowskiego, mistrza olimpijskiego i medalisty mistrzostw świata 1974.
PAWEŁ PACZUL
SZYMON PODSTUFKA
Fot. FotoPyk, Newspix