– Trener napastników Bröndby Mark Strudal miał na mnie ciekawe spojrzenie. Stwierdził, że oddaję strzały w sposób dość jednowymiarowy. Walę na siłę. Zaczęliśmy nad tym pracować.Szybko zauważyłem poprawę. Zwiększyłem celność strzałów o dziesięć procent. Teraz jest nawet powyżej pięćdziesięciu. To był pierwszy krok do poprawy jakości wykończenia – mówi w rozmowie z Tomaszem Włodarczykiem z „PS” Kamil Wilczek.
GAZETA WYBORCZA
Nowy prezes Ruchu Chorzów Seweryn Siemianowski chce zbudować zdrową i mocną sponsorską piramidę, by uratować klub.
– Wiele osób odwróciło się od Ruchu. Przytłaczały je złe informacje o długach, niegospodarności. Teraz krok po kroku chcemy odbudować naszą wiarygodność. Na meczu z Polonią były osoby, które mogą nam w tym pomóc. Znam wśród biznesmenów takie osoby, które na hasło „Ruch” działają bardzo emocjonalnie. Teraz na pewno będzie im łatwiej złapać za portfele – mówi prezes, który w ostatnich dniach spotkał się z przedstawicielami wielu firm.
– Będziemy chwalić się każdym sponsorem. Nawet najmniejszym. W ostatnich dniach pracowałem dla Ruchu po 15 godzin na dobę, ale najważniejsze, że są tego efekty. Jesteśmy po słowie z 10 sponsorami. Jeżeli tylko umowy zostaną sformalizowane, to pochwalimy się firmami, które chcę wspierać Ruch. Zbudujemy zdrową i mocną sponsorską piramidę. Nie pogardzimy żadną złotówką. Wierzymy, że za małymi sponsorami przyjdą ci więksi, którzy zapewnią nam sportowy rozwój – zaznacza.
SUPER EXPRESS
W „SE” z nieco większych piłkarskich materiałów tylko rozmowa z pierwszym trenerem Krzysztofa Piątka, Andrzejem Bolisęgą z Lechii Dzierżoniów.
– Władze FIFA planują zmianę systemu Solidarity contribution i będą płacić klubom ekwiwalent za wyszkolenie także w przypadku transferów w obrębie jednej federacji. Co pan na to?
– Od dawna głośno mówiłem, że przepisy FIFA w tej sprawie są niesprawiedliwe. Odczuła to Lechia Dzierżoniów, która za transfer Piątka z Genoi do Milanu nie otrzymała żadnych pieniędzy.
– Jakie wtedy pieniądze wam uciekły?
– 2,5 mln zł. To 10-letni budżet klubu. Gdybyśmy dostali taki finansowy zastrzyk, moglibyśmy grać na wyższym poziomie i zainwestowalibyśmy w jeszcze lepsze szkolenie.
SPORT
Piast dokonał w Pucharze Polski wielkiego przeglądu kadry. Do formy wrócił Martin Konczkowski, pierwszego gola zdobył Patryk Tuszyński.
Piasta wczorajszy mecz był doskonałą okazją do sprawdzenia formy zawodników, którzy ostatnio grali mniej lub dochodzili do formy po urazach. Waldemar Fornalik zapowiadał zmiany i tak też się stało. W Gliwicach zostali Mikkel Kirkeskov, Jorge Felix, Piotr Malarczyk oraz chory Jakub Szmatuła. Kibiców mistrzów Polski najbardziej ucieszył w podstawowej jedenastce widok Martina Konczkowskiego, który po wyleczeniu kontuzji kostki w końcu mógł zagrać. Na ławce rezerwowych pojawił się natomiast Dani Aquino, który ostatnie miesiące spędził na leczeniu. Goście z Gliwic od pierwszych minut rzucili się do ataku, chcąc szybko zaznaczyć swoją przewagę. Aktywny był – co może cieszyć – Jakub Holubek. Słowak, który na razie w lidze nie pokazał zbyt wiele, z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. Pogoń także miała swój dobry fragment, ale ostatni kwadrans pierwszej połowy znów przebiegał pod dyktando mistrzów Polski. Ich przewaga w końcu została udokumentowana. Holubek celnie dośrodkował na głowę Patryka Tuszyńskiego, a nowy napastnik Piasta mógł cieszyć się z premierowego gola. Nim zabrzmiał gwizdek kończący pierwszą część meczu, rekonwalescent Konczkowski precyzyjnym strzałem wykończył akcję i gliwiczanie do szatni schodzili z bardzo dobrym rezultatem.
GKS Katowice i klątwa Pucharu Polski. Katowiczanie znów poza najlepszą szesnastką.
Cztery ostatnie konfrontacje GieKSy w Pucharze Polski trwały więcej niż 90 minut, a w trzech z nich do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. O ile w poprzednim sezonie katowiczanie pokonali w nich Pogoń Szczecin, a w tym bieżącym – Wartę Poznań, o tyle tym razem to oni zakończyli tę próbę nerwów na tarczy. Strzegący ich bramki Bartosz Mrozek – podobnie jak z poznaniakami – obronił jedną „jedenastkę”. Tym razem jego koledzy z pola nie byli jednak bezbłędni, a zanotowali dwie pomyłki. Golkiper „Stalówki”, Krystian Kalinowski, obronił uderzenia Michała Gałeckiego i Adriana Błąda. Zabawę trafieniem na 4:2 zamknąć mógł już Michał Fidziukiewicz. Nie dopuścił do tego Mrozek, dlatego potrzebna była seria nr 5, a w niej nie pomylił się już Piotr Mroziński.
Kosta Runjaić wkurzył się na swoich piłkarzy po meczu ze Stalą Mielec. Pogoń odpada z Pucharu Polski z pierwszoligowcem.
Trener Pogoni, Kosta Runjaić, był po meczu bardzo zdenerwowany, co wybrzmiało w jego wypowiedzi: – Nie mieliśmy dziś wiele do powiedzenia, graliśmy źle. Stal od początku robiła wszystko, aby wygrać ten mecz. O meczu wiele mówi fakt, że pierwszą bardzo dobrą okazję do zdobycia gola mieliśmy w końcówce. W piątek w lidze przegraliśmy 0:2, teraz znowu 0:2. Mam nadzieję, że pokażemy prawdziwą twarz w weekend, w spotkaniu z Lechem Poznań. Aby tak się stało, każdy mój zawodnik musi spojrzeć w lustro i wyjaśnić sobie, co należy zrobić, aby w piłce nożnej odnosić sukcesy. Jestem po prostu rozczarowany.
Słowaccy bramkarze w Górniku i Piaście w niedzielę spotkają się ze sobą na boisku po raz pierwszy.
Choć urodzili się w miejscowościach oddalonych od siebie o 25 minut jazdy samochodem, to na boiskach słowackiej ekstraklasy nigdy się nie spotkali. Mowa o Martinie Chudym, pochodzącym z Powaskiej Bystrzycy golkiperze Górnika Zabrze, i Frantiszku Plachu. Bramkarz Piasta Gliwice pochodzi z Żyliny, lecz w barwach tego klubu nigdy nie zaistniał. Bronił tylko w jego rezerwach, występował również na zapleczu słowackiej ekstraklasy w czasach, kiedy Chudy terminował w Czechach. Wcześniej o trzy lata straszy gracz Górnika na najwyższym poziomie rozgrywkowym w ojczyźnie debiutował przeszło dekadę temu, jako 20-latek w barwach FC Nitra. Co ciekawe, wszedł na boisko z ławki po czerwonej kartce dla innego doskonale znanego polskim kibicom bramkarza, Lukasza Hroszszo, do niedawna zawodnika Zagłębia Sosnowiec, a obecnie rezerwowego w Cracovii.
Mirosław Smyła chce wydobyć pełen potencjał z Korony Kielce. Również ten tkwiący w juniorach.
– Cieszy mnie, że odkrywamy fajnego zawodnika. Andres Lioi zagrał bardzo dobre zawody, pokazał, że sporo potrafi. Dużo rzeczy jest jeszcze do zrobienia i to na pewno nie koniec tworzenia „kopalni odkrywkowej” w Koronie. Przed nami są jeszcze rozmowy na temat młodzieży, która zagrała z Realem Saragossa i też będziemy się jej przyglądać. Mamy jeszcze dużo do zrobienia, zanim powstanie to, na czym nam zależy, czyli drużyna, która odda potencjał Korony Kielce – mówi Smyła.
Po tych słowach można powiedzieć: „nareszcie”. Wielu ludzi zarzucało Koronie Kielce, jeszcze, gdy trenerem był Gino Lettieri, że nie korzysta z zasobów drużyny występującej w Centralnej Lidze Juniorów, która grała w Lidze Młodzieżowej UEFA. Jak pokazują doświadczenia innych klubów w Polsce, inwestycja w młodzież jest opłacalna, a ponadto często bywa tak, że w ogóle nie odstaje poziomem od piłkarzy w ekstraklasie ogranych. Tym bardziej, jeżeli są to młodzieżowi mistrzowie Polski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Karuzela trenerska zwolniła. Wciąż pozbywa się w naszej lidze trenerów, ale jakby rzadziej.
W coraz większej liczbie przypadków zwolnienie trenera zaczęło być ostatecznym środkiem w walce z kryzysem, a nie pierwszym, po który się sięga. Zmiany szkoleniowców w futbolu zwykle nie działają. To wiadomo od lat. Przynajmniej od czasu, gdy ekonomiści zaczęli się zajmować sportem i pisać o nim książki. W 2019 roku naprawdę nie brakuje już wyliczeń z każdej możliwej strony, pokazujących, że tzw. efekt nowej miotły to mit, bo w zdecydowanej większości przypadków seryjnie przegrywające drużyny, prędzej niż później zaczynają wygrywać, niezależnie od tego, kto akurat pokrzykuje przy linii bocznej. Do prezesów dotarło w końcu, że zwalniając trenera przy pierwszym możliwym kryzysie narażają się na koszty, ryzykują, że zawodnicy będą się czuli panami sytuacji oraz że tak naprawdę nie rozwiązują problemu. W lidze pojawiła się już zauważalna tendencja do wychodzenia z kryzysu z tym samym trenerem, który w niego wpadł.
Mecz przyjaźni Wisły Płock ze Stomilem okazją dla Radosława Sobolewskiego, by przetestować zmienników.
– Decyzji jeszcze nie podjąłem, ale faktem jest, że zastanawiam się nad tym, czy niektórzy zawodnicy rzadziej występujący w lidze nie powinni dostać szansy – mówił szkoleniowiec płocczan po ostatniej ligowej wygranej z Jagiellonią Białystok (3:1). – Chciałbym mieć w rytmie meczowym także tych piłkarzy, którzy do tej pory mają niewiele rozegranych minut – dodał Sobolewski.
W kadrze Wisły jest kilku zawodników, którzy mogą spodziewać się, że to do nich odnoszą się słowa szkoleniowca. To bramkarz Jakub Wrąbel, środkowi obrońcy Jarosław Fojut i Michał Marcjanik, skrzydłowy Giorgi Merebaszwili, pomocnik Maciej Spychała oraz napastnik Oskar Zawada.
Kamil Wilczek w Danii przeżywa najlepsze chwile w karierze. W wywiadzie dla „PS” mówi o tym, w jaki sposób rozwinął się piłkarsko w Broendby.
Kamil Wilczek – 68 goli. Ebbe Sand – 69. Rekord legendy klubu jest na wyciągnięcie ręki.
– No tak, zaraz mogę przejść do historii Bröndby, ale mimo wszystko muszę być skoncentrowany do końca, żeby osiągnąć cel. Będę się cieszył, dopiero kiedy faktycznie go osiągnę.
Wszyscy zachwycają się pana obecną formą, ale od dawna trzyma pan bardzo równy poziom. Sezon 2016/17 – 19 goli, 2017/18 – 21, 2018/19 – 27. Cały czas jest progres.
– Zgadza się. Regularność jest, ale bardziej cieszy mnie rozwój. Od kiedy wyjechałem za granicę, wiele się nauczyłem. Zacząłem bardziej słuchać ludzi, na nowo uczyć się swojej pozycji na boisku. Trener napastników Bröndby Mark Strudal miał na mnie ciekawe spojrzenie. Dał mi dużo wskazówek.
Jakich?
– Stwierdził, że oddaję strzały w sposób dość jednowymiarowy. Walę na siłę. Zaczęliśmy nad tym pracować. Chodziło o wyrobienie instynktu i dokładności, aby wykorzystywać ustawienie i pokonywać bramkarzy w różny sposób. To nie były puste słowa. Szybko zauważyłem poprawę. Zwiększyłem celność strzałów o dziesięć procent. Teraz jest nawet powyżej pięćdziesięciu. To był pierwszy krok do poprawy jakości wykończenia. Potem pracowaliśmy nad poruszaniem się w dwójce napastników z Teemu Pukkim – jak jeden może robić drugiemu miejsce, stwarzać przewagi itd. Wiele mi to dało. Widziałem progres i zacząłem szukać nowych rzeczy.
Na przykład?
– Współpracuję z grupą Deductor – młodymi polskimi trenerami, którzy pomogli mi w lepszym zrozumieniu gry. Co 5–6 meczów wysyłają mi na maila analizę występów. Wskazują na dobre i złe rzeczy. Głównie zwracają uwagę na poruszanie się po boisku, jaką miałem pozycję względem przeciwnika, w którym momencie wykonałem ruch, gdy mój zespół znajdował się przy piłce. To część teoretyczna, a kiedy mam przerwę i mogę na chwilę wrócić do Polski, wykonujemy zadania praktyczne.
Krzysztof Piątek według „La Gazzetta Dello Sport” dziś wróci do podstawowego składu Milanu.
Dziś Piątek ma wrócić do podstawowego składu Milanu. Zdaniem włoskiego dziennika to polski zawodnik zagra od początku ze SPAL. – Obaj to środkowi napastnicy, ale o innych charakterystykach. W starciu z Romą postawiłem na Rafaela, ale szczerze mówiąc, oczekiwałem od niego w tym meczu więcej – przyznaje Pioli. – Mogą też grać razem. To nie utopia, ale muszę dokonywać rozważnych wyborów – dodaje szkoleniowiec, który nie będzie miał do dyspozycji kontuzjowanych obrońców Mattii Caldary i Ricardo Rodrigueza, ale do meczowej kadry wraca za to pomocnik Giacomo Bonaventura.
fot. NewsPix.pl