– Jestem bardzo spokojny o przyszłość Widzewa. Nawet jeśli są zachwiania, jeśli pojawiają się jakieś schody i przeszkody, których od razu nie udało się pokonać, to jestem spokojny, że niebawem Widzew znajdzie się tam gdzie jego miejsce – mówi Tomasz Łapiński, legenda Widzewa, były mistrz Polski z tym zespołem. Łapińskiego, dziś eksperta Polsatu, podpytaliśmy też o to jak ocenia Widzew w tym sezonie, czy uważa że ostatni wynik Legii był realnym odzwierciedleniem jej siły, a także co powiedziałby widzewiakom, gdyby miał, jako kapitan, powiedzieć im kilka słów przed spotkaniem z wicemistrzami Polski.
***
Kursy na Widzew – Legia: Widzew 5.05 – remis 4.40 – Legia 1.71
Czujesz dodatkowy dreszczyk przed dzisiejszym meczem?
Nie wiem czy dodatkowy dreszczyk. Chyba nie. Jestem oczywiście bardzo ciekaw, szczególnie, że Widzew pokazał już ze Śląskiem, że może zaskoczyć zespół z Ekstraklasy. Ale wydaje mi się, że patrzę realnie na to gdzie obecnie są obie drużyny.Wiadomo, to pojedynek marek, powszechnie znanych, możemy wiele opowiadać o historii. Brzmi to wszystko bardzo ciekawie, tylko jak ta historia ma się do bieżącej rzeczywistości? A tak, że sportowo między zespołami jest znaczna dysproporcja.
Legia jest drużyną bardzo silną, jedną z najmocniejszych w kraju, natomiast Widzew trzy dni temu wygrał po trudnym meczu 1:0 w Boguchwale ze Stalą Stalowa Wola. Jakaś niespodzianka jest możliwa, różnie może się mecz potoczyć, ale jednak Legia jest zdecydowanym faworytem. Po oszołamiającym zwycięstwie z Wisłą może poczuć się aż za spokojnie, ale z drugiej strony myślę, że wypełniony po brzegi stadion Widzewa zadziała na nich motywująco. Dlatego nie spodziewam się, żeby Legia zlekceważyła Widzew, choć wciąż jest to jakoś tam prawdopodobne. Na pewno liczę na zwiększoną motywację widzewiaków, oni będą chcieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
Czy spodziewasz się czegoś szczególnego ze strony kibiców? To przede wszystkim ich wydarzenie.
Nie chciałbym się spodziewać. Najbardziej niespodziewane rzeczy ze strony kibiców są zbyt często kłopotliwe. Chciałbym fajnego dopingu. Chciałbym, żeby ruch kibicowski szedł w kierunku wspierania, piękna dopingowania, a nie rywalizacji w bluzgach i wyzwiskach. Bardzo liczę, ze dziś pełny stadion Widzewa będzie zaangażowany przede wszystkim we wspieranie swojej drużyny.
Legia jest tak mocna jak pokazał mecz z Wisłą, czy jednak Wisła była akurat tak słaba?
Jak znam życie, prawda jest po środku. Wisła boryka się z ogromnymi problemami, to przekłada się też na boisko. Faza euforii ratunkowej minęła, teraz wróciła szara rzeczywistość, wręcz w pewnym natężeniu. Wisła od początku grała słabo, Legia potrafiła to wykorzystać. Może to kierunek dla widzewiaków, drogowskaz jak nie można grać z Legią, bo nie można grać z Legią i być głową gdzie indziej.
A jak ci się podoba Widzew w tym sezonie?
Początek był trudny, łatwo tracone punkty, teraz zespół funkcjonuje dużo lepiej, bardziej stabilnie. Uważam, że to dziś dojrzała drużyna. Jeszcze nie pokazała wszystkich swoich możliwości. Jest już nieźle, ale wciąż stać ją na więcej. Może pokażą to dziś.
Kogo byś w Widzewie wyróżnił indywidualnie?
Siłą rzeczy ciśnie się na usta by wspomnieć o Marcinie Robaku. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości, to jest najważniejsza postać. Wszyscy liczą na jego sławną skuteczność. Gdyby jeszcze tutaj udało mu się wyeliminować Legię… ale zobaczymy.
Jakbyś miał coś powiedzieć widzewiakom przed meczem, to co by to było?
To, że mają podejść do tego meczu bez strachu, bez obawy. Legia wygrała w Niepołomicach, ale też nie po jakimś wielkim meczu, łatwo jej nie było. Jest rywalem do ugryzienia. Ważne, by piłkarze podeszli z pełną koncentracją, ale na luzie. Strach tłumi jak kaganiec, paraliżuje.
O meczu 2:3 na Łazienkowskiej powiedziano już wszystko. Jaki jest inny z twoich ulubionych meczów z Legią?
Spotykaliśmy się wtedy mnóstwo razy, walczyliśmy między sobą o mistrzostwo i mam wrażenie, że to były naprawdę bardzo dobre mecze, praktycznie zawsze znakomite widowiska dla kibiców. Miło wspominam ten po Eintrachcie, miło wspominam ten 1:2 na Legii, który dał na mistrzostwo, pamiętam dwa 1:0 w Łodzi. To były dla nas najtrudniejsze mecze, ale ich poziom wówczas był naprawdę wysoki. Między naszą dwójką a resztą ligi byłą przepaść piłkarskiej jakości. Była też w tych meczach taka otwartość. Jedni i drudzy chcieli wygrać, kalkulowania nie było za dużo, przede wszystkim futbol. Dziś to tak nie wygląda, trochę taktyka czasem zabija atrakcyjność, widowiskowość.
Widzew nie wygrał w XXI wieku z Legią ani razu. Jak bardzo to twoim zdaniem bolesne, że akurat z Legią, z którą toczył tak ważne zwycięskie mecze, nie potrafi wygrywać?
Może to bolesne, ale jest realnym odzwierciedleniem: w ostatnich latach Widzew przeszedł wiele. Był reanimowany od piątej klasy rozgrywkowej. Wcześniej miał ogromne problemy finansowe. Legia tymczasem była stabilna, cały czas na szczycie, więc te bilanse się zachwiały. Ale pamiętam też, że przed – powiedzmy – różowym okresem, gdy częściej wygrywaliśmy my, ten bilans spotkań z Legią też nie był najlepszy. To się zmieniło, okazało się, że można wygrywać, można robić mistrzostwa.
Jesteś spokojny o przyszłość Widzewa?
Tak. Jestem bardzo spokojny. Nawet jeśli są zachwiania, jeśli pojawiają się jakieś schody i przeszkody, których od razu nie udało się pokonać, to jestem bardzo spokojny, że niebawem Widzew znajdzie się tam gdzie jego miejsce.
Wybierasz się na mecz?
Tak, będę w studio Polsatu.
Będziesz próbował być bezstronny, czy jednak trochę w roli eksperta widzewiaka?
Nie będę ukrywał sympatii do Widzewa, to oczywiste, ale moim zdaniem to nie jest żadną przeszkodą. Myślę, że potrafię zachować obiektywność, czy jest sympatia czy nie. Jeśli sympatia wpływa na ocenę to jest to absurd, który mam nadzieję potrafię od siebie odsunąć.
Ile dajesz Widzewowi szans na zwycięstwo?
Nie lubię takiego sprowadzania piłki do cyferek. To nie mój świat. Natomiast jeśli mnie zmuszacie… To nie powiem i tak.
***
Mało wam, chcielibyście więcej wątków? Po prostu omawialiśmy je z Tomkiem Łapińskim w innym miejscu, nie chcieliśmy się powtarzać.
O transferze do Legii:
Mój transfer nie czynił szczęśliwym nikogo – ani mnie, ani widzewiaków, ani legionistów. Finansowa sytuacja klubu była jednak tragiczna. Widzew nie śmierdział groszem i to w zasadzie jakieś mistrzostwo świata, że my zrobiliśmy dwa mistrzostwa z nieustannie ciągnącymi się długami. W Łodzi narastała świadomość, że tak dłużej nie da się funkcjonować. Muszą zacząć się pozbywać piłkarzy, bo inaczej padną. Powiedziano mi to jasno, ale ja nie byłem chętny odejść, więc zaczęły się brzydkie zagrywki, na przykład wywiady w prasie, gdzie ludzie z klubu opowiadali ile zarabiam. Ruchy ewidentnie obliczone na to, by wysadzić mnie z siodła, żeby mnie wykurzyć. Miałem poczuć się osaczony, miałem zwiewać. Jak zostać w takich warunkach?
Była tylko bardzo konkretna z Legii, gdzie trenerem był Franek. No i już, tak to się potoczyło. Dla mnie to była rewolucja. Zasiedziałem się, spędziłem trzynaście lat w Łodzi, a szedłem do największego rywala. Trafiłem do klubu, w którym gra się trudniej niż w Widzewie. To nie przypadek, że wielu piłkarzy sobie nie radzi po transferze do Legii. Tu panuje inna presja. Szatnia wyglądała diametralnie inaczej – zapomnij o niemal rodzinnej widzewskiej atmosferze. Niby wszyscy się uśmiechali, ale byliśmy traktowani jako ktoś, kto przyszedł zabrać miejsce pracy. Nie przez wszystkich, ale wielu ewidentnie patrzyło na nas krzywo. Siłą rzeczy trzymaliśmy się w swoim gronie. Przychodziliśmy z Pawłem Wojtalą do klubu pierwsi, bo mieliśmy widzewski zwyczaj, że przed treningiem spotykamy się na kawę. Warunków nie było, to je sobie stworzyliśmy w kanciapie na końcu korytarza. Rafal Siadaczka przyniósł ekspres i mieliśmy kącik przedtreningowy. Siedzieliśmy ja, Wojtala, Siadaczka, często Zielek. Czasem ktoś zaglądał, ale wiedzieli, że to nasz rewir – śmiali się, że to łódzka ośmiornica.
O byciu prawą ręką Smudy w Widzewie:
Franka nie interesowała organizacja obrony, miał fioła na punkcie ofensywy. On zachęca wszystkich do gry w ataku, to kapitalne. Każdy inny dawał ograniczenia – ty zostań, bo się zrobi dziura, stój, przyklej się do linii! Franek? Zapomnij. Masz piłkę, masz możliwość. Leć, zapierniczaj! To miało też wymiar psychologiczny, bo zdejmował z nas presję. Idźcie, uruchamiajcie się, a jeśli będziecie robić błędy, ja jestem odpowiedzialny, nie wy. To była kapitalna sprawa. Moja „asystentura” polegała na tym, że trzymałem lejce. Franek wołał „lećcie!”, a ja mówiłem Michałowi (Andrzejowi Michalczukowi – przyp. red.) – wyłącz teraz łowcę bramek, nie będę cały czas za ciebie zasuwał. Widziałem, że idzie akcja ofensywna, to trzymałem sobie ze dwóch. Inna sprawa, że gra w obronie wtedy wyglądała zupełnie inaczej. Nie było siatki i stref, jak teraz, dominowała gra jeden na jeden. W tym systemie jak ktoś przegra, nie będzie asekuracji. Ja doskoczę do zawodnika, ale wtedy zostawię swojego. Postawię brutalną tezę: dziewięćdziesiąt procent dzisiejszych obrońców nie dałoby sobie rady w tamtych czasach, bo nie podołaliby grze jeden na jeden. Dziś broni cała drużyna, systemem jest na przykład zagęszczenie, wtedy chodziło o pojedynki twarzą w twarz. Inna sprawa, że my nie baliśmy się otwierać. Jak Eintracht z nami, tak i my z wieloma rywalami czuliśmy pewność, ze odrobimy. Znaliśmy ryzyko i je podejmowaliśmy.
O ważnym meczu z Legią po porażce 0:9 z Eintrachtem:
Byliśmy pośmiewiskiem w całej Polsce. Trauma taka, że o rany Jurek. Dostajesz dziewiątkę w pałkę i za chwilę wychodzisz grać z Legią. Nie wiedziałem jak nasi podejdą do tego. Wychodzimy, a tutaj 45 minut przed meczem mnóstwo kibiców. Dostajemy owację na stojąco. Brawa, wsparcie, śpiewy. Może zabrzmię banalnie, ale drugiej takiej chwili w piłce nie przeżyłem. Te kilka minut kontaktu z kibicami było dla mnie zdecydowanie ważniejsze, niż jakiekolwiek dopingowe rzeczy, które działy się podczas meczów.
O Widzewie za czasów Andrzeja Grajewskiego:
Grajek przyjeżdżał co parę tygodni z walizką pieniędzy, a pod gabinetem ustawiała się kolejka, od sprzątaczek po piłkarzy. On stawał i się zaczynało: ty masz tyle, a tobie nie dam nic. A ty, durniu, to przyjdź później. „Dureń” było określeniem żartobliwym, pieszczotliwym, ale ja się czułem zażenowany sytuacją. Kolejka jak po jałmużnę. Połowie nic nie płacił, innym rzucał ochłapy. Ludzie pracowali przy klubie non stop, a nie mieli ani wynagrodzenia, ani szacunku. Straszne. Potem przychodził na trening, zmieniał plan treningowy, zarządzał gierkę, przebierał się i wchodził do gry. Dramat. Ale z drugiej strony był jedynym, który dostarczał do klubu jakiekolwiek pieniądze. Babrać się jednak w czymś takim? Wolałem powiedzieć dziękuję bardzo.
***
Pamiętajcie o promocjach w ETOTO!
Fot. FotoPyK