Jak poinformowało niemieckie Die Tageszeitung – w ubiegły weekend w Niemczech odwołano półtora tysiąca meczów. Brzmi jak science-fiction, ale to fakty – tym razem nie chodziło o żałobę, warunki atmosferyczne czy przerwę na kadrę, ale o tych aktorów sportowego widowiska, którzy na co dzień bywają dość mocno marginalizowani. Zastrajkowali sędziowie, którzy podobnie jak u nas mieli dość sposobu traktowania ich przez całą resztę środowiska piłkarskiego, zwłaszcza w niższych ligach.
– W porównaniu do ubiegłego sezonu zaobserwowaliśmy zwiększoną liczbę incydentów przemocy i dyskryminacji, już teraz to 109 zgłoszonych przypadków – przekonywał na łamach TAZ Jorg Wehling, szef lokalnych sędziów w stolicy Niemiec. To właśnie tam gra się najwięcej i to właśnie tam najczęściej dochodzi do patologicznych zjawisk. – W 53 przypadkach to właśnie sędziowie byli ofiarami. To są alarmujące liczby, które wymagają reakcji i wyraźnego sygnału, że nie ma na to zgody.
U nas? Na razie to głównie słowa wsparcia, akcja w mediach społecznościowych, do tego zwiększanie świadomości samych sędziów, coraz częściej decydujących się na konkretne posunięcia. Dochodzą do nas raporty o meczach zakończonych przed czasem, gdy jeden z zawodników dopuścił się naruszenia nietykalności sędziego, dochodzą do nas wieści o prawnikach, którzy decydują się na prowadzenie spraw związanych z pobiciami sędziów podczas spotkań. Niemcy zdecydowali się na terapię szokową i trzeba przyznać, że ten rodzaj protestu do nas przemawia.
Mecze towarzyskie, te wszystkie hobby-ligi, futsal – Niemcy zgodnie podają, że nie odbyło się ponad 1,5 tysiąca spotkań, o czym już dwa dni temu informowało Deutsche Welle. Oczywiście protest był wspierany przez działaczy, którzy również zauważyli coraz większą skalę zjawiska. Co ciekawe – już w połowie sierpnia protestowali w podobny sposób sędziowie z Saary.
Podobieństwa z polskim podwórkiem? Również i u naszych sąsiadów jedną z przyczyn frustracji arbitrów jest po prostu bezkarność sprawców. Wspomniany Tageszeitung przywołuje głośną sprawę z Berlina, gdzie pobity został sędzia Steffan Paffrath. Mimo początkowych zapowiedzi, że kary i dla napastników, i dla ich klubu będą srogie, skończyło się na rocznej dyskwalifikacji dla najbardziej agresywnego z napastników. Tak relacjonowała całość sama ofiara na łamach Berliner Zeitung.
– Jeden zawodnik groził mi i obrażał, inny już w szatni uderzył mnie w twarz. Prezes klubu Al Dersimspor zainterweniował i uchronił mnie przed jeszcze gorszymi rzeczami – opowiadał Paffrath. – Zamknęliśmy się z asystentami w pomieszczeniu i zadzwoniliśmy po policję. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Co gorsza, zarzucano mi, że dyskryminuję ich klub, bo jestem rasistą.
Tu zresztą pojawia się kolejny aspekt tej sprawy – na boiskach agresja ma dotyczyć nie tylko sędziów, ale też poszczególnych piłkarzy. Sam Tageszeitung wymienia choćby mecze drużyn, wśród których dominują piłkarze ze skłóconych mniejszości narodowych, albo wyznawcy zwaśnionych religii. U nas na szczęście akurat tego problemu nie ma, za to ten z brakiem szacunku dla arbitrów wygląda identycznie.
Żądania strajkujących? Lepsza ochrona, profesjonalne sądy sportowe, surowsze kary dla klubów, regularna praca od młodzieży po amatorskie zespoły seniorskie, która ma na celu wypracowanie respektu dla sędziów od juniorskich lat.
W Polsce na razie akcje mają głównie lokalny charakter – na przykład mecze w Wielkopolsce zostały opóźnione, właśnie po to, by zwrócić uwagę na #SzacunekDlaArbitra. Cóż pozostaje nam dodać: powodzenia w walce o swoją godność, panowie.
Aha, smutny epilog. Gdy berlińscy sędziowie protestowali, w Hesji…
Heute bei Münster gegen Semd passiert. Ganz normaler Amateutfußball. Ich habe einen riesen Respekt vor allen Schiedsrichtern, die riskieren, dass ihnen das jederzeit passieren kann. Der Betroffene musste mit dem Hubschrauber abgeholt werden. pic.twitter.com/2J0agJ0rMS
— Schaufel (@TheRoyalShovel) October 27, 2019
…jednego z sędziów z boiska musiało zabrać pogotowie.
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl