Jeśli ktoś śledził do tej pory poczynania ekipy Michniewicza, a dzisiaj akurat nie mógł być w Łodzi czy przed telewizorem, naprawdę nie musi robić wiele więcej ponad sprawdzenie suchego wyniku. Po prostu: jak miało być, tak było. Scenariusz rozdano długo przed pierwszym gwizdkiem, aktorom pozostało tylko odegrać swoje role. No i nikt nie kręcił nosem, tylko wszyscy rzetelnie przedstawili z góry nakreśloną wizję.
Serbom przypadła rola cierpiętnika. Cierpiętnik w starciach z kadrą U21 może próbować przełamać obronę Polaków, ale raczej wie, że nic z tego nie będzie. Dzisiaj temperatura w polu karnym Grabary rzadko przekraczała tę pokojową, bo z czego zapamiętamy Serbów? Okej, mieli dwa takie strzały, że myśleliśmy „ojejku, jak blisko”, ale przecież ostatecznie obie główki przelatywały nad poprzeczką. Natomiast to, co leciało w bramkę, wybroniłby nie tylko Grabara, ale i Karol Krawczyk z Albatrosów, który dopiero co ślęczał do czwartej nocy z Norkiem nad kolejną piosenką.
Grabara wszystko łapał, nie odbijał i nawet jeśli coś wyglądało efektownie, bo przewrotka Kamenovicia nosiła takie znamiona, to i tak szło w środek bramki. Wystarczyło nie posiadać dziurawych rąk, a nasz bramkarz poza jedną sytuacją, kiedy źle obliczył dośrodkowanie, daleko miał do ksywki ser szwajcarski.
Cóż, pozostając więc w metaforze filmowej, Polacy zagrali uosobienie cierpliwości. Cierpliwość wie, że może jej nie wpadać, że rezultat 0:0 ma prawo długo świecić na tablicy wyników, ale w końcu coś się wciśnie. Pewnie, wypada się trochę złościć, że cierpliwość niezbyt szybko przerodziła się w skuteczność, bo taki Klimala powinien zaliczyć ze dwie sztuki – nie trafił na przykład sam na sam – natomiast ostatecznie wyszło i tak na nasze.
Po ładnej akcji urwał się niezmordowany Klimala (który wyjątkowo nie był na spalonym, a kolekcjonował je hurtowo), zagrał do Bogusza, a ten na pustaka ustalił wynik na 1:0.
Naprawdę nie chcemy tutaj zbytnio lukrować, pisać laurek, ale młodzieżówka po raz kolejny nam się podobała. Ma swoje schematy, których się trzyma i rywale często głupieją: niby wiedzą, co będzie, ale jak to zatrzymać, to już inna para kaloszy. Świetny był dzisiaj duet Klimala-Jóźwiak, który co rusz szukał się na boisku. Brakowało momentami ułamek sekund, dziesiątek centymetrów, by ta współpraca przynosiła więcej konkretów, natomiast jak się chłopaki jeszcze mocniej zgrają, będzie z tego chleb.
Dziczek był odpowiedzialny w środku pola, a raz rzucił taką piłę do Listkowskiego, że klękajcie narody i tylko szkoda, że piłkarz Pogoni trafił w bramkarza. Bogusz widział może nie wszystko, ale wiele i inteligentnie uruchamiał kolejne ataki. Obrona, jako się rzekło, była solidną ścianą. Ewentualnych poprawek pilnował Grabara. I tak to się żyje.
My mamy 10 punktów, Rosjanie osiem, ale to my podejmiemy ich, nie oni nas. Bułgarzy i Serbowie powoli przestają się liczyć, dystans odpowiednio pięciu i sześciu oczek do Polaków jest już jednak duży. Jeszcze nie czas na wyjmowanie szampanów z lodówek, ale nie będzie żadną sensacją, jeśli po raz kolejny pojedziemy na Euro U21.
Podkreślmy: ta drużyna wciąż nie przegrała żadnego meczu w eliminacjach, odkąd stery przejął Michniewicz. I nie ma w tym przypadku.
Polska U21 – Serbia U21 1:0
Bogusz 79′
Fot. FotoPyk