Marazm. Stagnacja. Przeciętność. Pustka. Brak kreatywności, nieszablonowości, błyskotliwości, kluczowych podań, asyst. Czegokolwiek. Z tym podczas przygody Jerzego Brzęczka przy prowadzeniu polskiej kadry kojarzył się środek pola. Selekcjoner niby czegoś szukał, ale tak naprawdę cały czas stawiał na to samo. I było, jak było. W meczu z Macedonią pokombinował porządniej i pojawił się promyk nadziei. Nie jakieś spektakularne oświecenie, ale mała na pewno mała wskazówka na przyszłość.
Do tej pory we wszystkich trzynastu meczach swojej kadencji Jerzy Brzęczek delegował do gry ustawienia zawierające następujących środkowych pomocników:
Polska 1:1 Włochy
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 1:1 Irlandia
Krychowiak-Klich
Polska 2:3 Portugalia
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 0:1 Włochy
Góralski-Zieliński-Linetty
Polska 0:1 Czechy
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 1:1 Portugalia
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 1:0 Austria
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 2:0 Łotwa
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 1:0 Macedonia Północna
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 4:0 Izrael
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 0:2 Słowenia
Krychowiak-Zieliński-Klich
Polska 0:0 Austria
Krychowiak-Zieliński-Bielik
Polska 3:0 Łotwa
Krychowiak-Zieliński-Klich
Łatwo wywnioskować, że etatowymi wyborami sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski była trójka Krychowiak-Zieliński-Klich, która ze sobą wystąpiła aż dziesięciokrotnie. I tak jak role taktyczne piłkarzy Lokomotiwu i Leeds pozostawały raczej niezmienne, tak Zieliński rzucany był z pozycji na pozycję, miotając się między środkiem a obiema flankami. I to wszystko nie funkcjonowało. Kadra pozbawiona była jakiegokolwiek stylu właśnie również dlatego, że jej środkowi brakowało kreatywności, zgrania, nieszablonowości i wyjścia z bezpiecznych ram.
Krychowiak dusił się i marnował jako klasyczna ,,6’’. Ciągnęło go do przodu, rozwinął się w grze ofensywnej, coraz częściej zapędzał się pod pole karne rywali w klubie, więc ograniczony do destrukcji i bezpiecznego przenoszenia ciężaru gry z jednej strony na drugą, nie mógł pokazać pełni swojego potencjału. Klich nie zachwycał. Nie dawał wystarczająco ani z przodu, ani z tyłu. Usytuowany gdzieś pomiędzy najważniejszymi ośrodkami ofensywny i defensywy, regularnie przechodził obok meczów. Był średniakiem i przeciętniakiem. Kimś pozbawionym błysku. A Zieliński, jaki był, każdy widział.
Trudno się więc dziwić, że Brzęczek szukał nowych rozwiązań. Z Austrią z odważnej, jasnej strony pokazał się Krystian Bielik i to właśnie on, gdyby tylko był zdrowy, w meczu z Macedonią Północną miał wyjść w pierwszym składzie. Nie był i trzeba było szukać alternatyw. Ostatecznie padło na ustawienie z Jackiem Góralskim w roli agresywnego bulteriera do wkładania głowy tam, gdzie inni boją się włożyć małego palca u nogi, wyżej ustawionym Krychowiakiem do rozgrywania i Zielińskim jako wolnym elektronem ze sporą swobodą wychodzenia poza schemat jakiejkolwiek pozycji.
I to… wypaliło. Tak, po prostu wypaliło.
Góralski od początku mecz miał w oczach żar. Widział, czego się od niego oczekuje. Miał odciąć od podań Gorana Pandeva, walczyć, biegać od linii do linii, ucinać kontrataki Macedonii. Jeździł na tyłku. I to dużą klasą. Na uwagę zasługuje bowiem fakt, że w meczu, który sędziował uciekinier ze szpitalnego oddziału dla choleryków wyjątkowo wrażliwy na jakikolwiek kontakt Antonio Lahoz, charakterny zabijaka z Łudogorca nie otrzymał żółtej kartki.
Poza tym zaliczył 76 kontaktów z piłką, 87% celnych podań, osiem wygranych pojedynków, dziesięć strat, odbiór, zablokowany strzał, kluczowe podanie, a przy tym choć nie zaliczył ani jednego udanego przerzutu, ani otwierającego zagrania na większą odległość, to nikt nie może mieć do niego większych pretensji, bo wszystkie ofensywne elementy w jego przypadku stanowiłoby bonus. Fakt, był trochę niedokładny, nieco zabawny przy niektórych próbach rozpoczynania ataków, ale ze swoich zadań wywiązał się rewelacyjnie.
Lepiej przy nim wyglądał też Krychowiak, który w reprezentacji zaczyna przypominać nieco łagodniejszą, ale równie mogącą się podobać wersję siebie z czasów Euro 2016. Jest zwyczajnie lepszy od wszystkich swoich konkurentów ze środka pola. Zaliczył 82 kontakty z piłką, 86% celnych podań, dwa kluczowe podania, sześć długich celnych podań, osiem wygranych pojedynków i trzy razy próbował zaskoczyć bramkarza Macedonii strzałem z daleka. I choć żadna próba nie przyniosła oczekiwanego skutku, to taki Krychowiak naprawdę może się podobać. Na jego niekorzyść przemawia aż trzynaście strat, ale przy ofensywnym stylu gry, wielu próbach nieszablonowych podań, to nie jest wynik fatalny. Zawsze istnieje przecież margines do poprawy.
Najsłabszy z całej trójki był za to Zieliński, który tak jak w pierwszej połowie radził sobie jeszcze całkiem nieźle, bo przypominając siebie z najlepszych występów klubie, starał się przyspieszać grę, pchać ją do przodu, szukać dwójkowych akcji z Lewandowskim, tak w drugiej zaliczył klasycznego Zielińskiego w reprezentacji.
Również jego statystyki nie imponują: 59 kontaktów z piłką, 81% celnych podań, bez kluczowych podań, dwa udane dryblingi, dwanaście strat i raptem trzy wygrane pojedynki. I to właśnie on ma najwięcej to poprawy. Musi wziąć się w garść. Dostał od Jerzego Brzęczka możliwość znalezienia sobie pozycji na własną rękę. Mógł cofać się po piłkę, mógł biegać wysoko, mógł czarować na skrzydłach, a wszystko to generalnie w znanych mu doskonale strefach środka pola, ale on choć nie zagrał źle, powinien dawać tej kadrze znacznie więcej.
Polska pokonała więc Macedonię, wypełniła plan minimum, awansowała na Euro 2020, a środek pola dał namiastkę nadziei, że może jakoś funkcjonować i że nie jest całkowicie nieżyzną glebą, na której nic nie może wyrosnąć. Góralski również w przyszłości będzie przydawał się w meczach, gdzie trzeba będzie pokazać pazur, rola Krychowiaka powinna właśnie w ten sposób stawać się coraz bardziej ofensywna, niedługo wrócić powinien też Bielik, którego obecność otworzy kolejne opcje destrukcyjne i kreacyjne. Dalej trwa za to poszukiwanie pozycji dla Zielińskiego. Mecz z Macedonią, choć dramatu nie było, tej dyskusji nie rozwiązał.
Lepszy jednak rydz niż nic. W środku pola pojawiło się światełko w tunelu, bo ile można było liczyć tylko na skrzydłowych i Lewandowskiego…
Fot. Fotopyk