Czy posada Ireneusza Mamrota jest zagrożona? Czy boli go odpadnięcie z Pucharu Polski? Jak ocenia minione okno transferowe? Jak zapatruje się na sprawę Krsevana Santiniego? Czy zaczął już liczyć szable i spoglądać na stołek prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej? Czy Legia rozliczyła się już za transfer Novikovasa, a jeśli tak, to kiedy odda jej prawdziwą wersję Litwina? Na te i na inne pytania w rozmowie z Weszłopolskimi odpowiedział prezes Jagiellonii Białystok, Cezary Kulesza. Zapraszamy na zapis tekstowy.
Jak u pana z cierpliwością? Jagiellonia zalicza serię czterech kolejnych meczów bez zwycięstwa.
Bardzo dobrze, dziękuję, że pytacie, ale chyba musicie się bardzo nudzić, skoro tak często naciskacie na zmianę trenera w Jagiellonii…
Absolutnie nam do tego daleko, ale zawsze należy się upewnić, czy pozycja trenera Mamrota nie jest zagrożona?
Ostatnia kolejka pokazała, że faworyci wcale nie muszą zawsze wygrywać. Przegrała Lechia, Legia, Pogoń i tak wygląda ta nasza liga, że każdy może wygrać z każdym.
Nie denerwuje pana to, że Jagiellonia mogła odskoczyć w tabeli rywalom, zrobić sobie przewagę, a ponownie nie udało się zainkasować trzech punktów?
Przespaliśmy pierwszą połowę spotkania ze Śląskiem. 1:1 to nie jest bardzo zły wynik, bo we Wrocławiu zawsze gra się z nimi trudno, więc nie lekceważyłbym nawet tego jednego punktu.
Boli pana odpadnięcie z Pucharu Polski czy już się pan z tym pogodził?
Na pewno nie mieliśmy łatwego losowania, bo trafiliśmy przecież na czwartą drużynę Ekstraklasy i wszyscy wiedzieli, że nie będzie łatwo. Z drugiej strony lepiej odpaść z Cracovią niż klubem z I czy II ligi.
Wydaje się, że wypadałoby zmienić zasady losowania pierwszej rundy Pucharu Polski. Takie mecze na tym etapie są pozbawione większego sensu.
Nie mam zdania. Nie tłumaczę się losowaniem. Jeśli bylibyśmy lepsi, to byśmy awansowali i tyle. Wcześniej graliśmy w 1/16 finału, a drużyny z Ekstraklasy były porozstawiane i do nich dokooptowywano inne drużyny.
Wydaje się, że dla Jagiellonii ten sezon jest dosyć ważny. Obchodzicie jubileusz i może w związku z tym warto byłoby coś wygrać, prawda?
Gdyby to zależało od działaczy, to byśmy sobie przypisali jakieś symboliczne trofeum, ale to jest piłka nożna i na sukces składa się wiele czynników. Może być różnie. W minionym roku Cracovia zaczęła fatalnie, a od jakiegoś momentu znalazła swój rytm, wygrywała kolejne mecze i ostatecznie zajęła miejsce premiowane grą w eliminacjach do europejskich pucharów. Na tym etapie nie da się jeszcze powiedzieć, czy nam nie uda się jeszcze czegoś wygrać.
Od działaczy też trochę zależy. Jak pan ocenia minione okienko transferowe?
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby było dobrze. Ściągnęliśmy dobrych piłkarzy i teraz musimy liczyć, że wszystko ułoży się na boisku, a tam to już nic nie jest od nas zależne. Są kontuzje, kartki, niedopasowania.
Po co był Krsevan Santini?
Żeby była konkurencja. Wolny transfer, nic nie płaciliśmy, podpisał jednoroczny kontrakt z możliwością przedłużenia umowy przez klub. Dopiero w momencie, kiedy dostanie szansę sprawdzenia się, będzie mogli ocenić, czy jest nam potrzebny. Pamiętajmy, że to zawodnik, który jeszcze nie rozegrał ani jednej minuty w oficjalnym spotkaniu.
Chyba nie ma przypadku w tym, że jeszcze nie zagrał, a poza tym nie oszukujmy się: chcieliście rozwiązać z nim umowę.
Pojawił się taki pomysł. Przychodził do nas Grzesiek Sandomierski i pytał, czy będziemy mu robić przeszkody, jeśli znalazłby sobie nowego pracodawcę. Powiedzieliśmy, że nie ma problemu. Coś nie zagrało. Nie znalazł nowego pracodawcy i został z nami, więc na ten moment mamy w kadrze czterech bramkarzy.
Dlaczego Jagiellonia tak łatwo zrezygnowała z Wiktora Kaczorowskiego? Podejrzewamy, że nie byłby gorszy niż Santini.
Po sezonie 2018/19 stan wyglądał tak, że Kaczorowski nie rozegrał żadnego meczu w profesjonalnej piłce, więc trudno było cokolwiek sensownego o nim powiedzieć. Tutaj pojawiła się rola menadżera, który ustawił go tak, żeby nie podpisał z Jagiellonią nowego kontraktu.
Nie jest trochę tak, że Jagiellonia trochę traci na pozycji bramkarza w opozycji do poprzedniego sezonu?
Jest pewna rezerwa. Pamiętajmy, że Damian Węglarz jest jeszcze młody i kiedyś musiał dostać szansę. Ograł się w pierwszoligowych Wigrach Suwałki i zasłużył, żeby sprawdzić się poziom wyżej. Na razie sprawdza się bardzo przyzwoicie. Nie przypominam sobie, żeby jakakolwiek bramka padła z jego winy.
Ale przy tym nic spektakularnego nie wybronił.
Kwestia sporna. Dajmy mu kredyt zaufania. Na pozycji bramkarza liczy się doświadczenie. Jak w przypadku wina – im starszy golkiper, tym lepszy.
Legia spełniła już swoje zobowiązania w kontekście rozliczenia się z transfery Arvydasa Novikovasa?
Jesteśmy już rozliczeni.
Zmieniamy temat. Po kilku głosowaniach ponownie powołano pana do Rady Nadzorczej, a Zbigniew Boniek napisał na Twitterze o zamieszaniu przy tej procedurze. Zacytujemy prezesa PZPN: „Wczorajsze spotkanie wspólników ESA to jeden wielki smutek. Zero dyskusji o piłce. Zero. Jedyne co kręci środowisko, to kto kogo wykiwa. Smutna prawda. Tak piłka klubowa do przodu nie pójdzie”. Ma pan taki sam odbiór tego spotkania?
To był walny zjazd wyborczy o określonym charakterze i każdy wiedział, co znajduje się w programie dyskusyjnym tego spotkania. Jak są wybory na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, to też nie dyskutuje się o futbolu, tylko o samych wyborach. Tak to działa i nie widzę w tym nic dziwnego.
Im bliżej wyborów, tym coraz częściej wraca nieco komiczne, ale słynne już powiedzenie o liczeniu szabel. Tak jak u pana z tymi szablami? Zebrał pan duże poparcie na stanowisko prezesa PZPN?
Na razie to tylko dużo się o tym mówi, a konkretów brakuje.
Czyli nie ogłasza jeszcze pan oficjalnie swojej kandydatury?
Wszystkiego dowiaduję się z prasy. Z nikim o tym nie rozmawiałem, nic nie deklarowałem, także spokojnie. Nie zagalopowujmy się.
Jakie są więc pana plany na działanie w Radzie Nadzorczej?
Pracuję w niej któryś raz z rzędu, więc moja obecność w niej raczej nikogo nie dziwi. Nie jestem tutaj sam, jest nas sześciu plus przedstawiciel Polskiego Związku Piłki Nożnej. Tak to wygląda.
Wracamy do Jagiellonii. Słyszeliśmy, że uwiera pana, że Andrej Kadlec gra taka mało.
Nikomu się nie skarżyłem. Absolutnie. Rywalizacja w zespole jest konieczna. Mówi się, że drużyna jest tak silna, jak jej ławka rezerwowych. Kiedy ma się w rezerwie zdolnych zawodników, to piłkarze pierwszego składu nigdy nie będą mogli osiąść na laurach.
Odda pan prezesowi Mioduskiemu Bartosza Bidę i Patryka Klimalę za sto tysięcy złotych? Zwróci w procencie…
Jakieś szalone macie panowie pomysły (śmiech). Nie oddaje się za takie sumy zawodników pierwszego składu. Ceny idą w górę. Piłka się zmienia. Oczywiście, Ekstraklasa nie jest wybitna, nie gramy w pucharach, więc kwoty transferowe za graczy z naszych rozgrywek nie są oszałamiające, ale bez przesady.
A skoro Legia już zapłaciła za Novikovasa, to kiedy w końcu wyśle pan do Warszawy jego prawdziwą wersję?
Koń trojański, tak? Mogę się zastanowić, ale tylko pod wpływem dobrej dopłaty.
***
Fot. FotoPyK