Slovan Bratysława w Lidze Europy ograł Besiktas, przywiózł też remis z Bragi. Jakby polski klub zrobił taki wynik, świętowano by wielką odbudowę naszej piłki. A przecież Słowacy rok temu wprowadzili do fazy grupowej Trnawę, w tej DAC Dunajska Streda ograła Cracovię. A wszystko przy rażącym kontraście – podczas gdy Ekstraklasa podpisała rekordowy kontrakt sprzedaży praw telewizyjnych, słowacki klub dostaje z tego samego tytułu 90 tysięcy euro za sezon.
Gdzie tkwi sekret dobrych słowackich wyników? Rozmawiamy z Pawłem Zimończykiem, CEO agencji FairSport International, prężnie działającej również na Słowacji, mającej pod skrzydłami między innymi Stanislava Lobotkę.
***
Zaskakują cię wyniki Slovana?
Wygrana u siebie z Besiktasem, remis z Bragą… tego nikt się nie spodziewał, nawet na Słowacji. Trudno na podstawie ligi było ocenić, że to zespół z takim potencjałem.
A Slovan odpadł już w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z zespołem z Czarnogóry, pewnie wtedy wszyscy wieszali na nich psy.
Wiadomo, że wieszali, ale byłem na pierwszym spotkaniu tego dwumeczu, tam równie dobrze mogło być 3:0 dla Slovana, gol Sutjeski w doliczonym czasie gry… Było w tym sporo pecha. Niektórzy ze Slovana w tych meczach byli myślami chyba już przy grze z APOEL-em, a mamy przykłady z naszego podwórka co dzieje się, gdy pojawia się choć cień lekceważenia.
Kto jest najmocniejszym punktem Slovana?
Na pewno mogą robić wrażenie liczby Sporara, który strzela w lidze i pucharach. Udowodnił zresztą w meczu Słowenia – Polska na co go stać, ten gol i asysta nie wzięły się z przypadku. Sporar w tych eliminacjach Euro ma już dwa gole i trzy asysty. Ciekawym zawodnikiem jest też Moha, Marokańczyk z hiszpańskimi korzeniami robiący różnicę na skrzydle. Slovan skorzystał na kłopotach ligi ukraińskiej i wyciągnął go za nieduże pieniądze z Olimpiku Donieck. Interesującym zawodnikiem jest też młody bramkarz Greif, potwierdzający, że słowacka szkła bramkarzy trzyma się dobrze.
Jakby porównać możliwości transferowe Slovana do polskich klubów, to jak mniej więcej by się uplasował?
Slovan jest najlepiej płacącym klubem Słowacji, jeśli chodzi o kontrakty na pewno bliżej mu do tego, co oferuje Legia niż inne polskie kluby. Jeśli byłaby walka o zawodnika z kartą na ręku, myślę, że finansowo przebiłby każdego poza Legią. Przykładowo kontrakt Sporara opiewa na pół miliona euro, a przychodził z Bazylei za 800-900 tysięcy euro. Teraz, po tych wynikach, podejrzewam, że będzie im jeszcze łatwiej sprowadzać ciekawych graczy. Niemniej pamiętajmy, że to nie jest pierwszy dobry wynik Slovana w Europie, kilka lat temu w fazie play-off o Ligę Europy pokonał Romę.
Skąd takie możliwości finansowe w Slovanie?
Jest tu bogaty sponsor, który kiedyś stał za Artmedią Petrzałka. To właściciel koncernu mediowego, coś jak kiedyś w Legii ITI. To naprawdę majętny człowiek, który jednoosobowo może podjąć kluczowe decyzje – jeśli on się uprze na zawodnika, to nie musi go puszczać, jeśli kogoś chce kupić, to po prostu kupi. W klubie działaczem jest też jego syn, więc to trochę struktura oligarchiczna, ale dzięki temu ten proces sprowadzania zawodników nie jest rozbity na radę nadzorczą, dyrektora sportowego itd. Są w klubie od 2007 roku, ale dużo zmieniło się wraz z otwarciem nowego stadionu. Poprzedni był ze starej epoki, miał już problemy, żeby otrzymywać licencję. Ten wyzwolił nową energię u właścicieli i zdecydowanie większe zainteresowanie ogółem, a przecież to i tak najbardziej medialny klub na Słowacji. Teraz Slovan ma jasne ambicje: faza grupowa Ligi Europy jako obowiązek, a marzenia o Lidze Mistrzów.
Kibice chodzą na nowy stadion?
Na Ligę Europy chodzą. Na rozgrywki ligowe może stadion wypełniony jest w połowie, na Trnawę czy Dunajską Stredę z wyraźną zwyżką. Na Słowacji nie ma takiej kultury kibicowania, ale na pewno jest aktualnie boom dzięki nowemu stadionowi. Te sukcesy w Lidze Europy przychodzą w idealnym momencie.
W Slovanie grają regularnie Vernon De Marco i David Holman, którym kiedyś podziękowano w Polsce, w tym De Marco kilka tygodni temu.
De Marco gra naprawdę nieźle, on zawsze miał na Słowacji dobrą reputację. Tak samo Holman, który jak ma swój dzień, potrafi mieć duży wpływ na mecz. Nie są to postaci wiodące, ale trener im ufa i nie zawodzą. Mieliśmy wcześniej też przykład Spartaka Trnawa, gdzie piłkarze odpaleni z ligi polskiej decydowali o pokonaniu naszego klubu, a potem grali w Lidze Europy. Słowacy w pięciu ostatnich latach mieli trzy razy klub w Lidze Europy, w rankingu UEFA są tuż za nami i nie jest powiedziane, że nas nie wyprzedzą już w tym sezonie, wszystko zależy od Slovana.
Podrążę temat De Marco: jak to jest, że kilka tygodni temu grał w III lidze, a teraz gra w Lidze Europy?
To nie są sprawy jednoznaczne. Najpierw dziwiono się, że Lech go sprowadza. A teraz w drugą stronę: jak Lech mógł go przegapić. Może Lech właśnie widział w nim coś więcej, sprowadzając go już wtedy, a potem zawodnik jednak się nie sprawdził, nie odnalazl. Może lubimy za szybko wydawać sądy – nie mnie to oceniać.
Liga słowacka u nas uchodzi trochę za dostarczyciela zawodników. Czołowi gracze Slovana są do wyjęcia przez polskie kluby?
Nie ma takiej opcji, najmniejszej, nie w tym momencie.
To jest paradoks, że Słowacy grają dalej, a jednak kupujemy u nich zawodników. OK, powiedziałeś, że Slovan już nie, ale nawet Dunajska Streda, choć przechodziła Cracovię, oddawała zawodników do Ekstraklasy.
Myślę, że to jedna z ostatnich takich sytuacji, ci gracze mieli akurat bardzo niskie kwoty odstępnego. Uznali, że pójście w polskim kierunku ich rozwinie – OK, tylko temu przyklasnąć. Natomiast teraz Dunajska Streda może sobie pozwolić na to, by sprzedawać za więcej – rok temu napastnik Bayo szedł do Celticu za 2,5 miliona euro. David Hancko z Ziliny poszedł prosto do Fiorentiny za 3,5 miliona euro, Samuel Mraz do Empoli za 1,5 miliona, Laszlo Benesz za dwa miliony do Gladbach. W Lazio jest Vavro, który trafił tu via Kopenhaga, a z Ziliny odchodził też za ponad milion. Wszyscy niedawno byli w Fortuna Lidze, dziś są w topowych ligach. Słowacy dziś nie muszą, jak kiedyś Ondrej Duda, w drodze na Zachód iść przez Polskę.
W Polsce właśnie podpisano rekordową umowę na sprzedaż praw telewizyjnych. Jak to wygląda na Słowacji?
Można powiedzieć, że pieniędzy z praw telewizyjnych tutaj nie ma. Za cały sezon kluby dostają po 90 tysięcy euro. W Polsce pewnie są drugoligowcy mający więcej. Dlatego kluby musiały wymyślić się w inny sposób na finansowanie siebie. Zaczęto więc stawiać na młodzież: niektórzy dostawali szansę może za szybko, inni w ogóle na szanse nie zasługiwali, ale w ogólnym rozrachunku wyszło to na plus.
Tylko filozofia Slovana jest taka, że OK, kupujemy zawodników, nie boimy się wyłożyć więcej, choć i oni wprowadzają wychowanków, czego dowodem Greif. Ale w ostatnich latach to Zilina wygrała więcej, mając zupełnie inną filozofię, mocno stawiając na młodych i choć potrafiła zarobić na sprzedaży talentów dużo, na pewno nie chce tyle wydawać na kontrakty co Slovan. To jest ciekawe w słowackiej lidze, takie zderzenie różnych podejść klubów z dużymi ambicjami. Wychowankowie Ziliny naprawdę mają już markę w Europie, to kwestia nie do przecenienia.
Dalej jest Spartak Trnawa, który ma nowego właściciela, zaplecze i stadion, a chciałby znaleźć złoty środek. Jest Trenczyn, jest DAC Dunajska Streda, czyli kluby chcące iść drogą Ziliny. Choć fakt, że Dunajska Streda jeszcze działa w trochę innych warunkach, bo jest mocno finansowana przez mniejszość węgierską. Ale też troszkę śmialiśmy się w Polsce z DAC po losowaniu, a przyjechali działacze z Polsce i zobaczyli jedną z najlepszych akademii w tej części Europy, plus właściciela i dyrektora, którzy mają bardzo konkretny plan.
Słowacy chcą robić piłkę i wiedzą jak ją robić. Infrastruktura mocno poszła do przodu, tylko oni zamiast w stadiony, poszli najpierw w akademie, bazy. Trochę też w tej decyzji pomógł fakt, że zainteresowanie ligą jest mniejsze, nie było zapotrzebowania na stadiony, w zasadzie wciąż tu jest przeciąganie liny: czy sportem zespołowym numer jeden jest hokej czy piłka. Ja się skłaniam ku temu, że jednak hokej. Ale nawet ze stadionami jest już dużo lepiej, jak zapraszamy na Słowację dzisiaj, to w porównaniu do tego, jak to wyglądało kilka lat temu, wiele się zmieniło.
Jest coś takiego jak rys słowackiego piłkarza?
Nawet polscy trenerzy, z którymi rozmawiałem, mówili mi, że na Słowacji kładzie się trochę większy nacisk na kwestie techniczne. Sama liga nie jest tak fizyczna jak polska. Nad aspektami fizycznymi można pracować później w szerszym wymiarze, a technicznie czego nie wyuczymy do 14-15 roku życia, potem jest trudniej.
Swoją drogą, uzmysłowiłeś mi kolejny dołujący fakt. Przecież na Słowacji piłka nawet nie jest sportem numer jeden, a oni wypadają lepiej od nas.
Nie będę się podejmował oceny, nie jest to moja rola, nie pracowałem też nigdy w klubie. To nie jest łatwa praca. Natomiast myślę, że przy takim potencjale ludzkim, przy sponsorach, telewizji, te wyniki powinny wkrótce przyjść.
Rozmawiał Leszek Milewski
Fot. newspix.pl