Reklama

Chodzi Lisek koło złota – ale jeszcze nie tym razem. Może w Tokio?

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

01 października 2019, 21:32 • 3 min czytania 0 komentarzy

Piotr Lisek cztery lata temu na mistrzostwach świata w Pekinie był trzeci. Dwa lata temu – już drugi. Dziś dość szybko zapewnił sobie medal, a potem stoczył fascynującą walkę o złoto z Armandem Duplantisem i Samem Kendricksem.

Chodzi Lisek koło złota – ale jeszcze nie tym razem. Może w Tokio?

Kiedy śledziliśmy tę rywalizację, przypomniała nam się dziecięca zabawa „Chodzi lisek koło drogi” i towarzysząca jej piosenka. Podczas zawodów w Katarze do głowy przyszła nam jej nowa wersja: „Chodzi Lisek koło złota/nie ma kuli ani młota/ale tyczką tak wymiata/że zostaje mistrzem świata!”. Niestety, w niesamowicie nerwowej końcówce do szczęścia minimalnie zabrakło i skończyło się na brązowym medalu. Ale za heroiczną walkę – czapki z głów. No i nie zapominajmy, że Lisek jest dopiero czwartym zawodnikiem w historii tyczki z co najmniej trzema medalami MŚ.

Skok o tyczce to po angielsku „pole vault”, gdzie „pole” oznacza tyczkę. Ale to samo „Pole” pisane wielką literą to po prostu Polak. To oczywiście kompletny zbieg okoliczności i przypadkowa gra słów, ale żadnego przypadku nie ma akurat w tym, że to w tej dyscyplinie od wielu lat naprawdę mamy się czym pochwalić.

Rzućmy tylko okiem na ostatnie lata i osiągnięcia biało-czerwonych w skoku o tyczce na mistrzostwach świata. 2001 – brąz Moniki Pyrek, 2005 – srebro tej samej zawodniczki. 2009 – złoto Anny Rogowskiej i brąz Moniki Pyrek. Potem do głosu doszli panowie. W 2011 mistrzem świata został Paweł Wojciechowski, w 2015 nie obronił tytułu i musiał się zadowolić brązem, ex aequo z Piotrem Liskiem. Ten ostatni dwa lata temu dołożył srebro. Ewidentnie – widać, że w tej konkurencji naprawdę liczymy się na świecie.

Na igrzyskach olimpijskich było gorzej. Poza legendarnym Władysławem Kozakiewiczem, który zdobył złoto w Moskwie, dosłownie i w przenośni pokazując sowietom wała, medale zdobywali Tadeusz Ślusarski (srebro w Moskwie i złoto cztery lata wcześniej w Montrealu) oraz Anna Rogowska (brąz w Atenach). My powoli zaczynamy myśleć o igrzyskach w Tokio i po dzisiejszym konkursie nie mamy żadnych wątpliwości: w przyszłym roku w Japonii Piotr Lisek będzie się liczył w walce o medale. W Rio de Janeiro był czwarty, teraz ambicje na pewno ma znacznie większe.

Reklama

Jak wiecie, jestem gadżeciarzem i lubię zbierać różne rzeczy. Do kolekcji na mistrzostwach świata brakuje mi tylko złota i chciałbym ten brak uzupełnić. Ale nie będzie to łatwe – zapowiadał przed konkursem w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. I cóż – nie było. Amerykanin i Szwed dosłownie i w przenośni zawiesili poprzeczkę naprawdę wysoko. Walka toczyła się łeb w łeb przez długi czas. W pewnym momencie, tuż przed końcem zmagań, Polak był o milimetry od zaliczenia próby na 5,97 i objęcia prowadzenia. Niestety, nie udało się i Liskowi pozostał brązowy medal. W przeciwieństwie do „Przeglądu Sportowego” i braku złota siatkarzy nie użyjemy słowa „tragedia”. Wręcz przeciwnie. Polak walczył do końca i pokazał się z bardzo dobrej strony. Dość powiedzieć, zarówno Duplantis, jak i Kendricks zaliczyli powyżej 5,97. W historii mistrzostw świata nigdy wcześniej nie było konkursu, w którym taką wysokość pokonał więcej niż jeden zawodnik!

Złoto sprzed dwóch lat obronił Kendricks, zostając pierwszym tyczkarzem od Siergieja Bubki, który dokonał tej sztuki. Srebro zdobył rewelacyjny 20-latek Armand Duplantis. Obaj skoczyli po 5,97.

Mamy więc drugi medal w Dausze, a kolejne są tylko kwestią czasu. Bo dobre wiadomości z Kataru przyszły jeszcze przed konkursem skoku o tyczce. W eliminacjach rzutu młotem klasą dla siebie byli Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki. Pierwszy, broniący tytułu z Londynu, już w pierwszej próbie odpalił 79,24 i mógł wracać do hotelu. – To nie był idealny rzut – stwierdził, choć nikt nie rzucił dziś dalej. – Przyjechałem do Kataru, żeby obronić tytuł mistrza świata i moje plany nie uległy zmianie.

Nowicki, trzeci dwa lata temu, w kwalifikacjach uzyskał drugi wynik – 77,89 m. Co tu dużo gadać, dwa medale w jutrzejszym finale wydają się być jak najbardziej realnym planem.

Eliminacje poszły także po myśli naszych biegaczek. Justyna Święty–Ersetić oraz Iga Baumgart–Witan awansowały do finału biegu na 400 metrów. Co ciekawe, biało-czerwone będą jedynymi reprezentantkami Europy.

foto: newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

0 komentarzy

Loading...