Arka Gdynia – przedostatnia drużyna Ekstraklasy po ośmiu kolejkach zmagań, najmniej skuteczna ofensywa w lidze. ŁKS Łódź – ostatnia drużyna w stawce, z drugą od końca defensywą. No, szykuje nam się dzisiaj w Łodzi prawdziwy mecz na dnie. Można wysnuć podejrzenie graniczące z pewnością, że przedstawiciele obu ekip – nawet jeżeli głośno tego nie powiedzą, klepiąc do kamer wytarte slogany o szacunku dla każdego przeciwnika – do spotkania podchodzą z jednakowym nastawieniem: „Panowie, jeżeli nawet z nimi nie wygramy, to z kim?”.
Ostatnie tygodnie są bardzo bolesne zarówno dla zawodników Arki, jak i dla ŁKS-u. Wprawdzie ci pierwsi niedawno się przełamali, zwyciężając z Górnikiem Zabrze, a ci drudzy przyzwoicie zaczęli sezon, to ogólnego wrażenia te pojedyncze sukcesy nie zamazują. Gdyby dzisiaj układać jakąś prognozę dotyczącą spadkowiczów, nie da się chyba wytypować trzech zespołów, wśród których zabraknie wyżej wymienionych ekip. Ktoś może podawać przykłady Cracovii czy Pogoni, które rok temu też przegrywały jak leci na starcie rozgrywek, a potem pięknie się odbudowały, wskoczyły do górnej ósemki i zakończyły sezon z fasonem. Ale tam mimo wszystko od razu było widać, że mamy do czynienia z kryzysem. Przejściowymi problemami, za którymi stały między innymi kontuzje. Nie ma tutaj analogii – paskudna sytuacja Arki i ŁKS-u to nie kryzys, tylko rezultat, jak mawiał Stefan Kisielewski.
Zatem – jeżeli gdynianie i łodzianie mają zamiar przełamać kiepską passę i porządnie zapunktować, lepszej okazji niż bezpośrednia konfrontacja raczej nie będzie. Jak cenne może być zgarnianie punktów w takich starciach przekonała się w poprzednim sezonie Miedź Legnica. Podopieczni Dominika Nowaka skończyli ligę o jeden punkt za bezpiecznym miejscem. Między innymi dlatego, że w trzech starciach z drugim ze spadkowiczów, Zagłębiem Sosnowiec, legniczanie wyjęli tylko skromny punkcik.
CO MUSI ZROBIĆ ARKA, ŻEBY WYGRAĆ Z ŁKS-EM?
Jedno wydaje się pewne – podopieczni Kazimierza Moskala nie mają zamiaru zmieniać swojego stylu gry. Władze klubu wykonały kilka gestów zaufania w stronę trenera, a zatem ten zapewne nadal będzie realizował w Łodzi swoją wizję futbolu. Nawet jeżeli styl gry preferowany przez Moskala nie jest – przynajmniej na razie – gwarancją solidnego punktowania. A to oznacza, że beniaminek spróbuje Arkę zdominować, rozklepać, zawłaszczyć dla siebie większą część boiska i konstruować pozycyjny atak.
ŁKS średnio ma 55% posiadania piłki na mecz (trzeci wynik w lidze), oddaje średnio 17 strzałów w każdym spotkaniu (pierwszy wynik w lidze). Tak – to dane dotyczące ekipy, która wyciera dno tabeli. Dla porównania – Śląsk Wrocław, jedyna niepokonana drużyna w stawce, ma średnie posiadanie futbolówki na poziomie 44%. Jedno się w Ekstraklasie z biegiem lat nie zmienia. Chcesz punktować? Nie cuduj, graj konterkę.
Moskal nie chce jej grać. Może w końcu się złamie, tak jak wspomniany Nowak rok temu, kiedy jego Miedź zmodyfikowała ambitny styl gry na znacznie prostszy po serii kiepskich wyników, ale na razie się na to nie zanosi. Zatem najważniejszym wyzwaniem dla Arki będzie w dzisiejszym spotkaniu wygranie środka pola. Dani Ramirez, reżyser gry w łódzkiej ekipie, zanotował imponujące wejście w sezon, ale kolejne, znacznie mniej udane w jego wykonaniu spotkania wyraźnie pokazują wyraźnie, że nie mamy do czynienia z piłkarzem niemożliwym do rozczytania. Tymczasem gdzie jak gdzie, ale akurat w środku pola Jacek Zieliński ma do dyspozycji wystarczająco wielu jakościowych zawodników, żeby nie pozwolić gospodarzom na przesadne rozpanoszenie się w tym sektorze boiska. Ramirez – nominalnie ustawiany na prawym bądź lewym skrzydle – jest najgroźniejszy wówczas, gdy może być na boisku wszędobylski. Cały czas pod grą, ze sporą ilością wolnej przestrzeni, by zdecydować się na kolejny drybling, przerzut czy prostopadłe podanie. Jednak jeśli za każdym razem obrońca dostanie asekurację któregoś z defensywnych pomocników gdynian, Hiszpana można spacyfikować. A pozostali kreatorzy gry w łódzkiej ekipie to zawodnicy zauważalnie mniejszego kalibru.
Przykładów daleko nie trzeba szukać – w meczu z Pogonią hiszpański gwiazdor ŁKS-u został zdjęty z boiska po raz pierwszy w tym sezonie. A to jednak rzadka sytuacja, gdy najlepszy zawodnik opuszcza plac gry przy ciasnym wyniku.
W ofensywie teoretycznie zawodnicy Arki swoje szanse powinni mieć – ŁKS można zaskoczyć po stałych fragmentach, z dystansu, również szybkim atakiem i celnie zagraną, przeszywającą piłką za plecy obrońców. Łodzianie kiepsko się organizują w defensywie, zwłaszcza po starcie. Pytanie tylko – kto ma w Arce z tego skorzystać? Dotychczas gdynianie strzelili w tym sezonie trzy gole, co jest dorobkiem totalnie kompromitującym. A poza tym – warto przypomnieć, co to były za bramki. Adam Deja strzelił przeciwko Koronie tak, jak mu się już może nigdy nie udać. No a poza tamtym trafieniem, do siatki przeciwnika wcelował spośród żółto-niebieskich jedynie Davit Skhirtladze. Raz korzystając na obcince obrońcy Cracovii, drugi raz po dobrym dośrodkowaniu ze skrzydła. W gruncie rzeczy tylko jeden gol Arki w tym sezonie padł po w miarę przemyślanej, składnej, zespołowej akcji.
Naprawdę najwyższa pora, by skrzydłowi gdynian zaczęli cokolwiek kreować, bo dotychczas wyglądało to gorzej niż żałośnie.
CO MUSI ZROBIĆ ŁKS, ŻEBY WYGRAĆ Z ARKĄ?
Cóż – w zasadzie całą rozkminę można odwrócić. Drużna Moskala musi mocno popracować, żeby Dani Ramirez miał miejsce, czas i swobodę do kolejnych dryblingów. Jeżeli uda się wykreować mu odpowiednią liczbę sytuacji jeden na jednego z bocznymi obrońcami Arki – na pewno Hiszpan zrobi z tego użytek. To właśnie w bocznych sektorach boiska gdynianie mają największe kłopoty z defensywą i tamtędy najłatwiej ich skrzywdzić. Jacek Zieliński chcąc załatać dziury posuwał się już do dość desperackich kroków, włącznie z przesuwaniem stopera na lewą obronę. Adam Marciniak i Damian Zbozień są w bieżącym sezonie naprawdę katastrofalnie dysponowani i ich czysto indywidualne pomyłki kosztowały już zespół furę punktów.
Wydaje się, że to wymarzone okoliczności dla Ramireza, żeby zabłysnąć. Z której strony nie spojrzeć, to właśnie Dani wydaje się być kluczową postacią dla losów tego meczu.
Nie bez znaczenia może być również fakt, że ŁKS to najmocniej biegająca drużyna w lidze. Łodzianie wybiegają średnio 118 kilometrów na spotkanie, w tym wykonują po 100 sprintów na mecz. Arkowcy na tym polu wypadają znacznie gorzej, zwłaszcza jeżeli chodzi o liczbę sprintów (87). Nie musi mieć to bezpośredniego przełożenia na wynik spotkania, ale może – zmuszanie takich zawodników jak Marciniak, Danch, Deja czy Helstrup do intensywnego biegania, zadręczanie ich piłkami posyłanymi za plecy może być dobrą metodą na zburzenie gdyńskiej defensywy.
Najważniejsze będzie jednak – i to uwaga do obu ekip – żeby porządnie nastawić celowniki przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Tylko Korona Kielce ma większe kłopoty z celnością strzałów niż ŁKS i Arka. Odwracając medal – Pavels Steinbors i bramkarze ŁKS-u należą z kolei do tych golkiperów, którzy interweniować muszą niezwykle często, bo w plus-minus czterdziestu procentach przypadków.
***
Czy to „mecz prawdy” dla ŁKS-u i Arki? Można się niby silić na takie górnolotne stwierdzenia, ale z drugiej strony – czy my prawdy o tych drużynach nie znamy? Chyba jest ona dość oczywista. Arka Gdynia została ostatnio obnażona przez innego z beniaminków, częstochowski Raków. ŁKS całkiem niedawno poniósł porażkę z rąk Wisły Płock. Mówimy o zespołach już dość dobitnie zweryfikowanych przez różnych – także tych bardzo przeciętnych – przeciwników, w rozmaitych okolicznościach. Powiedzielibyśmy więc raczej, że czeka nas „mecz kamuflażu”. Po którym ewentualny zwycięzca będzie mógł udawać, że wcale nie jest z nim aż tak źle.
O trójmiejskim futbolu możecie dowiedzieć się więcej z audycji „Trójmiasto jest nasze”:
fot. 400mm.pl