W momencie, gdy Arkadiusz Milik zdobył bramkę decydującą o remisie z Portugalią, pisaliśmy: “to jest być może najważniejsze trafienie na drodze do Euro 2020”. Dzięki tamtemu remisowi Polska pozostała w pierwszym koszyku, dzięki tamtemu trafieniu teoretycznie najmocniejszym rywalem w grupie stała się dla nas Austria a nie – na przykład – Francja czy Hiszpania. Druga ważna chwila? Losowanie, które skojarzyło nas z takimi tuzami futbolu jak Izraelczycy czy Słoweńcy.
Trzeba spojrzeć smutnej prawdzie prosto w oczy – gdyby losowanie było ciut mniej korzystne, prawdopodobnie już zapoznawalibyśmy się ze szczegółami terminarza meczów barażowych. Pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej zawdzięczamy przede wszystkim słabości rywali, co zresztą dobitnie udowodnił mecz z Austrią – zespołem i tak średnim, który momentami na Narodowym nas po prostu stłamsił.
Nie zamierzamy wpadać w histerię, bo nie tacy jak my się gubili – by wspomnieć choćby wczorajszy remis Chorwatów w Azerbejdżanie. Musimy jednak postawić to pytanie: czy awans na Euro 2020 da się jeszcze w ogóle spierdolić?
Najpierw krótki, zupełnie przypadkowy, fragment filmowy.
A teraz chwila refleksji.
Jesteśmy bez wątpienia w najrówniejszej grupie, nawet te liczące pięć drużyn nie mają tak małych różnic punktowych. My, czyli lider, mamy zaledwie 5 punktów przewagi nad przedostatnim w tabeli Izraelem. Poza Łotyszami, żaden z zespołów nie tylko nie stracił realnej szansy na awans, ale nie stracił nawet szansy na wygranie całej grupy. W grze jest wciąż pięć ekip, z których – wybaczcie, musimy być szczerzy – jedena wygląda na słabszą od drugiej. I na papierze, i w boiskowej rzeczywistości widać ewidentnie braki, grają piłkarze obiektywnie średni, ze średnich klubów, a jeszcze w dodatku ze średnią pozycją w tych swoich średnich klubach. Każdy może wygrać z każdym to w tym wypadku nie jest zdarty frazes, ale opis rzeczywistości: Izrael pokonuje Austrię, by przegrać ze Słowenią, Słowenia męczy się z Macedonią Północną, by pokonać Polskę i tak dalej.
To sytuacja z jednej strony komfortowa: wydaje się, że wystarczy jeden błysk Lewandowskiego czy Piątka, by przesądzić losy awansu. Z drugiej: na każde potknięcie czyha nie jeden, a wielu rywali.
Spójrzmy na to bez emocji: awans wydaje się niezagrożony, ba, remis z Austrią nas trochę zaskoczył na plus, przed meczem wliczaliśmy w koszta porażkę. Teraz wyjaśnimy czemu.
Tabela na ten moment:
Na pierwszy rzut oka nie wygląda to dla nas mega-korzystnie, ale absolutnie kluczowy jest w tym wypadku terminarz.
Macedonia sześć ze swoich ośmiu punktów ugrała na Łotwie, którą oklepują wszyscy. Zwykle bez problemów, choć akurat my stanowimy w tej kwestii wyjątek. Polacy z kolei mają już za sobą dwumecz z Austrią, z którą zresztą mamy pozytywny wynik bezpośrednich starć. W dodatku przed nami dwa w teorii najprostsze mecze – czyli przywitanie Macedonii Północnej na Stadionie Narodowym oraz wizyta u Łotyszy. Z dalszych analiz więc wykreślamy Macedończyków – być może się mylimy, ale nie wydaje nam się możliwe, by odrobili do nas 5 punktów, zwłaszcza że przed nimi poza Narodowym również mecz w Wiedniu. Nie dadzą rady.
Rozpiszmy to sobie, by było klarowniej:
Polska: Łotwa (wyjazd), Macedonia Płn. (dom), Izrael (w), Słowenia (d)
Słowenia: Macedonia Płn. (w), Austria (d), Łotwa (d), Polska (w)
Austria: Izrael (d), Słowenia (w), Macedonia Płn. (d), Łotwa (w)
Izrael: Austria (w), Łotwa (d), Polska (d), Macedonia Płn. (w)
Jak widać – mecz z Łotwą raczej nikomu nie pomoże ani nie zaszkodzi – cała ekipa ma obowiązek z nimi wygrać, jakiekolwiek trudności akurat z tym rywalem praktycznie wyeliminują z gry Macedonię Płn. i Izrael, natomiast nam i Austriakom zdecydowanie utrudnią awans. Jako że to profesjonalna analiza, zakładamy, że Łotwa to totalne dziady, które przegrają ze wszystkimi do końca. Czyli…
1. Polska 16 punktów, do zagrania: Macedonia Płn., Izrael, Słowenia
2. Słowenia 14, do zagrania: Macedonia Płn., Austria, Polska
3. Austria 13, do zagrania: Izrael, Słowenia, Macedonia Płn.
4. Izrael 11, do zagrania: Austria, Polska, Macedonia Płn.
Od razu widać, że Izrael nie tylko ma najmniej punktów, ale też najtrudniejszy terminarz, trudno jednocześnie przypuszczać, by ograli nas na tyle mocno, by w przypadku zebrania równej liczby punktów to oni znaleźli się wyżej. Innymi słowy: musiałby się przydarzyć prawdziwy kataklizm, bezprecedensowy w historii futbolu, by Izrael skończył grupę nad Polską. Oni musieliby zaliczyć chyba najlepszy lot w historii ich futbolu, my przegrać niemal wszystko do końca. Już ich awans byłby sensacją, a zepchnięcie Polski na trzecie miejsce – cudem.
Jako że staramy się trzymać ziemi, cudu na ten moment nie zakładamy.
Zostają więc w grze dwie drużyny, które na poważnie mogą nam zagrozić. Słoweńcy są w o tyle dobrej sytuacji, że tracą do nas ledwo dwa punkty, a jeszcze ograli nas w bezpośrednim starciu. Na tym jednak koniec dobrych informacji – przed nimi bowiem wyjazd do Skopje oraz mecze z Austrią i Polską. Austriacy? Cóż, na ich niekorzyść działa fakt, że nawet zrównanie się z nami punktami nic nie da, w dodatku mają trzy punkty straty, możemy sobie pozwolić na jeszcze jedną bezkarną wpadkę. Z drugiej strony – mają najprostszy terminarz, Macedonię Płn. przyjmują u siebie, najcięższym meczem pozostaje wyjazdowe starcie ze Słoweńcami.
I to jest właśnie klucz całych rozważań. Na szczęście dla nas niemożliwa jest sytuacja, w której i Austriacy, i Słoweńcy wygrywają do końca wszystkie mecze – a to dlatego, że siły numer dwa i trzy w naszej grupie zagrają między sobą w październiku. W najgorszym dla nas układzie, Austriacy kończą grupę z 22 punktami (wygrywają wszystko do końca), Słoweńcy mają ich 20, z czego 6 ugrane na Polsce. W nieco lepszym: Austria kończy z 20 punktami, Słoweńcy mają 21 – tu wzięliśmy pod uwagę ich remis w bezpośrednim starciu.
Co to oznacza w praktyce? Nawet przegrywając ten kluczowy mecz ze Słowenią, nawet wobec nagłej morderczej formy obu naszych rywali, i tak musimy TYLKO nie wyrżnąć się na najprostszych przeszkodach. Niezależnie od tego jak poukładają się wyniki Słoweńców i Austriaków, 21 punktów daje nam awans, realnie patrząc: już 20 jest w miarę bezpiecznym wynikiem.
Ograć Łotyszy i zgarnąć 4 punkty w meczach z Macedonią Północną i Izraelem. Nic więcej.
Mamy naprawdę bujną wyobraźnię, zwłaszcza w kwestii drużyny prowadzonej przez Jerzego Brzęczka. Ale jednak: ogarnięcie scenariusza, w którym nie zajmujemy jednego z dwóch pierwszych miejsc wydaje się ponad nasze siły. A poza tym – co za paradoks – nawet wtedy zostaje jeszcze ścieżka barażowa. Pamiętajmy, że spośród drużyn w I koszyku na ten moment poza miejscami gwarantującymi awans znajdują się trzy zespoły, co oznacza, że najpewniej i dla nas znalazłoby się miejsce w play-offach.
***
Możemy lamentować, możemy załamywać ręce, że w starciu z poważniejszym rywalem Polska przestaje istnieć. Sęk w tym, że o awans na Euro 2020 gramy głównie z rywalami niezbyt poważnymi. Z Macedonią Północną powinna wygrać drużyna Roberta Lewandowskiego i Przyjaciół, z Łotwą nawet drużyna Roberta Lewandowskiego i Przyjaciół bez Roberta Lewandowskiego. A to nie koniec dobrych informacji. Jakkolwiek źle gramy, jakkolwiek mocni rywale przyjeżdżają – na Narodowym o punkty przegraliśmy tylko raz, sześć lat temu.
Krótko mówiąc: jeśli nie awansujemy na Euro 2020, powinniśmy rozwiązać reprezentację, zdelegalizować futbol i wtrącać do więzienia tych, którzy będą dalej uprawiać w Polsce ten sport.
fot. 400mm.pl