Kopniak w tyłek od Słoweńców, lekcja ataku pozycyjnego od Austriaków. Reprezentacja Polski może się cieszyć, że wrześniowy dwumecz kończy z jednym punktem na koncie, bo prawdę powiedziawszy, to biało-czerwoni za swój styl gry zasłużyli raczej na odjęcie paru oczek z dorobku. Nasza sytuacja w grupie wciąż pozostaje dobra, ale nastroje – nie oszukujmy się – są w tej chwili fatalne. Wokół drużyny i – jak się wydaje – również wewnątrz niej. Podsumujmy zatem zakończone właśnie zgrupowanie dziesięcioma szybkimi wnioskami.
Z taką grą na Euro 2020 nie ugramy niczego
Nie ma się co czarować ani łudzić. Jeżeli nic w postawie biało-czerwonych nie odmieni się na plus, czeka nas kolejna sromota klęska na wielkim turnieju. Austriacy to solidna, europejska firma, jasne. Ale jest na Starym Kontynencie co najmniej dziesięć mocniejszych drużyn, tymczasem wczoraj podopieczni Franco Fody wyglądali na tle ekipy Jerzego Brzęczka jak zespół z innej planety. Pewnie do teraz selekcjoner naszych wczorajszych rywali nie potrafi zrozumieć, jakim cudem nie udało się jego drużynie zdobyć w Warszawie ani jednej bramki.
Z czym reprezentacja Polski w ogóle się w tej chwili pcha na wielki turniej? Co my chcemy tam zademonstrować, jak zagrać, gdzie upatrujemy swoich szans? Jeżeli biało-czerwoni mają jechać na Euro tylko po to, żeby liczyć, iż Kamil Grosicki będzie trochę sprytniej unikał spalonego, to chyba lepiej darować sobie cały ten ambaras. Niech piłkarze skorzystają z dłuższych urlopów.
Z taką grą w eliminacjach też może być różnie
Za nami sześć meczów w grupie G. W tym dwa starcia z Austrią, zdecydowanie najpoważniejszym konkurentem w wyścigu o pierwsze miejsce w stawce. Na razie biało-czerwoni trzymają się pierwszej lokaty, zatem sytuacja wygląda na opanowaną. Ale to może być złudne poczucie komfortu. Do tej pory kadra Brzęczka odniosła tylko jedno zwycięstwo pełną gębą – z Izraelem. We wszystkich pozostałych spotkaniach punkty zostały wydarte przeciwnikom z gardła. To nie wróży najlepiej.
Słoweńcy pokazali, że można nas naruszyć i pokonać. Wczoraj dorzucili arcy-cenne trzy punkty i na poważnie włączyli się do gry o bezpośrednią kwalifikację na turniej. Tutaj – niestety – cały czas mogą być jeszcze emocje.
Bez Kamila Glika wciąż bronimy znacznie gorzej
Można się zachwycać rozwojem Jana Bednarka w Premier League. Bo jest czym – wreszcie doczekaliśmy się zawodnika, który regularnie i z dobrym skutkiem gra w angielskiej ekstraklasie, nie będąc przy okazji bramkarzem. Jednak Bednarek to wciąż nie jest facet, który złapie w reprezentacji defensywę za twarz i poprowadzi ją przez pełne 90 minut zajadłej rywalizacji. Do tego potrzeby jest Glik. Choćby i Kamil zawalał w Monaco po trzy bramki w każdym meczu, w kadrze cały czas jest on pewniakiem, liderem i fundamentem, na którym opiera się defensywa.
Jerzy Brzęczek niczego nowego nie zaproponował…
Wczorajsze spotkanie dowiodło tego ponad wszelką wątpliwość. Ponad rok pracy selekcjonera z reprezentacją za nami. Mnóstwo zgrupowań, bardzo dużo meczów, podczas których można było testować konkretne rozwiązania. I co? I gramy chaotyczne, długie podania do Lewandowskiego na walkę, albo piłki do Grosickiego na wolne pole. Schemat znany od lat. Kiedy kadra Nawałki na boisku miała gorszy moment, albo nie układała jej się gra, również uciekano się do właśnie takich prostych – żeby nie powiedzieć: prostackich – rozwiązań. Laga z pominięciem drugiej linii i konterka po skrzydełku.
Nowy selekcjoner miał wnieść do reprezentacji Polski świeżość, nowy pomysł na grę. A na razie jego zespół gra to samo, co za kadencji poprzednika, tylko gorzej.
… a jeżeli już zaproponował, to nie wypaliło
Bartosz Bereszyński jako lewy obrońca? Nie, to nie działa. Tomasz Kędziora na prawej stronie defensywy? Jest najwyżej przyzwoicie. Mateusz Klich jako filar reprezentacji w środkowej strefie boiska? Kompletna klapa. A do rozwiązań, z których Jerzy Brzęczek wycofał się już wcześniej (na przykład z gry bez skrzydłowych) nawet nie mamy ochoty wracać pamięcią. Selekcjoner miał kilka swoich pomysłów, właściwie wszystkie okazały się trafione kulą w płot.
Zresztą – wystawienie w ostatnim starciu Kownackiego i Bielika dość dobitnie świadczy, że były szkoleniowiec Wisły Płock wciąż jest na etapie eksperymentowania.
Robert Lewandowski się zaciął
Niestety, ale statystyki są brutalne – kapitan reprezentacji Polski za kadencji Adama Nawałki był królem starć eliminacyjnych, pakował piłkę do siatki nieustannie. Przesądzał o losach meczów, czasami w pojedynkę. Dziś Robert prezentuje skuteczność, która od razu przypomina mroczne czasy kadencji Waldemara Fornalika na selekcjonerskim stołku. W dwumeczu ze Słowenią i Austrią “Lewemu” naprawdę niewiele się udało. Jak już miał klarowne sytuacje, to ich nie wykorzystywał, a generalnie większa część spotkań upłynęła mu na szarpaniach z obrońcami.
Mówimy o czołowej dziewiątce świata. Zawodnika tego kalibru można chyba trochę lepiej na boisku wykorzystać.
Jerzy Brzęczek musi lepiej dobierać słowa na konferencjach prasowych
Naprawdę – niektóre z wypowiedzi selekcjonera wołają o pomstę do nieba. Jakieś banialuki o tym, że Piotrowi Zielińskiemu musi coś przeskoczyć w głowie to nie jest ten poziom analizy spotkania, jakiego oczekujemy od najważniejszego trenera w kraju.
Atak pozycyjny w reprezentacji Polski nie istnieje
Po prostu. Dla tej drużyny jest w tej chwili wyzwaniem, żeby wymienić trzy krótkie podania na małej przestrzeni, przebywając na połowie przeciwnika. Na tle Austrii, która z wielką swobodą zamykała biało-czerwonych w hokejowym zamku, wyglądało to naprawdę żałośnie, podobnie zresztą było w starciu ze Słowenią, gdy Polacy niemiłosiernie tłukli głową w mur, nie potrafiąc w żaden sposób zaskoczyć przeciwnika.
Krystian Bielik nie będzie zbawcą tej kadry
Wielu na to liczyło po tym, gdy 21-latek “spróbował” i dał naprawdę niezłą zmianę ze Słowenią. Ale występ od pierwszych minut w starciu z Austrią rozwiał wszelkie wątpliwości – Bielik nie zbawi kadry, jeżeli chodzi o grę w środkowej strefie boiska. Zresztą – akurat od tego chłopaka nie mamy prawa takich rzeczy na razie wymagać. Mogło się podobać, że Bielik był jednym z nielicznych, którzy podejmowali na boisku ryzyko i próbowali przyspieszać grę.
Nie ma postępu
To podstawowy i chyba najbardziej przykry wniosek. Zwycięstwo z Izraelem na tle pozostałych starć eliminacyjnych to prawdziwy rodzynek. Niby tych zwycięstw było wiosną sporo, ale takich odniesionych w efektownym stylu, w pełni zasłużonych? Wyłącznie to jedno.
Jeżeli na moment zapomnieć o tym sukcesie i szybko przeanalizować pozostałe mecze kadry po mundialu w Rosji, wychodzi na to, że najlepszym występem reprezentacji Jerzego Brzęczka był zremisowany 1:1 mecz z Włochami w Bolonii. Czyli… debiut selekcjonera. Co prowadzi do dość ponurego wniosku, że im dłużej Brzęczek przy reprezentacji dłubie, tym gorzej drużyna narodowa gra. A do Euro coraz bliżej.
fot. FotoPyk