Reklama

Bywaj, Gino. Nie będziemy tęsknić

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

31 sierpnia 2019, 14:34 • 4 min czytania 0 komentarzy

817 dni i to by było na tyle. Gino Lettieri żegna się z posadą trenera Korony Kielce. Jego sympatycy powiedzieliby pewnie teraz, że to błąd, bo szkoleniowiec wyciskał klub jak cytrynę i kręcił wyniki dalece wykraczające poza potencjał kadrowy Korony. Powiedzieliby, ale raczej nie powiedzą, bo nie istnieją. Nie chce się wierzyć, by Lettieri miał jeszcze w Kielcach jakiegokolwiek zwolennika. Udało mu się zrobić z Korony bodaj najnudniejszą, najbardziej pozbawioną tożsamości drużynę w całej lidze. Dawniej mógł się jeszcze chronić przed głosami krytyki za puklerzem przyzwoitych wyników. Ale te czasy już dawno się skończyły – prawda jest taka, że od wielu miesięcy na Koronę zwyczajnie nie da się patrzeć, a samego Lettierego nie da się słuchać.

Bywaj, Gino. Nie będziemy tęsknić

Byłoby naprawdę za dużym uproszczeniem, gdyby stwierdzić, że Lettieri został odsunięty od prowadzenia pierwszego zespołu Korony Kielce tylko z uwagi na fatalne wyniki w bieżącym sezonie. Choć – to fakt – są one beznadziejne. Po siedmiu kolejkach kielecka ekipa znajduje się na dnie tabeli z ledwie czterema punktami na koncie. Wyjątkowo nędznie dysponowana i targana trenerskimi zawirowaniami Wisła Płock też ma cztery oczka w dorobku, ale po pięciu meczach. Niech to będzie miarą katastrofalnej dyspozycji Korony.

Jednak – jako się rzekło – nie chodzi tylko o to. W 2019 roku podopieczni Gino Lettierego wygrali w Ekstraklasie ledwie pięć meczów. Na otwarcie bieżących rozgrywek zwyciężyli z nieopierzonym w ekstraklasowych realiach Rakowem, a jeszcze wcześniej (w sezonie 2018/19) choćby z zatopionym już Zagłębiem Sosnowiec i pogrążającą się w kryzysie Arką. Właściwie można docenić tylko komplet punktów zgarnięty w rywalizacji ze Śląskiem Wrocław i Jagiellonią Białystok w rundzie wiosennej poprzednich rozgrywek. To jest naprawdę bardzo, ale to bardzo mało argumentów, żeby utrzymać się na trenerskim stołku. Tym bardziej, gdy zauważalna jest tendencja spadkowa w grze zespołu. Im dalej w las, tym Korona dowodzona przez Lettierego grała gorzej, nudniej, wolniej. Mnożyły się błędy, których kiedyś kielczanie potrafili się wystrzegać.

Szkoleniowiec oczywiście chętnie wypatrywał winnych tego stanu rzeczy. Tak się jednak dziwnie złożyło, że nigdy problemu nie dostrzegał w sobie.

Głosy płynące z kieleckiego obozu od dawna były jednoznaczne – trener to arogant, który chętnie oskarża piłkarzy o zawalanie poszczególnych spotkań, ale ani razu nie doszedł do wniosku, że to jego decyzje uwaliły ten czy inny mecz. Ponoć Lettieri z rozkoszą szpanował przez zarządem klubu pomyślnymi wynikami, kraśniejąc z zachwytu nad kadrą, jaką przy jego wskazówkach udało się zbudować. Ale gdy przychodził moment kryzysu formy, ział wkoło pretensjami, że… brak mu w zespole wartościowych zawodników i musi sobie radzić ze zgrają patałachów.

Reklama

Zresztą – Lettieri swego czasu tłumaczył swoje metody motywacyjne na łamach Weszło, w wywiadzie z Kubą Białkiem:

Lubi pan podciąć skrzydła piłkarzom.

Jestem za jasnym przekazem. Jeśli mam w dłoni jeden euro, nie mogę powiedzieć, że mam pięć euro.

Wywiad z grudnia. Drużyna jest na czwartym miejscu, dziennikarz „Super Expressu” pyta, czy Korona może walczyć o puchary. Mówi pan, że nie. No ja bym się źle poczuł będąc akurat na czwartym miejscu. 

Dlatego jestem szczęśliwy, że pan nie jest moim piłkarzem. Jak piłkarz, który zarabia pieniądze, może być zdemotywowany? On musi udowodnić, że trener nie ma racji.

Z takim facetem można pracować jedynie wtedy, gdy wyniki się zgadzają. W przeciwnym wypadku niezadowolenie musi się skumulować i doprowadzić do eksplozji, która nastąpiła dzisiaj.

Reklama

Lettieremu naprawdę nie można odmówić warsztatu. Prawda jest taka, że Korona pod jego wodzą wielokrotnie notowała wyniki ponad stan i nie ma przypadku w tym, że trener wytrzymał w klubie ponad 800 dni, co w polskich realiach jest wynikiem naprawdę wyśrubowanym, zwłaszcza dla gościa równie pogodnego i ugodowego jak Ricardo Sa Pinto. Pytanie tylko – co Lettieri po sobie w Kielcach właściwie zostawia? Ile wykreował gwiazd, ilu młodych chłopaków zbudował, jaki klimat wokół klubu stworzył? Czy za trzy lata będziemy mogli powiedzieć: „O, ten i tamten gość stanowi o sile Korony, bo Lettieri dał mu prawdziwą szansę”? To pytania w gruncie rzeczy retoryczne. Lettieri nawet grając o pietruszkę w grupie spadkowej wolał komponować skład złożony ze ściąganych hurtem do Kielc przeciętniaków, zamiast budować w pierwszym zespole pozycję wychowanków.

To, że dzisiaj między słupkami Korony z konieczności musi stać Paweł Sokół – zawodnik ewidentnie nieprzygotowany do gry w Ekstraklasie – nie jest przecież winą nieszczęsnego golkipera, tylko trenera, który od dawna gwizdał na przygotowanie kadry pod nowe przepisy. Co oczywiście nie przeszkadza obecnie Lettieremu, by publicznie Sokoła gnębić.

Te przytyki można mnożyć bez końca.

Przed laty Korona słynęła ze świetnej atmosfery, z której rodziły się również znakomity wyniki. Od razu przypomina się kultowa niemalże ekipa Leszka Ojrzyńskiego. Była ona w swoim czasie na ustach piłkarskiej Polski właśnie z uwagi na niesamowity klimat, jaki wokół kieleckiego klubu udało się wykreować. To napędzało zespół i trybuny, było twórcze. Czy Lettieri pozostawi po sobie w Kielcach równie barwne wspomnienia? Na pewno nie. Stworzył drużynę, która w swoim szczytowym momencie była mocnym ligowcem, to mu trzeba oddać. Zamiast jednak sięgnąć po coś więcej, dokładać kolejne cegiełki do kieleckiego projektu, wolał popaść w samozachwyt. I w tym przypadku pycha – jak to ma w zwyczaju – kroczyła przed upadkiem.

 fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

0 komentarzy

Loading...