– Naszym silnym punktem będą stałe fragmenty gry, bo już pokazaliśmy, że w powietrzu możemy mieć przewagę. W pierwszym meczu takich okazji było wiele, niewiele brakowało Arturowi Jędrzejczykowi czy Igorowi Lewczukowi. Może akurat teraz to wykorzystamy – mówi “Przeglądowi Sportowemu” przed meczem z Rangers FC Cafu, pomocnik warszawskiej Legii.
RZECZPOSPOLITA
Legia gra o 12 milionów złotych. „Rzeczpospolita” pisze o tym, jak rywalom mogą pomóc ich kibice.
– Zarówno Parkhead Celticu, jak i Ibrox Rangersów, ale szczerze mówiąc, Ibrox nawet bardziej, mają w sobie coś magicznego. Ta magia polega na tym, że gospodarze dostają skrzydeł i potrafią pokonać znacznie silniejszego rywala. Piłkarze są dosłownie pchani przez kibiców do przodu – opowiada Maciej Żurawski, który w latach 2005–2008 był piłkarzem Celticu, na Ibrox wystąpił trzy razy, a w lutym 2006 r. to jego gol rozstrzygnął Old Firm Derby na korzyść Celticu na terenie rywala.
Jego słowa potwierdza inny napastnik The Bhoys Dariusz Dziekanowski, który koszulkę w zielono-białe pasy zakładał w latach 1989–1992. – Kibice na Ibrox wymuszają na Rangersach ofensywny styl gry. To nie jest publika, która pozwoliłaby swojemu zespołowi się cofnąć i czekać na rywala. Rangersi muszą na swoim boisku grać bardzo ofensywną piłkę – mówi Dziekanowski.
GAZETA WYBORCZA
Kto zbawi Legię? Carlos, Sandro czy może Jarosław?
Carlitos do samolotu lecącego do Glasgow odprawił się niemal w ostatniej chwili. W niedzielę nie zagrał w ligowym meczu z ŁKS-em. Nie ruszył się nawet z miasta. – Wbrew temu, co się mówi, nie ma między nami najmniejszego konfliktu. Zadecydowały kwestie prywatne, a nie sportowe – przekonywał przed meczem Vuković, który Hiszpana wcześniej uporczywie omijał (…).
Hiszpan do pierwszego składu może mieć jednak jeszcze dalej niż w ostatnich tygodniach. Wyrosła mu bowiem niespodziewana konkurencja. W niedzielę dwa gole ŁKS-owi strzelił nieco zapomniany Jarosław Niezgoda, któremu kibice wyśpiewywali: „Jarosław, Legię zbaw”.
To niedawna nadzieja Legii. 24-latek dwa lata temu strzelił 13 goli, był najlepszym strzelcem drużyny. Ale poprzedni sezon zmarnował. Z powodu kłopotów ze zdrowiem więcej czasu niż na boisku spędził w lekarskich gabinetach.
W ataku jesienią biegali więc Carlitos i Kulenović. Z niezłym skutkiem – obaj wbili 13 bramek. A dla Niezgody w układance za- brakło miejsca.
SUPER EXPRESS
Roman Kosecki przed meczem z Rangersami jest optymistą. Najbardziej w zespole podoba mu się Walerian Gwilia.
Nie do końca wiemy, co się dzieje za kulisami, ale jak patrzy pan na relacje Vuković – Carlitos?
– No właśnie nie wiemy, o co tam chodzi. Vuković wcześniej był asystentem, może coś między nimi zaszło… Choć, jak to się mówi, dobry trener nie bierze rewanżu. Jeśli Legia awansuje, to Vuković wzmocni swoją pozycję, a Carlitos pewnie odejdzie. Natomiast jeśli awansu nie będzie, to pewnie wszystko może się zdarzyć, bo u nas wszystko jest postawione na głowie. Niedawno przecież jeden z klubów zwolnił trenera wpisem na Twitterze…
Który z piłkarzy Legii zrobił na panu ostatnio dobre wrażenie, który jest pana największą nadzieją na mecz z Rangersami?
– Gvilia. Fajny piłkarz. Nie kombinuje, gra tak, jak trzeba. Wojownik, który może pociągnąć Legię w tym meczu.
Mimo że dla Legii najważniejszy mecz sezonu, Aleksandar Vuković może spać spokojnie. Według informacji Piotra Koźmińskiego nie zostanie zwolniony nawet w razie porażki.
To będzie najważniejszy mecz w trenerskiej karierze Aleksandara Vukovicia (40 l.). Serbski szkoleniowiec poprowadzi dziś w Glasgow Legię do starcia z Rangers. Stawką jest awans do fazy grupowej Ligi Europy i kilkanaście milionów złotych. Z naszych informacji wynika, że nawet jeśli się to Legii nie uda, to trener zachowa posadę.
Kilkadziesiąt godzin temu na Ukrainie gruchnęła plotka, że w przypadku braku awansu Vuko straci pracę, a zastąpi go Aleksandr Chackiewicz, zwolniony właśnie z Dynama Kijów. Sprawdziliśmy: nasze źródła zapewniają, że to nieprawda, że w klubie nie ma takich planów. Działacze Legii są zdania, że drużyna robi postępy, więc Vuković zasługuje na większy kredyt zaufania.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wieczorem Legii bitwa o Europę. Rywal niezły, Legia na wznoszącej. Co z tego wyniknie?
– Najważniejsze, by Szkoci szybko nie strzelili gola, bo to ich tylko nakręci. Z czasem mogą się denerwować i popełniać błędy. Pierwszy mecz dodał nadziei, szczególnie początek drugiej połowy, kiedy Legia potrafiła przerwać dominację Rangersów sprzed przerwy – mówi były reprezentant Polski Marcin Żewłakow, dziś eks- pert TVP.
– Spotkanie w Warszawie pokazało, że rywal jest mocny, ale nie poza zasięgiem. Legia znajduje się na fali wznoszącej. Rangers to solidny, zdyscyplinowany taktycznie, silny fizycznie, wybiegany rywal. Ale fajerwerków taktycznych i technicznych się po nich nie spodziewam. Groźni będą po stałych fragmentach – dodaje Jacek Zieliński, kiedyś legendarny zawodnik warszawskiej drużyny, w której rozegrał ponad 400 meczów, dziś dyrektor Akademii.
Cafu dla takich spotkań jak to przyszedł do Legii. Uważa, że polski zespół może stałymi fragmentami sporo ugrać i że sam dobrze odnajduje się w futbolu w stylu brytyjskim.
Co może być największym atutem Legii w Szkocji?
– Naszym silnym punktem będą stałe fragmenty gry, bo już pokazaliśmy, że w powietrzu możemy mieć przewagę. W pierwszym meczu takich okazji było wiele, niewiele brakowało Arturowi Jędrzejczykowi czy Igorowi Lewczukowi. Może akurat teraz to wykorzystamy. Będzie trudniej niż przed tygodniem, ale rywale też mają swoje słabości. Kibice mogą się spodziewać dobrego widowiska. Naszą malutką przewagą będzie 0:0 z pierwszego meczu, bo jeśli zdobędziemy bramkę, Rangers muszą odpowiedzieć co najmniej dwiema.
Pan odnajduje się dobrze w takiej rywalizacji, kiedy głównie trzeba walczyć?
– Zdecydowanie. To moja gra. Angielski futbol pasjonował mnie od dzieciństwa, cenię go i lubię oglądać, a przy tym mam odpowiednie warunki fizyczne, by się w nim odnaleźć. Jasne, że wolę grać piłką, ale wiem, że w mojej grze jest coś ze stylu brytyjskiego.
Steven Gerrard trochę zakochał się w Rangersach. Pierwszy rok miał bardzo udany, ocenę drugiego w dużej mierze może zdeterminować wynik dzisiejszego meczu.
Po pierwszym sezonie trenerskiej pracy z seniorami może być z siebie zadowolony. Co prawda nie udało mu się zdetronizować Celticu, ale wszystko w swoim czasie. Na razie ma prawo cieszyć się małymi sukcesami: poprowadził drużynę do pierwszego od 2012 roku zwycięstwa nad największym rywalem z Glasgow (1:0), do tego zrzucił z drugiej pozycji Aberdeen, który przez cztery lata był najlepszym po Celticu zespołem szkockiej Premier League. Na Ibrox Park nie było tak dobrze od ośmiu lat, a więc czasów menedżera Waltera Smitha. Awans do fazy grupowej Ligi Europy, zresztą po raz drugi z rzędu, byłby dla kibiców Rangersów kolejnym sygnałem, że ich zespół idzie w dobrym kierunku.
Joao Amaral zamiast być ważnym graczem Lecha, ostatnio rzadko jest wykorzystywany choćby jako joker.
Problemem Amarala jest doskonała dyspozycja Darko Jevticia (…). Trener Dariusz Żuraw musiał więc szukać dla Amarala innego miejsca na boisku.
Na inaugurację sezonu 27-latek zagrał w ataku. Kontuzjowany był tedy Gytkjaer, a Portugalczyk już w okresie przygotowawczym był testowany na pozycji snajpera. I chociaż nie czuł się na niej najlepiej, Żuraw uznał, że będzie lepszym rozwiązaniem niż pozostali dwaj nominalni napastnicy w kadrze – Paweł Tomczyk i Timur Żamaletdinow. Ten pomysł kompletnie się jednak nie sprawdził. W meczu z Piastem po raz kolejny okazało się, że gra jako samotna „dziewiątka” nie jest dla niego. Portugalczyk nie potrafił poradzić sobie z rosłymi stoperami mistrzów Polski, miał tylko 16 kontaktów z piłką i wygrał tylko 1 pojedynek.
Nemanja Mitrović odchodzi z Jagiellonii. Maribor spełnił wymagania Jagi.
Maribor, bo o tym klubie mowa, wyciągnął ręce po piłkarza w ubiegłym tygodniu, ale pierwsza niezbyt poważna oferta za 26-letniego środkowego obrońcę (około 150 tysięcy euro) została przez Jagiellonię z miejsca odrzucona. Sam zawodnik, który w 2017 roku przeszedł do Jagi ze słoweńskiej Olimpii Lublana, ponoć bardzo naciskał na transfer. Nie odpowiadała mu rola rezerwowego, bo choć rozpoczął sezon w podstawowym składzie, szybko złapał obniżkę formy i został zastąpiony przez Ivana Runje. Nie widząc większych szans na grę, Mitrović uznał, że posłuży mu przeprowadzka (…). Maribor postanowił ponowić ofertę, proponując powyżej 300 tysięcy euro.
Cornel Rapa dobija już do stu występów w naszej lidze. Przyzwyczaił się do Polski, dużo zwiedza nasz kraj.
Dwa sezony gry w Pogoni oraz rok spędzony w Cracovii sprawiły, że prawy obrońca poznał nie
tylko Szczecin i Kraków, ale zaczął też dokładniej zwiedzać Polskę. Gdy jest okazja, wybiera się z żoną Valentiną w inne rejony. Niedawno odwiedzili choćby Warszawę czy Ojców. – Czuję się tu jak w domu, o czym świadczy fakt, że w poprzednim sezonie nie byłem w Rumunii przez pół roku. Staram się poznać każdą część Polski oraz kulturę kraju. Ojców polecił mi Niko Datković, który tam był i zapewniał, że nie pożałuję (…).
Najtrudniej przyszło mu zaakceptowanie naszych zwyczajów kulinarnych. – W Rumunii raczej nie jemy zup, a już na pewno nie w ramach dwudaniowego obiadu. Początkowo nie mogłem się do tego przyzwyczaić, ale już zacząłem je jeść. To świadczy o tym, że się zaaklimatyzowałem – uśmiecha się 29-latek.
SPORT
Uros Korun nawet nie udaje, że spodziewał się powołania do reprezentacji Słowenii.
W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Korun – po znalezieniu się na liście szerokiej kadry narodowej – wyznał, że chciałby zagrać przeciwko Polsce, którą uznaje za drugi dom. Ma świadomość, że musiałby odpierać ataki Roberta Lewandowskiego. Obrońca przyznał również, że rozmawiał z Matjażem Kekiem o szansie gry w kadrze. – Muszę powiedzieć, że kiedy pół roku byłem w kadrze B, rozmawiałem z selekcjonerem. Był ze mnie wtedy zadowolony. Powiedział, że jeszcze się zobaczymy. Trochę mnie to powołanie zaskoczyło, ale jestem bardzo zadowolony. Trzeba jednak pamiętać, że do debiutu daleko, selekcjoner ogłosił dopiero szeroką kadrę.
Marcin Brosz odnosi się do słabej formy wyjazdowej Górnika. Nie sądzi, że piłkarze mogą wpaść w psychologiczną pułapkę.
W meczach u siebie jesteście najlepsi, ale w spotkaniach na wyjeździe już tak dobrze wam nie idzie. Z czego to wynika?
– W piątek w Gdyni będziemy chcieli na pewno to poprawić, bo chcemy, żeby ten bilans wyjazdowy był inny. Zrobimy wszystko, aby przywieźć trzy punkty. To jednak bardzo trudny teren, a na to nakłada się sytuacja Arki. Natomiast wiemy, że jeśli dobrze przygotujemy się do tego spotkania, to jesteśmy w stanie wygrać.
Piłkarze wprost mówią, że chcą poprawić wyjazdowy bilans, ale zastanawiam się, czy istnieje ryzyko wpadnięcia w psychologiczną pułapkę, która będzie paraliżowała zawodników poza Zabrzem. Przykładem z regionu może być GKS Tychy, który w ostatnich latach u siebie był w stanie punktować seriami, ale na wyjazdach szło mu fatalnie.
– To dywagacje, które sięgają za daleko. W Płocku zremisowaliśmy, a w Krakowie straciliśmy bramkę w samej końcówce. A spotkanie w Białymstoku? Różnie się mogło ułożyć… Naszym celem jest to, żeby być jak najlepiej przygotowanym do kolejnego spotkania. Będziemy starali się to zrobić i tak dobrać skład osobowy, żeby dać sobie szansę przywiezienia punktów z Gdyni. Każdy mecz jest inny, każdy ma swoją historię i tak daleko bym nie patrzył.
Prezes II-ligowej Skry Częstochowa Artur Szymczyk grzmi, że miasto wycięło klub. Chodzi o to, że miasto nie wesprze finansowo klubu, mimo że ten jest już na szczeblu centralnym. Stąd też specjalne koszulki z pytajnikami w miejscu na sponsora w meczu z Widzewem.
– Od kilku lat częstochowski magistrat rozpisuje konkurs na promocję miasta przez sport, z rozdzieleniem na trzy wiodące u nas dyscypliny. Na pierwszym miejscu jest żużel, czyli Włókniarz. Na drugim miejscu – piłka nożna, czyli Raków, a na trzecim – siatkówka, czyli AZS. Raków korzystał z tej promocji, bo jednym z jej warunków był udział w rozgrywkach na szczeblu centralnym. Ta kwota na promocję przez piłkę wahała się między 1,5 a 1,8 miliona złotych, w zależności od roku.
Jako drugoligowiec mogliście zatem przystąpić do konkursu?
– (…) Wydawało się, że w 2019 roku będziemy mogli przystąpić do konkursu o promocję i również na jego podstawie konstruować budżet – tak, by móc zaistnieć na szczeblu centralnym dłużej i dalej jako klub się rozwijać. Zapis warunków konkursu o promocję został jednak zmieniony! Bez żadnych przesłanek, rozmów, konsultacji. Miasto uznało, że zmodyfikuje go ze „szczebla centralnego” na „rozgrywki najwyższego szczebla”. Z góry założono zatem, że znów tylko jeden klub będzie mógł skorzystać ze środków na promocję (…). „Wycięto” z tego konkursu drugi klub, a próbujemy nawet podkreślać, jak duża to nobilitacja dla Częstochowy. Prócz nas, tylko cztery miasta w Polsce – i to nawet nie Warszawa, bo Poznań, Rzeszów, Kraków i Łódź – mogą pochwalić się więcej niż jednym zespołem na szczeblu centralnym. Trudno nam się z tym pogodzić. Od 13 lat Skra przeżywa swój renesans na mapie częstochowskiego sportu. To powinno być dostrzegane, doceniane, powinna być okazywana pomoc. W naszym przypadku działa to jednak w drugą stronę.
Rangersi nie przegrywają u siebie. Legię czeka w Glasgow arcytrudne zadanie.
W Glasgow więcej aniżeli o meczu z Legią mówi się już o niedzielnych „Old Firm Derby”, czyli starciu Rangers z Celtikiem Glasgow. Będzie to już 418. starcie pomiędzy dwoma najbardziej utytułowanymi szkockimi zespołami, licząc wszystkie rozgrywki, a 318. konfrontacja ligowa. O meczu w eliminacjach Ligi Europy prasa na Wyspach pisze, jak o… obowiązku. Zarówno dziennikarze, jak i kibice, nie wyobrażają sobie innego scenariusza. „The Gers” mają wygrać z Legią i awansować do fazy grupowej. Przypomina się, że wszystkie trzy dotychczasowe mecze w kwalifikacjach Ligi Europy u siebie drużyna Stevena Gerrarda wygrała. Najpierw 6:0 pokonała St Joseph’s z Gibraltaru, następnie 2:0 ograła Progress Niedercorn z Luksemburga, a w poprzedniej rundzie uporała się 3:1 z duńskim Midtjylland. W ostatnim z wymienionych spotkań wyborną partię rozegrał Sheyi Ojo.
Sport dotarł do i porozmawiał z Krzysztofem Tochelem – trenerem skazanym w aferze korupcyjnej. Co słychać u byłego trenera m.in. Zagłębia Sosnowiec?
Mieszka pan na stałe we Francji, ale bardzo często odwiedza Sosnowiec, gdzie grał pan i trenował z powodzeniem Zagłębie. Nie brakuje panu codziennego kontaktu z ligową piłką?
– Piłki na poziomie ligo- wym z pewnością mi brakuje. Oglądam we Francji tamtejszą ligę, a także Bundesligę i jest się czym zachwycać. Chodzę na mecze Grenoble, analizuję, ale czegoś mi brakuje – tego, co robiłem wcześniej. Ale tak się to wszystko potoczyło, że nie ma mnie w zawodzie trenera już od dawna.
Co pana blokuje, by wrócić do zawodu? Karencja jest już za panem…
– Na szczęście, karencja się skończyła, to już jest za mną. Byłem winny, zapłaciłem, „odsiedziałem” swoje.
Jak długo trwała wspomniana karencja w związku z udziałem w aferze korupcyjnej?
– PZPN zaliczył mi na poczet kary bardzo długo ciągnące się postępowanie. A działo się tak, gdyż bardzo długo walczyłem o uniewinnienie. W sumie trwało to 10 lat. Prokurator powiedział mi, że nie będzie robił wyjątków. No i potem PZPN uznał, że moja kara biegła już od 2008 roku. Ale napisali to po fakcie, na papierze wcześniej tego nie miałem.
fot. FotoPyK