Ten tekst początkowo miał mieć pocieszający charakter. Spojrzeliśmy sobie pobieżnie na tych Rangersów, nie znaleźliśmy ani Gascoigne’a, ani Tore Andre Flo, ani nawet Giovanniego van Bronckhorsta, więc stwierdziliśmy: do opędzlowania. Ale dzisiejszy rywal Legii to nie tylko słynny trener i emerytowany Defoe na ławce rezerwowych. To przede wszystkim mocny, równy skład, złożony z piłkarzy ogranych w najbardziej wymagającej lidze świata, bo tak chyba można określić Premier League.
Mieszanka gości, którzy zaraz powinni wyfrunąć w wielki świat z tymi, którzy na koniec kariery postanowili jeszcze wspomóc szkocką legendę. Kilku piłkarzy z piękną historią w wielkich klubach – by wymienić wspomnianego Defoe czy Stevena Davisa. Kilku piłkarzy, których już teraz łączy się z transferami do klubów z najmocniejszych lig.
Słabe punkty? Tak, są, ale nawet na najsłabiej obsadzonych pozycjach w obronie czy pomocy, Rangersi wyglądają mocniej od Legii.
Nie jest to może ekipa, która przyjeżdża do Warszawy rozklepać egzotycznych tubylców z innego piłkarskiego świata, ale praktycznie w każdej formacji czyhają na Legię duże zagrożenia. Tak, największą gwiazdą Rangersów pozostaje trener. Tak, nadal mamy wrażenie, że gdyby dziś się przebrał w meczowy trykot, byłby jednym z najlepszych na placu. Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że pod Stevenem nie biega wesoła zgraja piłkarzy wyciągniętych za grosze z Dundee, ale ekipa doświadczonych i uniwersalnych gości, która ma zamiar wreszcie strącić Celtic z ich pieprzonej grzędy. Choć pewnie sam Gerrard akurat tym bon motem się nie posługuje.
Lecimy formacja po formacji i naprawdę, braków tutaj niewiele. Za to na paru pozycjach kłopot bogactwa, nawet w kwestii ustawienia, które może się rozciągać od dość klasycznego 4-4-2, przez 4-3-3 z szeroko rozstawionymi skrzydłowymi, po coś na kształt 4-2-3-1 z jednym skrzydłowym i czterema środkowymi pomocnikami. Ale nie uprzedzajmy faktów, po kolei.
BRAMKARZ
Allan McGregor rozegrał ponad 50 spotkań w Premier League i choćby za to należy mu się duży szacunek, zwłaszcza, że nie jest najwyższym bramkarzem w historii futbolu. Pamiętajmy jednak, że szczyt jego formy i mecze w angielskiej elicie to sezony 2013/14 i 2014/15 – czyli moment, gdy Legia ogoliła Celtic. Teraz? Szkot z Rangersów wyfrunął w wielki świat i właśnie w Glasgow postanowił zakończyć karierę. Ten moment jest zaś już chyba dość bliski – 37 lat na karku.
Na plus? Jeszcze dwa sezony temu rozegrał 44 spotkania w barwach Hull City w Championship. W ubiegłym sezonie znalazł się zaś w najlepszej jedenastce ligi szkockiej. Mocno obsadzona pozycja w drużynie, ale też nie przesadzajmy, że McGregor wygra Rangersom dwumecz.
ŚRODEK OBRONY
Duetem stoperów w bloku z czwórką obrońców są w Rangersach Connor Goldson i Nikola Katić, w tym sezonie Gerarrd dał im odpocząć tylko w meczu w szkockim Pucharze Ligi. Poza tym obaj zagrali po osiem meczów w pełnym wymiarze czasowym. Dla obu Rangers to jak dotąd najwyższy punkt w karierze. Goldson oczywiście ma za sobą pojedyncze występy w Premier League w barwach Birghton, ale nie przecenialibyśmy jego wartości – jeśli klub z angielskiej elity sprzedaje gościa za niecałe ponad trzy i pół bańki, to znaczy że nie wiązał z nim absolutnie żadnej przeszłości.
Inna sprawa, że jego historia jest bardzo interesująca. Goldson wydostał się bowiem z piekła niższych angielskich lig, wspinając się szczebelek po szczebelku – najpierw występami w Shrewsbury w League Two i League One, potem robiąc z Brighton awans z Championship do Premier League. To szczególnie imponujące, gdy weźmie się pod uwagę jego stan zdrowia. Jeszcze w Championship wypadł na pół sezonu z uwagi na poważne problemy z sercem. Goldson przeszedł poważną dwugodzinną operację, o czym potem opowiadał dla “Scotsman”. – Dwa lata po operacji zagrałem w Old Firm Derby dla 60 tysięcy ludzi, to daje niesamowitą perspektywę. Czasem wydaje mi się, że po trzech meczach w tydzień jestem nieco zmęczony, ale wtedy spoglądam na zdjęcie samego siebie z ogromnym plastrem na klatce piersiowej i przypominam sobie, co jest naprawdę ważne – zwierzał się w długiej rozmowie o swoim stanie zdrowia.
Żeby jednak nie było zbyt słodko – tak naprawdę przez dwa sezony zagrał w barwach Brighton osiem meczów i transfer do Rangersów był dla niego dużym krokiem do przodu. Podobnie jak dla jego partnera z obrony. Katić do Szkocji trafił bezpośrednio z zespołu Slavena Belupo za 2,3 miliona euro. Stałe miejsce w pierwszej jedenastce wywalczył dopiero w tym sezonie, w ubiegłym musiał ustępować wypożyczonemu z Nottingham Forest Worrallowi. Oczywiście, gdyby którykolwiek z nich trafił do polskiej ligi mówilibyśmy o hicie transferowym, ale kurczę, to mecz o fazę grupową Ligi Europy, totalnych ogórków już nie ma. Czy jednak są to ludzie, których nie da się przejść? Duńczycy z Midtjylland strzelili w przegranym dwumeczu trzy gole.
BOKI OBRONY
Czyli przede wszystkim kapitan, James Tavernier, o którym bezustannie pisze się w kontekście transferu do Premier League. Ofensywnie usposobiony prawy obrońca, który nie ma absolutnie żadnych problemów z dograniem celnej piłki w pełnym biegu, a także wykończeniem akcji samodzielnie. W tym sezonie już pięć asyst w siedmiu meczach, w ubiegłym: 17 goli i 20 asyst. Szalony dorobek, naprawdę, i nic tu nie zmienia fakt, że bije dla Rangersów wiele stałych fragmentów oraz rzuty karne. Jeśli kogoś w Rangersach się naprawdę bać – to chyba właśnie Taverniera i zdecydowanie lepiej dla Legii by się stało, gdyby piłkarz zdążył jednak odejść do tego przepowiadanego mu od roku Brighton.
Na drugim boku biega Jon Flanagan, wychowanek Liverpoolu z występami w Premier League zarówno w barwach The Reds, jak i Burnley. Legię może nieco pocieszać fakt, że Flanagan jest po kontuzji, a w dodatku pewnie wolałby grać na prawym boku, ale to dobra mina do złej gry. Jeśli chodzi o boki obrony, Rangersi naprawdę są mocni. Zarówno w ofensywie, jak i defensywie.
ŚRODEK POLA
Wykupiony za grosze z Dundee Glen Kamara oraz ściągnięty za darmo z Aberdeen Ryan Jack tworzą wrażenie, że gdyby Steven Gerrard chciał wznowić karierę, z miejsca wskoczyłby do pierwszej jedenastki. Kompletnie nie dziwi wypożyczenie Andy’ego Kinga, ale 30-latek zameldował się w Glasgow parę dni temu i nie wiadomo, czy zadebiutuje już z Legią. Inna sprawa, że spora kolejka środkowych pomocników czeka jeszcze na pełne wejście do gry, albo jest przerzucana na boki. W wygranym 4:2 meczu z Midtjylland pomoc stworzyło czterech nominalnych środkowych pomocników – Arfield i Aribo zdobyli zresztą po bramce.
Szczególnie ten pierwszy to przypadek warty wspomnienia – poza środkiem może obsadzić tak naprawdę oba skrzydła, a przez pięć sezonów w Burnley grał regularnie przez 4,5 roku, dwukrotnie robiąc awans do Premier League. Gdziekolwiek ustawi go Gerrard – powinien być dużym zagrożeniem. Rangersi mogą także skorzystać z weterana, 34-letniego Davisa, który ma ponad 100 występów w reprezentacji Irlandii Północnej oraz przeszło 220 występów w barwach Southampton. Nie oszukujmy się – to jest kompletnie inna półka, ale też pamiętajmy – nie bez przyczyny Gerrard daje mu odpocząć w co drugim meczu.
Duży komfort Szkotom daje też umiejętność gry w ustawieniu 4-4-2, tak wyszli na Duńczyków i strzelili trzy gole w godzinę. Trudno przewidzieć nie tylko personalia, ale nawet sposób gry Rangersów.
SKRZYDŁA
Skoro bywały mecze, gdy Gerrard grał czterema środkowymi pomocnikami, to być może wszystko, co złe na flankach będzie płynęło ze strony wspomnianego Taverniera? Nic z tego. Niestety dla Legii, Rangersi wypożyczyli z Liverpoolu Sheyiego Ojo, który odwdzięcza się w najlepszy możliwy sposób. Siedem meczów, cztery gole, trzy asysty. Nawet jeśli to jedyny klasyczny skrzydłowy w kadrze, który ma szansę na regularną grę i punktowanie – lepiej mieć jednego takiego, niż pięciu Novikovasów. To jest zresztą ten największy problem z Rangersami – na pierwszy mecz z Duńczykami wyszli 4-4-2 z czterema środkowymi pomocnikami i wygrali 4:2. Na rewanż wystawili 4-2-3-1 z Ojo i Arfieldem na bokach, wygrali 3:1. I tak źle, i tak niedobrze.
NAPAD
No i tutaj zaczynają się prawdziwe problemy. Rangersi mają dwie strzelby, każda nabita. Całe szczęście, że rzadko występują jednocześnie, bo chyba nie byłoby czego zbierać. Alfredo Morelos wyciągnięty z ligi fińskiej to dzisiaj najgroźniejszy piłkarz Rangersów, w ośmiu meczach nastukał dziewięć goli i trzy asysty, a równie efektywny był w ubiegłym sezonie, w którym uzbierał 41 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (30 goli, 11 asyst, tytuł króla strzelców z 18 trafieniami ligowymi). Z ławki wchodzi Jermain Defoe, legenda Tottenhamu, w tym sezonie już pięć goli, w tym dwa podczas meczu z St. Joseph’s, w którym zagrał 23 minuty.
Każdy z nich to jest potencjalne zagrożenie przez cały okres przebywania na murawie. Morelos umie dryblować, uderzać z obu nóg, ma ten słynny instynkt, generalnie obejrzeliśmy na YouTube kilka kompilacji z jego golami z tego i ubiegłego sezonu i jesteśmy trochę przerażeni. Defoe oczywiście ma na karku 36 lat, ale tak jak w przypadku Davisa i McGregora – nie lekceważylibyśmy staruszków z uwagi na ich wiek. Bądź co bądź cała trójka utrzymywała się latami w najbardziej wymagających ligach świata. Gdyby wskazać tu jakieś punkty zaczepienia, to chyba południową grzałkę u Morelosa. Szesnaście żółtych kartek i trzy w kolorze czerwieni to dorobek imponujący nawet dla obrońcy, a on skompletował całość podczas 48 występów w roli napastnika. To wszystko TYLKO w ubiegłym sezonie.
***
Nie widzimy tutaj gwiazd europejskiego futbolu, nie widzimy tutaj ludzi, do których piłkarze Legii mogliby się ustawić w kolejce po autograf. Zamiast tego jest jednak solidny wysoki poziom na większości pozycji plus dwaj zawodnicy z papierami na duże granie – mamy tu na myśli Morelosa i Taverniera. Defoe czy Davis to faktycznie już panowie zbliżający się do emerytury, ale przecież mają za sobą koni do biegania. No i ten Ojo, który wjechał w ligę szkocką jakby był wypożyczony co najmniej z zespołu finalisty Ligi Mistrzów.
Będzie ciężko.
Fot. FotoPyk