Reklama

Nagelsmann tworzy potwora, Gikiewicz pierwszą ofiarą

redakcja

Autor:redakcja

18 sierpnia 2019, 20:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

Miał być piękny i bezpieczny przejazd nowo otwartą trasą, a skończyło się jazdą pod prąd i zderzeniem z pędzącym z zawrotną prędkością tirem, którego kierowca – ubrany w markowy podkoszulek – wcale nie zamierza zatrzymywać na pierwszej rozwalcowanej przeszkodzie. Tak w najprostszy sposób można ująć dwa debiuty – Unionu Berlin w Bundeslidze i Juliana Nagelsmanna w roli szkoleniowca RB Lipsk.

Nagelsmann tworzy potwora, Gikiewicz pierwszą ofiarą

Union i Lipsk niewiele łączy. Pierwszy klub dysponuje klimatycznym stadionem, sporym zapleczem kibicowskim i wieloletnią przygodą w przedzieraniu się do elity, zaś powstały w 2009 roku, pozbawiony wzruszającej podbudowy przeszłych dziejów, plastikowy wręcz Lipsk stanowi zupełne zaprzeczenie futbolowego romantyzmu. Stąd też nienawiść większości niemieckiej sceny kibicowskiej do tych drugich. Wszyscy stają się ich dyskredytować, pokazywać ich marność i komercjalizację. Na długo przed inauguracją ligi kibice z Berlina, nie przejmując się reakcją swoich boiskowych pupili, postanowili manifestować pogardę dla przyjezdnych na wiele sposobów. Poczynając od zamieszczenia w swoim programie meczowym logo BSG Turbine Markranstadt (nazwy klubu, od którego Red Bull wykupił licencję) przez setki negatywnych komentarzy po zapowiedzenie piętnastominutowego bojkotu kibicowania podczas samego widowiska.

Temu ostatniemu wyraźnie sprzeciwiła się część zawodników, która gremialnie uznała, że bardziej od ideowych sprzeciwów potrzebować będzie zwyczajnego wsparcia od swoich fanów. I nie można odmówić im racji. Tym bardziej, że na czele tej grupy piłkarzy Unionu stanął Rafał Gikiewicz, którego występowi przyglądaliśmy się ze szczególną uwagą.

Dla Polaka to miał być bardzo ważny mecz. Traktował go jak pełnoprawny debiut w Bundeslidze.

Reklama

– We Freiburgu skorzystałem na kontuzji kolegi i zagrałem dwa razy. Teraz jest zupełnie inaczej. Wchodzę w sezon jako pierwszy bramkarz. Nie muszę o tym czytać w gazecie, ja to zwyczajnie wiem. I z tym komfortem jest mi dużo łatwiej optymalnie się przygotować do sezonu. I tak, traktuję ten mecz, jakby to był mój oficjalny debiut w Bundeslidze. Do tej pory jeszcze w niej nie przegrałem. Zrobię wszystko, żeby po niedzieli, ten stan się nie zmienił. To przyjemne uczucie być niezwyciężonym – mówił dumnie w rozmowie z nami.

Niestety, nie wyszło. I choć stadion w stolicy Niemiec zapełnił się w całości, a kibice starali się uskrzydlić swój zespół żywiołowym i spektakularnym dopingiem, to ekipie Ursa Fischera brakowało jakości. Cały zespół zaprezentował się katastrofalnie. Nie funkcjonowała ani destrukcja, ani wyprowadzenie piłki, ani konstrukcja akcji w środku pola, ani współpraca skrzydeł z atakiem. Absolutnie nic. Zero. Union zagrał tak, jakby dalej występował w 2. Bundeslidze, a raczej i tam taka dyspozycja nie wystarczyłaby na zdobycie choćby jednego punktu.

Słabe zawody rozegrał też polski golkiper, który zdawał się być całkowicie bezradnym wobec poczynań snajperów Lipska, przepuścił cztery bramki, zawinił chaotycznym podaniem i złym ustawieniem przy trafieniu Sabitzera, a do tego nie było ani jednej sytuacji, w której mógłby wykazać się jakimkolwiek bramkarskim kunsztem.

Co innego Lipsk. W Niemczech wielu patrzyło na ten mecz z ciekawością, bowiem na ławce trenerskiej debiutował najbardziej utalentowany fachowiec zza naszą zachodnią granicą, Julian Nagelsmann. I to była dla niego, z której strony by nie patrzeć, wymarzona inicjacja w nowym środowisku. Trzecia drużyna minionego sezonu Bundesligi zachowała najlepsze elementy stylu Ralfa Ragnicka, czyli wysoki, skuteczny pressing, płynną umiejętność przechodzenia od odbioru pod bramkę rywala i przebojowość, a dołożyła do tego zaczątki stylu typowego dla 32-letniego geniusza, odzianego w biały t-shirt w pierwszej połowie i czarny w drugiej. Mowa tu o cierpliwości w organizowaniu gry od własnej bramki, akcjach kombinacyjnych, wykorzystywaniu przestrzeni między liniami w formacjach.

Lipsk naprawdę mógł się podobać i pokazał, że w zaczynającym się sezonie będzie bardzo mocny, czego może obawiać się nie tylko Borussia Dortmund, ale może nawet Bayern Monachium.

Union Berlin 0:4 RB Lipsk

Reklama

Halstenberg 16′, Sabitzer 31′, Werner 42′, Nkunku 69′

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Niespodziewany trener Bayernu. W tym tygodniu ma podpisać kontrakt

Szymon Piórek
2
Niespodziewany trener Bayernu. W tym tygodniu ma podpisać kontrakt
Niemcy

Florian Wirtz nie na sprzedaż. „Jest bezcenny, nie można go kupić”

Arek Dobruchowski
0
Florian Wirtz nie na sprzedaż. „Jest bezcenny, nie można go kupić”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...