Osiem straconych goli po czterech kolejkach – tak słabo nie broni żadna inna drużyna w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Co prawda po wczorajszych batach od Wisły Kraków do grona klubów z ośmioma straconymi bramkami dołączył również ŁKS, ale beniaminek rozegrał już pięć spotkań ligowych. Defensywa Arki Gdynia jest zatem – przynajmniej jak dotychczas – zdecydowanie najgorsza w lidze i jest to chyba główny powód, dla którego żółto-niebiescy utkwili na dnie tabeli. Dziś gdynianom przyjdzie się na domiar złego zmierzyć przed własną publicznością z Lechem Poznań. Jeżeli trener Jacek Zieliński nie wymyślił w ostatnich dniach jakiegoś sposobu na poprawę kiepskiej dyspozycji swoich obrońców, może być krucho, bo Kolejorz w bieżących rozgrywkach jest zespołem naprawdę rozpędzonym i groźnym.
ARKA GDYNIA SIĘ DZIŚ PRZEŁAMIE? KURS NA ZWYCIĘSTWO Z LECHEM: 3.05 W ETOTO!
A przecież w poprzednim sezonie Zielińskiemu udało się poukładać sytuację w obronie z dość dużą łatwością. Arka Gdynia dowodzona przez Zbigniewa Smółkę traciła gola w 22 meczach ligowych, czyste konto zachowując w sześciu spotkaniach. Zespół pod wodzą Zielińskiego zagrał na zero z tyłu trzy z dziewięciu meczów. Na papierze zatem różnica nie jest na tyle duża, by mogła robić wrażenie, ale istotny jest też kontekst – Arka w grupie spadkowej, w meczach absolutnie najwyższej rangi i pod najwyższym ciśnieniem, straciła siedem goli, z czego aż cztery w ostatnim meczu ze Śląskiem Wrocław, a akurat to starcie nie miało znaczenia dla układu tabeli.
Na zero z tyłu udało się żółto-niebieskim zagrać z Miedzią Legnica, Zagłębiem Sosnowiec i Koroną Kielce. Każde z tych spotkań było niezwykle istotne w kontekście utrzymania się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Aczkolwiek trudno przymknąć oko na fakt, że Miedź i Zagłębie to byli, po pierwsze, beniaminkowie, a po drugie – koniec końców również spadkowicze.
W sezonie 2019/20 Arka grała jak dotąd z Jagiellonią Białystok, Zagłębiem Lubin, Pogonią Szczecin i Koroną Kielce. Można zatem powiedzieć, że to pakiet rywali na poziomie grupy mistrzowskiej, bo każda z tych ekip celuje w górną ósemkę tabeli, a co najmniej trzy z nich liczą również na miejsce uprawniające do gry w eliminacjach do europejskich pucharów. To niełatwy terminarz, ale też jednocześnie dobra wskazówka, że gdynianie nie mają zbyt wielu możliwości, by skutecznie się bronić przed atakami przeciwników na papierze silniejszych. W poprzednim sezonie też tak było – Arka tylko czterokrotnie nie straciła gola w meczu z rywalem, który sezon kończył nad kreską. Były to starcia z Cracovią (na samym początku rozgrywek, gdy podopieczni Michała Probierza fatalnie punktowali i gnili na dnie tabeli), Lechem Poznań (jeszcze za kadencji Ivana Djurdjevicia), Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk (pamiętne derby, przed którymi pożegnano trenera Smółkę).
Krótko mówiąc – już w minionych rozgrywkach, pomimo pewnych pozytywnych sygnałów w grze zespołu poukładanego przez Zielińskiego, można było odnieść wrażenie, że jeżeli Arka ma w talii jakieś mocne karty, to są to zawodnicy odpowiadający za grę w ataku, nie w obronie. Można się oczywiście doszukiwać błędów trenerskich – u Smółki mnóstwo szans otrzymywał walący błąd za błędem Luka Marić, pojawiał się również na boisku kiepściutki Michael Olczyk. To nie były trafione eksperymenty, fakt. Ale przecież Jacek Zieliński nie cuduje. U niego na bokach obrony grają Adam Marciniak i Damian Zbozień, a środek defensywy trzymają Adam Danch z Frederikiem Helstrupem. W odwodzie pozostaje Christian Maghoma, a między słupkami stoi Pavels Steinbors. To zestawienie wręcz żelazne, zwłaszcza w sezonie 19/20.
To nie są zawodnicy wyciągnięci z kapelusza. A jednak defensywa Arki działa bardzo kiepsko. Wystarczy sobie przypomnieć tracone przez gdynian bramki:
gol na 0:1 z Jagiellonią: Nieudana pułapka ofsajdowa i – jednocześnie – olbrzymia dziura w miejscu, które powinien zabezpieczać lewy obrońca Arki. Heroiczna pogoń Marciniaka za Imazem spełzła na niczym, a reszta zawodników odpowiedzialnych za pilnowanie rywali nie zdołała odciąć Bartosza Bidy od podania.
Gola mają na sumieniu przede wszystkim Danch z Marciniakiem, ale tak naprawdę, to w gruzach legła cała organizacja gry obronnej Arki.
gol na 0:2 z Jagiellonią: Marciniak znowu pogubiony we własnej strefie, dopuszcza do wstrzelenia piłki w szesnastce. Tam już kompletna degrengolada gdyńskiej defensywy – sytuacja dwóch na dwóch w polu karnym, co znów świadczy o koszmarnej organizacji gry. Zawodnicy Jagiellonii bezlitośnie to wykorzystali.
Zwraca jednak uwagę postawa zawodnika z numerem 22. Azer Busuladzić, bo o nim mowa, naprawdę niewiele zrobił, by w tej sytuacji wspomóc Adama Marciniaka z lewej strony boiska.
gol na 0:3 z Jagiellonią: Stały fragment gry, konkretnie – rzut rożny. Dośrodkowanie na krótki słupek, w sumie to dość niewygodne. Ale najpierw jeden z zawodników Jagiellonii urywa się spod krycia Dancha i przedłuża wrzutkę, a potem drugi wyskakuje nad Marciniaka i kieruje futbolówkę do sieci.
LECH POZNAŃ TEŻ WLEJE ARCE? KURS NA ZWYCIĘSTWO KOLEJORZA W GDYNI: 2.45 W ETOTO!
gol na 0:1 z Pogonią: Sprytnie rozegrany rzut wolny tuż przed linią szesnastego metra. Cała drużyna Arki daje się nabrać na sztuczkę rywali z przepuszczeniem piłki między nogami i futbolówka ląduje w sieci. W niebezpiecznej strefie faulował Marciniak.
gol na 0:2 z Pogonią: Tragiczna strata Busuladzicia przed własnym polem karnym. Defensywny pomocnik poplątał się z piłką przy nodze, oddał ją rywalowi, a potem defensywa Arki posypała się już jak domek z kart. A właściwie to posypał się Helstrup, ograny w sytuacji jeden na jednego zwodem wręcz nieprzyzwoicie prostym. Bardzo podobna sytuacja wydarzyła się też w meczu Arki z Jagiellonią. Tam głupią stratę w okolicy szesnastki zanotowali z kolei Cvijanović z Deją, ale ostatecznie nie padła z tego bramka, bo stuprocentową szansę zmarnował Imaz. Widać jednak, że jeżeli chodzi o koncentrację i kulturę gry środkowych pomocników, nie wszystko w zespole Jacka Zielińskiego wygląda jak należy. Delikatnie mówiąc.
gol na 0:1 z Koroną: Obrona Arki rozklepana w sytuacji pozornie niegroźnej. Wystarczy rzut oka na obrazek. Futbolówka blisko linii bocznej, sytuację niby pod kontrolą ma Danch, a w sukurs nadbiega mu jeszcze Zbozień. Wokół jedynego zawodnika Korony, który kręci się w okolicach pola karnego aż trzech piłkarzy w żółto-niebieskich trykotach.
A jednak – Danch ze Zbozieniem nie są w stanie powstrzymać rywala, który… po prostu ich omija i zagrywa do Mateja Pucko. Tego ostatniego nie kontroluje Marciniak. Pucko z klepki do Żubrowskiego, Arka na łopatkach.
gol na 0:1 z Zagłębiem: Katastrofalne zachowanie Zbozienia. Jego partnerzy z defensywy ustawili się idealnie w linii, chcąc złapać szukających długiego podania przeciwników na łatwy ofsajd, tymczasem prawy obrońca gdynian złamał tę linię o ładne trzy metry. Żivec nie wybaczył tej pomyłki. Znów – sytuacja na pierwszy rzut oka banalna do wybronienia, wręcz statyczna. Zwłaszcza, że to była dopiero trzecia minuta meczu, więc trudno też mówić o jakimś zmęczeniu czy rozkojarzeniu.
gol na 0:2 z Zagłębiem: W pewnym sensie podobny gol do pierwszego, jaki Arka straciła w sezonie. Znów Marciniak złapany na tym, że podszedł za wysoko do ofensywy i nie jest w stanie nadążyć za długim podaniem, posłanym za linię obrony. Usiłował zastąpić go Danch, ale przegrał pojedynek szybkościowy z Filipem Starzyńskim, który przecież do sprinterów nie należy. Reszta akcji to już tylko wykonanie wyroku na zdezorganizowanych arkowcach, chaotycznie powracających we własne pole karne.
Na podstawie analizy traconych bramek i innych groźnych sytuacji, do jakich notorycznie dopuszcza zespół Arki, można się pokusić o kilka podstawowych wniosków na temat żółto-niebieskiej defensywy.
PO PIERWSZE. Adam Marciniak najlepsze czasy ma już za sobą.
Po prostu, przy całej sympatii dla tego zawodnika, który przez lata grał na bardzo solidnym poziomie i stanowił swoimi dośrodkowaniami oraz dalekimi wrzutami z autu wartość dodaną w ofensywie. Jednak nawet w swoich najlepszych czasach Marciniak nie był tytanem, jeżeli chodzi o grę w destrukcji i dzisiaj, gdy kapitan Arki ma już 30 lat, jego niedostatki zaczynają pomału razić w oczy.
Marciniak gubi krycie, przeciętnie radzi sobie w powietrzu, popełnia proste błędu w ustawieniu, dopuszcza do groźnych dośrodkowań. Wciąż ma swoje atuty – przeciwko Jagiellonii wygrał aż 90% pojedynków w defensywie. Tylko cóż z tego, skoro wali babole kluczowe dla losów meczu?
PO DRUGIE. Arka za łatwo daje się ogrywać podaniami za plecy obrońców.
Być może wynika to z tego, że generalnie żaden z defensorów żółto-niebieskich, włącznie z bocznymi, nie jest demonem szybkości. Tak czy siak – widać wyraźnie w wielu sytuacjach, nawet tych, które nie zakończyły się ostatecznie golem dla drużyny przeciwnej, że defensywę gdynian zwykle łatwiej jest po prostu przerzucić niż ograć szybką wymianą podań. Danch jest dziś w stanie przegrać pojedynek biegowy z każdym skrzydłowym i napastnikiem w lidze, włącznie z Pawłem Brożkiem, a Helstrup wygląda w tym elemencie tylko nieznacznie lepiej. Choć braki zwrotności Duńczyka również bywają rażące.
Zdaje się, że sytuacja wymaga czegoś więcej, niż ewentualne zmiany personalne w składzie. Zwłaszcza, że trener Zieliński wielkiego pola manewru i tak nie ma. Tutaj trzeba nanieść jakieś taktyczne korekty i albo zmobilizować piłkarzy ofensywnych, by aktywniej angażowali się w odbiór futbolówki, uniemożliwiając rywalom dokładne przerzuty za linię obrony, albo po prostu wycofać defensywę głębiej pod własną szesnastkę.
PO TRZECIE. Wspominany wielokrotnie Adam Danch to chyba nie jest już obrońca, który może z sukcesami grać na poziomie PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Braki szybkościowe to jedno, ale stoper Arki popełnia też mnóstwo błędów, których nawet powolny stoper może uniknąć, jeżeli prezentuje odpowiednią formę. Danch na początku bieżących rozgrywek dość niespodziewanie rozgościł się w wyjściowej jedenastce żółto-niebieskich kosztem Christiana Maghomy i można mieć wątpliwości, czy był to słuszny wybór trenera.
Z drugiej strony – to Zieliński obserwuje swoich zawodników w treningu, więc być może uznał, że stawianie na Dancha kosztem Maghomy to konieczność? Jeżeli tak, to aż strach pomyśleć, w jakiej dyspozycji jest ten drugi.
PO CZWARTE. Spadek jakości w środkowej strefie boiska również niekorzystnie wpłynął na postawę Arki w obronie.
Duże wątpliwości wzbudza jak na razie Azer Busuladzić, który miał przecież sprawić, że w Gdyni nie będzie się za mocno tęskniło za Marko Vejinoviciem. Cóż, na razie tęsknota jest ogromna. Defensywni pomocnicy Arki często bardziej przeszkadzają w zachowaniu czystego konta, niż pomagają.
Oczywiście Busuladzić cały czas może odpalić – nie należy Bośniaka przedwcześnie skreślać. Ale na niektóre jego popisy (na przykład ~20% wygranych pojedynków w defensywie przeciwko Koronie i Jagiellonii) naprawdę pozostaje tylko rzucić kurtynę milczenia. Arka potrzebuje dodatkowej pary nóg do pracy w destrukcji, bo sam Adam Deja – całkiem przyzwoicie dysponowany w bieżących rozgrywkach – tego po prostu nie uciągnie.
REMIS W STARCU MIĘDZY ARKĄ I LECHEM? KURS: 3.40 W ETOTO!
***
Problem Jacka Zielińskiego polega rzecz jasna na tym, że choćby i szkoleniowiec Arki chciał wykombinować w defensywie coś nowego, nie bardzo ma pole manewru. Podczas meczu z Zagłębiem na ławce rezerwowych Arki zasiadali (jeżeli chodzi o obrońców) Olczyk i Maghoma, obaj zresztą pojawili się na murawie. Czy to są piłkarze zdolni, by wznieść defensywę gdynian na wyższy poziom? Wątpliwe. W środku pola Zieliński również nie ma za wielu ciekawych opcji, gdyby zechciał posadzić na ławce któregoś z defensywnych pomocników.
I to chyba najbardziej niepokojąca wiadomość dla kibiców z Gdyni. Choćby i trener Arki chciał coś zamieszać, pokombinować, pozmieniać… nie bardzo ma z kogo wybierać, nie licząc piłkarzy zupełnie nieopierzonych albo zweryfikowanych już wcześniej negatywnie. Pozostaje mu chyba czekać na to, aż terminarz Arki trochę złagodnieje.
fot. 400mm.pl