Aż przyjemnie oglądało się ten mecz ŁKS-u z Lechem. Jedna sprawa, że po obu stronach mieliśmy kozaków, którzy nie tylko potrzebują jednego kontaktu z piłką, by ją opanować, ale i są w stanie rzucić podanie na nos przez pół boiska. Druga sprawa – obie drużyny chciały uprawiać piłkę nożną, a nie piłkę główkową.
Strasznie obrzydza nam czasami oglądanie ligi sprowadzanie tych 90 minut gry do walki. Robienie z meczów zawodów lekkoatletycznych, w których liczy się, kto szybciej pobiegnie, kto będzie się mocniej przepychał w walce o frunącą piłkę. Tu przecież chodzi o grę, podawanie, strzelanie goli, a nie permanentną walkę i futbol spod znaku Sunday League.
I wracając do starcia ŁKS-u z Lechem – naszą uwagę przykuła statystyka pojedynków powietrznych, których w tym meczu było zaledwie 22. Wydawało nam się to rekordowo niską wartością, bo przecież widzieliśmy i takie mecze, gdzie jeden ze stoperów potrafił wyskoczyć do główki nawet i te 20 razy. No i – jak się okazało – nie myliliśmy się. To rekordowo niska liczba pojedynków powietrznych w tym sezonie i oczywiście też najniższa liczba w tej kolejce:
– Arka vs. Korona – 75
– Legia – Śląsk – 67
– Zagłębie – Jagiellonia – 57
– Piast – Pogoń – 56
– Raków – Cracovia – 49
– Wisła P. – Lechia – 45
– Wisła K. – Górnik – 38
– ŁKS – Lech – 22
W ogóle mamy takie spostrzeżenie, że liczba pojedynków o górne piłki dość trafnie oddaje to, jakie wrażenia wyciąga się z meczu. Im mniej walki o górne piłki, tym więcej grania po ziemi. I wówczas tacy goście jak Ramirez, Tiba czy Jevtić nie czują się w trakcie meczu jak siatka tenisowa, gdy piłka fruwa im nad głowami.
***
Wspomnieliśmy, że wolimy, gdy futbol nie jest tożsamy z zawodami lekkoatletycznymi, ale nie sposób pominąć tego, że jednak uprawiając piłkę nożną trzeba biegać. A nikt w lidze nie biega tak dużo, jak beniaminek z Łodzi. Do tej pory tylko pięciokrotnie któryś z zespołów był w stanie złamać granicę 120 kilometrów pokonanych w trakcie meczu. Były to drużyny:
– Rakowa Częstochowa w meczu z Jagiellonią
– Zagłębia Lubin w meczu z Jagiellonią
– ŁKS-u z Lechią
– ŁKS-u z Cracovią
– ŁKS-u z Lechem
Mają ci chłopcy Moskala płuca. Ale też w tej kolejce padł rekord tego sezonu pod względem długości pokonanego dystansu przez jednego piłkarza. Łukasz Poręba pokonał 13 kilometrów i 190 metrów, przebijając w ten sposób wynik Macieja Wolskiego w starciu z Cracovią (12,46 km). Zawodnik Zagłębia sam nie do końca dowierzał po meczu, że był w stanie wykręcić taki wynik.
Skoro już przy rekordach, to własny wyczyn wyśrubował Przemysław Płacheta ze Śląska Wrocław. Do tej kolejki w gronie szybkobiegaczy, którym udało się złamać granicę 34 km/h podczas sprintu, był tylko Płacheta i wspomniany Wolski z ŁKS-u. W piątek do tego grona dołączył Kamil Antonik, a Płacheta przebił rekord i najszybsza zmierzona prędkość w tym sezonie nadal należy do niego – w starciu z Legą zdołał rozpędzić się do 34,65 km/h.
***
Pisaliśmy w poprzednim tygodniu, że zdobycz punktowa Cracovii może być myląca, bo w dwóch pierwszych kolejkach stworzyli sobie tyle samo lub więcej okazji strzeleckich od Zagłębia czy ŁKS. Zabrakło „Pasom” skuteczności – czasami strzelenia gola z dupy, czasami odpowiedniego przyłożenia nogi w sytuacji, gdy przed strzelcem jest już tylko bramkarz.
No i reakcja przyszła szybciej, niż moglibyśmy się spodziewać. Wspominaliśmy o współczynniku goli spodziewanych, expected goals. W starciu z Rakowem współczynnik xG wyglądał tak:
Zatem w idealnym świecie Raków wygrałby jakieś 3:0 czy 3:1. Co na to rzeczywistość? 3:1, owszem, ale dla Cracovii.
Cracovia zwycięska i u siebie z Koroną? Kurs 2,10 w ETOTO
***
No i klasycznie – jedenastka kolejki według InStat Index. Co się rzuca w oczy? Fakt, że mieliśmy spore problemy, by upchnąć tych wszystkich środkowych pomocników w jednym składzie. A że żaden z napastników nie błysnął, to awaryjnie do ataku przesunęliśmy jeszcze Jesusa Imaza.
SKORZYSTAJ Z OFERTY POWITALNEJ ETOTO! BONUS 200% DO PIERWSZEGO DEPOZYTU!
***
źródło danych: oficjalne statystyki Ekstraklasa S.A. (InStat + CyronHego)