Nie mamy nic przeciwko kobiecemu futbolowi, naprawdę. Niech się rozwija, niech przyciąga na trybuny coraz większe rzesze kibiców, życzymy, żeby piłkarki zarabiały coraz lepiej. Patrzymy na to po ludzku, nie jesteśmy jakimiś mizoginami, nie będziemy w stylu Korwina – mimo że ostatnio oddaliśmy mu łamy – mówić o mniejszej inteligencji albo czymś innym w tym rodzaju. Niech się wiedzie piłkarkom, tak samo niech się wiedzie górnikom i lekarzom. Życzliwość, piękna rzecz. No, ale mimo wszystko trzeba zachować rozsądek, natomiast czytaliśmy dziś wywiad na sport.pl i musimy stwierdzić, że w tej rozmowie rozsądek poszedł po fajki i nie wróci przez następne 25 lat.
Swoimi mądrościami zechciał podzielić się Rafał Lipski, czyli autor, scenarzysta, działacz społeczny, doskonały tancerz, znawca win i autor książki „Pressing”. Ta książka, wbrew tytułowi, nie jest biografią Franza Smudy, tylko, jak czytamy: powieścią z gatunku political fiction, która dotyka jednego z najbardziej wrażliwych obszarów męskiej rywalizacji. (…) Jak bardzo polskiemu światkowi piłkarskiemu zaszkodzi coming out jednego z kluczowych piłkarzy? Lipski zajmuje się więc innymi dylematami futbolu niż tymi w stylu 4-4-2 czy 4-2-3-1. I w sumie okej.
Natomiast we wspomnianym wywiadzie Lipski zajął też stanowisko w sprawie futbolu kobiecego i chcielibyśmy napisać, że trafił kulą w płot, natomiast nie trafił ani w płot, ani w nic innego. Spójrzcie sami:
Wspominałeś, że najlepsi polscy piłkarze krótką deklaracją mogliby pomóc. Brakuje w Polsce zawodników gotowych zabierać głos w ważnych społecznie sprawach? Piłkarka Megan Rapinoe mówi o wszystkim tym, o czym nie mówią piłkarze.
Kobiety mówią odważniej, nie tylko w kontekście piłki nożnej. Nawet na przykładzie PZPN widać, że najciekawsze projekty wewnątrz organizacji inicjują kobiety. Proszę się przyjrzeć jakie ciekawe rzeczy tworzy wydział Grassroots PZPN i sprawdzić kto za nimi stoi. Jednocześnie kobiety w polskim futbolu są wciąż bardzo marginalizowane. Tymczasem na świecie futbol kobiecy rozwija się tak dynamicznie i jest tak autentyczny i fascynujący, że jest kwestią 10 lat, jak męski futbol zacznie mu ustępować pierwszeństwa. Męski futbol, jeśli się nie zreformuje, nie oczyści i nie znormalnieje, także pod względem otwartości na różnorodność, będzie tracił na atrakcyjności. Wiarygodność już w dużej mierze stracił.
Ale że za dziesięć lat prześcignie męski?
Brzmi to jak herezja, ale patrzę na to, gdzie był futbol kobiecy dziesięć lat temu i gdzie jest dzisiaj oraz na dynamikę rozwoju. Sytuacja jest taka, że coraz więcej kobiet gra w piłkę a jednocześnie jest masa ludzi, którzy omijają dziś stadiony, bo źle się tam czują. Oni odnajdą swoje miejsce na meczach kobiet, bo tam atmosfera jest i będzie inna. Szybko dostrzeże to biznes, też raczej ten progresywny i powstanie efekt kuli śniegowej. A męski futbol będzie się dalej kisił w swoim niereformowalnym mundurku, zostawiał trybuny w rękach nacjonalistycznych agitatorów, odstraszając tym samym tysiące kibiców i zastanawiał potem czemu stoi w miejscu.
Ustalmy jedno: sami sądzimy, że kobiecy futbol będzie rósł w siłę. Skoro popularny jest kobiecy tenis, skoro kobiety na Igrzyskach Olimpijskich nie startują w nocy i przy zgaszonym świetle, nie ma powodu, by i z piłką nożną nie miało być podobnie. Widzieliśmy, co działo się podczas ostatniego mundialu pań, jak dużą popularność zdobyła Megan Rapinoe. Sponsorzy będą się do tego wszystkiego garnąć, bo czują, że można robić na tym kasę. Proste? Proste.
Ale, na litość boską, znajmy skalę.
Powiedzieliśmy, że tenisistki są popularne? Powiedzieliśmy. Tylko że Federer w zeszłym roku zarobił 77,2 miliona dolarów. Następny był Nadal (41,4 miliona). Trzeci Kei Nishikori, 34,6 baniek. Czwarty? Djoković. 23,5 miliona. Piąta jest wreszcie Williams, która wyciągnęła 18,1 miliona. Jednak ona wówczas nawet nie była najlepsza na świecie, nie była nawet w pierwszej piątce, tylko kręciła te pieniądze na swojej marce. Teraz pierwsza w rankingu WTA jest Ashleigh Barty, która według portalu paywizard.org zarabia miesięcznie 177 tysięcy. Pierwszy w ATP Djoković blisko dwa miliony.
Marka Elain Thompson, pierwszej na 100 metrów na ostatnich Igrzyskach, warta jest cztery miliony dolarów.
Marka Usaina Bolta, pierwszego na 100 metrów na ostatnich Igrzyskach, warta jest 15 razy tyle.
Możemy żonglować tymi liczbami w nieskończoność, ale mamy też ciekawsze rzeczy do roboty, trzeba zmienić kuwetę kotu. Sprawa jest prosta – nawet tam, gdzie sport kobiecy cieszy się sporą marką, dużo traci finansowo do sportu mężczyzn. A że bez pieniędzy nie ma postępu, chyba nikomu nie musimy tłumaczyć.
Jeszcze raz: niech futbol kobiet, ale i każda inna dyscyplina się rozwija. Tylko mówiąc takie rzeczy jak Lipski, szkodzi się, a nie pomaga. Jeśli ktoś chce wierzyć, że za 10 lat bardziej będziemy się jarać mistrzostwami świata kobiet bardziej niż mistrzostwami świata mężczyzn, to prosimy bardzo. Równie dobrze może sprawdzać, czy pod łóżkiem nie ma potworów.
Panie Rafale, natomiast temat na książkę oczywiście pan ma. Dominacja sportu kobiecego nad sportem męskim. Prosimy ją napisać, wydać, sprzedawać. Sami kupimy. Wystarczy spytać w Empiku, gdzie jest dział fantastyki.