Pomyśleliśmy sobie po ostatnich pucharowych wyczynach, że skoro w naszej lidze może grać właściwie każdy, to i o piłce może mówić każdy. Również Janusz Korwin-Mikke, który w poniższej rozmowie ujawnia żyłkę futbolowego rewolucjonisty. Nowe rodzaje rzutów karnych. Nowe zasady dotyczące rzutów rożnych. Proste rozwiązanie kłopotu spalonych. Jak wychować najlepszych piłkarzy? W biedzie. – Ludziom biednym chce się pracować. Kto niszczy biedę, ten niszczy społeczeństwo. Zniszczenie biedy jest zniszczeniem narodu. Biedni ludzie muszą istnieć, bo to jest główny motor rozwoju. Dzieci powinny iść do piłki nożnej dlatego, ponieważ kochają piłkę, a nie dlatego, że kochają pieniądze – twierdzi. Zapraszamy!
Miło mi rozmawiać z jednym z wynalazców wślizgu.
Tak rzeczywiście było. Wpadłem na pomysł, że można coś takiego robić. Po jakimś czasie, gdzieś po roku, to się upowszechniło i sędziowie zaczęli karać wślizgi. Po kilku latach znowu się to unormowało i można było te wślizgi wykonywać, pod warunkiem, że się nie zahaczało przeciwnika. Czyli tak jak jest teraz. Ale wcześniej nie było takiego pojęcia jak „wślizg.” To mi samo z siebie przyszło, to było dla mnie naturalne, że człowiek może to robić, jeśli nie boi się rozwalić biodra, waląc o ziemię. Kiedy nie było jednak tego pomysłu, wymagał on odwagi, skoro trzeba było się wywalić na boisku. Myślę, że wiele osób na świecie tego próbowało, ale w Polsce wślizgu raczej nie było. I jak go wykonywałem, spotykałem się z kąśliwymi uwagami.
Trafiał pan w piłkę?
Na ogół tak, jestem sprytny.
Z tego, co słyszałem, ma pan też parę innych rewolucyjnych pomysłów na futbol?
Tak. Przede wszystkim chciałbym wprowadzić trzynastkę, piętnastkę i siedemnastkę. Nowe rzuty karne z zachowaniem jedenastki. Sędzia się czasem waha – albo karny, albo nic. Czasem jest takie przewinienie, że na karny może nie, ale warto byłoby jednak drużynę broniącą ukarać. I wówczas arbiter miałby do wyboru cztery miejsca, z którego mógłby podyktować karnego.
To zwiększyłoby kontrowersje – dlaczego zarządził trzynastkę, a nie piętnastkę?
To byłaby kontrowersja znacznie mniejsza niż karny albo nic. To jest potworna różnica. Poza tym jestem zwolennikiem wprowadzenia przepisu, by z rzutu rożnego była pierwsza wolna i bramkarz nie mógł interweniować ręką. Kornery obecnie nie mają większego sensu. Kiedyś rożne były dużym zagrożeniem, teraz piłkarze bezmyślnie wybijają piłkę na róg i nic się nie dzieje. Gdyby bramkarzowi nie byłoby wolno łapać piłki albo jej odbijać, rzut rożny byłby znacznie większą karą.
Czyli najpierw piłki musiałby dotknąć ktoś z pola?
Lub bramkarz, tyle że głową albo nogami, nie rękami.
Ten pomysł na pewno bardziej mi się podoba niż poprzedni. Ma pan jeszcze jakiś?
Nie lubię spalonego. Natomiast uważam, że niedługo zniknie problem tego przepisu. Jeszcze tylko pół roku-rok i pojawi się elektronika, którą można nakleić na ciało zawodników. Tak jak pan wychodzi z supermarketu, to naklejony tag zlicza, ile pan kupił. Coś takiego jest też w szermierce, tam był problem, czy zawodnik został trafiony, czy nie. I teraz będzie miał pan to naklejone na zawodnikach i wówczas będzie można dokładnie powiedzieć, czy był spalony, czy nie. Nie trzeba byłoby nawet biec do monitora, sędzia widziałby to na zegarku.
UEFA i FIFA są konserwatywne. System VAR wprowadzali bardzo długo.
To jest zrozumiałe, bo decyzje w piłce trzeba podejmować szybko, a na VAR trochę schodzi. Natomiast tak jak mówię: system tagu byłby błyskawiczny, sędzia miałby decyzję od ręki.
Technika bywa też zawodna.
Trudno. To, że technika jest zawodna, nie znaczy, że nie mamy jej stosować. Równie zawodne są decyzje sędziego.
Pozostaje kwestia ekonomiczna – bogatsze ligi byłoby na to stać, inne nie.
Oczywiście to byłoby do wprowadzenia na początku tylko w najlepszych ligach. Ale z czasem? Niedługo system tagu będą miały sklepy osiedlowe. To, co kiedyś było luksusem, dzisiaj staje się towarem pierwszej potrzeby. Kiedyś zdobycie kolorowego telewizora było wielkim sukcesem, ze 100 osób w całej Warszawie miało kolorowy obraz. Teraz można takie telewizory kupować na pęczki, z przeceny, za 100 złotych.
Skoro mówimy o ekonomii, to rozumiem, że jest pan przeciwnikiem inwestowania spółek skarbu państwa w sport?
Oczywiście. To jest niedopuszczalne, by państwo ingerowało w sport. Skandalem jest fakt, że państwo wydało 100 milionów na pana Kubicę. Skandal. Tak samo skandalem jest nielegalne dofinansowanie Stadionu Narodowego. Ponad połowa pieniędzy została ukradziona przez cwaniaków, którzy przy nim działali, teraz się do tego obiektu dopłaca. Zupełny absurd.
Jeśli ukradli, to czemu pan nie złożył zawiadomienia do prokuratury?
Próbowałem składać zawiadomienia do różnych prokuratur. Nie udało się, żadna go nie przyjęła. Przyjmuje je wtedy, gdy ktoś na mnie doniesie, że dręczę psa. Wtedy od razu prokuratura się włącza. Jak jest poważne oskarżenie, to niestety, ale prokuratura jest niekompetentna.
A co do Kubicy – nie bierze pan pod uwagę choćby reklamy?
Czym jest ta promocja? Jak przyjdzie cudzoziemiec do Polski, to będzie szukał jednej stacji, gdyż Kubica jeździ w Williamsie? Najpierw w ogóle musiałby to logo zauważyć, bo go nawet nie widać. Jest to zupełny absurd. Poza tym to jest antypromocja, skoro Kubica przyjeżdża ostatni.
Ostatnio zdobył punkt!
Tak, tak. Jak ośmiu zawodników wyleciało, dwóm ucięto po 30 sekund, to udało się zdobyć jeden punkt.
A takie inwestycje jak 130 milionów od rządu na szkółki piłkarskie? Co pan o tym sądzi?
Dlaczego Brazylia jest potęgą w piłce nożnej? Ponieważ nikt tam futbolu nie promuje. Po prostu chłopaki w wieku pięciu, sześciu, siedmiu lat chodzą na boiska.
Wychodzi pan z założenia, że tam, gdzie jest bieda, będą wyniki sportowe?
Tak. Ludziom biednym chce się pracować. Kto niszczy biedę, ten niszczy społeczeństwo. Zniszczenie biedy jest zniszczeniem narodu. Biedni ludzie muszą istnieć, bo to jest główny motor rozwoju. Bogatemu się mniej chce, ponieważ on wszystko ma, a jak nie ma, to tatuś załatwi. Oczywiści są wyjątki. Sławnym przykładem jest rodzina Rothschildów. Ich dzieci nie są rozpieszczane, tylko zmuszane do pracy.
Takie inwestycje nie są rozpieszczaniem, tylko zachęcaniem.
Państwo daje im pieniądze. Dzieci powinny iść do piłki nożnej dlatego, ponieważ kochają piłkę, a nie dlatego, że kochają pieniądze. Jeżeli będzie pan dawał pieniądze za kopanie piłki, pójdą do niej ci, którzy kochają kasę.
Kasa jest też jednak kwestią infrastruktury.
Dzieci mogą grać na trawiastym boisku, gdzie są nawet kretowiska. Nic się nie stanie. Wie pan, oglądanie B-klasy jest czasem ciekawsze niż oglądanie mistrzostw świata. Nie wiadomo, w którą stronę poleci piłka po kopnięciu.
Jak będziemy grali na kretowiskach, to nie wypracujemy techniki użytkowej.
Wie pan, jak skomplikowana jest technika omijania kretowisk? Zmusza do większej inteligencji.
W szkółkach Realu i Barcelony nie trzeba omijać kretowisk.
No dobrze, ale najpierw te dzieci pograły sobie na kretowiskach, potem trafiły do szkółki. Szkółka to jest zawodowstwo. Niech pan zapamięta jedną rzecz. Jeśli chce pan, żeby coś zostało zrobione, ma pan trzy możliwości. Raz – zrobić samemu. Dwa – zapłacić komuś, żeby to zrobił. Trzy – zabronić dziecku to zrobić. Dzieciom trzeba zakazywać gry w piłkę, oczywiście tak, żeby łamały te zakazy. Dzięki temu będą grały.
Jeszcze zakazywać? Już i tak mają dużo rozpraszaczy w postaci Playstation i komputerów.
Cała przyjemność polega na łamaniu tych zakazów. No, ale tak, moje dzieci niestety teraz siedzą z nosami w komputerze, bardzo się rozwijają, ale w świecie wirtualnym, nie zaś rzeczywistym. W tym roku przestawię je na świat realny.
Może zakazał im pan grać w piłkę.
Właśnie nie. Coś wymyślę.
(Dzwoni żona)
– (…) Kochanie, a czy Karolek gra w piłkę?
Gra w piłkę, ale w tej chwili gra w badmintona.
Wracając jeszcze do ekonomii – jak pan widzi te wszystkie transfery za 100 czy 200 milionów?
Nie powiem, że to jest patologia, ale jest to sytuacja zupełnie nietypowa. Nie ma wiele wspólnego z piłką nożną. To coś takiego jak oglądanie zawodów kulturystów i porównanie ich do losowego pięknego mężczyzny. Ważne, żeby mężczyzna umiał biegać, pływać i skakać, a nie zajmował się kulturystyką, nawet jeśli zajmuje pierwsze miejsce.
Ale pewnie nie regulowałby pan tego rynku?
Nie, nie ma ku temu najmniejszego powodu. Natomiast chciałbym, żeby wykryto wszelkie afery w PZPN, piłce siatkowej, UEFA, FIFA. Trzeba tam zrobić porządek z korupcją. A wie pan, skąd bierze się ta korupcja? Z ustawy z bodaj 1985 roku. To jest ustawa o sporcie. Ona praktycznie zagwarantowała monopol związkom sportowym. Istnieje po jednym związku sportowym na dyscyplinę. Brak konkurencji jest chorobliwy. Ludzie mówią, że przy pięciu związkach piłki nożnej zrobiłby się bałagan. Proszę sobie więc przypomnieć, że w boksie zawodowym istnieje więcej niż pięć federacji, każda przyznaje tytuł mistrza świata i z tego powodu boks amerykański nie umarł. Powiedziałbym nawet, że się trzyma całkiem nieźle w porównaniu z innymi krajami. Dlatego, że istnieje konkurencja. Nie mówię, że ma być akurat pięć związków piłki nożnej w Polsce, ale kilka. Problem polega na tym, że te sukinsyny z UEFA i FIFA żyją z tego monopolu. Zagrożą Polsce, jeśli ona zdecyduje się na taki ruch.
Wykluczą nas z pucharów, ale to żadna strata.
Tym się nie ma co przejmować.
Rozumiem, że kluby mogłyby sobie wybierać, który związek zapewni im najlepsze warunki?
Tak. A jeżeli dochodziłoby do mistrzostw świata czy Europy, te związki wybierałyby jednego selekcjonera, takiego najlepszego. Nie ma to jak wolna konkurencja.
Byłby jednak bałagan.
Anarchia to matka porządku. Milton Friedman mówił mądrze. Popatrzmy na ulice w dzień powszedni. Ktoś gdzieś biegnie, ktoś gdzieś dzwoni, ktoś tam coś załatwia, naradza się. Panuje bałagan. Popatrzmy na tę samą ulicę w dniu 4 lipca. Święto narodowe. Idą równe szeregi, dziewczynki machają kwiatkami. Pytanie: w którym dniu dochód narodowy jest tworzony, a w którym wydawany? Oczywiście wydawany jest tego drugiego dnia. W pełnym chaosie i anarchii.
A pan uważa, że polska piłka jest przepłacona?
Zdecydowanie. Ale nie mi o tym decydować. Jeżeli widzowie chcą przepłacać, ich sprawa. Natomiast tylko widzowie. Jeżeli państwo do tego dopłaca, tworzy nieuczciwą konkurencję. Wtedy piłkarze grymaszą i idą tam, gdzie państwo da im więcej. Od razu muszę panu powiedzieć, że mamy zły system wybierania ludzi do meczu. Trochę grałem w piłkę, brydża i szachy, więc wiem, jak to wygląda. Jak pan wpuszcza zblazowanych piłkarzy Bayernu, Realu i tak dalej na San Marino, to oni kombinują co tu robić. Jakby zamiast tego wziąć piłkarzy Znicza Pruszków, to oni by wygrali z San Marino 7:0. Ponieważ umieją grać z frajerami. Ci lepsi nastawiają się na jakieś pułapki, których nie ma, ci gorsi po prostu grają.
Grał Lewandowski, Krychowiak i tak dalej, a wygraliśmy 7:0 z Gibraltarem.
To jest skandal, płacić tym ludziom za grę z Maltą, Gibraltarem i San Marino, gdzie najlepszy piłkarz występuje w czwartej lidze włoskiej. Śmieszne. Trzeba dać drugą ligę i ona wygra.
Tamci też wygrali.
No tak, ale to jest strzelanie z armaty do wróbla.
Nie rozumiem tej teorii.
Po prostu selekcjoner wydał za dużo pieniędzy.
Drużyna musi się kiedyś zgrać.
Przeciwnie. Jak grają z frajerami, to oduczają się grać na poziomie mistrzowskim. Powiem więcej – jak ja gram w szachy z frajerami przez pięć partii, to już nie gram dobrze w szóstej partii z mistrzem, ponieważ się przestawiłem. Jest inny sposób grania z frajerem. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a jak pozwala na za dużo, to się człowiek przyzwyczaja. Potem ci piłkarze wychodzą na Hiszpanie i to wszystko nie działa.
Słyszałem tylko o pomysłach, żeby te słabsze federacje w Europie odcinać od lepszych.
Ale dlaczego odcinać? Po prostu wysłać Znicz Pruszków.
Pan ma swój ulubiony klub?
Mam, ale nie powiem jaki, bo jestem politykiem i jak powiem, to kibice wszystkich innych klubów się na mnie obrażą.
To inaczej – tęskni pan za romantyzmem w sporcie?
Mogę powiedzieć, że jestem przeciwnikiem walki z narkotykami w sporcie. Jak ktoś chce się szprycować, to niech się szprycuje, bo wprowadza się chorą atmosferę, że wygrywa ten, kto się najlepiej szprycuje, ale uda mu się to ukryć. Wtedy byłyby dwie kategorie – zawodowców, którzy się koksują i amatorów, którzy tego nie robią. Lance Armstrong mógłby sobie jeździć i dlaczego nie. Dochodzi do absurdów. Drużyna dwuboistów norweskich, dawno temu, została wykluczona przed startem, bo wypiła po koniaku, a przecież kieliszek koniaku daje lepszy refleks. Dalej Belladonna, wielokrotny mistrz świata w brydżu. W wieku 70 lat miał kontrolę antydopingową! Przecież to jest nieprawdopodobne!
No właśnie, a propos brydża. Pan woli brydża czy szachy?
Jestem lepszy w brydża niż w szachach. Co mi przeszkadza w szachach to fakt, że jak widzę końcówki, które grają arcymistrzowie, to widzę błędy. Oni wygrywają dzięki temu, że mają opanowane znakomite debiuty, mają zasady gry środkowej, ale z myśleniem w końcówkach wcale nie jest tak dobrze. Ja widzę te błędy i to nie po głębokim namyśle. Tak się spinają, żeby wygrać debiut i grę środkową, że nie wystarcza im sił. No i za mało trenują. A co do brydża: ciekawe, że byłem trenerem kobiecej reprezentacji. Kobiety lubią być rządzone przez mężczyzn, dlatego wszelkie drużyny kobiece mają męskich trenerów. I wie pan, na czym polegała różnica? Po rozdaniu trener omawia rozdanie z zawodniczkami. Kobieta się pyta, czy zagrała poprawnie, mężczyzna czy zagrał najlepiej jak mógł. To nie jest to samo.
Teraz kobieta będzie prowadzić mecz o Superpuchar Europy, więc to ona będzie rządzić na boisku.
Niech sobie prowadzi. Nie ma w tym nic złego.
Więc nie jest to żadna reguła z tymi klubami. Kobiety-trenerki były też choćby w Ligue 2.
Ja byłem w drugiej lidze koszykówki. Czysto amatorski zespół. Zagraliśmy sobie z reprezentacją kobiet w koszykówce. Wygraliśmy 50:4.
Żadna sensacja. To niczego nie dowodzi.
Nie. Pokazuje tylko, że kobiety są mniejsze, słabsze i mniej inteligentne od mężczyzn. Mają gorszą koordynację czasowo-przestrzenną. W mojej rodzinie są dwie kobiety, które dobrze prowadzą samochód, reszta pyta, czy skręcać w lewo, czy w to drugie lewo.
Nie wejdę w dyskusję o inteligencji kobiet.
To nie jest dyskusja. Zresztą mogę powiedzieć, że kobiety są mądrzejsze od mężczyzn, bo żadna nie biega za facetem po ulicy, ponieważ ten ma ładne nogi.
Dobrze, wracając do brydża – dlaczego właśnie on, a nie poker?
Poker jest dla mnie zbyt prostą grą. Brydż jest bardziej skomplikowany. Ja grałem w pokera pięciokartowego, zdarzyło mi się spędzić trzy dni i dwie noce, grając w brydża i pokera. Nie jestem natomiast w stanie pojąć idei Texas Holdem. To jest dla mnie znacznie mniej ciekawe niż poker pięciokartowy. Nie wiem, czemu to się upowszechniło. Chyba przez anglosaską dominacje.
Albo kwestie gustu.
Jednak dlaczego nikt nie uruchamia zawodów w pokera pięciokartowego? To jest element polskiej kultury, który zresztą jest ciekawszy niż Texas Holdem.
Bo nie ma popytu.
Nie, bo nikt nie ruszył tego tematu, gdy ileś lat temu wchodził Texas Holdem.
Wolny rynek.
Też prawda. Powiem więc z innej strony: każda gra na pewnym poziomie wymaga natężenia swojej uwagi do maksimum. Nawet w chińczyka można grać źle albo dobrze. Jeżeli ktoś mówi, że szachy są trudniejsze od warcabów, to się myli. W warcabach trzeba przewidywać na 11 ruchów do przodu. Jak gram w szachy, to pamiętam debiuty, czyli starty, natomiast w warcabach nie jestem w stanie tego pamiętać, bo debiuty są identyczne, co paradoksalnie utrudnia.
Z tego wspomnianego brydża pan się chyba utrzymywał na studiach?
Tak. Nie mogłem znaleźć pracy, byłem wrogiem ludu, więc czasami przewalałem węgiel na Dworcu Gdańskim, ale tak naprawdę najwięcej zarabiałem, grając w brydża. Wygrywałem turnieje. Zawodowiec grając w brydża, ma ogromną przewagę nad amatorem. On ćwiczy, a amator pracował osiem godzin, jest zmęczony i przegrywa. Ale jest zadowolony. Bo jak raz na trzy razy wygra, to się cieszy. Dwie porażki. Nic się nie stało.
Mówił pan kiedyś, że woli sporty indywidualne, a w brydża gra się parami.
Z partnerami jest nieustanny problem. Kiedyś najwybitniejszy brydżysta amerykański spytany, kto jest najlepszy, odpowiedział, że on. W takim razie z kim chciałby grać w parze? Tylko z drugim takim jak on. Najlepsi przeciwnicy? Dwóch taki jak on. Są różne historyjki o partnerach brydżowych.
– Pan ma wspaniałą pamięć brydżową. Robi pan te same błędy co pięć lat temu.
Albo:
– Lubi pan grać w brydża do partnera?
– Lubię.
– To czemu się pan nie nauczy?
Jest bardzo ważna zasada. Partnerzy brydżowi nie powinni przechodzić na ty. Nie można powiedzieć „pan ch…”, ale „ty ch…” już tak. To wymusza pewną kulturę.
Wielokrotnie pan przegrał przez partnera?
Oczywiście! Kiedyś przegrałem ogromne pieniądze, grając zresztą z partnerką. Przez jej decyzję spadliśmy na drugą pozycję. Dlatego cieszę się, że wygrałem kiedyś największy „indywidual” w Sopocie za duże pieniądze. Gra się po kolei z kilkudziesięcioma zawodnikami.
No widzi pan, a w pokera byłby pan sam cały czas.
Tak. Ale naprawdę dla mnie ten poker jest zbyt prostą grą. Tam jest więcej psychologii niż matematyki. Choć muszę panu powiedzieć, że przegrałem w pokera pięciokartowego z człowiekiem, który wziął karty i przed dobraniem myślał przez 10 minut. Nad czym myślał? Nad tym, jak w poprzednim rozdaniu szły karty, które powinny być teraz na wierzchu. I wymyślił! Wygrał. Tak to już jest w sporcie – na dłuższym dystansie zawsze wygra lepszy. W szachach mistrz, gdy zobaczy słaby ruch, śmieje się z niego i wykonuje kontrę. Nie widzi jednak, że tamten ruch otworzył furtkę do innego. Arcymistrz to widzi. Tak działa sport, może tylko rzut monetą nie wyłoni lepszego w dłuższym czasie. Kiedyś na przykład, gdy byłem internowany, grałem dwa spotkania szachowe w ciemno. Leżałem na górnej pryczy, moi rywale mieli szachownice i tylko mówiłem im, jaki ruch wykonuję. Z tego, co pamiętam, obie partie wygrałem. A jeszcze kiedyś harcerze zaprosili mnie na simultanę. Były rozstawione 52 szachownice. Zrobiło mi się zimno, ale to był jeszcze drobiazg. Raz bowiem grałem w szachy, raz w warcaby. Krążyłem wokoło, ale na szczęście wygrałem wszystkie partie, bo druhowie grali słabo.
Teraz ma pan czas na brydża albo szachy?
Bardzo rzadko. Jeżeli dziennikarze nie zawracają mi głowy wywiadami, to czasem mam okazję zagrać!
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. własne/Newspix