Dobrzy piłkarze opuszczali, opuszczają i będą opuszczać naszą ligę. To taka sensacja, jak fakt następstwa środy po wtorku, jesteśmy niziutko w europejskiej hierarchii i nie może dziwić moment, w którym zawodnik wybijający się poza to bagienko, szuka szczęścia i większych pieniędzy gdzie indziej. No i bardzo podobał się nam w zeszłym sezonie Bartłomiej Pawłowski, ale teraz próżno go będzie szukać na polskich boiskach. Jak ktoś jest mega fanem Bartka, od dziś musi rozglądać się za jakimś tureckim pakietem telewizyjnym, gdyż Pawłowski został piłkarzem Gazisehiru.
Za Pawłowskim może nie kozacki, ale bardzo solidny sezon w Ekstraklasie. Facet, którego do tej pory kojarzyliśmy z bieganiem ze wzrokiem wbitym w trawę, w końcu podniósł głowę i do chaosu dorzucił sporo jakości. Widać to było choćby po liczbach, skoro Pawłowski zaliczył osiem trafień, pięć asyst i dołożył trzy kluczowe podania. Lepszych cyferek pomocnik nigdy nie kręcił – teraz miał 13 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, a do tamtej pory jego rekordem było dość przeciętne siedem punktów. Facet był jednym z motorów napędowych Zagłębia, bywało, że to od jego dyspozycji zależały wyniki zespołu. Przykład? Od kwietnia do maja tylko w jednym spotkaniu nie przyniósł konkretu, a tak albo strzelał, albo asystował, albo wywalczył rzut karny. Miał gaz, miał drybling, był przebojowy, ale i skuteczny.
W końcu ustabilizował formę i nie musiał przejmować się jakimiś urazami. Na ligowych boiskach spędził blisko trzy tysiące minut, kiedy wcześniej nawet nie przekroczył bariery dwóch tysięcy. No, jest różnica, mówimy wręcz o zupełnie innym, nowym i lepszym piłkarzu.
Największe polskie kluby myślały o transferze Pawłowskiego, ale sprawa rozbiła się jednak o kasę – klauzula odstępnego wynosiła około 800 tysięcy euro, a to jest w naszych realiach naprawdę spory wydatek. Pawłowski ma 26 lat, w listopadzie 27, za sobą tak naprawdę jeden bardzo dobry sezon od A do Z. Być może uznano, że ryzyko jest mimo wszystko za duże. Jednak gdzie u nas taka suma budzi respekt, jeśli nie grozę, to w innych miejscach piłkarskiej Europy nie robi żadnego wrażenia i jednym z takich miejsc na pewno jest Turcja.
I to widocznie nawet wtedy, gdy chodzi o beniaminka, przed którym nie rysuje się jakaś mega przyszłość. Najpierw Gazisehir zajął dopiero piąte miejsce na zapleczu, z trudem wskakując do baraży. Potem i w półfinale, i finale męczył bułę, przechodząc dalej po karnych. Teraz nie zanosi się, by miał podbić turecką ekstraklasę. Filip Cieśliński, pasjonat bosforskich klimatów, mówi: – Na tę chwilę kadrowo wygląda to na nadchodzącą masakrę. Nie sięgają po równie dobrych piłkarzy co inny beniaminek – Denizlispor, mają znacznie gorsze podstawy niż ten drugi – Genclerbirligi. Rywali Pawłowskiemu dojdzie jeszcze z pięciu przy ich obecnej polityce transferowej. Ci, którzy grali na skrzydłach w ubiegłym sezonie, już odeszli. Teraz będą to zaludniać. Moim skromnym zdaniem koło Ankaragucu to główny kandydat do spadku.
Jest więc nowa drużyna Pawłowskiego tak naprawdę placem budowy i to takim prowadzonym przez dość ekscentrycznego szkoleniowca. Pisaliśmy o Mariusie Sumudicy przy okazji transferu Olkowskiego (który będzie nowym klubowym kolegą Pawłowskiego), że Rumun potrafi skopać chorągiewkę, wystraszyć opiekę medyczną tak, że ta upuści nosze, pocałować sędziego albo podbiec do niego, gdy ten korzysta z VAR-u. I wówczas już nie dawać buziaka.
EPIC STUFF from Saudi Arabia!!! Romanian manager Sumudica goes after the ref who was using VAR, then almost faints and gets treated with honey. You haven’t seen things like this on a stadium, I promise. Brilliance, Romanian style!!!! Worth every second!!!! pic.twitter.com/9GcQrMAFGB
— Emanuel Roşu (@Emishor) October 26, 2018
Cały tekst TUTAJ.
Oczywiście nadzieje na mimo wszystko solidny sezon dalej są. Cieśliński mówi: – Wiele się może jeszcze zmienić, w zależności od ruchów transferowych. Stoi za nimi solidna firma SONKO, więc jak będą chęci, to kapitału na kilka głośniejszych ruchów nie zabraknie. Popisówkę zrobili już w ubiegłym sezonie, ściągając Sowa.
To właśnie 33-letni Moussa Sow jest największym nazwiskiem zespołu, choć na razie trudno mówić o jego strzeleckich dokonaniach, skoro przez 15 meczów zaliczył cztery bramki. Poza tym można zwrócić uwagę na Papę Djilobodjiego (w CV ma występy w Ligue 1 i Premier League), Júniora Moraisa (przyszedł z FCSB, czyli dawnej Steauy), Rydella Poepona (przeszłość w Eredivisie) i Gökhana Alsana, lidera drużyny na zapleczu. No, ale sami widzicie: żadne to nazwiska z topu.
Cóż, wybór Pawłowskiego nie jest oczywisty, ale najwyraźniej dla piłkarza i tak ciekawszy niż pozostanie w Zagłębiu. Pomocnik ma zagraniczne doświadczenie, pamiętamy jego nieudany pobyt w Maladze, wypada mieć nadzieję, że wyciągnął wnioski. Bartek, nie przepadnij tam, pokaż się jak kiedyś Grosicki w Sivassporze i będzie dobrze.
Fot. 400mm.pl