Trzy tysiące kilometrów od Warszawy, niemal pod granicą z Kazachstanem. To tam Michał Kucharczyk będzie szukać nowego otwarcia. I pierwszej od wielu lat czystej karty.
Pierwszy do batów, ostatni do laurów. Michał Kucharczyk nie miał w Legii łatwego życia. Co sezon na Łazienkowską trafiali więksi lub mniejsi parodyści, którzy poza pobraniem kilku, czasem kilkunastu pensji, nie pozostawili po sobie śladu. Nawet ułamka hejterskich razów, jakie zbierał latami „Kuchy”, nie przyjął nigdy żaden z nich.
Technicznie był raczej surowy. Jego najbardziej charakterystycznym zagraniem nie była jakaś przekładanka, jakieś podanie zewniaczkiem, a wypuszczenie piłki w siną dal i sprint. Tacy zawodnicy nie porywają tłumów, nie dla nich kupuje się bilety. Ale Kucharczyk był przy tym efektywny. Serducho dawał zawsze, miał też tę rzadko spotykaną umiejętność przechylania szali najważniejszych spotkań. No bo kto golem dał nadzieję w jednym z najbardziej niesamowitych polskich comebacków XXI wieku – tym ze Spartakiem w Moskwie? Kto wprowadził Legię po wielu latach do Ligi Mistrzów swoim trafieniem z Dundalk?
No wiadomo, że Kuchy!
Ta czysta karta, jaką otrzymuje w Jekaterynburgu, gdzie nikt go nie zna i nikt nie będzie na niego zrzucał winy za niepowodzenia zespołu, należała mu się jak psu buda.
Jak szybko zacznie ją zapisywać? Wydaje się, że nie będzie trzeba czekać na to długo. Sytuacja na skrzydłach w Jekaterynburgu jest bowiem tak słaba, że naprawdę mało brakuje, by po jednym z nich biegał pies zarządcy stadionu. Ural dysponuje dwoma nominalnymi skrzydłowymi – Holendrem Othmanem El Kabirem i Bułgarem Nikołajem Dimitrowem.
Ten pierwszy to pewniak, nie zanosi się, by miał wkrótce stracić miejsce w jedenastce. W dwóch pierwszych spotkaniach zaliczył gola i asystę, jest jednym z liderów drużyny. – Wydaje się, że El Kabir zaklepał sobie plac w każdym spotkaniu. Jest bardzo szybki, dysponuje świetnym podaniem i jest nieustannym zagrożeniem pod bramką rywali – charakteryzuje najlepszego jak dotąd skrzydłowego ekipy z Jekaterynburga Aleksiej Jaroszewski, dziennikarz sports.ru.
Ten drugi zaś póki co zagrał po powrocie po kontuzji jedną ze 180 możliwych minut, a na prawym boku trener zdecydował się w pierwszych dwóch kolejkach ligowych wystawić Andrieja Egoryczewa, który nigdy wielkim grajcarem nie był i nie zapowiada się, by to była kariera na miarę Dmitrija Alejniczewa czy Andrija Arszawina. Dość powiedzieć, że w wieku 26 lat nie ma jeszcze rozegranych nawet 30 meczów w najwyższej lidze rosyjskiej.
Jeśli jednak nie na skrzydle, Jaroszewski uważa, że Kucharczyk może sobie wywalczyć miejsce w pierwszej linii. Gdzie przecież także zdarzało mu się w Legii grywać. – Moim zdaniem może być pod tym kątem rozważany. Paniukow i Iljin zdają się być pewniakami na szpicy, ale jedyną opcją z ławki jest naprawdę wiekowy Paweł Pogrebniak.
Dużo będzie też pewnie zależeć od obranej przez nowego szefa Kuchego – Dmitriego Parfienowa. To szkoleniowiec nowoczesny, nie uciekający od zmian formacji – w dwóch pierwszych ligowych spotkaniach zastosował najpierw 4-2-3-1, a ostatnio tradycyjne 4-4-2. Nie oznacza to jednak nieustannych rotacji składem, a przynajmniej nie na tych pozycjach, które Kucharczyka powinny interesować najbardziej.
– Parfienow lubi rotować składem, ale przede wszystkim w środku pola. Skrzydła i środek obrony to dwie pozycje, gdzie panuje u niego stabilność. Wspomniany wcześniej El Kabir to piłkarz, którego bardzo rzadko brakuje w podstawowej jedenastce – mówi Jaroszewski.
W Uralu Kucharczyk spotka się z Rafałem Augustyniakiem, którego Rosjanie przechwycili niedługo po zakończeniu sezonu ligowego w Polsce i który zdążył już zrobić w Uralu naprawdę dobre wrażenie.
FT: @FCURAL 3-0 @akhmatgrozny . Ural almost completely dominant second half, a few scares from Berisha aside. Augustinyak excellent, 4-4-2 worked well with Ilyin & Panyukov. pic.twitter.com/4ExAITVHI3
— Andrew Flint (@AndrewMijFlint) July 21, 2019
I choć z rozrzewnieniem wspominamy czasy, gdy w słowniku nierozłącznych związków wyrazowych obok „Jarosław Przybył” i „z Kluczborka” widniała „polska Borussia Dortmund”, to wieściami o dwóch Polakami-kozakach nie pogardzilibyśmy i wtedy, gdyby spływały z Jekaterynburga.
fot. FotoPyK