– Problem tkwi w systemach tych akademii, które mają wychować zawodowych piłkarzy. Przy czterdziestu milionach ludzi w Polsce, poziom, jaki prezentujemy, to patologia. 44% obcokrajowców w Ekstraklasie, a teraz, gdy został zdjęty przepis o zawodnikach bez paszportu UE, zrobi się 50-60% – to mówi samo za siebie. Te systemy nie szkolą zawodowych piłkarzy. Później wchodzą chłopaki z ulic, podwórek. Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek – oni etapy akademii pominęli.
Karol Kowalski oraz Hubert Błaszczak ze swoim projektem o nazwie Professional Football Group ruszyli dwa lata temu. Od tamtej pory zaufało im już ponad sześćdziesięciu chłopaków w różnym wieku, wytransferowali Daniana Pavlasa do Rakowa Częstochowa. Od tego roku pod ich okiem trenują Merveille Fundambu oraz Aristote Otoka. Dlaczego zagraniczne kluby ściągają polskich 16-latków? Na czym polegają treningi w PFG? Co jest największą plagą naszej piłki nożnej?
Na czym polega Professional Football Group?
Karol Kowalski: Jest to projekt dla chłopaków głównie z Mazowsza, ale i z całej Polski, który ma dać szansę na zawodowstwo. Na poziomie centralnym liczba miejsc kontraktowych jest ograniczona. My jesteśmy najbardziej dla tych zawodników, którzy się tam nie załapali. Nie było dla nich miejsca, kluby nie potrzebowały ludzi na danej pozycji, system ich wyrzucił. Taka sytuacja była z Danianem Pavlasem. W Pogoni CLJ-tka była ważniejsza od trzecioligowych rezerw. Wywalili go do drugiego zespołu, bo w CLJ-ce nie widziano dla niego miejsca. Złożyliśmy mu ofertę dołączenia do projektu, rano trenował w PFG, a po południu w klubie. Trafił do zespołu prowadzonego przez Huberta – KS Łomianki, gdzie miał okazję rozwinąć się sportowo i, co najważniejsze, mógł zrobić wynik – minuty, bramki, asysty. Po półrocznej pracy zgłosiła się Legia, potem Górnik Zabrze, a na sam koniec Raków, z którym Danek podpisał kontrakt.
Celem głównym naszej misji jest zrewolucjonizowanie polskiej piłki nożnej. Miałem przyjemność podróżowania po całej Europie oraz obserwowania futbolu w Niemczech, Portugalii, Hiszpanii czy Anglii. Spędziłem tam ponad dwa lata studiując i robiąc staże trenerskie. Zebrałem doświadczenie, zobaczyłem istotne różnice dzielące futbol zachodni od polskiego. Hubert zaś dzięki pracy w drugoligowych klubach tj. Kotwica Kołobrzeg, Polonia Warszawa oraz stażom w zespołach Ekstraklasy (Jagiellonia Białystok, Korona Kielce, Pogoń Szczecin) w młodym wieku miał okazję dotknąć realiów z którymi przychodzi nam się teraz mierzyć. Połączyliśmy nasze doświadczenie i zdecydowaliśmy się działać, przede wszystkim po to aby pomagać chłopakom, rozwijać ich talenty w sferze sportowej i mentalnej.
Hubert Błaszczak: Zależało nam na tym, żeby wspomniane talenty nie ginęły. Na poziomie trzeciej, czwartej ligi i w ligach niższych, gdzie obecnie większość z tych młodych zawodników występuje, jednostki odbywają się wieczorami trzy-cztery razy tygodniowo, co więcej, na różnym poziomie jakościowym. Właśnie dlatego wyławiamy talenty z akademii oraz zbieramy te tzw. „systemowe odpady”, dajemy im możliwość odbywania kolejnych treningów piłkarskich, motorycznych czy mentalnych tak, by rozwijali się dużo szybciej niż konkurencja. Dzięki projektowi mogą pracować na zupełnie innym nastawieniu, wierząc w to, że marzenia z dzieciństwa mogą się ziścić. Dajemy im możliwość, tak naprawdę jakąkolwiek szansę. A co oni z tym zrobią, gdzie dojdą w przyszłości, to wszystko zależy już tylko i wyłącznie od nich samych.
Od początku chcieliście zbierać zawodników, którzy zostali wyrzuceni przez system?
HB: O wiele łatwiej dostać się do zawodników, którym w karierze nie poszło. Dlatego cały projekt początkowo oparty był na bliźniakach – Mikołaju oraz Nikodemie Zawistowskim, chłopakach, którzy byli niechciani w akademii Legii Warszawa.
KK: Rodzic przyjechał i szukał rozwiązania, żeby się nie załamali.
HB: Nie miał lepszej alternatywy i postanowił nam zaufać. Zdecydowanie łatwiej było w nich wyzwolić jakąkolwiek motywację oraz to, żeby postawili na piłkę i dali sobie szansę na zawodowstwo. Ci, którzy w przeszłości byli od nich lepsi zostali w tyle, bo bracia rozwinęli się w niewiarygodny sposób. Ten kierunek dla zawodników na odbudowę jest łatwiejszy. Przede wszystkim jesteśmy nastawieni na młodych piłkarzy, których w odpowiedni sposób chcemy wprowadzić do świata piłki seniorskiej, a następnie w bezpieczny sposób przetransportować do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce – Ekstraklasy. Warto zaznaczyć, że w ramach rozwoju projektu i budowy marki coraz więcej trafia do nas chłopaków z tzw. kategorii „A”. Dotknęli lepszego świata, są po selekcji, chce ich wiele klubów i akademii, a jednak to nam decydują się powierzyć swoją karierę.
Kategoria „A”, jak to jest rozpatrywane? Kto może się do was zgłosić?
KK: Każdy, kto myśli o zawodowstwie. Jednak wiadomo, system zrobił swoją selekcję, zawodnicy z najlepszych akademii to kategoria „A”.
HB: Czyli zawodnicy z Legii, Lecha, Pogoni, Polonii, Escoli, pierwszych dziesięciu najlepszych akademii w Polsce.
KK: Selekcja jest taka, że w zespołach ekstraklasowych czy drużynach ze szczebla centralnego (pierwsza i druga liga) nie ma na tyle miejsca, by utrzymać w nich wszystkich juniorów, więc część z nich zostaje, a inni lądują w trzeciej, czwartej lidze i okręgówkach. I to jest kategoria „B”. Najczęściej są tym faktem zdenerwowani, chcą rzucać piłkę, a my wyciągamy do nich rękę. Ci, którzy w wieku 16, 17 lat nie przechodzą do piłki seniorskiej, automatycznie stają się materiałem „B” lub „C”.
HB: Oczywiście biorąc pod uwagę hierarchię. Piłka seniorska jest dużo wyżej niż juniorska.
KK: Siedzący tutaj Daniel Ciechański został wzięty w wieku 16 lat do seniorów, do pierwszej ligi, więc był materiałem „A”. Cała reszta nie jest do końca świadoma, że jest z kategorii „B” lub „C”, iż selekcja ich nie objęła.
Walczycie z systemem, który mówi, że dany junior musi przejść przez wszystkie szczeble młodzieżowe i rozgrywkowe, żeby wejść na najwyższy poziom. Kiedy powinien nastąpić ten przeskok z piłki juniorskiej do seniorskiej, bo wiemy, że to są realnie dwa różne sporty?
KK: Wzorem tych najlepszych. Robert Lewandowski w wieku czternastu lat trenował w A-klasie, grał z amatorami, ale jednak z dorosłymi mężczyznami. Gdy miał zaś szesnaście lat, występował już w IV lidze. Nabrał cennego doświadczenia w bardzo młodym wieku. Analizując kariery wszystkich reprezentantów – praktycznie wszyscy przeszli do seniorów mając 16, 17 lat. My to robimy spokojnie. W naszej grupie mamy chłopaków szesnastoletnich, siedemnastoletnich, dwudziestoletnich, dwudziestotrzyletnich. Zdarzają się starsi. Zatem możemy ich nazwać grupą seniorską. Każdy 15-latek się w niej odnajdzie. Natomiast na wrzucenie 15-latka do drugiej ligi czy choćby do trzeciej trzeba poczekać. System polskiej piłki jest tak skonstruowany, że bardzo rzadko ktoś z CLJ-tki przeskakuje od razu na poziom zawodowy w Polsce.
HB: Naprawdę są to pojedyncze przykłady, które nie potwierdzają żadnej reguły.
KK: Powiedzmy głośno – to się nie wydarza.
HB: Dlatego plan na karierę młodego zawodnika musi być dobrze przemyślany, tak by w odpowiedni sposób wkomponować go w świat piłki seniorskiej, zaczynając od ligi okręgowej czy – dla najlepszych – od IV ligi, a następnie wspinając się stopniowo ku górze.
Jak przekonujecie do siebie rodziców?
KK: Przede wszystkim edukacja piłkarzy jest dla nas najważniejsza. Chcemy wychować bardzo dobrych, wartościowych ludzi, którzy poradzą sobie w życiu. Większość chłopców wie, że musi zdać maturę. Jeżeli obowiązek szkolny nie jest spełniony, ktoś próbuje się wymigać, wydalamy go z PFG. Do tej pory nie mieliśmy styczności z takimi problemami, zawodnicy uczą się do matur i je zdają. Bardzo często nasi podopieczni idą na tzw. „umowę” z rodzicami: nie olewają szkoły, przygotowują się do matury tak by ją zdać, ale robią to w mniejszym zakresie godzinowym w szkole. Nie trzydzieści godzin lekcyjnych, a szesnaście. Niektórym zawodnikom pomagamy załatwić indywidualne toki nauczania, a jeszcze innych przenosimy do szkół wieczorowych. Mamy opracowanych kilka modeli edukacyjnych. Dodatkowo zajmujemy się treningiem mentalnym, czyli edukacją w sporcie, mamy dla nich lekcje języków obcych np. angielskiego, hiszpańskiego, niemieckiego. Wprowadzamy zawodników-native speakerów, z którymi muszą się dogadać. Współpracujemy z AWF-em, dzięki czemu w przyszłości chłopcy będą mogli łączyć pracę trenerską z grą w piłkę nożną.
HB: Tak, by nie stawiać wszystkiego na jedną kartę, żeby mieć alternatywę. Ważną kwestią edukacyjną jest to, że bardzo pomagamy maturzystom. Oprócz języków obcych, w klasie maturalnej zatrudniamy nauczyciela, który realizuje z zawodnikami materiał z matematyki, gdyż jak wiadomo każdy musi zdać ten przedmiot na egzaminie dojrzałości.
Bardzo nam się podoba, jak mówicie o językach obcych i o wykształceniu. My nadal bagatelizujemy ich rolę w Polsce. Stworzyliście swój system.
KK: Trzeci semestr studiów na AWF-ie realizowałem w Portugalii. Tam nauczyłem się angielskiego, później pojechaliśmy wspólnie z Hubertem na staże trenerskie do Anglii i Hiszpanii. Pierwszy semestr magisterki robiłem w Kolonii. Wiadomym jest, że wszystko kosztuje. Mając uzbierane środki na wyjazd nie mogłem pozwolić sobie na dodatkowe wydatki. Dlatego sam opracowałem system nauki, który pozwolił mi bardzo szybko opanować cztery języki bez niepotrzebnych wydatków. Dzięki temu w tym momencie swobodnie wypowiadam się w każdym z nich. Cała metoda jest oczywiście przekazywana naszym zawodnikom, którzy chętnie z niej korzystają. Żeby nie było tak słodko, w naszym projekcie mamy obcokrajowców, więc siłą rzeczy weryfikujemy czy poziom językowy jest coraz wyższy. Tworząc miejsce, gdzie muszą komunikować się w obcym języku, wyrzucamy zawodników ze strefy komfortu, co jest bardzo istotne w nauce języków obcych.
Naciskacie czy dajecie wolną rękę?
KK: Zależy. Jeżeli chodzi o młodych, to naciskamy, żeby jak najszybciej zbudować u nich odpowiednią świadomość dotyczącą istoty języków obcych w życiu. Przede wszystkim sam zawodnik musi chcieć ją zbudować. Z niewolnika nie ma pracownika. Angielski i matura to absolutne minimum. Bez tego w ogóle nie rozmawiamy.
O jakim zawodniku można powiedzieć, że jest młody?
KK: Jeżeli ktoś myśli o zawodowstwie, w wieku 15, 16 lat powinien mieć już styczność z piłką seniorską. Tak, jak to się robi na Zachodzie, gdzie tych najlepszych chłopaków przenosi się wyżej. Problem w Polsce polega na braku ulicznej piłki. Kilkanaście lat temu dorośli uczyli młodych gry, to było naturalne. W Niemczech, Francji, Hiszpanii ludzie chodzą na boiska pod blokiem czy na osiedlach. Wtedy przejście z juniorów do seniorów nie jest aż tak brutalne. U nas upychamy chłopaków do jednego rocznika, potem mają wejść do dorosłych i robić wyniki, co się nie wydarza. 15, 16 lat to ostatni dzwonek, jeżeli ktoś chce zostać wybitnym piłkarzem.
HB: Dla jasności – zawodnik piętnasto lub szesnastoletni jest zawodnikiem młodym, którego wprowadza się do systemu po tym, jak spełni wszystkie kryteria. 17-latek, 18-latek, a nie mówiąc o 20-latku, który w Polsce jest uważany za młodego zawodnika, dla nas nie jest pełnoprawnym seniorem, zobligowanym do robienia wyników w swoim klubie.
Wyobraźmy sobie taką sytuację – zespół z drugiego lub trzeciego szczebla rozgrywkowego w swoim zespole ma piętnastoletnią perełkę, olbrzymi talent, ale boją się go wprowadzać, co wówczas mają zrobić?
HB: Wypożyczyć niżej lub zesłać do rezerw, jeżeli dany klub takowe posiada. Ciężko jest zawodnikowi piętnastoletniemu przebić się do Ekstraklasy, pierwszej, czy nawet drugiej ligi. Możliwość regularnego treningu w seniorach jest zawsze w cenie, dlatego zapraszamy do współpracy z nami.
Stawiacie grę w rezerwach nad grą w CLJ-ce?
KK: Zdecydowanie.
HB: W naszych oczach CLJ-ka poza marketingiem, otoczką wizualną, jest niżej niż każdy klub ligi okręgowej.
W Polsce do tych rezerw podchodzimy różnie. Lechia Gdańsk kilka lat temu usunęła drugi zespół, przez co pozbawiła dużą część zawodników możliwość regularnej gry. Sami piłkarze czasami również sceptycznie do nich podchodzą.
KK: Błąd świadomości. Jakakolwiek piłka seniorska jest lepsza nawet od najlepszej juniorskiej.
HB: Co do Lechii, tę całą sprawę ze zrezygnowaniem z rezerw uważam za duży błąd. Paru zawodników miało szansę na debiut w Ekstraklasie, wcześniej oczywiście przebijając się w drugim zespole. Teraz widzimy rezultaty. Chłopaka z akademii Lechii w jej pierwszej drużynie ze świecą szukać. Na całe szczęście ten trend zaczyna się zmieniać, czego efektem jest awans Lecha II Poznań do drugiej ligi. Myślę, że wiele ekip z czołówki będzie robić wszystko, aby mieć rezerwy jak najwyżej.
Jak obecność na treningach Macieja Tataja czy Piotra Kruszewskiego wpływa na zawodników, jak nawiązaliście z nimi współpracę? Ilu macie trenerów?
HB: Obecnie zatrudniamy jedenastu specjalistów. Piotrka znał dobrze Karol, wielokrotnie grali ze sobą na boisku, dlatego postanowiliśmy wciągnąć go do projektu. Ja z kolei Maćka poznałem na kursie trenerskim, i to do tej pory jedna z najbardziej pozytywnych rzeczy, jaka mnie tam spotkała. Mówimy o ludziach, którzy mieli do czynienia z piłką na najwyższym szczeblu, szczególnie Maciek. Boiskowe doświadczenie jest najważniejsze. To kryterium uważamy za kluczowe, takich osób szukamy, aby mogły przekazać swoje nauki młodym. Być może nawiążemy współpracę z Piotrkiem Klepczarkiem. Obecnie głównym trenerem piłkarskim jest Tomek Janczarek, który niedawno przejął moje obowiązki. On nie zasmakował aż tak samego boiska, natomiast Tomek to osoba bardzo ambitna i zdeterminowana, żeby coś zmienić. Pracował na Wyspach Brytyjskich ucząc się zachodniego szkolenia z czego teraz nasi zawodnicy mają korzyści.
Zawodnicy czerpią wiedzę od wspomnianych przez was autorytetów piłkarskich?
KK: Przyspiesza to ich rozwój piłkarski. Chłopaki widzą na konkretnym przykładzie, że ciężką pracą można daleko zajść w futbolu.
HB: Ci, którzy do nas trafiają, chcą chłonąć i czerpać wiedzę. Zatem ta liczba pytań jest nieograniczona, z czasem aż za duża, przez co często tracą czas zamiast skupić się na pracy i większej liczby powtórzeń. Nie ukrywamy, że nasi zawodnicy chcą rozwoju. Dodatkowo motywacja do treningu jest większa, jeżeli pomaga im autorytet piłkarski. Kiedyś udział w naszej jednostce brał trener Leszek Ojrzyński, myślę, że nie muszę mówić, co się działo na boisku. Wióry leciały aż miło (śmiech).
Na czym skupiacie się na treningach?
KK: Gramy w piłkę. Robimy to, czego najbardziej brakuje w Polsce. Trening kreatywności. Praktykujemy coś, co kilkanaście lat temu odbywało się na podwórkach. Teraz w Warszawie ciężko znaleźć miejsce, w którym znajdzie się jakościowych ludzi do gry. Dajemy szansę rozwoju w grach na naturalnym boisku.
HB: Projekt PFG ma cechować możliwie jak największa ilość gry. Były trener Ajaxu i Borussi Dortmund, a aktualny Bayeru Leverkusen, Peter Bosz, mówił na konferencji w Łodzi: „Dajcie pograć dzieciom”. Najlepszym sposobem na rozwój motoryczny, techniczny jest ciągła gra, rywalizacja. Wychodzimy z tego samego założenia.
KK: Chcemy uniknąć sytuacji, która ma miejsce w wielu klubach. Tej gry jest tak naprawdę 20 minut i to na dwa kontakty. U nas chłopaki wchodzą do dziadków, a potem rywalizują w różnych gierkach. Jose Mourinho powiedział: “Wielki pianista nie biega dookoła fortepianu. Najlepszym sposobem, żeby zostać wielkim piłkarzem jest po prostu gra w piłkę”. I to nas cechuje.
Wprowadzacie jakieś ograniczenia do tych gier?
KK: Totalna dowolność. Chcemy wzbudzić w nich kreatywność.
Walczycie z systemem, robicie rzeczy, których nie praktykuje się w klubach?
HB: Przede wszystkim stawiamy na prostotę, jednak u nas wspomniana wyżej gra przybiera również inne formy tzw. gry zadaniowe. Chcemy rozwijać naszych zawodników, w zależności od pozycji czy formacji, na jakiej występują na boisku. Dlatego często mamy różne cele do zrealizowania, jednak jedna rzecz jest niezmienna – brak ograniczeń kontaktowych. To główny fundament, na którym nasze treningi są oparte. Bardzo często poruszany temat. Nie tylko u nas, ale i na świecie. Chcąc wychować takich zawodników jak Messi, Neymar, Isco, czołowi skrzydłowi i „dziesiątki”, musimy dać zawodnikom dużo swobody, aby ta kreatywność była rozwijana cały czas. W Polsce takich piłkarzy nie ma. Są ci bardziej i mniej zaawansowani technicznie, dlatego nad tym też oczywiście pracujemy z naszymi chłopakami, ale już w formie dopełnienia. Oni mają być przede wszystkim kreatywni. Mają podejmować dobre decyzje na boisku. Technika użytkowa to podstawa.
Przez to, że u nas w Polsce takich zawodników nie ma, to nie gramy w piłkę?
KK: Tak. Mam informacje od chłopaków trenujących w najlepszych akademiach lub na poziomie centralnym i oni mówią:
– Trenerze, robiliśmy wstawki, motorykę, wszystko, ale tej gry było cztery razy po cztery minuty i to na dwa kontakty.
HB: Po pierwsze, uważam że w jednostce treningowej jest zdecydowanie za mało gry, a dwa, że zwykle występuje ona z wieloma ograniczeniami, przez co ci zawodnicy nie rozwijają się na tyle szybko, na ile by mogli. Wielu chłopaków zdążyliśmy już odbudować, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że przez działania w wielu klubach – zawodnicy nie tylko się nie rozwijają, ale co najgorsze – cofają się.
KK: Jeden z moich mentorów w Hiszpanii, Carlos Santana, były dyrektor akademii Acodetti oraz były selekcjoner Reprezentacji regionu Wysp Kanaryjskich, mówił:
– Daj Messiemu czy Ronaldo grać na dwa kontakty, to na koniec sezonu będą mieli po dwie bramki.
Całe szczęście, że nikt im tak nie każe grać.
Odbudowaliście wielu chłopaków, ale pewnie trafiły się przypadki, w których albo rodzic, albo sam zawodnik, po kilku treningach powiedział: nie ma ćwiczeń, cały czas gramy, to po co mi to?
KK: A właśnie jest odwrotnie. Chłopaki przychodzą i mówią:
– No nareszcie trenerze gram w piłkę.
Nie zdarzył się ani razu taki przypadek?
HB: Nigdy nie usłyszeliśmy tego prosto w twarz. Nigdy nie mieliśmy odpowiedzi, że u nas jest tylko gra, gra i gra. One są w różnych formach, więc ciężko się nudzić. Oczywiście, najważniejszym aspektem treningowym jest gra jedenastu na jedenastu na sam koniec, bo taki format przybiera realny futbol. Mamy jednak również ćwiczenia strzeleckie, w pojedynkach jeden na jeden. Nasze jednostki są bardzo urozmaicone.
Uważacie, że w polskich akademiach jest za dużo teorii?
KK: Na pewno za mało gry.
HB: Biorąc pod uwagę czas treningu, gdzie przez inne roczniki zostaje on skrócony do godziny, półtorej, jeżeli trener dołoży swoją cegiełkę teoretyczną, jest to problem. Tego czasu mają mało, a oni go jeszcze skracają.
KK: W wielu akademiach gra się na sztucznym boisku. A w drugiej, pierwszej lidze i Ekstraklasie zawodnicy trenują i potem wychodzą na mecz na naturalnej nawierzchni. Ci chłopcy jadą później na testy z plastikowego boiska, trafiają do seniorów na naturalną murawę i przez pół roku nie mogą się odnaleźć. Nie są do niej przyzwyczajeni.
HB: Inny świat. Tak samo jak piłka seniorska i juniorska, tak samo naturalna i sztuczna murawa. Każdy, kto miał okazję grać, potwierdzi nasze zdanie.
Od początku mieliście taką koncepcję z ciągłą grą?
KK: To się rozwijało w tę stronę. Gdy przychodzili kolejni ludzie, powiększali grupę, więc i nasze treningowe gry były większe. Aż doszliśmy do momentu, w którym rywalizacja jedenastu na jedenastu kończy każdą jednostkę.
Ilu chłopaków wam zaufało, do jakiej grupy chcecie dotrzeć?
HB: Obecnie na naszych listach widnieje ponad 60 nazwisk. Na treningach mamy od 25 do 35 osób. Prowadzone są przez dwóch do trzech trenerów, w zależności od dnia tygodnia i rodzaju jednostki. Nasze możliwości są nieograniczone. Żebyśmy mogli w sposób odpowiedni przekazywać naszą wiedzę i skupić się na wynikach tych chłopaków, nie chcemy robić przemiału.
KK: Trzeba mieć jakąś jakość. Na trening nie wejdzie przypadkowy chłopak z ulicy. Musi gdzieś grać, prezentować odpowiedni poziom.
HB: Do końca 2019 roku wyznaczyliśmy sobie cel, w którym w naszej organizacji chcemy mieć 100 zawodników, a na treningach 50. Wtedy jednostka będzie się odbywać z podziałem na grupy (ze względu na wiek, czy na poziom sportowy). Dzięki temu dalej będziemy trenować w optymalnych grupach, tak by utrzymać rywalizację pomiędzy zawodnikami.
Do waszego stowarzyszenia dołączyli ostatnio Merveille Fundambu i Aristote Otoka, jak ich odbieracie?
KK: Piłkarsko – bardzo dobrze. Po tych chłopcach widać, że całe swoje dzieciństwo spędzili grając w piłkę na ulicach. Trochę mają problemy z adaptacją do naturalnych boisk, ale to da się przeskoczyć. Z grupą złapali dobry kontakt, a poza tym, wiemy jak to wygląda: jeżeli ktoś jest dobrym piłkarzem, inni go zaakceptują i przyjmą. Na ten moment kładziemy mocny nacisk na naukę języka polskiego. Staramy się wrzucać ich w strefę dyskomfortu, tak by sami widzieli, jak bardzo jest im to potrzebne. Naprawdę dobre chłopaki. Grupa ich świetnie przyjęła.
HB: Moim zdaniem, Aristote i Merveille czują się tu świetnie. Gdy schodzą z treningu, widać po ich twarzach zadowolenie. Biorąc pod uwagę poziom sportowy, mają tu wielu rywali, z którymi mogą się ścierać i którzy – na chwilę obecną – są od nich lepsi. Ale oczywiście niektórzy prezentują niższy poziom, dzięki czemu “koty” rozwijają się. Łapią doświadczenie. Wspólnie z KTS-em Weszło wypracowaliśmy wspólną wizję na przyszłość chłopaków, która wiąże się ze współpracą do momentu, kiedy obaj osiągną poziom sportowy pozwalający im na regularne występy w najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce.
Jakie widzicie u nich braki?
KK: Językowe.
A oprócz językowych?
HB: Od strony piłkarskiej: podejmowanie decyzji. Rzecz kluczowa, zawodnik powinien wiedzieć, kiedy wejść w drybling, w grę jeden na jeden, a kiedy budowany jest atak pozycyjny, gdzie trzeba zachować cierpliwość i szukać podań. Tak jak Karol zauważył – mają oni na tyle dużo doświadczeń boiskowych, ich umiejętności są na tyle wysokie, że to jedynie diamenty do oszlifowania. Jeżeli chodzi o rezerwy, to tak jak wspomniałem podejmowanie decyzji oraz kwestie taktyczne, na tym się skupimy.
Zaprzeczenie polskiego piłkarza, który wie, gdzie ma się przesunąć, ale nie wie, co z tą piłką później zrobić.
HB: U chłopaków dochodzi jeszcze kwestia bramkostrzelności. Ważna rzecz w PFG. Wiemy, że jeżeli zawodnik robi wynik bramkowy, trener nie posadzi go na ławce rezerwowych. Będzie grał. Mocno skupiamy się z Maćkiem Tatajem nad wykończeniami. Chcemy te cechy rozwijać, szczególnie u graczy ofensywnych, ale nie tylko. Widzimy, jak futbol się zmienia. Obrońcy w niektórych klubach są jednocześnie świetnymi napastnikami.
U Fundambu podoba nam się boiskowy luz, czyli coś, co u nas w reprezentacji posiada Piotr Zieliński.
HB: Piotrek jest jednym z najlepszych polskich piłkarzy, jednocześnie świetnych technicznie, a mimo to nie uważam, że mógłby realnie rywalizować z najlepszymi „dychami” na świecie, przez co rzuca się go na różne pozycje. Pomimo to, jest naszą perłą.
KK: Nisza. Zawodnicy z dryblingiem, kreatywni, będą bardzo potrzebni.
HB: Zdecydowanie łatwiej, żeby trafił się kolejny Lewandowski lub kolejny Piątek, tu nie ma problemu, ale zawodników kreatywnych po prostu nie ma.
Widzicie jakichś zawodników w Ekstraklasie czy niższych ligach, którzy będą mogli wskoczyć w buty Zielińskiego w przyszłości?
KK: Mamy takich w szeregach PFG. To jak chłopaki grali rok temu, a jak grają teraz, to dwóch różnych zawodników. Rozwijanie kreatywnych piłkarzy, to dla nas priorytet, dlatego zobaczycie, że w przyszłości tacy ludzie wypłyną z naszego projektu.
Jaka jest różnica między zawodnikiem grającym w seniorach, a tym z CLJ-ki?
KK: Przede wszystkim ci z CLJ-ki nie radzą sobie z presją. Żyją w plastikowym, nierealnym świecie…
Są zagłaskani?
KK: Dokładnie, tak bym to powiedział. Nikt nie wymaga od nich dużego wyniku, dostają kontrakty za nic, zwykle za to, że są. Nie radzą sobie na naturalnych nawierzchniach, bo nie są do nich przyzwyczajeni. Nie potrafią odnaleźć się w szatni.
HB: Dodatkowo dochodzi aspekt fizyczny, który jest dość istotny w seniorach.
KK: Rozmawialiśmy ostatnio z Piotrkiem Klepczarkiem, który powiedział, że chłopcy z topowych akademii, trafiając do seniorów, nie dawali rady na poziomie czwartej ligi, adaptacja zajmowała im rok. Dlatego naszym zdaniem powinni przejść na niższe szczeble w wieku 15 lat. Jeżeli mając 16 lat jesteś topowym zawodnikiem, to już powinieneś być w seniorach.
Jaka jest waszym zdaniem najlepsza akademia w Polsce, pod względem sportowym, ale i wychowawczym?
KK: Problem tkwi w systemach tych akademii, które mają wychować zawodowych piłkarzy. Przy czterdziestu milionach ludzi w Polsce, poziom, jaki prezentujemy, to patologia. 44% obcokrajowców w Ekstraklasie, a teraz, gdy został zdjęty przepis o zawodnikach bez paszportu UE, zrobi się 50-60% – to mówi samo za siebie. Te systemy nie szkolą zawodowych piłkarzy. Później wchodzą chłopaki z ulic, podwórek. Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek – oni etapy akademii pominęli.
HB: Chodzi o temat komfortu. Najlepsze akademie stać na opłacenie kontraktów tych młodych chłopaków. My sądzimy, że to jest problem. Bycie w takiej szkółce postrzegamy jako negatywny bodziec dla rozwoju mentalnego. Pomijając kwestie sportowe, sztuczne nawierzchnie – oni tam mają wszystko. Nie muszą niczego wywalczyć. A świat piłki seniorskiej jest ciągłą walką. Wszystko zależy od ciebie.
KK: Szkoda, że ci najlepsi zostają w tym dziecięcym świecie i przegapiają okienko na zmianę juniorów na seniorów. Lewandowski w wieku 14 lat trenował w A-klasie, potem w wieku 16 lat w IV lidze, w wieku 18 lat, gdy wchodził do gry, miał już cztery lata trenowania z seniorami. Robert wykorzystał to okienko. Dlatego ja uważam, że ten system w Polsce jest nieefektywny. Niewrzucanie najlepszych do dorosłego świata powoduje, iż musimy kupować obcokrajowców.
HB: Oferty najlepszych akademii mają też opcję „zagranicznego wyjazdu”. Wszystko byłoby okej, natomiast ten wyjazd zagraniczny też wiąże się z transferem do szkółki, a nie do pierwszej drużyny. Nie płaci się kwoty za zawodnika, który udowodnił swoją wartość w Polsce, tylko kupuje się potencjał i wrzuca do kolejnej akademii, licząc, że może coś z niego będzie.
Takich zawodników jest multum, najlepsze kluby mogą sobie pozwolić na ściąganie chłopaków z całego świata.
KK: Uważam, że na Zachodzie ludzie są bardziej świadomi tego tematu. Masz tam agentów, mentorów, którzy tłumaczą zawodnikom mechanizm przejścia do piłki seniorskiej. W wieku 16 lat musisz to zrobić, bo jeżeli nie, przegrywasz rywalizację. Ci wszyscy chłopcy bez kontraktów uciekają do innych klubów, a na ich miejsce sprowadza się nieświadomych, polskich rówieśników. Oni wypełnią luki w zespołach juniorskich, a następnie wrócą do siebie z podkulonym ogonem.
Mówi się, że największą plagą w futbolu są agenci.
KK: To jest jeden wielki biznes. Od tego nie da się uciec. Agenci są dobrzy i źli, piłkarze również są dobrze i źli. Uczciwi, nieuczciwi. Nie generalizowałbym tego, bo coraz więcej jest tych świadomych ludzi. Osobiście uważam, że największą plagą polskiego futbolu jest system szkolenia, który nie działa tak jak powinien.
A uświadamianie zawodnika nie powinno być rolą agenta?
KK: Agenci też mają swoje koszty, biur, działalności, z czegoś muszą się utrzymać. Umowa z piłkarzem zwykle trwa dwa lata, więc nie chcą czekać. Ich głównym planem jest upchnięcie danego zawodnika, aby dostać pieniądze, niezbędne do życia.
HB: Dla jasności – my naszym zawodnikom radzimy jak najdłuższą pracę bez agenta. Ewentualnie z trenerami, specjalistami, którzy nie będą czerpać z tych działań żadnych dochodów. Oni mogą pomóc podjąć odpowiednią decyzję zawodnikowi. Na najwyższym szczeblu nie da się funkcjonować bez agenta. Wówczas trzeba przejrzeć rynek i wybrać właściwą osobę.
KK: PFG nie jest agencją menadżerską, tu nie podpisujemy umów, ale też staramy się pomóc chłopakom z całej Polski. Zawodnik, który do nas przyjeżdża, trenuje rok, dwa lata, a potem jako gotowy senior wyjeżdża do drugiej, pierwszej ligi czy Ekstraklasy. Naszym zadaniem jest poinformowanie odpowiednich ludzi, że mamy takiego chłopaka, tak by dostał swoją szansę.
Nie uważacie, że futbol idzie w stronę totalnej profesjonalizacji? Że zawodnik, aby dojść do nawet nie tego najwyższego poziomu, będzie musiał być świadomy pod każdym kątem, w każdej dziedzinie?
HB: Na pewno idzie w takim kierunku. My nie pozostajemy na to obojętni. Mamy w swoich szeregach dietetyka, trenerów przygotowania motorycznego, szeroki zakres specjalistów z różnych dziedzin. Podstawową wartością z naszego punktu widzenia, jest fakt, że dany piłkarz musi sobie na tę pomoc zasłużyć. Nie dostaje jej za darmo, nie ma czegoś takiego: mam pieniądze, stać mnie, więc mogę. Masz fundament piłkarski, jesteś dobrym zawodnikiem, dajesz z siebie wszystko, to zasługujesz na to, aby zbudować wokół ciebie sieć specjalistów, którzy pomogą ci w dalszym rozwoju.
Ilu macie zawodników objętych tym najszerszym pakietem?
HB: Dwudziestu kilku piłkarzy działa w pełnym zakresie naszego szkolenia. Na przykład na treningach motorycznych dzielimy zawodników według pewnego schematu. Odpowiedzialni za to są trenerzy Łukasz Kalinowski i Szymon Michoński. Współpracują z zawodnikami w małych grupach, ale przeprowadzają również treningi indywidualne. Po to, żeby poprawić niektóre aspekty, dzięki którym dany zawodnik będzie mógł szybciej wywalczyć sobie awans sportowy.
Z roku na rok powinniśmy spodziewać się z waszej strony coraz to większej liczby transferów do wyższych lig?
KK: To pewne.
HB: Po wynikach Daniana Pavlasa (Raków Częstochowa – przyp. red.), Marcina Gawrona (Błękitni Stargard – przyp. red.), Wojtka Kalinowskiego, który też trafiłby do Błękitnych, gdyby nie zerwane więzadła, twierdzimy, że tych zawodników będzie coraz więcej.
Wiecie, że wynik nie przychodzi od razu.
HB: Tego staramy się nauczyć naszych chłopaków, proszę mi wierzyć, nie jest to łatwe do przeskoczenia w świadomości młodych zawodników, którzy chcą tego sukcesu na tu i teraz. Wolą krótkofalowy komfort, nie myślą, co może dziać się później. Kwestie tych decyzji podjętych na bieżąco mogą ciągnąć się za piłkarzem przez lata. Przekazujemy im własne doświadczenie, przedstawiając modele tych, którzy dobrze pokierowali swoimi karierami, aby podejmowali najlepsze działania.
Wielokrotnie wspominaliście o Danianie Pavlasie, traktujecie go jako pewien model, wizytówkę swojej organizacji?
KK: Myślę, że jest jednym z przykładów.
HB: Do momentu, kiedy u nas był, mogliśmy to potwierdzić w 100%. Teraz Danek jest gdzie indziej i na wszystko nie mamy wpływu.
KK: Chodzi o to, że jest możliwe przejście z czwartej czy trzeciej ligi w bardzo krótkim czasie na szczebel centralny. Danek trafił do pierwszoligowego Rakowa po rundzie z nami. Chciały go czołowe kluby Ekstraklasy. To pokazuje innym chłopakom, że można.
HB: Może być autorytetem, biorąc pod uwagę sposób pracy, profesjonalizm, zaangażowanie, obsesję. Takich piłkarzy ze świecą szukać.
KK: On był głodny sukcesu. Jego musieliśmy stopować.
Pavlas w oficjalnym meczu Rakowa jeszcze nie zadebiutował, a siedzi tam już pół roku.
KK: Mówimy chłopakom, żeby przebijali się przez drugie ligi. W Ekstraklasie już jest kolejka do gry. Uświadamiamy zawodników, aby podejmowali mądre decyzje, krok po kroku. Najpierw udowodnić wartość w czwartej lidze, potem w trzeciej, aż na sam koniec trafić do najwyższej. Duże przeskoki wymuszają agenci. Wiadomo, każdy musi zarabiać.
HB: Dlatego życzymy Dankowi jak najlepiej…
KK: …ale sugerowaliśmy inne rozwiązania.
Został rzucony na zbyt głęboką wodę?
HB: Czy zbyt, to się jeszcze okaże.
KK: On się obroni. To wspaniały chłopak i jestem pewien, że się obroni. Inni mieliby problem, on nie.
Obroni się w Rakowie czy w innym klubie?
HB: Czy w Rakowie, tego nie wiem. Wiem jedno, on dojdzie bardzo daleko, kwestia jest tylko kiedy. Zdziwię się, jeśli nie będzie grał na poziomie reprezentacji.
KK: Jeżeli w Rakowie wpuszczą go w obecnych rozgrywkach na boisko to pierwszy raz w historii będziemy świadkami transferu z Ekstraklasy powyżej dziesięciu milionów euro.
Jakie kluby interesowały się Pavlasem?
HB: Mówiło się Górniku Zabrze i przede wszystkim o Legii, która przymierzyła go do pierwszej drużyny. Ten transfer był kwestią kolejnego lata. Chcieli poszukać dla niego opcji drugoligowej, aby zebrał doświadczenie, wartość, a w następnym sezonie miał nawet walczyć o miejsce w składzie jako młodzieżowiec. Danek wybrał inaczej, chciał od razu wskoczyć wysoko. Był testowany w Częstochowie, gdzie od razu spodobał się trenerowi Papszunowi. Nadawali na tych samych falach i dlatego trafił do Rakowa.
Za szybko czy zły wybór?
KK: Czas pokaże. My jako mentorzy bierzemy odpowiedzialność za wyniki długofalowe naszych zawodników, dlatego mówimy im: spokojnie, podejmij decyzję, weź pod uwagę ryzyko. Jednak decyzja należy do nich. Wiemy, jak funkcjonuje futbol, tu nic nie jest pewne. Bezpieczniej dla kariery wybrać niższe ligi i po kolei wspinać się na sam szczyt.
HB: Nadmienię, że w grę wchodził temat transferu w letnim okienku transferowym, który był nawigowany przeze mnie. Prowadziliśmy rozmowy z mocnymi drugoligowymi zespołami, ale trafiła się okazja, Danek chciał wykorzystać swoje pięć minut, więc nie chcieliśmy go blokować.
Widzicie w swoich szeregach zawodników podobnych do Pavlasa?
KK: Mamy lepszy materiał ludzki. Pamiętam, jaki Danek był jak przychodził, a jaki był jak odchodził do Rakowa. Te siedem miesięcy to ogrom czasu.
Czyli efekty zobaczymy w zimę lub w lato następnego roku?
KK: Najlepiej w lato. Wtedy chłopcy będą w pełni gotowi. Mam nadzieję, że nie podejmą zbyt dużego ryzyko i wybiorą opcje z pewnym miejscem na grę.
HB: Piłkarsko mamy lepszy materiał ludzki, ale nie wiem, czy ci zawodnicy będą tak głodni sukcesu, jak Pavlas.
Gdzie chcecie być za dwa-trzy lata jako projekt?
Chcemy pomóc wielu chłopakom zbudować bądź odbudować swoje kariery. Wyprodukować dużą liczbę młodzieżowców, którzy będą grali w drugiej, pierwszej lidze, czy nawet w Ekstraklasie. Zapisać kilkuset zawodników, którzy przeszli przez projekt i mieć pozytywny wpływ na ich życie. Biorąc pod uwagę nasz wiek nie jest łatwo, ale chcemy mieć przełożenie i bezpośredni wpływ na formę jednostek treningowych prowadzonych w klubach oraz sposób zarządzania nimi. Nazwijmy rzeczy po imieniu – chcemy zapoczątkować rewolucję w polskim futbolu.
WIĘCEJ O PROJEKCIE CHŁOPAKÓW ZNAJDZIECIE TUTAJ
rozmawiali DOMINIK KLEKOWSKI oraz DANIEL CIECHAŃSKI