DAC Dunajska Streda dwóch z trzech swoich najlepszych piłkarzy sprzedała do Ekstraklasy, a i pod trzeciego, Zsolta Kalmara, kapitana, podchody robił Lech Poznań. My płacimy lepiej, ale w piłkę lepiej grają oni. Ja wiem, że wyniki meczów Cracovii to 1:1 i 2:2, że dogrywka, że sytuacje podbramkowe, ale dla mnie sprawa jest jasna: awansował lepszy, a nawet, jakkolwiek by to zabrzmiało, bo przecież DAC systemowo stawia na młodzież: dojrzalszy.
Dojrzalszy, bo Streda górowała nad Cracovią kulturą gry. Nie twierdzę, że różnica ogólna była jakaś znacząca – nie, Pasy miały swoje szanse, może nawet powinny dostać karnego przy 1:2, choć wciąż jeszcze nic by nie dawał, skandalu brak, ale pokłócić się było o co. Jednak po trzech i pół godzinach z DAC i Cracovią nie mam wątpliwości jaki zespół wolałbym oglądać przez kolejne trzy i pół godziny.
Śmiali się Słowacy, że Cracovia zmontowała zespół jak do koszykówki. Dzisiaj były żarty, że najbardziej obawiają się naszych rzutów z autu. Choć może i nie żarty, bo jak uważasz, że rywal przewagę ma tylko we wzroście, to i notoryczne auty mogą być obawą uzasadnioną. Ale jak mówi stara piłkarska prawda “rzut z autu to jeszcze nie gol”, dlatego bardziej zapadnie w pamięć wypowiedź trzydziestodwuletniego dyrektora DAC dla TVP Sport:
– Macie dużo starszych piłkarzy i nieco archaiczny styl gry. Długie piłki, fizyczna gra.
Aż mi się od razu przypomniało, jak bodajże Felix w Piaście – ale mógł to być inny Hiszpan w Polsce – po zderzeniu z ekstraklasową pytał kolegów:
– Słuchajcie, Dlaczego ta piłka u was tak lata?
Powiedzmy sobie szczerze jak wyglądał mecz Cracovia – DAC: Pasy grały górą, DAC grało dołem. Pasy wrzutkami, DAC rozegraniem. Pasy przy polu karnym stawiały na dośrodkowanie, DAC wjeżdżało z piłką w szesnastkę. Znajdziecie przykłady przeczące, to oczywiste, mecz jest długi, ale jakby szukać dominujących schematów: tak właśnie było.
Nie tu został mecz przegrany, nie został też przegrany błędem Helika – mecz został przegrany, bo oba zespoły są na porównywalnym poziomie piłkarskim, Dunajską Stredę cenię ciut wyżej, ale wiem, że na przestrzeni dwumeczu taka różnica jakościowa nie znaczy nic, na przestrzeni dwumeczu potrafią się zdarzyć cuda na kiju, a co tu gadać o zwycięstwie nieco lepszego z nieco słabszym. Być może posiadanie większej siły nabywczej, bo Cracovia to bez dwóch zdań klub bogatszy, powinno sprawić, żeby to jednak Pasy narzucały ton dwumeczowi, miały piłkarskie argumenty po swojej stronie – nie wiem, nie siedzę w kulisach kogo dało się zatrzymać, kto był dostępny, a kto nie.
Ale choć to nie latającą nad głowami piłką awans został przegrany, tak to było jednak widowisko, zwyczajnie, po ludzku, smutne. Słowacy potrafią wygonić na murawę ładnie grające dzieciaki, kreujące ciekawe akcje, a my, teoretycznie posiadając armią doświadczonych graczy na tu i teraz, katujemy się kolejnym przeraźliwie przewidywalnym dośrodkowaniem i próbujemy wbić w gwoździa. Słowo daję, Cracovia była dziś o pół kroku od wynalezienia broni równie nowatorskiej co centrostrzał: uderzenia głową z dystansu.
Prezes Filipiak jeszcze w maju mówił, że będzie piłkarzy rozliczał z awansu do fazy grupowej. Ten filmik, klasyczny przykład samozaorania, również dobrze uzmysławia jakie były w klubie nastroje. Tak się przyzwyczailiśmy do eurowpierdoli, że ten nie robi na nas wrażenia, ale przy Kałuży to nie rozejdzie się po kościach. Nie wyrokuję broń Boże nerwowych ruchów, ale na pewno atmosfera jutro przy automacie do kawy nie będzie należała do najzręczniejszych.
Europo witaj nam! @EuropaLeague pic.twitter.com/8STImaXwDO
— CRACOVIA (@MKSCracoviaSSA) May 19, 2019
***
Legia przerwała dzisiaj zdumiewającą passę jedenastu kolejnych meczów polskich drużyn w pucharach bez zwycięstwa:
Jagiellonia 0:1 Gent
Lech 0:2 Genk
Legia 1:2 Dudelange
Jagiellonia 1:3 Gent
Lech 1:2 Genk
Legia 2:2 Dudelange
Piast 1:1 BATE
Cracovia 1:1 Dunajska Streda
Legia 0:0 Europa FC
Piast 1:2 BATE
Dunajska Streda – Cracovia 2:2
Ja czegoś takiego nie pamiętam. Zdarzały się różne Cementarnice i Dinama Tbilisi, ale coś takiego nigdy. To najgorszy pucharowy moment polskiej piłki za mojego życia. Wyzłośliwiać się nie chce, to jest kopanie leżącego.
Biją się we mnie dwie narracje. Bo może takie jest nasze miejsce, jesteśmy jak ta klapa z pociągu PKP w “Dniu świra”, w konsekwencji nie ma co deprecjonować żadnego zwycięstwa, żadnego awansu, jakie by nie było i z kim?
Ale przecież miejsce polskiej piłki klubowej w piłkarskim łańcuchu pokarmowym, choć niskie, tak nie jest aż tak niskie – nie wierzycie, spytajcie w Genoi czy poleciliby wam wydać niemałą kasę na sprowadzenie dwudziestotrzyletniego napastnika z Ekstraklasy, bez debiutu w kadrze i bez gola w europejskich pucharach.
Leszek Milewski