Kilka dni temu Dawid Kownacki stał się najdroższym zawodnikiem w historii Fortuny Duesseldorf. Klub z ESPRIT arena chciałby, by za chwilę na drugim miejscu w klasyfikacji – przynajmniej na ten moment – znalazł się Marcin Kamiński.
Kamyk miał przed sezonem jasny cel – iść do Fortuny, żeby ograć się w walce o utrzymanie i być gotowym do gry, gdy wróci do klubu bijącego się o puchary. Bo taki zespołem – bijącym się o puchary – miał być VfB Stuttgart. Myślano, że skoro sezon jako beniaminek okazał się bardzo dobry, to kolejne rozgrywki będą co najmniej równie stabilne. Wydano 35 milionów euro na sześciu zawodników, ale koniec końców plany – delikatnie mówiąc – rozminęły się z rzeczywistością.
Stuttgart spadł z ligi.
W międzyczasie Fortuna Duesseldorf – najbiedniejszy klub zeszłego sezonu, wskazywano jako faworyt numer jeden do spadku – zajął dziesiąte miejsce, utrzymując się bardzo pewnie. W barwach Fortuny bardzo solidny sezon – 27 występów, sporo pochwał za grę obronną, spokój i wyprowadzanie piłki – rozegrał właśnie wypożyczony Kamiński.
Wypożyczony głównie po to, by nie stracić sezonu na ławce. W Stuttgarcie, po wywalczeniu awansu do Bundesligi i niezłej rundzie jesiennej, wydawało się, że na dłużej zagrzeje miejsce w składzie, ale później złapał kontuzję, zmienił się trener i były lechita do składu już nie wrócił.
– Przeszedłem do Fortuny żeby dostawać minuty, a nie siedzieć na trybunach czy na ławce, w momencie odejścia Pavarda mam wrócić. Tylko że zimą Stuttgart pobił swój rekord transferowy i na stopera ściągnął Ozana Kabaka z Turcji. Nagły ruch w zimie, którego osobiście się nie spodziewałem. Myślałem, że Stuttgart będzie korzystał z czterech obrońców, których ma u siebie i że mam wrócić, by tę czwórkę uzupełnić w momencie odejścia Pavarda. Tylko że na ten moment Stuttgart ma pięciu, czterech bez Pavarda. Wracam – znów jest nas pięciu. Znowu zobaczymy, co się będzie działo. Każdy mnie pyta o przyszłość, a ja nie potrafię jej dziś określić. Na ten moment wracam do Stuttgartu, tego nie przeskoczę. Wraz z agentem dopytywaliśmy – Fortuna, z tego, co wiem, też pytała już o transfer definitywny. Ale w Stuttgarcie nikt nie chce rozmawiać. Nikt nie wie, co się wydarzy – spadek, utrzymanie. Podejrzewam, że pierwsze decyzje zapadną dopiero po 34. kolejce czy nawet po barażach o pozostanie w lidze – opowiadał Kamiński w naszym wywiadzie, jeszcze na początku maja, gdy nie było jasne, czy Stuttgart zachowa ligowy byt.
Nie zachował, więc sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana.
– Chcemy Marcina, Marcin chce przyjść do nas, ale jeszcze nic nie jest pewne – powiedział dyrektora sportowego Fortuny, Lutz Pfannenstiel. Klub z Duesseldorfu – zdaniem “Przeglądu Sportowego” – jest gotowy zapłacić za polskiego stopera 2,2 mln euro, ale problemem jest pensja Kamińskiego. Jak podaje “Bild”, Kamyk może liczyć na 1,2 mln euro w Stuttgarcie, co przerasta możliwości Fortuny.
Czyli Kamiński musi zdecydować: zostać w Bundeslidze, decydując się na obniżkę pensji, czy wybrać klub, gdzie zarobi więcej, ale zagra na zapleczu.
Nie musimy mówić, co – abstrahując od aspektów finansowych i skupiając się wyłącznie na boisku – byłoby korzystniejsze. Na szczęście mamy wrażenie, że Kamiński w karierze klubowej dokonuje rozsądnych wyborów – okrzepł w Lechu, nie wyjeżdżał przy pierwszej lepszej okazji, aż w końcu trafił do klubu, z którym wywalczył awans do Bundesligi. Gdy tylko perspektywy na grę zmalały, błyskawicznie przeniósł się do beniaminka z Duesseldorfu – więc o to, że dokładnie przemyśli swój następny ruch, możemy być spokojni.
Fot. Newspix.pl